A potem nazwali go bandytą

Paweł Kosiński (analiza historyczna), Dominik Wierski (analiza filmoznawcza)

Tło historyczne filmu „A potem nazwali go bandytą” Grzegorza Królikiewicza

„»Ognia« pozbawiono grobu. A jego ciało w dziwny sposób zniknęło. Dlaczego miał nie mieć grobu? Jeśli był bandytą, niech ludzie plują na grób bandyty. Widać jednak nie. W tym życiu i śmierci musiało tkwić coś autentycznego, co było groźne dla ówczesnej władzy. Bo trup mógł pewnego dnia ożyć. Dlatego Józef Kuraś nie ma grobu” [1].
ks. prof. Józef Tischner

Józef Kuraś pochodził z Waksmundu na Podhalu. Urodził się 23 X 1915 r. w ubogiej rodzinie góralskiej. Miał pięcioro rodzeństwa — czterech starszych braci: Władysława (1898–1980), Wojciecha (1900–1986), Jana (ur. 1902) i Michała (1909–1943) oraz młodszą siostrę Marię (1921–1985). Rodzice gospodarowali na 3 ha ziemi uprawnej, kilku górskich pastwiskach i skrawku lasu. Mimo to ciężko pracujący ojciec angażował się w działalność społeczną: był instruktorem i komendantem Ochotniczej Straży Pożarnej (OSP), prezesem miejscowej Drużyny Podhalańskiej oraz wójtem i polityczną: już po wybuchu niepodległości założył koło Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast” (PSL) w Waksmundzie i należał do Zarządu Powiatowego tej partii w Nowym Targu. Wychowani w duchu patriotycznym trzej najstarsi bracia Józefa wzięli udział w walkach z Ukraińcami i w wojnie polsko-bolszewickiej.

W rodzinnej miejscowości ukończył szkołę powszechną (1921–1926), następnie uczęszczał do 8-klasowego Gimnazjum Neoklasycznego im. Seweryna Goszczyńskiego w Nowym Targu (1928–1933). W wieku 18 lat (w VI klasie gimnazjum) uciekł z domu ze swoją 16-letnią dziewczyną, Zofią Czesacz. Z powodu tej przygody musiał opuścić szkołę. Pracując przez dwa lata w gospodarstwie rodziców (razem z bratem Michałem i siostrą Marią) zaangażował się w działalność społeczną (OSP) i polityczną (PSL). W 1936 r. otrzymał powołanie do wojska. Zasadniczą służbę odbył w 2. pułku strzelców podhalańskich (psp) w Sanoku. Potem skierowany do Korpusu Ochrony Pogranicza na Wileńszczyznę ukończył kurs w szkolnej kompanii karabinów maszynowych w Berezweczu (powiat dziśnieński), został mianowany kapralem (25 IX 1937 r.) i przez rok służył w strażnicy w Słobódce (powiat brasławski). W tym czasie Zofia Czesacz wyszła za mąż za Jana Czubiaka z Leśnicy. Wywołało to długoletni konflikt obydwu mężczyzn.

Od 24 III do 21 VI 1939 r. odbywał ćwiczenia wojskowe w 1. psp w Nowym Sączu. Zmobilizowany 24 sierpnia, został wcielony do 8 kompanii 1. psp i przeszedł jej szlak bojowy (od Nowego Sącza po Rzęsnę Ruską pod Lwowem). Po rozformowaniu pułku podjął nieudaną próbę przedostania się na Węgry. Do rodzinnego Waksmundu wrócił w połowie października. Początkowo handlował towarami przemycanymi ze Słowacji. Wkrótce zaangażował się w działalność konspiracyjną (najprawdopodobniej za pośrednictwem Jana Cieślaka ps. „Maciej”, tworzącego lokalne struktury Służby Zwycięstwu Polski). Na początku 1940 r. w okolicach Turbaczyka złożył przysięgę i przyjął pseudonim „Orzeł”. W tym roku niemiecki patrol przypadkowo zatrzymał go za brak dokumentów, ale po rozbrojeniu wartownika uciekł z prowizorycznego aresztu w Juszczynie (powiat Sucha Beskidzka).

