„Nostalgiczne powroty do przeszłości”
– „Dawno temu w Ameryce” Sergia Leone (1984)
Paweł Biliński
Niezaakceptowany sen o Ameryce
„Dawno temu w Ameryce” należy do jednych z bardziej pokrzywdzonych filmów dekady lat osiemdziesiątych. Zrealizowana z olbrzymim rozmachem epicka opowieść o Stanach Zjednoczonych miała swoją premierę na festiwalu w Cannes w 1984 roku i już wówczas wzbudzała powszechny aplauz zarówno publiczności, jak i sceptycznie nastawionych krytyków. Pierwotna wersja filmu trwała niespełna cztery godziny, co stanowiło nie lada odbiorcze wyzwanie. Jednak mimo tak pokaźnych rozmiarów dzieło włoskiego realizatora się broniło i już po pierwszej projekcji niektórzy pisali, że Leone nie tylko nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań, ale też stworzył jeden ze swoich najwybitniejszych obrazów.
Jak się miało okazać: względnie dobra prasa (bo znalazły się i głosy krytyczne) nie była wystarczającym powodem, by dystrybuować film w reżyserskiej wersji, amerykańskie studio Ladd Company, zdecydowało się przemontować dzieło i ostatecznie skrócić „Dawno temu w Ameryce” do stu czterdziestu czterech minut, przy okazji zupełnie zmieniając sposób opowiadania. Misterna konstrukcja narracyjna filmu Leone po tej ingerencji stała się zupełnie niewidoczna – studio postanowiło przedstawić burzliwe losy bohaterów w sposób chronologiczny, co w znacznym stopniu wypaczało pierwotną intencję Włocha. Trudno zatem dziwić się negatywnym opiniom amerykańskiej prasy, jako że właśnie na terenie Stanów Zjednoczonych wypuszczono do dystrybucji skróconą wersję. James Woods, odtwórca jednej z głównych ról, po latach wspominał rozgoryczenie reżysera wyrządzoną jego dziełu krzywdą. „W momencie amerykańskiej premiery «Dawno temu w Ameryce» uznano za porażkę roku, zaś pod koniec lat osiemdziesiątych nazwano filmem dekady. To dość ironiczne” – mówił Woods (cyt. na podstawie filmu „Dawno temu w Ameryce: Sergio Leone”).
Po latach nikt już nie miał wątpliwości – film Leone należy dziś do arcydzieł kina gangsterskiego, stawianych obok „Ojca chrzestnego” Francisa Forda Coppoli czy „Człowieka z blizną” Briana De Palmy. Jednocześnie można traktować „Dawno temu w Ameryce” jako swoiste pożegnanie z tym gatunkiem, epicką opowieść, w ramach której autor wykorzystał niemal wszystkie znane motywy po to, by ułożyć z nich własną, mityczną historię.
„Once upon a time…”
Tytuł filmu Leone, na co zwróciła już uwagę historyczka kina (Alicja Helman, „«Dawno temu w Ameryce» w paradygmacie kina” [w:] tejże, „Film gangsterski”, Warszawa 1990, s. 218), powinien zostać przetłumaczony jako „Pewnego razu w Ameryce”, co stanowiłoby nie tylko nawiązanie do jednego z poprzednich dzieł reżysera (czyli pamiętnego spaghetti westernu „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”), ale też w dużo wyraźniejszy sposób odniosłoby polskiego widza do niemal stałego wzorca (tj. paradygmatu) prologu bajki – gros tego typu dzieł rozpoczyna się właśnie słynnym „pewnego razu…”, co konstytuuje i narrację, i czas wielu podobnych utworów. „Pewnego razu”, czyli kiedyś, w bliżej nieokreślonych czasach i na niesprecyzowanym jednoznacznie obszarze, gdzieś „za górami, za lasami”. I choć przestrzeń jesteśmy w stanie ustalić bezdyskusyjnie – jest nią oczywiście Nowy Jork – to kompozycja i wykoncypowana konstrukcja filmu Sergia Leone sprawia, że możemy napotkać problemy przy charakteryzowaniu czasu akcji. W „Dawno temu w Ameryce” mamy bowiem do czynienia nie tylko z rozbudowanymi retrospekcjami, ale też – co stosunkowo rzadkie w kinie – z futurospekcjami, polegającymi na przejściu od standardowego w kinie czasu teraźniejszego opowiadania do czasu przyszłego, tzn. do zdarzeń, które dopiero będą miały miejsce (cyt za. Jacek Ostaszewski, „Futurospekcja” [w:] „Encyklopedia kina”, pod red. Tadeusza Lubelskiego, Kraków 2003, s. 337). Brak następstwa linearnego ma poniekąd wpływ na to, jak myślimy o głównym bohaterze, Davidzie „Noodlesie” Aaronsonie (Robert De Niro). Liczne przeskoki czasowe dopełniają bowiem zawoalowaną perspektywę zapatrzonego w przeszłość mężczyzny.
