Ghost in the Shell (2017)
Maciej Dowgiel
Reż. Rupert Sanders
Data premiery: 31 marca 2017
Ghost in the Shell jest filmem dobrym i uniwersalnym. Wbrew poprawności, chciałoby się powiedzieć, filmem dla szerokiego odbiorcy. Spodoba się zapewne wielbicielom science fiction i futurystycznego kina akcji, poszukiwaczom wizualnej rozrywki, sympatykom cyberpunka, tym, którzy w kinie poszukują inspiracji do myślowego (filozoficznego) treningu, a także mniej wybrednym fanom utrzymanego w duchu mangi oryginalnego uniwersum stworzonego przez Masamunego Shirowa. Reżyser Rupert Sanders pogodził w nim wiele strategii tworzenia superprodukcji, więc film będzie cieszyć kinomanów — zarówno tych, dla których aktorski Ghost in the Shell będzie pierwszym zetknięciem ze zbudowanym wokół japońskiego komiksu światem, jak i tych, którzy na odkrywaniu meandrów futuro-filozoficznych aspektów „duchowego” uniwersum zjedli już zęby. Oczywiście, co nieuniknione w przypadku superprodukcji, w filmie Sandersa dochodzi do licznych uproszczeń i zmian (wobec komiksu, filmu animowanego z 1995 roku i seriali telewizyjnych pod tym samym tytułem), które wynikają choćby z ideologicznych założeń producenckich oraz potrzeb amerykańskich i europejskich odbiorców.
Ghost in the Shell to film przede wszystkim o bezgranicznym, wewnętrznym przymusie wolności, który warunkuje przecież sens ludzkiego życia. To właśnie ta bardzo uniwersalna potrzeba sprawia, że posiada ono sens, bez względu na epokę i czasoprzestrzeń. Rozważania na temat źródeł wolności stanowiącej o tożsamości mieszkańca globalnej wioski okazują się dziś potrzebne przede wszystkim młodym (choć nie tylko), którzy zakorzenienia kulturowego poszukują w rozmaitych formach — od konserwatywno-tradycjonalistycznych drzew genealogicznych i związanym z nimi dziedzictwem, po płynne zmiany tożsamościowo-wizerunkowe, które możliwe są poprzez kształtowanie własnego wizerunku (także tożsamości) za pośrednictwem nowych mediów.
Ghost in the Shell skłania do dyskusji na temat bioetyki i strategii informatyczno-technologicznych innowacji związanych z ciałem człowieka, nierozerwalnie związanym z duchem. O tym, że wszelkiego rodzaju technologiczne protezy pociągają ludzi, ba, wprawiają w psychiczne i fizyczne podniecenie, przekonał widzów zafascynowanych tą tematyką np. David Cronenberg w filmie Crash z 1996 roku. Wyprzedzająca nieznacznie nasze czasy, futurologiczna wizja z Ghost in the Shell zakłada już nie tyle możliwości nieograniczonego udoskonalania ciała, co ingerencji w ludzki umysł. Nie mamy tu jednak do czynienia z popkulturowym obrazem typowego prania mózgu, które znamy z militarnych, agenturalnych lub totalitarnych działań rządów. Tym razem ludzki mózg nie ma dla naukowców większych tajemnic. Działa na zasadzie twardego dysku, z którego swobodnie można usuwać i dodawać do niego potrzebne informacje i dane. A to, co ludzkie, tajemne, duchowe…, to zwykłe bugi (błędy systemu) możliwe do usunięcia jednym kliknięciem wykwalifikowanego naukowca-chirurga-informatyka lub poprzez połknięcie odpowiedniej tabletki.
Zajęcia filozofii i etyki z wykorzystaniem Ghost in the Shell można poświęcić nieprzekraczalnym granicom nauki i konsekwencjom eksperymentów dotyczącym udoskonalania gatunku ludzkiego. Jednak o wiele ciekawsze mogą okazać się lekcje filozoficzno-wychowawcze, na których uczniowie, odwołując się do filmu, zastanowią się nad tym, co sprawia, że jesteśmy ludźmi — czy są to wyłącznie funkcje życiowe, a także nad tym, jak ważna jest możliwość decydowania o sobie i swoich czynach. Warto zastanowić się wspólnie, czy w czasach, w których żyjemy (i żyć będą nasi potomkowie) wciąż „byt określa świadomość”. W końcu warto poruszyć problem tożsamości — wspomnień, poczucia przynależności do określonej grupy, wspólnoty, rodziny. W dość przewrotny sposób, choć nie nowy w kinie, twórcy filmu dochodzą do konserwatywnych przecież wniosków dotyczących zakorzenienia jednostki w rzeczywistości…
Paradoksalnie Ghost in the Shell może sprawdzić się też na zajęciach historii lub wiedzy o społeczeństwie. W końcu jest to także przypowieść o mechanizmach władzy (każdej, choć najsilniej funkcjonujących oczywiście w systemach totalitarnych), strategiach eliminowania osób nieprzystosowanych i zbuntowanych czy pozbawiania ich tożsamości na rzecz nowej, aktualnie preferowanej ideologii. To także dobry pretekst do rozmowy o buncie i jego ideałach, choćby tych z 1968 roku oraz o ich ewentualnej czasowej i cywilizacyjnej współczesnej ewolucji.
Na zajęciach języka polskiego film Ghost in the Shell zestawić można z 1984 George’a Orwella. Metody działania ministerstw z tej książki odpowiadają korporacyjno-totalitarnym mechanizmom zniewalania w świecie Ghost in the Shell.
Uzupełnieniem wieloprzedmiotowego cyklu zajęć może być też lekcja… religii. Już sam zapis tytułu zawierający charakterystyczny dla Trójcy Świętej trójkąt może sugerować, że Ghost in the Shell to film o zabawie w Boga. A za taką uznać można wszelkiego typu ingerencje związane z ludzkim życiem.
Scena „nurkowania” przez Major w umyśle cyborga-gejszy może być wykorzystywana w szkołach ponadgimnazjalnych na lekcji poświęconej bezpieczeństwu w internecie jako metaforyczna ilustracja korzyści wynikających z używania połączeń szyfrowanych podczas codziennego korzystania z internetu oraz zagrożeń, jakie napotkać może użytkownik przesyłający różnego typu dane poprzez połączenia nieszyfrowane. Ghost in the Shell to dobry pretekst do rozmów na temat: cyberterroryzmu, granic prywatności w sieci, problemu permanentnej, systemowej inwigilacji i wartości informacji oraz kosztów, jakie skłonne są ponieść różne instytucje w celu jej uzyskania.
Fani science-fiction podczas zajęć koła filmowego mogą, na przykład, Ghost in the Shell porównać (i poszukać bezpośrednich nawiązań) z Matrixem Wachowskich, Metropolis Fritza Langa, Łowcą androidów Ridleya Scotta czy Johnnym Mnemonicem Roberta Longo.