Portret artysty z czasów starości
Czyli „Pan Turner” Mike’a Leigh (2014)
Elwira Rewińska
„Sztuka – to piękno wyrażane nie tylko namiętnościami, lecz i marzeniami,
ujawniające wielorakie oblicza absolutu, zmuszające krytykę do metafizykowania”.
Charles Baudleaire „Salon 1846″
Dla Kiki
Wśród filmów biograficznych – których tematem jest życie i twórczość sławnych ludzi – interesować nas będą filmy o artystach. Doczekali się filmów o sobie pisarze (William Szekspir, Lord Gordon Byron, Marcel Proust, Truman Capote, Rafał Wojaczek, Miron Białoszewski…), kompozytorzy (Wolfgang Amadeusz Mozart, Ludwig van Beethoven, Piotr Czajkowski, Fryderyk Chopin, Ian Curtis…). Jednak najbardziej inspirują twórców filmu malarze. Przede wszystkim może dzięki podobieństwu formy – obraz malarski a filmowy obraz (w ruchu). Oddziałują również na wyobraźnię reżysera, a widza szczególnie przyciągają, dramatyczne losy malarzy – przykładem van Gogh, Amadeo Modigliani, Frida Kahlo czy Pablo Picasso. Poza tym, są to szczególnie złożone, skomplikowane często buntownicze osobowości, które kino kocha. Najciekawsze, oczywiście, są te filmy, które dotykają istoty osobowości twórcy, źródeł inspiracji, genezy i tajemnicy dzieła („Dziewczyna z perłą” o Vermeerze).
Wśród wspomnianych obrazów filmowych o malarzach „Pan Turner” Mike’a Ligh „jaśnieje niezwykłym blaskiem”. Brytyjski reżyser, tworząc „swojego” Turnera, pokazując jednego z największych malarzy i jego obrazy, skłania zarazem widza do namysłu nad tajemnicą świata, natury, sztuki. Reżyser zastanawia się, a widz razem z nim, kim jest artysta, co czyni człowieka artystą? Po co zwykłemu zjadaczowi chleba sztuka? W jaki sposób sztuka pozwala przekraczać artyście i nam, odbiorcom, naszą ograniczoną, ludzką kondycję… A dzięki kamerze Dicka Pope’a film wciąga widza w dziewiętnastowieczny świat i uniwersum solarystycznych, wizjonerskich obrazów Turnera.
„Pan Turner” – „człowiek z krwi i kości”
Ulubiony aktor Mike’a Leigh nadaje dziewiętnastowiecznemu malarzowi autentyzmu. Timothy Spall jako Turner jest po ludzku prawdziwy.
Jego charakterystyczna, ciężka sylwetka, w surducie i cylindrze, z parasolem jako laską, z portfolio w drugiej ręce, przykuwa wszędzie uwagę – w ulicznym tłumie, w rozległej przestrzeni pól, na brzegu morza…
Uważne spojrzenie (zbliżenia) pokazuje niezbyt zadbanego, czy raczej nieprzywiązującego wagi do wyglądu, mężczyznę – włosy opadają tłustymi strąkami na nieogoloną twarz („– Trzeba by cię ogolić. – Mniejsza o to, tatku”). Zarówno ubiór jak i dłonie poplamione farbami wskazują na zajęcie. Twarz malarza jest pospolita, najczęściej chmurna, z wyrazem dezaprobaty. Co nie ułatwia relacji z ludźmi.
Zresztą ten małomówny człowiek kontaktuje się z innymi najchętniej niewerbalnie, nieartykułowanymi dźwiękami (charakterystyczne chrząknięcia wyrażające zarówno niechęć, jak i zadowolenie). Dla ludzi szorstki, jest odludkiem wchodzącym w relacje na tyle, na ile wymagają okoliczności. Nie dziwi mizoginiczny stosunek do kobiet – „gdaczące jędze” w dyliżansie, postawa wobec byłej gospodyni, z którą ma córki czy wobec Hannah, aktualnej służącej.
