Zjawa (2015)

Anna Kołodziejczak

Reż. Alejandro Gonzalez Inarritu

Data premiery: 29 stycznia 2016

Od dzisiaj na ekranach naszych kin „Zjawa” Alejandro Gonzaleza Inarritu, a ja, polecając ten film, czuję się jak bohaterka filmów Machulskiego. Przeżywam deja vu i widzę ciemność…

W ubiegłym roku, także tuż przed rozdaniem Oscarów, polecałam naszym Czytelnikom „Birdmana”, wcześniejszy film Inarritu. Przygotowywałam tekst tuż po seansie przedpremierowym, w sporych emocjach związanych z obcowaniem z tak znakomitym filmem: wielowątkowym, interesującym formalnie, nieprzewidywalnym fabularnie. Wprawdzie łaska Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej jeździ na pstrym koniu, ale miałam nadzieję, że „Birdman” może trafić w swój czas. Teraz jestem świeżo po seansie „Zjawy”. Oczekiwania oscarowe w stosunku do tego filmu także są ogromne (12 nominacji), również moje, ale w historii tej nagrody przypadki, aby reżyser otrzymywał statuetkę rok po roku nie były częste (taki dublet zaliczył np. John Ford za „Grona gniewu” w 1941 r. i za „Zieloną dolinę” w 1942 r.). Wiele napisano już na temat kreacji Leonardo DiCaprio i Toma Hardy’ego, wielkich poświęceń, do których gotów był ten pierwszy, aby wiarygodnie tworzyć postać swojego bohatera (kąpiele w lodowatym górskim potoku, zjedzenie wątroby bizona, nauka umiejętności traperskich etc.). Prasa fachowa powszechnie lokuje DiCaprio na pozycji faworyta w wyścigu po Oscara 2016 za rolę pierwszoplanową. Aktor był dotąd czterokrotnie nominowany do tego prestiżowego wyróżnienia (za: imdb.com) – w kategorii Najlepszy aktor pierwszoplanowy za filmy Martina Scorsese „Wilk z Wall Street” (2013) i „Aviator” (2004), „Krwawy diament” Edwarda Zwicka (2006) oraz rolę drugoplanową, upośledzonego Arniego w „Co gryzie Gilberta Grape’a” Lasse Hallstroma (1993). 18-letni wówczas DiCaprio stworzył przejmująca i pełną prawdy kreację — wartą Oscara. Czy teraz zbierze plon swoich wszystkich aktorskich dokonań?

Scenariusz „Zjawy” został oparty na powieści Michaela Punkego „The Revenant: A Novel of Revenge” z 2002 r., a ta z kolei na autentycznej (ale już legendarnej) historii Hugh Glassa, amerykańskiego trapera eksplorującego tereny Dzikiego Zachodu. Wydarzenia faktyczne rozgrywały się w 1823 r., podczas ekspedycji związanej ze zdobyciem i transportem zwierzęcych skór do fortu Kiowa nad rzeką Missouri w Południowej Dakocie. W tym miejscu krzyżowały się także szlaki i interesy Indian — Arikarów oraz Paunisów — oraz Amerykanów i Francuzów. Fortuna zdeponowana w pakach zwierzęcych futer, pobudzała wyobraźnię wielu obietnicą lżejszej przyszłości. A w tym miejscu na Ziemi była to perspektywa wyjątkowo wartościowa — na wagę przeżycia. Surowe Góry Skaliste pokryte śniegiem, wielostopniowy mróz, groźna przyroda, nieliczne przetarte szlaki, rozrzucone w wielusetkilometrowym oddaleniu od siebie przyczółki białego człowieka (przyjaciela lub wroga)… W takim otoczeniu, topniejąca z każdym kilometrem amerykańska ekspedycja, traci głównego przewodnika — trapera Hugh Glassa. Zaatakowany przez grizzly mężczyzna może tylko opóźniać i tak nad wyraz trudny marsz. Kierujący wyprawą kapitan Andrew Henry decyduje się postąpić honorowo — oferuje wysoką nagrodę ochotnikom, którzy pozostaną przy Glassie do końca i zapewnią mu chrześcijański pochówek. Tak się jednak nie dzieje. Doświadczony traper John Fitzgerald, częściowo oskalpowany kiedyś przez Indian (w tej roli Tom Hardy), młody łowca zwierząt Jim Bridger oraz Hawk, nastoletni syn Glassa ze związku z pauniską squaw stają się bohaterami kolejnego dramatu.