Przed agresją niemiecką na ZSRR wraz z większą grupą górali został wyznaczony przez Niemców do przeprowadzenia na Słowację koni dla Wehrmachtu, ale przy pierwszej nadarzającej się okazji zbiegł. W czerwcu 1941 r. przystąpił do zorganizowanej przez Augustyna Suskiego ps. „Stefan Brus” apolitycznej i ponadpartyjnej Konfederacji Tatrzańskiej (KT), której dewizą były słowa Suskiego „Honor nakazuje, by Goralenvolk został zdławiony przez samych Podhalan”. W KT dowodził placówką odwodową w Waksmundzie i szkolił jej członków (Jana Srala ps. „Potrzask”, Franciszka Dłubacza ps. „Zgroza”, Józefa Niemca ps. „Tygrys”, Jana Rogala ps. „Żbik”, Józefa Rogala ps. „Strzała”, Władysława Kolasę ps. „Zemsta” i Franciszka Cyrwusa ps. „Kępa”). Wraz z tym oddziałem przeprowadzał akcje sabotażowe (chłostanie gorliwych członków Goralenvolku — m.in. J. Czubiaka, niszczenie urządzeń w mleczarniach i młynach oraz akt umożliwiających ściąganie obowiązkowych świadczeń rzeczowych, akcje ekspriopriacyjne, kolportaż tajnych gazetek). Pod koniec 1941 r. dwa miesiące przebywał w więzieniu w Nowym Targu (aresztowany 10 października przez funkcjonariusza policji kryminalnej (KriPo) Egona Szafrańca — znajomego J. Czubiaka, poddany brutalnym przesłuchaniom, uwolniony 12 grudnia przez zakonspirowanych członków KT pełniących służbę w KriPo — Bernarda Mroza i Tadeusza Popka). Po rozbiciu KT na początku 1942 r. zatrudnił się jako robotnik we gospodarstwie pasterskim Krakowskiej Izby Rolniczej na Hali Wzorowej pod Turbaczem (kierowana przez por. rez. inż. rolnika Henryka Radosińskiego ps. „Herfurt”). W drugiej połowie 1942 r. wraz ze swym oddziałem kontynuował działalność konspiracyjną na Podhalu (m.in. zniszczył zarządzaną przez J. Czubiaka mleczarnię w Waksmundzie i dokonywał rekwizycji w gospodarstwach góralskich na Orawie i Spiszu).

W czerwcu 1943 r. na Polanie Gabrowskiej jego oddział zlikwidował Józefa Benela i Bernarda Kruszewskiego, dwóch Policjantów Polskich śledzących na zlecenia Niemców oddział Kurasia. Na skutek donosu J. Czubiaka w tej sprawie, czterej ubrani po cywilnemu Niemcy (m.in. szef KriPo w Nowym Targu SS-Untersturmfuhrer Josef Kandzia) zamordowali, 29 VI 1943 r. sędziwego ojca Kurasia (73 l.), jego młodą żonę (25 l.) i małe dziecko (2 l.), po czym podpalili ich dom. Od tej pory Kuraś przestał nosić ps. „Orzeł”, a stał się „Ogniem”. Wkrótce potem Niemcy krwawo rozprawili się z innymi partyzantami z Waksmundu i ich rodzinami. Podczas dwu pacyfikacji 4 lipca i 28 września oraz pomiędzy tymi datami rozstrzelali: 10 mężczyzn, 2 kobiety i jedno dziecko, a 85 osób wywieźli do więzień i obozów (gdzie z wycieńczenia zginęło: 3 mężczyzn, 4 kobiety i jedno dziecko) oraz spalili cztery domy.