Nie jest więc Turner Timothy’ego Spalla uosobieniem potocznego wyobrażenia o artyście. Ani w nim salonowego wdzięku dandysa, ani teatralnych gestów i póz czy wielkich patetycznych słów oraz egzaltacji na granicy kabotyństwa. A jednak jest jakaś siła, spokój, konsekwencja tego ciężko a zarazem pewnie stąpającego człowieka – intryguje, każe przyjrzeć mu się bliżej. I Mike Leigh to robi.
Twarz Turnera wyraża zainteresowanie, wzruszenie, ożywia się podczas przebywania z ludźmi, którzy go poruszają swoją pasją, np. Pani Somerville, z którą przeprowadza eksperyment z pryzmatem; kiedy łączą go więzy uczuciowe – z ojcem. Albo wówczas, gdy kontaktuje się z innymi za pośrednictwem sztuki, przykładem niezwykle piękna scena, kiedy poruszony muzyką wykonywaną na klawesynie przez dziewczynę w pałacu lorda, prosi o wykonanie Henry’ego Purcella, do którego „ma słabość” i podśpiewuje lament Dydony.
Obojętnieje i nie chce odnajdywać się w konwencjonalnych, salonowych sytuacjach. Nie tyle brak mu obycia, dowodem jego wizyta w domu rodziców młodego Johna Ruskina, ile nie interesuje go taka powierzchowna forma bycia.
Mike’a Leigh, twórcę między innymi „Sekretów i kłamstw”, „Wszystko albo nic”, musiał zainteresować Turner, ta „gotowa postać wycięta z jego filmów”. Outsider, mizantrop z duszą wrażliwca, a jednocześnie ktoś o bardzo fizycznym, cielesnym sposobie bycia. Właśnie z tego napięcia, konfliktu, zdaniem reżysera, zrodziła się jego poetycka sztuka.
Fascynacja Mike’a Leigh osobowością i obrazami Williama Turnera zrodziła film o jednym z większych angielskich malarzy, który jest hołdem złożonym genialnemu twórcy, ale nie pomnikiem.
Szczęśliwie, w potocznej świadomości odbiorcy biografia Turnera albo nie istnieje, albo go nie interesuje. Nie było więc powodu, aby ją wyidealizować, zmitologizować. Mike Leigh jako „biograf” Turnera nie jest więźniem anegdot, choć najsłynniejsza, dotycząca przywiązania się do masztu, nie mogła być niewykorzystana. Oczywiście, realizując film o postaci historycznej, reżyser musi być rzetelny, uczciwy. Ale do faktów może podejść selektywnie, nie zawsze musi przestrzegać chronologii wydarzeń, tak więc, obok autentycznych zdarzeń, pojawiają się sytuacje wymyślone.
William Turner w czasie, kiedy rozpoczyna się akcja filmu (koniec lat 20. XIX wieku, krótko przed śmiercią ojca w 1829 roku) jest dojrzałym człowiekiem, znanym i uznanym artystą mającym swoją klientelę, admiratorów wśród krytyków (młodziutki John Ruskin), pozycję jako członek Królewskiej Akademii Sztuki (został nim w wieku 26 lat). Pozostaje w bardzo ciepłej serdecznej relacji ze starym ojcem, który pomaga mu w jego pracy, a wcześniej, jak się dowiadujemy, dbał o jego edukację i, sam będąc tylko fryzjerem, wspierał go w jego artystycznych dążeniach, nie traktował ich jako nieżyciowego wymysłu młodego człowieka.
Również zainteresowania naukowe malarza, jego eksperymenty optyczne, popularyzowanie wiedzy na ten temat, znajdują potwierdzenie w źródłach.
Turner za młodu odbywał artystyczne podróże, a na początku filmu wraca z Niderlandów. Starzy mistrzowie – Rembrandt i Rubens, nie zrobili na nim większego wrażenia. Bardzo cenił natomiast Claude’a Lorrain, wręcz uznawał go za geniusza. Siedemnastowieczny malarz francuski był jego inspiracją do końca, podobnie jak włoski pejzaż czy raczej sposób jego przedstawiania przez dawnych malarzy.
