Obdarowani (2017)
Reż. Marc Webb
Data premiery 18 sierpnia 2017
Maciej Dowgiel
Marc Webb, reżyser Obdarowanych, pracując przy dwóch odsłonach Niesamowitego Spider-Mana, nauczył się robić superprodukcje przeznaczone dla dzieci i młodzieży oraz ich rodziców. Świetnie radził sobie z filmami o chłopaku z cudownymi, pajęczymi zdolnościami. Jego fenomen, zresztą jak w większości marvelowskiego uniwersum Spider-Mana, polegał na zgrabnym łączeniu tego, co cudowne, niesamowite, nadprzyrodzone, z tym co zwyczajne. Niesamowite były zdolności Spider-Mana, zwyczajne zaś życie dojrzewającego nastolatka Petera Parkera. Podobnie zresztą skonstruowane jest uniwersum X-Menów, z którego lekcje sumiennie odrobił pewnie także twórca Obdarowanych. Tam, pod czujnym okiem profesora Xaviera, uczyli się mutanci… czyli „zwykłe” osoby ze szczególnymi uzgodnieniami i mocami. Już sama nazwa szkoły mówiła wiele o jej uczniach – szkoła dla specjalnie obdarowanych młodzieńców (Xavier’s School for Special Gifted Youngsters).
W Obdarowanych formuła opowieści o zwykłych-niezwykłych pozostała (przynajmniej w części) niezmieniona. Tym razem otrzymaliśmy historię (dodatkowo wpisaną w konwencję dramatu rodzinnego) dziewczynki obdarowanej genialnym umysłem. Ta ciekawa fabularnie, „fantastyczna” (dla widza o przeciętnym IQ), niefantastyczna filmowa opowieść (pozbawiona elementów nadprzyrodzonych, magii itp.) swą gatunkową dwoistość ujawnia już w tytule. Zastosowanie liczby mnogiej (Obdarowani) wskazuje na to, że nie tylko Mary, główna bohaterka, posiadła matematyczny dar. Jest nim także ona sama, o czym przekonał się wychowujący ją wuj. Pozwala to zainicjować ciekawą rozmowę o filmowych gatunkach oraz o pewnych ponadgatunkowych wabikach, charakterystycznych dla blockbusterów, a przyciągających do kin miliony widzów na całym świecie.
Pierwszy dzień w szkole prawie nigdy nie należy do najprostszych. W domu trzeba zostawić ukochanego zwierzaka, najlepszego (a czasem jedynego) kompana zabaw; rodzicom lub opiekunom pozwolić skupić się na pracy… Pojawiają się obawy przed odrzuceniem z grupy koleżeńskiej i strach przed brakiem akceptacji; tęsknota za dotychczasowymi przyzwyczajeniami i zabawami. Lęk staje się udziałem zarówno dzieci, jak i ich opiekunów. Taka kolej rzeczy, która pewnie nie omija nikogo. Nawet geniuszy…
Dlaczego zatem trzeba chodzić do szkoły? Z odpowiedzią na to pytanie, tylko pozornie proste, zmaga się wielu opiekunów, których dzieci nie dostrzegają korzyści z uczestniczenia w szkolnych zajęciach. Co ciekawe, nie dotyczy to wyłącznie najmłodszych, dla których szkoła jest swego rodzaju nowością (naturalne jest, że w każdym wieku zdarza się nam bać nowości). Nad celowością uczęszczania do szkoły zastanawiają się zwłaszcza nastolatkowie. W ich przypadku wątpliwości te są powodowane nie tylko buntem, ale i samoświadomością dotyczącą określonych zainteresowań i… poczucia zmarnowanego czasu. Po cóż uczyć się tego, co już się wie albo tego, czym absolutnie nie jesteśmy zainteresowani? Być może odpowiedzi na te pytania znajdziecie w filmie Obdarowani. I choć fabuła dotyczy wyjątkowej kilkulatki, to powinna rozwiać wspomniane niepewności nastolatków (i wielu ich rodziców).