W lipcu 1943 r. „Ogień” podporządkował się Armii Krajowej. Awansowany do stopnia plutonowego, został szefem (kwatermistrzem) Oddziału Partyzanckiego AK „Wilk”, dowodzonego kolejno przez por. Władysława Szczypkę ps. „Lech” (15 listopada zginął podczas ćwiczeń), ppor. Jana Stachurę ps. „Adam” (w grudniu skierowany w rejon Lubonia Wielkiego, gdzie poprowadził kurs podchorążych) i por. Krystyna Więckowskiego ps. „Zawisza”. Oddział ten przeprowadził wiele udanych akcji bojowych przeciw posterunkom Grenzschutzu i Forstschutzu, w których zdobył broń, amunicję oraz mundury, ale surowa dyscyplina wprowadzona przez por. Więckowskiego (m.in. nakazał rozstrzelać pijanego wartownika) była trudna do zniesienia dla wielu żołnierzy. Szczególnie brzemienna dla losów „Wilka” była niesubordynacja samego Kurasia, który pod nieobecność dowódcy w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia samowolnie udał się z częścią żołnierzy do Ochotnicy Górnej. Po hucznej zabawie partyzanci wrócili stamtąd do obozu pod Czerwonym Groniem nie zachowując należytej ostrożności, co naprowadziło niemiecką obławę. W walce, która się wywiązała 28 grudnia, zginęło dwóch partyzantów (Władysław Bem ps. „Szpak” i Franciszek Sral ps. „Wiatr”) oraz przepadła większą część uzbrojenia, sprzęt i zapasy. Po zebraniu rozproszonego oddziału w bacówce na polanach Waksmundu został on ponownie wykryty przez niemiecką obławę, 7 I 1944 r., ale i tym razem wymknął się z okrążenia. „Ogień” podzielił wówczas odział na mniejsze grupy i do wiosny ukrywał się z sześcioma towarzyszami w Howańcu. W tym czasie sprawę utraty obozu pod Czerwonym Groniem badał Wojskowy Sąd Specjalny (WSS) Okręgu Kraków AK, który kilkakrotnie zignorował podejmowane przez Kurasia próby wyjaśnienia sytuacji (meldunki z 3 i 27 I oraz szczegółowy raport z 16 II 1944 r., a także gotowość osobistego stawienia się do raportu).

W związku z faktycznym usunięciem z AK i z obawy przed zastrzeleniem bez sądu z rozkazu dotychczasowego dowódcy — por. Więckowskiego — „Ogień” z częścią żołnierzy oddał się pod opiekę Powiatowego Zarządu SL „Roch” tworzącego Powiatową Delegaturę Rządu (PDR) w Nowym Targu. Od władz SL w Krakowie otrzymał w maju 1944 r. nominację na komendanta „oddziału specjalnego Ludowej Straży Bezpieczeństwa” — Batalionów Chłopskich (BCh), w sierpniu został awansowany na porucznika BCh (wg praktyki nieuznawanej przez AK), a 10 października zaprzysiężony jako dowódca „oddziału egzekucyjnego Powiatowej Delegatury Rządu (PDR) w Nowym Targu”. W tym czasie jego ludzie wykonywali wyroki wydane niemieckich konfidentów przez Cywilny Sąd Specjalny (CSS) PDR (m.in. zastrzelili Antoniego Waksmundzkiego, Franciszka Kopcia, Jana Srala, Jana i Zofię Czubiaków, golili głowy kobiet oraz chłostali mężczyzn) i walczyli z bandytyzmem, co zyskało szczególne uznanie lokalnego Kierownictwa Oporu Społecznego. Mimo umorzenia dochodzenia przed WSS AK Kuraś dwukrotnie (w sierpniu i październiku) nie stawił się na wezwanie komendanta Obwodu Nowy Targ AK, mjr. Adama Stabrawy ps. „Szałas” i „Borowy”, jednak w wyniku protestów AK został zmuszony do zaprzestania wykonywania wyroków CSS, a 25 listopada Powiatowy Delegat Rządu nakazał szefowi Referatu Bezpieczeństwa zawiesić z nim kontakty. Tę decyzję oprotestował nowotarski „Roch”.

Na przełomie 1944 i 1945 r. „Ogień” za wiedzą i przyzwoleniem nowotarskiego prezesa Zarządu Powiatowego SL „Roch” i zastępcy Powiatowego Delegata Rządu RP (późniejszy starosta nowotarski z ramienia PSL) Władysława Skibińskiego ps. „Snop” nawiązał kontakt i prowadził wspólne akcje z dowodzonym przez Izaaka Gutmana (vel Zygmunt Gutman vel Bruno Skuteli) ps. „Zygfryd” oddziałem Armii Ludowej „Za Wolną Ojczyznę”. M.in. razem przeprowadzali radzieckich „partyzantów” (grupy mjr. NKWD Iwana Zołotara ps. „Artur” i kpt. NKWD Ludmiły Gordijenko ps. „Tania”) i dokonywali dla nich rekwizycji oraz walczyli z Niemcami (np. 31 XII 1944 r. wysadzili pociąg na odcinku Rabka–Nowy Targ, 20 I 1945 r. rozbili niemiecką kolumnę samochodów ciężarowych pod Klikuszową, a przede wszystkim w nocy z 28 na 29 stycznia przeprowadzili pododdziały 520. Drohobyckiego Pułku Strzeleckiego Armii Czerwonej na tyły Niemców broniących się w Nowym Targu. W tym czasie do Kurasia stale przystępowali nowi ludzie, a jego partyzanci zdobywali wiele broni i amunicji.