Wiadomo również o skomplikowanych relacjach Turnera z kobietami. Do córek, które miał ze swoją gospodynią, Sarą Denby, nigdy się nie przyznawał, choć wspierał kobiety finansowo – niezbyt chętnie i nieregularnie. Ostatnie lata spędził z wdową panią Booth.
„…rzeczywisty Turner jest pierwowzorem dla mojego bohatera, a nie nim samym” (Mike Leigh).
Tak oto wybrane fakty stają się kanwą, na której tka współczesny angielski reżyser swoją opowieść o Turnerze, „niezwykle bogatym duchowo malarzu” (Mike Leigh).
„Oko i dłoń malarza”
Film otwiera ujęcie pejzażu z zachodem słońca. Kamera płynie, zagarniając coraz więcej przestrzeni, z malarzem pośrodku. Turner obserwuje uważnie zachód słońca, wykonuje szkic, ale przede wszystkim doświadcza całym sobą przestrzeni, powietrza, które przenika jego ciało. Idące z prawej strony kadru holenderskie chłopki, obojętne na pejzaż i malarza, żywo rozmawiają, śmiejąc się wesoło. „Przygoda Turnera nie jest ich przygodą”.
***
W filmie, na zasadzie lejtmotywu, pojawi się kilka takich panoram: Turner siedzący na klifie, idący brzegiem morza (ujęcie z góry, ludzka sylwetka ginie w szerokim otwartym pejzażu) czy przywiązany do masztu okrętu, doświadczający całym sobą szalejącej burzy. Będący obserwatorem, a zarazem znajdujący się w środku żywiołu. To niemal religijne doświadczanie przestrzeni, powietrza pozwala doznać Turnerowi przepływu (flow), rodzaju euforii, która towarzyszy tworzeniu tego, co jest dla niego najbardziej istotne.
W pracowni William Turner transponuje swoje wrażenia na obrazy.
Pracownia Turnera to tylko i aż pracownia malarska. Tylko – bo nie spełnia dodatkowych funkcji; nie jest zarazem jego mieszkaniem, jak np. paryska pracownia Wyspiańskiego, nie jest też miejscem spotkań towarzyskich czy swoistym salonem, jak np. pracownia paryska Olgi Boznańskiej. Nie jest muzeum, jak pracownia Jana Matejki, nie jest też sanktuarium, jak pokazana w filmie „Dziewczyna z perłą” pracownia Vermeera. (Choć bardzo się zdenerwuje, kiedy wtargną do niej dawna jego gospodyni z córkami i z krzykiem.) Jest tym miejscem, w którym Turner pracuje, maluje swoje obrazy. Ma być dobrze oświetlona, wyposażona w niezbędne materiały i narzędzia malarskie, ze szkicami pod ręką, rozwieszonymi na ścianach. To warsztat pracy.
Kiedy zamknąć oczy i pomyśleć „pracownia malarska”, widzi się właśnie taką przestrzeń. I nawet kot dopełnia ją naturalnie (porównaj wiersz Zbigniewa Herberta „W pracowni”). Turner, ubrany wygodnie, roboczo, wykonuje tu konkretną pracę: pokrywa płótno barwnymi plamami, obrazami, które ma w głowie i w szkicowniku. Dla uzyskania właściwego efektu posługuje się najdziwniejszymi technikami i sposobami – drapie płótno, dźga, atakuje je pędzlem, pluje na farbę, zdmuchuje kolorowy proszek z dłoni… Jego obrazy z ostatniego okresu twórczego to wypadkowa talentu, edukacji, podróży, głównie do Włoch, i twórczych poszukiwań (eksperymenty ze światłem). I… pracy. Nieustannej, codziennej. Wychodzi ze swoim szkicownikiem w plener jak rybak wypływający łodzią na codzienny połów. W tłumie innych, „zwykłych ludzi”, nie odróżnia się od nich za bardzo, stąpa pewnym, silnym krokiem ku swojemu celowi, pchany wewnętrzną koniecznością.