Dość skomplikowane, jak na kino gatunkowe, zabawy narracyjne i czasowe, możemy zauważyć już w precyzyjnie nakreślającej akcję ekspozycji. Otwierająca film sekwencja przedstawia wydarzenia będące konsekwencją wydania miejscowej policji Philipa Steina, Patricka Goldberga i Maximiliana Bercovicza. Z powodu ich śmierci prowodyr całego zamieszania, „Noodles”, jest poszukiwany przez pozostałych gangsterów. Zależy im na dorwaniu „kapusia”. W tym samym czasie główny bohater, prawdopodobnie nie mogąc pogodzić się z nieumyślnym spowodowaniem śmierci swoich przyjaciół, spędza czas w chińskim teatrze, gdzie odurza się opium. W chwili, gdy słyszymy dzwoniący telefon, zrywający Davida z marazmu i narkotykowego otumanienia, pojawia się pierwsza retrospekcja. Ruch kamery podążającej za wzrokiem zamyślonego bohatera świadczy o przyjęciu perspektywy pierwszoosobowej – oglądane sceny są wizją „Noodlesa”. Wówczas dowiadujemy się o spalonych ciałach wspomnianych trzech mężczyzn, o imprezie „żegnającej” czasy prohibicji, o wykonanym przez Davida telefonie (najprawdopodobniej „Noodles” zadzwonił na policję, choć ta scena jednoznacznie tego nie rozwiązuje). W momencie, gdy ktoś podnosi słuchawkę, obserwujemy już teraźniejszość i przerażonego Davida. Kto wie, czy to właśnie ów moment nawiązania kontaktu „Noodlesa” z przedstawicielem policji nie jawi się teraz bohaterowi jako kluczowy: gdyby nie ta rozmowa, nie doszłoby do tragedii.
Dzwonek telefonu. Przykład manipulacji ścieżką dźwiękową.
Warto jednak zauważyć, że przez czas trwania pierwszych reminiscencji, niezależnie od ukazywanych obrazów z przeszłości, słyszymy dzwonek telefonu z teraźniejszości (o ile w chińskim teatrze w ogóle gdzieś znajduje się telefon – ów dźwięk może być również audialną zmorą głównego bohatera, który nie może się od niej uwolnić), niejako przypominający widzom o retrospektywnym charakterze oglądanych ujęć. Oparta na kontrapunkcie wizualno-dźwiękowym scena jest jedyną tego typu w filmie. Jednocześnie jest ona swoistą zapowiedzią wszystkich fabularnych (ale też formalnych) komponentów dzieła, które na kilku płaszczyznach wydaje się przesiąknięte nostalgicznym nastrojem. Charakterystycznym zresztą dla wielu filmów gangsterskich, zwłaszcza tych realizowanych w latach osiemdziesiątych.
„Mamy tylko nasze wspomnienia”
W filmie Leone praktycznie nie wykraczamy poza tereny Nowego Jorku – ograniczenie przestrzenne ma tu swoje uzasadnienie. „Dawno temu w Ameryce” jest eposem o jednym z najczęściej tematyzowanych miast (obok Detroit i Chicago) w kinie gangsterskim. Znamienne, że dwie sekwencje, w których widzimy bohatera tuż przed wyjazdem z metropolii (rok 1933) i tuż po powrocie do Nowego Jorku (w roku 1968), mają miejsce w tej samej przestrzeni: na dworcu. Zmianę czasu sugeruje tu nie tylko wygląd dworca, ale też towarzyszący drugiej scenie odautorski komentarz w postaci zacytowania melodii utworu „Yesterday” brytyjskiej grupy The Beatles. Nigdy nie dowiadujemy się, co przez 35 lat robił „Noodles”, jako że w tematycznym centrum pozostają jedynie wydarzenia związane z Nowym Jorkiem: zarówno dzieciństwo, jak i młodość Davida Aaronsona. Relacje czasowe komplikuje dodatkowo moment, w którym rozpoczyna się najdłuższa retrospekcja filmu: w chwili wspominania tańców Deborah podglądanej przez „Noodlesa” w restauracyjnej toalecie.
