Letnie przesilenie (2014)
Jadwiga Mostowska
Reż. Michał Rogalski
Data premiery: 22 kwietnia 2016
Na ekrany polskich kin wszedł waśnie niemiecko-polski dramat wojenny w reżyserii i według scenariusza Michała Rogalskiego pod tytułem „Letnie przesilenie”. Polscy widzowie musieli czekać dłużej niż publiczność niemiecka, aby zobaczyć film, który zdążył w międzyczasie pojawić się na kilku festiwalach (m.in. w Montrealu i w Gdyni) i zebrać parę nagród oraz wyróżnień. Czy warto było tak długo czekać, żeby obejrzeć kolejny dramat wojenny, którego akcja rozgrywa się w okupowanej Polsce w 1943 roku? Czy film może zainteresować młodych widzów, którzy niedawno oglądali w kinach „Miasto 44″ J. Komasy i „Kamienie na szaniec” R. Glińskiego? Czy „Letnie przesilenie” to obraz, który może okazać się ciekawym materiałem do wykorzystania w edukacji?
W mojej ocenie na wszystkie te pytania można odpowiedzieć twierdząco. „Letnie przesilenie” to bez wątpienia obraz intersujący, choć w swym zamyśle wcale nie tak oryginalny (można w tym miejscu przywołać choćby „Świadectwo urodzenia” S. Różewicza czy „Pożegnanie z Marią” F. Zylbera na motywach opowiadania Tadeusza Borowskiego – filmy, w których wojna ukazana jest z perspektywy okupacyjnej codzienności zwykłych ludzi). Jest ponadto sprawnie zrealizowany i nieźle zagrany. Jego niewątpliwym atutem jest także warstwa wizualna. Znakomite zdjęcia Jerzego Zielińskigo, które z pewnością zasłużyły na przyznane im Złote Lwy i Złotą Żabę w 2015 r., budują atmosferę filmu i pomagają zrealizować jego główny zamysł artystyczny – podkreślenie kontrastu pomiędzy sielankową scenerią a rozgrywającym się gdzieś obok dramatem wojny i Zagłady. Mimo to „Letnie przesilenie” nie wzbudza w widzu szczególnie intensywnych emocji. Żadna ze scen, żaden z pięknych filmowych kadrów nie zapada na dłużej w pamięć.
Akcja filmu rozgrywa się we Wróblewie, gdzieś na wschodzie okupowanej Polski. Mieszka tu z matką (epizodyczna rola Agnieszki Krukówny) nastoletni Romek (Filip Piotrowicz) – pomocnik maszynisty, któremu podoba się Franka (Urszula Bogucka) – córka bogatego gospodarza. We Wróblewie stacjonuje oddział niemieckich żandarmów. Jednym z nich jest młody Guido (Jonas Nay), który został wcielony do wojska za karę (nielegalnie słuchał zakazanego przez hitlerowców jazzu). Jemu także wpadnie w oko śliczna Franka. Gdzieś w pobliżu Wróblewa znajduje się obóz koncentracyjny, a kolejarze z pobliskiej parowozowni co jakiś czas transportują puste wagony z rampy znajdującej się nieopodal tego obozu. Takie zlecenie jest nie lada gratką – okazją, by znaleźć i zabrać trochę osobistych rzeczy pozostałych po wożonych wagonami Żydach. Okazji tych nie przepuszcza „zaradny” maszynista Leon (Bartłomiej Topa), przyjaciel matki Romka i jego bezpośredni przełożony na kolei. Także niemieccy żandarmi chętne zaopatrują się w pożydowskie mienie. Wieczne pióro czy inny cenny drobiazg to przedmiot handlu, dobry prezent dla zwierzchnika albo atrakcyjny upominek dla rodziny, którą będzie można odwiedzić podczas najbliższej przepustki. Zresztą we Wróblewie dzieje się niewiele i żandarmi poza rutynowanymi patrolami czy drobnym handlem z miejscowymi mają niewiele do roboty. Lokalni mieszkańcy starają się nie wchodzić w paradę Niemcom i żyć na tyle normalnie, na ile pozwalają okoliczności. Wojna toczy się gdzie indziej. We Wróblewie życie płynie powoli, wśród pięknych krajobrazów, sielskiej przyrody i upalnego lata. W tych właśnie okolicznościach skrzyżują się drogi nastolatków: Romka i Guido, a także Franki oraz Buni (Maria Semotiuk) – Żydówki, którą w lesie obok torów kolejowych pewnego dnia spotka Romek. Nie tylko nagłe pojawienie się młodej Żydówki, ale także przyjazd do wsi nowego komendanta żandarmów (w tej roli Steffen Scheumann), który nakaże ciągłe patrole w poszukiwaniu zbiegów z transportów i partyzantów sprawi, iż wojna wkroczy również w świat tych młodych ludzi. Szybko przekonają się, iż w tym trudnym czasie, w którym przyszło im dorastać, nie ma miejsca na życiowe błędy, ani na zrozumiałą w przypadku nastolatków lekkomyślność i niefrasobliwość. Teraz bowiem ich konsekwencją może być nawet śmierć. Będą zmuszeni dokonywać wyborów, a następnie żyć dalej z ich brzemieniem. Wojna w końcu położy się cieniem także na ich młodości – dotąd beztroskiej, skupionej na sobie, na pierwszych miłościach, namiętnościach.