Niejako rzemieślniczy aspekt malarstwa jest w filmie wielorako podkreślany – konieczna jest znajomość rodzajów farb, rozmiaru płótna, ale i ciężka, fizyczna praca, w której pomaga czy wyręcza Williama ojciec.
Malarski kunszt, bezdyskusyjne mistrzostwo Turnera, jego nowatorstwo, i w tym sensie przewaga nad jemu współczesnymi, widoczna jest w kapitalnej scenie w Królewskiej Akademii Sztuki, która może być dopełnieniem wyobrażeń o metodzie twórczej Williama Turnera.
Otóż istniała praktyka, że na trzy dni przed otwarciem dorocznej wystawy, twórca mógł wprowadzić ostatnie poprawki na dziele. Był to tzw. dzień werniksowania. W analizowanej scenie ten dzień popisu jest celebrowany od momentu wejścia Turnera do Akademii. Wchodzi zamaszystym krokiem, wita się ze wszystkimi – nieco protekcjonalnie; czuje się jak u siebie w domu. Rozgląda się po ścianach, jak po własnym malarskim gospodarstwie. Wszystko widzi. Temu i owemu rzuca mimochodem krótkie uwagi: „Podkreśl podbicie damulki w musztardowej sukni”. Nikt się nie obraża. „Obraz zawsze zyskuje na jego uwagach”, słychać szeptane komentarze. Wreszcie odchodzi do mglistego pejzażu morza i wyjmując pędzel z ręki zdziwionego Constable’a, w napięciu wykańczającego swój obraz, robi pośrodku obrazu, jakby od niechcenia, czerwony kleks. I odchodzi. Rozlegają się głosy pełne oburzenia: „Po cóż to zrobił? Dla kpiny. Przyszedł i rozpoczął wojnę. Niemożliwy człowiek. Zniszczył arcydzieło”. Ale słychać też: „Na pewno wie, co robi. Jeszcze nas zaskoczy. Założę się, że to nie koniec”. Istotnie, po chwili Turner wraca. Palcem delikatnie zaokrągla tę czerwoną plamę, szmatką ściera nadmiar farby. Powstaje czerwona boja, jedyny jaskrawy akcent wśród mglistego pejzażu, gdzie morze staje się jednością z powietrzem i chmurami.
Byliśmy świadkami niemal prestidigitatorskiej sztuczki. Zachwyceni obserwatorzy: „Mówiłem, że nie skończył! Brawo, brawo!”. Aplauz zebranych nie robi wrażenia na Turnerze. Dowiódł kolejny raz swego mistrzostwa. Przy wielkim obrazie Constable’a, dopracowanym w detalach, obraz Turnera jest jasny, świetlisty, sferyczny jakby unosił się w powietrzu, a przecież wisi na ścianie w ciężkiej złoconej ramie. Tak, to na pewno artysta dojrzały, mający lata poszukiwań, może zwątpień, za sobą. Artysta, który walkę ze swoimi demonami wygrał. Teraz tylko musi wykorzystać „czas, który pozostał” na doskonalenie swojego warsztatu, na znalezienie formy dla swoich wizji.
Solarystyczne malarstwo Turnera
William Turner był malarzem, który namalował słońce, tzn. wprowadził w pole obrazu rozjaśnioną tarczę słoneczną. Można powiedzieć, że spojrzał słońcu prosto w twarz. W tradycyjnym malarstwie nowożytnym rolą źródła światła, najczęściej znajdującego się poza obrazem, było oświetlenie przedmiotów, budowanie przestrzeni. Operowanie światłem i cieniem jest też podstawowym sposobem tworzenia trójwymiarowej iluzji na płaszczyźnie obrazu. Światło pozwala widzieć i imitować świat. Ale czy pozwala widzieć i imitować się samo? Zwłaszcza światło tak potężne jak światło słońca? Oczywiście malowano słońce o wschodzie i zachodzie, gdy nie poraża blaskiem, pozwala na siebie patrzeć. Również Turner najpiękniejsze zachody słońca w Anglii podziwiał z domku pani Booth.