Najwcześniejszy moment fabuły – podglądana przez Davida Deborah w trakcie tańca.
Dlaczego „Noodles” wraca wspomnieniami do tak wczesnych chwil? Nie tylko dlatego, że próbuje dokonać rekonstrukcji najważniejszych wydarzeń z własnej biografii i odpowiedzieć sobie na pytanie o charakter relacji, jakie go łączyły z Maxem, wówczas największym przyjacielem. Drugim, nie mniej ważnym powodem, jest przyjęta przez Leone autorska strategia, wedle której „Dawno temu w Ameryce” możemy traktować jako summę kina gangsterskiego. W swoim dziele autor „Za garść dolarów” zaprezentował wizję świata, jakiego już nie ma i za jakim, poniekąd, wydaje się tęsknić. Dlatego też wykorzystuje gatunkowy inwentarz, który kojarzylibyśmy z podobnymi dziełami: począwszy od bohaterów, przez kolejne sposoby ukazywania świata przedstawionego, skończywszy na, wspominanym już, nostalgicznym charakterze całości. Zdaniem Alicji Helman „film Leone (…) cechuje pluralność – odnosi się on do całej pamięci gatunku, budując rodzaj tablicy permutacyjnej wszystkich motywów i wątków kina gangsterskiego” (Alicja Helman, „Przemoc i nostalgia w kinie gangsterskim” [w:] „Kino gatunków – wczoraj i dziś”, pod red. Krzysztofa Loski, Kraków 1998, s. 20). Tym samym podróż w przeszłość jest udziałem nie tylko wspominającego swą młodość „Noodlesa”, ale też włoskiego reżysera – eksplorującego gatunkowe konwencje.
Szowinistyczne zachowanie Maxa rugającego Carol na oczach swoich kolegów.
W „Dawno temu w Ameryce” wszystko sprawia wrażenie noszącego znaczenie reliktu tego, co minione. Zgodnie z gatunkowym wzorcem głównymi bohaterami są mizoginistyczni mężczyźni, zaś kobiety, jeśli już się pojawiają, pełnią rolę uzupełnienia męskiego podmiotu. Mogą mężczyzn albo podziwiać (jak Eve), albo ulegać ich sile (jak Deborah), albo knuć przeciw nim intrygi (przypadek Carol), co również charakterystyczne dla femme fatale (czyli tzw. kobiet fatalnych) z filmów gangsterskich lat czterdziestych. Na pierwszym planie jednak musi znajdować się męska przyjaźń i próba dotarcia do władzy (jakkolwiek pojmowanej) w wielkim mieście. Wszystkie te elementy bez problemów rozpoznajemy w filmie Leone, który czyni z nich rodzaj fetyszu: nagromadzenie tylu charakterystycznych komponentów w jednym dziele sprawia, że nieuchronnie zaczynamy zwracać na nie uwagę – tak, jak chce tego reżyser. Summa summarum „Dawno temu…” jest nie tyle filmem gangsterskim, co raczej filmem o filmach gangsterskich.
Zapatrzeniu w przeszłość autora towarzyszy podobna postawa głównego bohatera. Lata młodości „Noodlesa” są przez niego przywoływane nie tylko na płaszczyźnie wizualnej, ale też audialnej: niemal wszystkie wypowiedzi protagonisty oraz prowadzone rozmowy ogniskują się wokół tematu przeszłości – zwłaszcza w sekwencjach mających miejsce w latach 1933 i 1968. Wydaje się, że interesuje go jedynie okres życia, który spędził na wolności w Nowym Jorku (ani razu nie widzimy bohatera w więzieniu!). Nostalgiczny charakter uwypuklony został również dzięki rozbudowanej warstwie muzycznej – legendarne utwory Ennio Morricone pojawiają się nie tylko w formie ilustracji dopełniającej obraz, ale też jako integralny element świata przedstawionego. Fakt, że młodzi bohaterowie na początku lat dwudziestych nucą i gwiżdżą wielokrotnie później przywoływany temat muzyczny Morricone, nadaje muzyce rolę apoteozującą wspomniany czas w życiu Davida.