Historia trzystukilometrowej, samotnej wędrówki Glassa do fortu Kiowa to opowieść o motywach ludzkiego postępowania, zmienności losu, poszukiwaniu Odpowiedzi i swojego Boga… Jesteśmy w miejscu, w którym sztuka próbuje zbliżyć się do problemów transcendentalnych. Do mistycznego doświadczenia, polegającego na bezpośrednim odczuciu przez człowieka obecności Boga. A to rejony niemal nieprzeniknionej ciemności.

Kiedy oglądamy „Zjawę”, staramy się uchwycić i nazwać niewidzialne. Dzięki nowym technologiom zastosowanym w filmie i jego przemyślanej konstrukcji, próbujemy zbliżyć się do natury i natury rzeczy. Jako widzowie możemy chwilami odnosić wrażenie, że oglądamy film przyrodniczy — dokument przedstawiający z bliska rośliny, zwierzęta, człowieka w ich naturalnym środowisku. Wydaje się, że poprzez ich „neutralną”, powolną obserwację jesteśmy w stanie wyłonić więcej sensów, niż gdyby te sensy dla nas tworzono. Wędrówkę naszego bohatera śledzimy podobnie jak udramatyzowany moment z życia gazeli na sawannie. Wiemy, że czyha na nią wiele zagrożeń, boimy się osłabienia jej sprawności fizycznej, bo łączymy to z rosnącą przewagą jej przeciwników. Z zapartym tchem obserwujemy jej kolejne ucieczki i w końcu śmierć w paszczy drapieżnika. Nic nadzwyczajnego, taka kolej rzeczy. Nie przypisujemy jednak nadmiernej celowości jej życiu. A Hugh Glass jest przecież człowiekiem — czuje, myśli, wybiera, poszukuje…

Kamera prowadzi nas przez autentyczne plenery mroźnej Północy, fotografowane w naturalnym oświetleniu, co daje na ekranie efekt zimnych, stalowoszarych barw. Dookoła (poziome panoramowanie) bezkresne pustkowia — śnieg nietknięty stopą człowieka, lasy i rzeki niezrujnowane jego „postępową” działalnością. Na ich tle bohater — osaczony, zdezorientowany, próbujący zidentyfikować zagrożenie, poruszający się po omacku (krótkie, rwane ujęcia). Kamera patrzy z dołu na leśne wykroty, strzeliste drzewa, jak zauważa Jacek Szczerba* operator „trzyma kamerę blisko bohaterów, ale zawsze poniżej linii ich wzroku”. Potęguje wrażenie nieważności ich istnienia. Innym razem znowu wypełnia ciałami bohaterów opowieści cały filmowy kadr, skupia się na nich, wchodzi w głąb, przybliża widzom, powoduje, że zasłaniamy oczy, aby nie patrzeć na naturalistyczną scenę rozgrywającą się w naszej obecności. Milczenie ludzi (tylko króciutkie, zdawkowe dialogi), cisza świata. Trasa bez łatwych do zidentyfikowania punktów zwrotnych, droga bez końca. Rozpad ciała, ból duszy. Surowość, samotność, pustka, która czeka na wypełnienie mistycznym doświadczeniem. To doświadczenia bliskie świętym lub dążącym do świętości. Kto z nas wie, komu takie transgresyjne doświadczenie jest pisane? Kto zdecyduje się na nie z własnej woli?