Na obrazie „Regulus” angielski malarz niejako unicestwia realny świat, roztapia widzialny świat w słońcu. Zgodnie z badaniami optyków czasów Turnera jego poszukiwania również wskazywały, że światło nie rozchodzi się w formie podłużnych promieni, lecz poprzecznych fal. Na wielu obrazach Turnera słońce jak białe złoto zalewa świat, rozmywa, zamazuje jego kontury. William Turner nie tyle maluje światło, ile maluje światłem.
„Tworzenie świata należy rozpocząć od światła”. Życie jest światłem ergo światło jest bogiem. Tak przecież brzmią zadziwiające, ostatnie słowa Turnera.
***
„Wszechświat to cud” – mówi Turner w rozmowie z panią Somerville. A fragmentem tego cudu są przyroda i człowiek, który do niej należy.
Morze, niebo, „cudowne dale, jak nigdy jeszcze nie widziano” (William Thackeray), „Powietrze nieskończenie niebieskie i tak miękkie” (John Ruskin) to symbole nieskończoności, transcendencji. Natura ma duszę w sobie, a wedle romantyków czytać w niej mogą artyści i filozofowie. Turner, ten geniusz trzech żywiołów – nieba, powietrza i wody – swoimi obrazami dotyka absolutu, a ludzką znikomość wobec potęgi natury niweluje tworzeniem obrazów.
Harmonia świata
William Turner współgra, współbrzmi z pejzażem. Współbrzmi też z niektórymi ludźmi – z ojcem, z panią Booth.
Harmonia świata polega na symetrii przeciwieństw: dusza – ciało, rozum – wyobraźnia, światło – ciemność… Ta zasada Johana Wolfganga Goethego widoczna jest w koncepcji wizualnej i konstrukcji bohaterów filmu.
W pejzażach Dick Pope, operator filmu, nawiązuje do Turnerowskiej poetyki światła i jego rozwiązań kolorystycznych. Wnętrza natomiast nawiązują do holenderskiego malarstwa rodzajowego. Często widz z ciemnej ramy kadru zagląda do rozświetlonego wnętrza w głębi. Tę zasadę opozycji ciemność – światło ilustruje scena wprowadzania gości do galerii obrazów – rozjaśnionej, rozproszonej światłem płynącym od sufitu przez miękką jasną tkaninę, która tworzy baldachim. Wcześniej muszą poczekać w ciemnym pomieszczeniu oświetlonym świecami.
Według tej zasady skonstruowany jest też główny bohater. Turner – człowiek to materia, ciało, ba, fizjologia (odgłosy, które wydaje; stosunek do seksu). Turner – artysta to duch, demiurg, medium ze swoją nieprzeniknioną tajemnicą tworzenia.
I podobnie kobiety. Sarah Denby to ciemność: niezrozumienie, roszczeniowość, agresja, natomiast pani Booth, towarzyszka ostatnich lat Turnera, to światło: próba zrozumienia, akceptacja, spokój, dobroć. To z nią harmonijnie współbrzmi William Turner. Obie kobiety i ich postawy wobec twórczości Turnera dobrze charakteryzują następujące wypowiedzi:
Sarah: „Jak zwykle malował pan te swoje żałosne wraki?”.
Pani Booth: „Wciąż pan maluje te swoje ładne obrazki?”.
Ta zasada harmonii świata, oparta na symetrii przeciwieństw, przenika uniwersum filmu o Turnerze.
***
Jeśli, jak chce Theophile Gautier, „celem sztuki nie jest kopiowanie natury, lecz tworzenie – za pomocą kształtów i barw – mikrokosmosu dla idei, wrażeń oraz słów”, to jest bohater filmu Mike’a Leigh twórcą doskonałym. Turner bowiem nie przedstawia, lecz kreuje rzeczywistość wyższego rzędu.
Według reżysera „zadaniem artysty jest sprawić, by znów wszystko stało się nowe”.