Uśmiech „kapusia”
Analizujący film historycy wielokrotnie zastanawiali się nad sensem ostatniej sceny dzieła Leone. Trudno bowiem o jednoznaczną interpretację zarówno uśmiechu „Noodlesa” (ostatni kadr filmu), jak i całej sekwencji prezentującej wydarzenie z 1933 roku: przyjście bohatera do chińskiego teatru i palenie przezeń opium. Trzeba pamiętać, że dokładnie w takich samych okolicznościach poznajemy Davida – pierwsze ujęcia z jego udziałem przedstawiają właśnie wspomnianą przestrzeń. Mamy więc do czynienia z klamrą kompozycyjną, która sugerowałaby potencjalny charakter wszystkich wydarzeń, jakie miały miejsce po opuszczeniu przez „Noodlesa” teatru. Zatem uśmiech bohatera mógłby być wywołany marzeniem Davida, pragnącego nie tyle anulowania śmierci przyjaciół, co raczej zrzucenia odpowiedzialności na Maxa, który pod koniec filmu staje się głównym antagonistą: nie tylko udało mu się nabrać wszystkich i uciec z miejsca zdarzeń (oraz zrobić karierę polityczną), ale też „podkraść” Davidowi miłość jego życia, Deborah. Oczami wyobraźni „Noodles” widzi siebie w roli największej ofiary, nie zaś (nie)przypadkowego oprawcy. W takiej sytuacji całą futurospekcję (jak i niektóre wspomnienia Davida) bralibyśmy w cudzysłów. Kto wie, czy żywot amerykańskiego Żyda, pełen kryminalnych zwrotów, powinniśmy zatem odczytywać w ramach subiektywnej fantazji znarkotyzowanego bohatera?
Taką interpretację, pozornie nieprawdopodobną, można usprawiedliwić, zwłaszcza przyglądając się licznym narracyjnym nielogicznościom i niedopowiedzeniom (np. fakt, że David nie wiedział o brawurowej karierze politycznej Maxa, wydaje się więcej niż mało prawdopodobny). Wspomniany uśmiech jest zatem wizualną metaforą jego fantazjowania na temat ewentualnej przyszłości. Tym samym „Dawno temu w Ameryce” to gangsterska opowieść, jaką snuje na naszych oczach nie tylko Sergio Leone, ale też bezustannie żyjący przeszłością David „Noodles” Aaronson.
Nota biograficzna
Sergio Leone (1929–1989) – włoski reżyser, scenarzysta, producent filmowy. Twórca słynnej „trylogii dolarowej” w skład której weszły filmy: „Za garść dolarów” (1964), „Za kilka dolarów więcej” (1965) oraz „Dobry, zły i brzydki” (1966). Swoją karierę rozpoczął na planie realizacji arcydzieła włoskiego realizmu – „Złodziei rowerów” – gdzie pełnił rolę asystenta reżysera Vittorio de Siki. W latach sześćdziesiątych dał się poznać jako jeden z najwybitniejszych twórców spaghetti westernów: jego „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” powszechnie uznawane jest za arcydzieło gatunku. Współpracował między innymi z Clintem Eastwoodem, który w filmach Leone stworzył jedną ze swoich najwybitniejszych kreacji, a także z Ennio Morricone – słynnym kompozytorem, autorem wielu znakomitych ścieżek dźwiękowych. Po nakręceniu w 1984 roku „Dawno temu w Ameryce” Leone miał zamiar wyreżyserować film o oblężeniu Leningradu, jednak zmarł na zawał serca – kilka miesięcy po swoich 60. urodzinach.
Pytania pomocne w dydaktyce
1. Omów zależności czasowe, jakie dają się zauważyć w filmie „Dawno temu w Ameryce”. Dlaczego reżyser zdecydował się posłużyć narracją nielinearną?
2. Na przykładzie filmu „Dawno temu w Ameryce” opisz podstawowe elementy kina gangsterskiego (bohaterowie, przestrzeń, czas, sposób opowiadania).
Bibliografia
1. Marcin Giżycki, „Krytyka daje odpór” [w:] tegoż, „Wenders do domu! Europejskie filmy o Ameryce i ich recepcja w Stanach Zjednoczonych”, Gdańsk 2006.
2. Alicja Helman, „«Dawno temu w Ameryce» w paradygmacie kina” [w:] tejże, „Film gangsterski”, Warszawa 1990.