Po zajęciu Nowego Targu przez Armię Czerwoną „Ogień” zszedł ze swym oddziałem do miasta i zgodnie z zaleceniami lokalnego kierownictwa SL „Roch”, za zgodą radzieckiego komendanta mjr. NKWD Leonida Masłowa, przystąpił do organizowania (wraz z por. Zygmuntem Sielickim z AL) w powiecie Milicji Obywatelskiej (MO). Obsadziwszy swoimi ludźmi komendę powiatową i wszystkie posterunki gminne, stał się de facto komendantem powiatowym MO. To prowizorium skończyło się wraz z przybyciem na Podhale grupy operacyjnej wyznaczonej przez rzeszowskie agendy „Rządu Tymczasowego RP” (Władysław Machejek, I sekretarz Powiatowego Komitetu Polskiej Partii Robotniczej — PPR, ppor. Stanisław Strzałka, kierownik Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego — PUBP, ppor. Aleksander Karaś, komendant powiatowy MO). Odsunięty Kuraś, wspierany przez por. Sielickiego, postanowił jednak szukać protekcji nowych władz i 8 II 1945 r. udał się wraz ze swoim zastępcą Janem Kolasą ps. „Powicher” do Lublina i Warszawy. Skutkiem tej wyprawy było zatwierdzenie BCh-owskiej nominacji na stopień porucznika, przyjęcie do PPR (9 marca, z polecenia kierowniczki Wydziału Personalnego KC PPR, Zofii Gomułkowej) i uzyskanie rekomendacji do pracy w MBP (10 marca, na wniosek Departamentu Kadr MBP). Po zameldowaniu się w WUBP w Krakowie, 16 marca Kuraś otrzymał angaż na stanowisko kierownika PUBP w Nowym Targu (ppor. Strzałka miał być jego zastępcą). To stanowisko formalnie pełnił od 23 III do 11 IV 1945 r.

Donosy W. Machejka na temat antyradzieckich poglądów i wypowiedzi „Ognia” sprawiły, że został on wezwany do krakowskiego WUBP. Kuraś z obawy przed aresztowaniem porzucił stanowisko w UBP i w nocy z 11 na 12 IV 1945 r. poszedł „do lasu”, gdzie z dużą częścią dawnych podkomendnych zainstalowanych w MO i UB przystąpił do tworzenia samodzielnego Oddziału Partyzanckiego „Błyskawica”. Podczas odprawy ok. 100 ludzi na Kowańcu, 13 kwietnia ogłosił walkę o wolność przeciw ZSRR i komunizmowi (w ulotkach do mieszkańców Podhala pisał: „Walczyliśmy o Orła, teraz o koronę do Niego, hasłem naszym Bóg, Ojczyzna, Honor”). Wkrótce zgrupowanie „Ognia” liczyło kilkuset partyzantów. Jego szybkiemu rozrostowi nie były w stanie przeszkodzić obławy z udziałem NKWD, UBP, KBW, MO i ludowego WP. Dla usprawnienia dalszej walki trzeba je było jednak podzielić na kilka mniejszych pododdziałów obdarzonych dużą samodzielnością. Ze względu na trudności i koszty utrzymania oddziałów w terenie, zwłaszcza w zimie starał się ograniczyć ich rozrost. Przy utrzymaniu dużych zdolności mobilizacyjnych miały one zasadniczo być schronieniem dla „spalonych”. Zasięg działania partyzantki Kurasia sięgał od Podhala po ziemię Miechowską. Spójne struktury i zasady dowodzenia wykrystalizowały się dopiero w 1946 r. Sztab składał się z najbardziej zaufanych współpracowników. Zastępcą „Ognia” był Jan Kolasa ps. „Powicher” i Kazimierz Kuraś ps. „Kruk” (bratanek „Ognia”), funkcję szefa sztabu pełnił Józef Sral ps. „Smak”, a kwatermistrza Stanisław Sral ps. „Zimny” (syn Józefa), osobistymi adiutantami dowódcy spełniającymi jednocześnie funkcje łączników byli Stanisław Ludzia ps. „Harnaś” i Bogusław Szokalski ps. „Herkules”. Przy dowództwie zawsze przebywał oddział ochrony sztabu (ok. 60–90 ludzi), z którego wydzielano patrole egzekucyjne tzw. Komisji Szybko-Wykonawczej. W lecie 1946 r. do „Błyskawicy” należało sześć kompanii oraz siedem oddziałów i grup operacyjnych, w których służyło ponad pół tysiąca uzbrojonych partyzantów, wspieranych przez kilkakrotnie bardziej liczną sieć wywiadowców, łączników i członków siatki aprowizacji. Odprawy dowódców wydzielonych pododdziałów odbywały się co najmniej raz w miesiącu. Wszystkie dokumenty były sygnowane dwiema pieczęciami z ukoronowanym orłem (wg wzoru godła z lat 1919–1927 z napisem „Oddział Partyzancki »Błyskawica«” w otoku oraz w postaci stylizowanej z podpisem „A.K.”). Partyzantów „Ognia” obowiązywała następująca rota przysięgi: „Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu, że będę wiernie służył Ojczyźnie swojej. Dla Polski Ludowej poświęcę życie. Rozkazy swoich dowódców będę sumiennie wykonywał. O prawa należne chłopu i wsi polskiej będę walczył. Tajemnicy dochowam choćby padło przypłacić własną krwią. Tak mi dopomóż Bóg”. W lecie 1946 r. Kuraś formalnie podporządkował się Armii Polskiej w Kraju dowodzonej przez płk. Aleksandra K. Dellmana ps. „Dziadek”, „Urban”, „Stasiak” (w czasie okupacji w stopniu majora szefa wywiadu Inspektoratu Tarnowskiego AK i kwatermistrza Inspektoratu Krakowskiego) i za jego pośrednictwem miał być awansowany do stopnia mjr. Za pośrednictwem plut. pchor. Andrzeja Goca ps. „Szpon” (dawniej żołnierza 1. psp AK) był też kontakcie z 2 Korpusem Polskich Sił Zbrojnych. Do wymiany przesyłek doszło podczas czterech spotkań (od sierpnia do listopada 1946 r.).