Nowatorstwo ostatnich obrazów Turnera przerosło niektórych współczesnych mu odbiorców. Młodziutka królowa Wiktoria, w zgodzie ze starymi nawykami odbiorczymi, z nosem w obrazie, komentuje: „A ten jest ohydny! Brudny żółty bałagan!”. Jej słowa przebrzmiały, a obrazy Turnera, ofiarowane przez niego Galerii Narodowej, trwają i zachwycają miłośników sztuki do dziś. Nawet fotografia nie stała się, jak obawiał się Turner, zagrożeniem dla jego malarstwa i dla malarstwa w ogóle. Przeciwnie, właśnie dzięki fotografii, malarstwo mogło porzucić powinności naśladowcze i pójść swoją drogą.
Dzięki Mike’owi Leigh, Dickowi Pope, Thimoty’emy Spall jesteśmy tak blisko Turnera, jak to tylko możliwe. Chociaż nie wiemy, co się „wydarzyło” między „okiem” a „dłonią” malarza.
Malarz został ze swoją tajemnicą. Nam zostawił niezwykłe, opromieniające naszą egzystencję obrazy.
Nota biograficzna
Mike Leigh — brytyjski reżyser filmowy i teatralny, autor scenariuszy. W swoich filmach, których akcja rozgrywa się przeważnie w Londynie, podejmuje trudne tematy społeczne. Od „młodych gniewnych”, twórców przełomu lat 50. i 60., różni go podejście do bohaterów zwykłych ludzi. Przedstawia ich ze zrozumieniem, a nawet współczuciem, ale także z humorem.
Współpracuje ze stałym zespołem aktorów (m.in. Timothy Spall i Lesly Manville), operatorem (Dick Pope). Realizację filmu zawsze poprzedzają kilkumiesięczne próby, analizy postaci itp. „Pan Turner” to film zarazem wyjątkowy w jego filmografii, jak i potwierdzający jego wcześniejsze zainteresowania, a przede wszystkim humanistyczną postawę brytyjskiego reżysera.
Ważniejsze filmy i nagrody:
- „Nadzy” (1993) – nagroda za reżyserię, Cannes;
- „Sekrety i kłamstwa” (1996) – Złota Palma, Cannes, Oscar (reżyseria, scenariusz);
- „Wszystko albo nic” (2002);
- „Vera Drake” (2004);
- „Happy go Lucky, czyli co nas uszczęśliwia” (2007);
- „Pan Turner” (2014).
Pytania pomocne w dydaktyce
1. Po obejrzeniu filmu stwórz hipotetyczny portret artysty w ogóle (swoisty „wzorzec” artysty).
2. Rozważ znaczenie następujących aforyzmów o artyście, uwzględniając film o Turnerze. Możesz przywołać inne filmy lub książki o artystach:
a) „Artysta jest zakładnikiem sztuki”;
b) „Jestem artystą. […] Słowo to oznacza: zawsze szukać i nigdy nie móc osiągnąć doskonałości” (Vincent van Gogh);
c) „Natchnienie jest dla amatorów. Reszta po prostu zasiada do roboty” (Chuck Oates);
d) „Artysta w zamian za dzieło niezwykłe, domagał się wyjątkowego statusu” (Zbigniew Herbert).
Bibliografia
Andrzej Kołodyński, „Turner”, „Kino” VIII/2015.
Waldemar Łysiak, „Malarstwo białego człowieka”, tom 8, s. 297–302.
Maria Poprzęcka, „Patrzeć do bólu” w: „Ból. Punkt po punkcie”, Gdańsk 2004.
Tadeusz Sobolewski, „Pan Leigh o Panu Turnerze. Arcydzieło”, „Gazeta Wyborcza”, 16 V 2014.
Anna Tatarska, „Lubię przynudzać – wywiad z Mike’m Leigh”, „Wysokie Obcasy”, 8 VIII 2015.
Filmografia: „William Turner. Wielka kolekcja sławnych malarzy”. Oxford educational