Sieranevada (2016)
Reż. Cristi Puiu
Jadwiga Mostowska
Na ekrany polskich kina trafił właśnie najnowszy film Cristi Puiu – twórcy, obok Cristiana Mungiu, uważanego za jednego z ojców rumuńskiej nowej fali. Dramat Sieranevada miał swoją światową premierę na ubiegłorocznym festiwalu w Cannes i został rumuńskim kandydatem do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. To czwarty film fabularny w dorobku Puiu, tego reżysera i scenarzysty, który największy sukces osiągnął w 2005 roku, kiedy to jego obraz zatytułowany Śmierć pana Lazarescu zdobył główną nagrodę w canneńskiej sekcji Un Certain Regard.
Śmierć pana Lazarescu była poruszającą opowieścią o tym, jak ludzkie życie przegrywa w zderzeniu z biurokratyczną machiną. Tym razem Puiu przedstawia nam portret rodziny i proponuje refleksję nad tym, jakie relacje łączą nas z tymi, których zwykło się nazywać „bliskimi”. Inspiracją dla fabuły filmu było osobiste doświadczenie artysty związane z udziałem w rodzinnej uroczystości upamiętniającej jego zmarłego ojca, zaś tytuł, który każe widzowi spodziewać się dynamicznego widowiska spod znaku westernu, to jedynie żart autora filmu (a także sprytny sposób na to, aby uniknąć jego dziwacznych tłumaczeń na inne języki). Sieranevada, miast gdzieś na Dzikim Zachodzie, rozgrywa się bowiem we współczesnej Rumunii. Małżeństwo z tzw. klasy średniej bierze udział w spotkaniu związanym ze śmiercią ojca mężczyzny. Stłoczeni w ciasnym mieszkaniu krewni i znajomi czekają na spóźniającego się kapłana, prowadząc pozornie błahe rozmowy, w które wkrada się bieżąca polityka i dyskusje o aktualnych wydarzeniach (paryska tragedia „Charlie Hebdo”), czy też wątki związane z historią Rumunii i świata (wydarzenia z 11 września 2001 roku). Jedni z sentymentem wspominają komunizm oraz rządy Ceausescu, inni emocjonują się kolejnymi teoriami spiskowymi opublikowanymi w internecie. Stół od dawna nakryty, ale przed odprawieniem modłów zasiąść do posiłku nie można. Oczekiwanie i zniecierpliwienie wzmaga nerwowość zgromadzonych. Zaczynają ujawniać się skrywane sentymenty oraz pretensje, a pojawienie się popa i wspólna rytualna modlitwa nie poprawiają atmosfery. W końcu na jaw wychodzą także przez lata przemilczane tajemnice rodziny.
Kolejne sceny filmu rozgrywane są w ciasnych, ograniczonych przestrzeniach (samochód, zagracone mieszkanie), w których stłoczone są osoby dramatu (co musiało wymagać bardzo precyzyjnej „choreografii” filmowego planu). Nawet w tych nielicznych chwilach, w których miejscem akcji jest ulica (jak choćby znakomita scena kłótni o miejsce parkingowe, będąca swego rodzaju „przerywnikiem” wobec zdecydowanej większości akcji rozgrywającej się w mieszkaniu), przestrzeń jest ograniczona wąskim kadrem. Owa ograniczona przestrzeń oznacza wymuszoną bliskość bohaterów, dodatkowo podkreślaną przez bliskie plany i sytuowanie kamery na wysokości oczu postaci. Widz staje się niejako mimowolnym obserwatorem i niemym uczestnikiem tego, co dzieje się w mieszkaniu – trochę jak ktoś niewidzialny lub jak duch (owego zmarłego?), kto patrzy nie będąc widzianym. Nie wszystko jednak może zobaczyć czy usłyszeć. Szereg rozmów toczy się za ścianą, za zamkniętymi drzwiami, a owo zamykanie i otwieranie drzwi do kolejnych pomieszczeń w mieszkaniu, pomiędzy którymi przemieszczają się poszczególne postacie, chcąc w tej ciasnocie zachować choć odrobinę prywatności (znaleźć miejsce na chwilę rozmowy w cztery oczy, uciec, popłakać), staje się niemal lejtmotywem filmu. Widz zaś musi z owych urywków, fragmentów rozmów sam zbudować sobie jakiś obraz (mając świadomość tego, że będzie on, podobnie jak to ma miejsce w życiu, obrazem niepełnym).
To, co oglądamy w Sieranevadzie, to jednak nie tylko portret pewnej rumuńskiej rodziny i zaproszenie do dyskusji o problemach, które dotykają wiele współczesnych familii (nietrudno byłoby wyobrazić sobie podobne spotkanie rozgrywające się gdzieś w polskim mieszkaniu). Puiu proponuje nam w swoim filmie coś więcej, a mianowicie spojrzenie na współczesną Rumunię, której różne pokolenia mają rozmaite spojrzenie na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, gdzie stare miesza się z nowym, ale wciąż nie wiadomo jeszcze co z tego wyniknie. Przedstawiciele sportretowanej w filmie inteligencji wydają się zagubieni, samotni, niepewni. Rumunia po transformacji to kraj podzielony, w którym jedni odnajdują się lepiej, a inni gorzej.
Niemal trzygodzinny film, w którym pozornie „nic się nie dzieje” może być dla młodego widza trudny w odbiorze. Choć anonsowany był jako pełen czarnego humoru komediodramat, zdecydowanie bliżej jest mu do dramatu niż do komedii. Aby móc odczytać Sieranevadę nie tylko jako kameralny dramat rodzinny, ale też jako niezwykle interesujące spojrzenie na współczesną Rumunię z jej społeczno-kulturalnymi i obyczajowymi realiami, potrzebna jest choćby minimalna znajomość kontekstów historyczno-politycznych. Warto jednak podjąć trud obejrzenia najnowszego dzieła Puiu oraz rozmowy o nim z młodzieżą ze najstarszych klas szkoły ponadgimnazjalnej (szczególnie tą najbardziej zainteresowaną kinem, z klas humanistycznych i kół filmowych). Dyskusje, które może zainspirować Sieranevada mogą dotyczyć tematu rodziny (Po co utrzymujemy relacje rodzinne? Czy spotykamy się z bliskimi z obowiązku czy może z potrzeby serca? Dlaczego spotkania rodzinne bywają trudne? Czy da się w gronie rodzinnym szczerze rozmawiać o problemach?), kwestii tradycji, znaczenia religii oraz rytuału (nie tylko tego związanego z upamiętnianiem zmarłych) w życiu współczesnego człowieka. Film Puiu może być również przyczynkiem do rozmowy o tym, na ile ukazany w nim obraz współczesnej Rumunii można przyrównać do realiów współczesnej Polski oraz innych krajów postkomunistycznych, które przeszły trudną drogę transformacji ustrojowej? Sieranevada może być również wstępem do przybliżenia starszym uczniom rumuńskiego kina spod znaku nowej fali oraz zajęć poświęconych warsztatowi filmowemu, podczas których można poddać analizie sposób operowania kamerą w tym filmie, kompozycję kadrów czy też rolę dźwięku w budowaniu filmowych znaczeń.