Od 1945 r. „Ogień” liczył na wybuch III wojny światowej lub zwycięstwo wyborcze PSL (w ulotkach wielokrotnie określał swoje oddziały stronnikami PSL). Cele swojej walki określił w liście do Prezydenta Krajowej Rady Narodowej Bolesława Bieruta datowanym na 14 XI 1946 r. Pisał w nim: „Oddział Partyzancki »Błyskawica« walczy o Wolną, Niepodległą i prawdziwie demokratyczną Polskę. Walczyć będziemy tak o granice wschodnie, jak i zachodnie. Nie uznajemy ingerencji ZSRR w sprawy wewnętrzne polityki państwa polskiego. Komunizm, który pragnie opanować Polskę, musi zostać zniszczony”. Sygnowane przez niego ulotki zawierały otwarte ostrzeżenia, że współpracownicy nowej władzy będą: „na każdym kroku wieszani i strzelani, nie patrząc na ich pochodzenie, a ich dobytek zostanie skonfiskowany na rzecz oddziałów partyzanckich”. Partyzanci „Ognia” rozbijali i rozbrajali posterunki UBP i MO (z wyjątkiem Zakopanego i Szczawnicy zajęli wszystkie posterunki MO w powiecie nowotarskim — niektóre kilkakrotnie), walczyli z oddziałami pacyfikacyjnymi NKWD i KBW oraz oddziałami czechosłowackimi na Spiszu i Orawie, a także zwalczali bandy rabunkowe starali się natomiast unikać starć ze stacjonującymi na Podhalu oddziałami ludowego WP. Jak poważnie zakłócili działalność aktywistów PPR można wywnioskować z zapisków Eugeniusza Wojnara, instruktora propagandy KP PPR w Nowym Targu: „Przekształciliśmy się w swego rodzaju zakład pogrzebowy odprowadzający na cmentarz prawie co tydzień, a nieraz i dwa razy w tygodniu ciała zamordowanych towarzyszy”. W latach 1945–1947 z ręki ogniowców zginęło ponad 25 enkawudzistów oraz ponad 40 milicjantów i ponad 60 funkcjonariuszy UBP. Ich najbardziej spektakularną akcją było odbicie 64 więźniów (m.in. żołnierzy AK, Wolności i Niezawisłości oraz Narodowych Sił Zbrojnych) z więzienia MBP w Krakowie, 18 VIII 1946 r. Dokonali tego partyzanci 6. krakowskiej kompanii, dowodzeni przez Jana Janusza ps. „Siekiera”. W walkach zginęło ok. 100 partyzantów „Błyskawicy”.