Glass traci wszystko, co kochał i uważał za ważne w swoim życiu. Mówi: „Nie boję się śmierci, już umarłem”. Kiedy ciało mu na to pozwala, wstaje i rusza w dalszą drogę. Obserwuje świat, bierze z niego, co jest mu dane. Żyje, na nic więcej nie ma wpływu. Zaczyna rozumieć, że jest częścią niepojętej dla niego układanki. Przestaje uzurpować sobie prawo do oceny i wymierzania kary: „Zemsta jest w rękach Boga, nie moich” — mówi w finałowej scenie filmu. Kiedy przepływają obok niego oskalpowane zwłoki Fitzgeralda, a w odległości metra mija Glassa grupa uzbrojonych Arikarów, przez chwilę zdajemy się rozumieć znaczenie tych słów.

„Zjawa” Alejandro Gonzaleza Inarritu jest filmem, który warto wykorzystać w edukacji. To film głęboki i piękny — jakkolwiek trywialnie to zabrzmi. Zdaję sobie sprawę, że nie ze wszystkimi klasami będziemy zastanawiać się nad istotą przeżycia mistycznego, chociaż film umożliwia to także na poziomie uproszczonym. Są w nim sceny oniryczne, transowe, podczas których konający Glass „łączy się” ze swoimi bliskimi. Jak przystało na człowieka dwóch kultur — chrześcijańskiej i indiańskiej — w jego wizjach przeplatają się te wierzenia i tradycje.

Możemy potraktować „Zjawę” jako kino drogi albo film przygodowy i na jego przykładzie omówić wyznaczniki tych gatunków. Młodzieży, która interesuje się kinem, warto zaproponować obejrzenie innych dzieł Inarritu (np. „Amores perros”, „21 gramów”, „Babel”, „Birdman”) i wskazać na różnorodność tematyczną oraz stylistyczną tych filmów. Trudno uciekać przy omawianiu „Zjawy” od problematyki wartości chrześcijańskich czy przypowieści biblijnych. Stale obecna w wizjach Glassa jest opowieść o drzewie, którego silne korzenie pomogą mu przetrwać napór burzy. Znamienna jest historia snuta przez Fitzgeralda o spotkaniu jego ojca z Bogiem.

Na lekcji historii możemy wykorzystać film, by przybliżyć temat eksploracji Ameryki Północnej (jeśli chodzi o zasoby naturalne, eksterminację rdzennej ludności, konkurencję światowych mocarstw na tym terenie). Polecałabym zestawienie „Zjawy” z takimi tytułami jak: „Mały Wielki człowiek” Arthura Penna, „Jeremiah Johnson” Sydney’a Pollacka, „Apocalipto” Mela Gibsona.

Warto zwrócić uczniom uwagę na rolę muzyki w filmie (w ogóle i w tym konkretnym). Są w „Zjawie” momenty, kiedy muzyka zdaje się przenosić nas w inny świat — legendarnych herosów, pierwotnych wartości przypisanych światu ludzi. Autorem muzyki do „Zjawy” jest Japończyk Ryuichi Sakamoto, nagrodzony Oscarem za ścieżkę dźwiękową do „Ostatniego cesarza” Bernardo Bertolucciego. Stworzył on także muzykę do „Pod osłoną nieba” i „Małego Buddy”, także Bertolucciego, „Opowieści podręcznej” Volkera Schlondorffa czy „Wichrowych wzgórz” Petera Kosminsky’ego.

*   Zjawa„: Jak DiCaprio walczył o Oscara (z niedźwiedziem). Recenzja filmu. Cały tekst wart przeczytania.

Pani z Ukrainy (2002)
tytuł: „Zjawa”
gatunek: dramat, przygodowy
reżyseria: Alejandro Gonzalez Inarritu
scenariusz: Alejandro Gonzalez Inarritu, Mark L. Smith
zdjęcia: Emmanuel Lubezki
muzyka: Ryuichi Sakamoto, Carsten Nicolai
produkcja: USA
rok prod.: 2015
dystrybutor w Polsce: Imperial-Cinepix
czas trwania: 156 min
Wróć do wyszukiwania