Kameralne „Letnie przesilenie” jest więc opowieścią o dojrzewaniu w realiach wojennej okupacji. W wymiarze globalnym losy Romka, Guida, Franki czy Buni znaczą niewiele. Wielka historia kpi z ludzi takich, jak bohaterowie filmu Rogalskiego, podczas gdy oni usiłują po prostu żyć i przeżyć. Często nie ma w tym ani krzty heroizmu, za to wiele jest konformizmu, myślenia raczej o sobie, a nie o innych. To właśnie ten indywidualny, jednostkowy, chciałoby się rzec – banalny (i w tej banalności tragiczny) wymiar wojny widzianej oczami młodych jest tematem „Letniego przesilenia”. Bez wątpienia ta perspektywa może być nowa i szczególnie interesująca dla młodych widzów, którzy mogą utożsamić się z nastoletnimi bohaterami filmu, ich problemami, namiętnościami, uczuciami. Warto to wykorzystać i uczynnić „Letnie przesilenie” podstawą działań edukacyjnych, ciekawych dyskusji oraz debat z uczniami.
Film Michała Rogalskiego może być z powodzeniem wykorzystany w edukacji. Sprawdzi się jako podstawa do dyskusji o realiach wojny i okupacji na lekcjach historii. Postawy i moralne wybory bohaterów (tak młodych, jak i starszych) mogą stać się przyczynkiem do ciekawych rozważań prowadzonych na lekcjach etyki czy też na godzinie wychowawczej. Warto zestawić „Letnie przesilenie” ze wspomnianymi wyżej, zapewne doskonale znanymi młodzieży, filmami „Miasto 44′ i „Kamienie na szaniec”. Na tle tych dwóch filmów jeszcze wyraźniej widoczne będzie, iż „Letnie przesilenie” to nie kolejna opowieść o młodych polskich bohaterach walczących z okrutnymi hitlerowcami. Akcenty w filmie Rogalskiego (warto dodać, iż był on jednym z reżyserów serialu „Czas honoru”) nie są rozłożone tak jednoznacznie, jak w wielu innych polskich filmach czy serialach wojennych, a podział na dobrych i złych nie przebiega wprost po linii Polacy-Niemcy. Nowy komendant jest człowiekiem bezwzględnym i okrutnym, ale jego podwładni to raczej poczciwe fajtłapy rodem z prozy Jaroslava Haska, którym wcale nie marzyła się wojna i zabijanie. Z kolei Polacy nie jawią się wyłącznie jako nienawidzący okupantów bohaterowie gotowi ginąć za ojczyznę. Bywają tchórzliwi, konformistyczni, zdemoralizowani, a w najlepszym wypadku po prostu obojętni. Owa niejednoznaczność może nie spodobać się tym widzom, którzy chcieliby oglądać w kinie wyłącznie opowieści o heroicznych postawach swoich rodaków. Ci, którzy postrzegają sztukę jako przestrzeń do dyskusji, mogą z kolei docenić takie właśnie przedstawienie tematu, jakie proponuje publiczności „Lenie przesilenie”.