Mimo starań o utrzymanie surowych zasad dyscypliny, niektórzy partyzanci „Ognia” dopuścili się aktów samowoli: kradzieży, rabunków, a nawet zbrodni na osobach nienależących do komunistycznego aparatu władzy. Wśród tych wypadków trzeba wspomnieć kilkunastu polskich obywateli narodowości żydowskiej wymordowanych pod Krościenkiem, w nocy z 2 na 3 V 1946 r. przez partyzantów z 1. pienińskiej kompanii, dowodzonych przez sierżanta podchorążego Jana Batkiewicza ps. „Śmigły”. Popełnieniu tej zbrodni sprzyjało popularne po wojnie przekonanie, że „Każdy Żyd był ubekiem”. Sam „Ogień” w ulotkach do ludności Podhala pisał: „POLACY!!! Obowiązkiem waszym jest wytępić bratobójców i opryszków hańbiących imię Polski, któremi są żydzi i bezpieczeństwo. Nie ujdą zdrajcy zasłużonej kary. Im wcześniej wytępimy naszych gnębicieli, tym prędzej odzyskamy Wolną i niepodległą Ojczyznę. BRACIA POLACY!!! Rżnijcie i wieszajcie szelmy żydowskie i bezpiekę!!!!!! Oddajcie zgniłe ciała zdrajców krukom na pożarcie!!!!!!! Precz z komuną żydowską!!!!!!”.

W październiku 1945 i w marcu 1946 r. „Ogień” odrzucił propozycje „wyjścia z lasu” złożone przez kierownika PUBP w Nowym Targu, ppor. Strzałkę. Nie dało się pogodzić diametralnie odmiennych oczekiwań obydwu stron (UBP żądał bezwzględnej kapitulacji – Kuraś zawieszenia broni pod warunkiem: zwolnienia uwięzionych towarzyszy, zaprzestania akcji represyjnych, usunięcia funkcjonariuszy pochodzących spoza Podhala, udzielenia wolnej ręki w ściganiu bandytów i kolaborantów niemieckich). Kiedy „Ogień” zapowiedział walkę aż do zwycięstwa, jego postawa sprawiła, że w powiecie nowotarskim do Komisji Likwidacyjnych AK zgłosiło się tylko 11 osób.

Przedstawiciele władz mieli świadomość, że najważniejszą przeszkodą w „budowie socjalizmu” w Krakowskiem jest to, że jak pisał wojewoda krakowski, Kazimierz Pasenkiewicz „od szeregu miesięcy grasuje tam banda »Ognia«”. Dlatego za wszelką cenę próbowali zgładzić jej dowódcę, w lipcu 1946 r. chcieli go nawet otruć. Zmasowana ofensywa organów bezpieczeństwa rozpoczęła się jesienią 1946 r. Na początku 1947 r. zaangażowano do niej ponad tysiąc żołnierzy KBW oraz funkcjonariuszy MO i UBP. Z powodu ich akcji dochodziło do likwidacji kolejnych pododdziałów „Błyskawicy” na zimę rozkwaterowanych w mniejszych grupach. Osaczenie „Ognia” i ostateczne zniszczenie jego oddziału umożliwiły wiadomości przekazane UBP przez dwu informatorów, dawnych partyzantów Kurasia: Antoniego Twaroga ps. „Śmiały” z Ostrowska i Stanisława Byrdaka ps. „Orientacyjny” z Waksmundu.