Szkoła to nie tylko miejsce zdobywania wiedzy, ale także sala treningowa, w której kształtowane są umiejętności społeczne, empatia i wzajemny szacunek. Miejsce zawierania przyjaźni na całe życie. A także przestrzeń do bycia dzieckiem, ze wszystkimi zaletami i wadami tego wieku. To także czasem bolesne i nie zawsze sprawiedliwe lekcje posłuszeństwa zasadom, których nieopanowanie w młodym wieku może (choć nie zawsze musi) odbić się czkawką w dorosłym życiu. Obdarowanych warto polecić pedagogom szkolnym, którzy zmagają się z pytaniami młodych ludzi o sens chodzenia do szkoły. Być może wspólne uczestnictwo w seansie przyniesie terapeutyczno-wychowawcze skutki, pozwalając zrozumieć, jak ważne i wielowymiarowe jest uczestnictwo w życiu szkolnym.
Obdarowani to także film o opiekunach, którzy są zbyt wyrafinowani, by w wychowaniu uwzględniać tak „błahe” czynniki, jak: ciepło, miłość i wzajemne przywiązanie. Wszystko to ukryte bywa pod chwytliwym hasłem „interes dziecka”, oczywiście, pojmowany nie tylko błędnie, ale przede wszystkim egoistycznie. Obdarowanych powinni zobaczyć wszyscy rodzice, dziadkowie i opiekunowie, którzy, dostrzegając w swych dzieciach małych geniuszy, stawiają im kolejne wymagania, obierają dzieciństwo na rzecz kolejnych zajęć edukacyjnych. A nie każdy jest przecież faktycznie obdarowany… To klasyczny mechanizm zaspokajania własnych ambicji kosztem dzieci. Łatwiej oczywiście, jeśli dziecko ma te same zainteresowania i naukowe pragnienia, jakie mają opiekunowie. Gorzej, gdy za wszelką cenę zmusza się je do nauki i poświęcenia dla tego, co jest dla niego po prostu nudne lub niezrozumiałe. To swego rodzaju przykład emocjonalnego niewolnictwa. W filmie ważnej lekcji pokory i skutków ślepego egoizmu udzieli opętana pragnieniem rozwiązania matematycznego dowodu babka głównej bohaterki, która poświęciła swe życie, córkę, a teraz gotowa jest poświęcić szczęście wnuczki.
Obdarowani to film, który sprawdzi się przede wszystkim na zajęciach ze świadomymi i odpowiedzialnymi rodzicami lub opiekunami. Być może warto polecać go podczas rodzinnych sesji psychologicznych. Można też oglądać go w gronie nauczycieli i rodziców podczas wywiadówek, zwłaszcza w klasach, w których dostrzec można wyścig szczurów, spowodowany przede wszystkim pragnieniami i motywacjami zaślepionych opiekunów.
Co ma zrobić dziecko, które wie już prawie wszystko na danym temat, jak zdarzyło się w przypadku Obdarowanych? Gdy inni uczą się liczyć do dziesięciu, ono mnoży w pamięci trzycyfrowe liczby i bez problemu wyciąga z nich pierwiastki? Nie umie za to kulturalnie rozmawiać ze starszymi, skupić się na nudnych zajęciach i bezwzględnie upomina się o uwagę… Na lekcjach ma wrażenie, że znajduje się nie na miejscu. W umiejętnościach dawno przeskoczyło nauczycielkę, a koledzy i koleżanki, przynajmniej z początku, wydają się niedorozwinięci. W tym kontekście na film powinni zwrócić uwagę studenci pedagogiki i nauczyciele mający do czynienia z uczniami ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. W pielęgnowaniu zdolności i przyjaznym podejściu do genialnego ucznia poradą może służyć Bonnie, nauczycielka zmagająca się w filmie z podobnym zjawiskiem.
Dobrym pomysłem jest także, aby tym filmem zajęli się adepci prawa, a najlepiej, by skonfrontowali go z niedocenionym filmem Macieja Ślesickiego Tato. W amerykańskiej produkcji obraz sądu jest o wiele cieplejszy niż w rodzimym filmie sprzed ponad dwudziestu lat. Jednak w obu przypadkach jego działanie warunkowane jest założonym z góry przekonaniem o kiepsko pojmowanym dobru dziecka. Może czas, aby w tym kontekście podyskutować o czynniku ludzkim, który zazwyczaj przegrywa z bezwzględnymi (i bezdusznymi) kodeksami?