Ostatnia operacja sił bezpieczeństwa zaczęła się od ataku na obóz partyzancki usytuowany na skraju Polany Stawieniec w dolinie Kamienickiego Potoku, 18 II 1947 r. „Ogień”, znajdujący się wówczas poza obozem, nakazał rozproszenie i ukrycie oddziału sztabowego. Sam udał się wraz z pododdziałem przybocznym (w składzie: Franciszek Dróżdż ps. „Szpak”, Jan Kolasa ps. „Powicher”, Kazimierz Kuraś ps. „Kruk”, Stanisław Ludzia ps. „Harnaś”, Stanisław Sral ps. „Zimny” i Irena Olszewska ps. „Hanka”) do Ostrowska, rodzinnej miejscowości swojej drugiej żony. Informację o aktualnym miejscu przebywania Kurasia przekazał nowotarskiemu UBP rano 21 lutego A. Twaróg. Pięćdziesięcioosobowa grupa operacyjna KBW-UBP-MO, dowodzona przez mjr. Bronisława Wróblewskiego (MBP) ruszyła z Nowego Targu do Ostrowska jeszcze przed południem. Na wstępie żołnierze i funkcjonariusze otoczyli kordonem kompleks zabudowań ograniczony trzema drogami (obecnie ulice: Pienińska, Jana Pawła II i ks. J. Tischnera). Szturm na miejsce postoju partyzantów (dom Józefa i Anny Zagatów) rozpoczął się o godzinie 13. Osaczeni obrońcy odpowiedzieli na atak zmasowanym ogniem i przeskoczyli do sąsiedniego domu należącego do Michała Ostwalda. Wkrótce napastnicy podpalili dom i zabili „Kruka” oraz „Zimnego”. W zamieszaniu „Ogień” z „Hanką” przedostali się do innego domu (Marii Kowalczyk-Pachowej), „Powicher” i „Harnaś” uciekli, a „Szpak” ukrył się. Kiedy obławie udało się stwierdzić, gdzie przebywa „Ogień”, został on wezwany do poddania się. W beznadziejnej sytuacji rozkazał poddać się „Hance”, a sam próbował popełnić samobójstwo. Strzał w skroń okazał się nieskuteczny, ciężko ranny „Ogień” stracił przytomność. Pierwsi atakujący, którzy znaleźli się przy umierającym zrzucili bezwładne ciało na parter domu. Po opadnięciu emocji oprawcy postanowili ratować swoją ofiarę. Mieli nadzieję, że będą ją jeszcze mogli przesłuchać, a może nawet urządzić pokazowy proces? Dlatego „Ogień” z pękniętą czaszką został przeniesiony na ciężarówkę. Tam pierwszej pomocy udzielił mu sanitariusz KBW. Wkrótce samochód wysłano do nowotarskiego szpitala, natychmiast otoczonego od zewnątrz kordonem KBW, a w środku pilnowanego przez funkcjonariuszy UBP i MO. Próby ratowania „Ognia” nie przyniosły spodziewanego efektu, Józef Kuraś skonał 20 minut po północy 22 II 1947 r. Następnego dnia ciało wywieziono do Krakowa, aby jaki pisał kierownik Sekcji ds. Walki z Bandytyzmem w nowotarskim PUBP, Kazimierz Jaworski, „jego grób nie stał się miejscem manifestacji, składania kwiatów itp.”. W walce w Ostrowsku zginęli dwaj żołnierze KBW, a dwóch odniosło rany.

Józef Kuraś był dwukrotnie żonaty. Po raz pierwszy ożenił się 13 lutego 1939 r. z Elżbietą Chorąży (1917–1943) z Waksmundu, po raz drugi – 21 kwietnia 1946 r. z Czesławą Polaczyk (1922–2007) z sąsiedniego Ostrowska. Owocem pierwszego i drugiego małżeństwa byli synowie: Zbigniew (17 XII 1940–29 VI 1943) i Zbigniew (ur. 2 II 1947 r.). Pierwsza żona i syn wraz z ojcem Józefa Kurasia zostali zamordowani i popaleni przez zamaskowanych Niemców, 29 VI 1943 r. Ślub z Czesławą Polaczyk udzielony o godz. 14.00, w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Michała Archanioła i huczne wesele z orkiestrą cygańską na Górze Waksmundzkiej, 22 IV 1946 r. były wielką manifestacją siły „Ognia”. Czesława Polaczyk przebywała w oddziale partyzanckim do jesieni 1946 r. W listopadzie mąż skierował ją na kwaterę konspiracyjną w Bochni. Ich syn urodził się w jednym z krakowskich szpitali. „Ogień” nie zdołał go już zobaczyć. Wdowa w latach 60. wyjechała do Stanów Zjednoczonych i tam ponownie wyszła za mąż.


Rozdwojona pamięć, rozdwojony mit — „A potem nazwali go bandytą” Grzegorza Królikiewicza

W dwudziestowiecznej historii Polski niewiele jest postaci, które budziłyby tak skrajne emocje, jak Józef Kuraś „Ogień”. W czasie drugiej wojny światowej był bohaterem walk partyzanckich z Niemcami na Podhalu i żołnierzem Armii Krajowej, którą jednak w niejasnych okolicznościach opuścił, aby służyć później w Ludowej Straży Bezpieczeństwa. W 1945 roku objął jedną z kierowniczych funkcji w lokalnych strukturach podległych Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. Po kolejnej diametralnej zmianie przynależności w latach 1945–1947 został samodzielnym dowódcą zgrupowania partyzanckiego „Błyskawica”. Kierował w nim akcjom przeciw powojennej władzy, a w szczególności przedstawicielom Urzędu Bezpieczeństwa, oraz osobom, które posądzał o kolaborację z Niemcami lub NKWD. Metody, jakie stosował, stały się głównym fundamentem sporu o ocenę jego postawy i uczynków. Zginął w 1947 roku, w wieku 32 lat. Już wtedy otoczony był swoistą legendą. W PRL stał się ucieleśnieniem „bandyty” i tematem wielu propagandowych publikacji. Po 1989 roku kontrowersje dotyczące postaci Kurasia przybrały jeszcze na sile [2]. W ostatnich latach, w trakcie powszechnego zainteresowania problematyką żołnierzy wyklętych, „Ogień” pozostaje tematem żarliwych debat i polemik.

Jego skomplikowanym losom w „A potem nazwali go bandytą” (2002) przyjrzał się Grzegorz Królikiewicz, jeden z najoryginalniejszych twórców polskiego filmu fabularnego i dokumentalnego. Artystyczna wrażliwość reżysera w ogromny sposób wpłynęła na kształt filmu, dalekiego od konwencjonalnego dokumentu historycznego [3]. By zatem dostrzec złożoność obrazu Królikiewicza, należy najpierw przyjrzeć się jego estetyce. To z niej wynikają główne płaszczyzny znaczeniowe „A potem nazwali go bandytą” — konflikt pamięci o „Ogniu” oraz proces tworzenia się jego mitu.

Estetyka

W latach 70. XX w. twórczość Królikiewicza była częścią tzw. dokumentu kreacyjnego, czyli jednego z fenomenów stylistycznych powstałych na gruncie polskiego filmu dokumentalnego. Nurt ten tworzyły dzieła o różnym stopniu radykalizmu estetycznego, zawsze jednak odznaczające się troską o właściwy dobór środków filmowego wyrazu [4]. Sam Królikiewicz zasłynął opracowaniem koncepcji tzw. przestrzeni filmowej poza kadrem. Zawarł ją w swej pracy dyplomowej w łódzkiej Szkole Filmowej, a później w innych publikacjach [5]. Najbardziej kojarzy się ona ze stosowanym wielokrotnie przez twórcę zabiegiem komponowania przestrzeni w kadrze w taki sposób, by z premedytacją nie pokazać widzowi ważnych informacji. Koncepcja jednakże nie ogranicza się tylko do tego — mieści w sobie również takie chwyty, jak osłabienie czytelności elementów kadru (np. poprzez częściowe zasłonięcie twarzy bohatera), agresywny montaż, celowo chaotyczną pracę kamery, staranne selekcjonowanie (np. wyciszanie lub eksponowanie) dźwięku i stosowanie fabularnych elips [6]. Celem przestrzeni filmowej poza kadrem jest „uruchomienie współautorstwa widza” [7].

Oryginalny stosunek Królikiewicza do filmowej formy widoczny jest także w „A potem nazwali go bandytą”. Reżyser nie ułatwia widzowi identyfikacji i uszeregowania faktów, rezygnując choćby z ponadkadrowego komentarza. W eklektycznej strukturze filmu głównym składnikiem są wypowiedzi świadków historii „Ognia”. Różnią się one długością. Obok dłuższych relacji zdarzają się fragmenty, w których kolejno po sobie rozbrzmiewają wypowiadane przez różne osoby pojedyncze zdania, układające się we fragment opowieści o życiu bohatera, bądź też przedstawiające przeciwstawne interpretacje danego wydarzenia. Niejednokrotnie przy tym mówiący są oświetlani i kadrowani w niekonwencjonalny dla dokumentów sposób (z nietypowego kąta ustawienia kamery, w lustrzanym odbiciu czy zza zasłaniających ich częściowo przedmiotów). Oprócz wypowiedzi w filmie pojawiają się też elementy tak różne, jak obrazy tatrzańskiego krajobrazu i przyrody, ujęcia archiwalnych dokumentów, nagranie z ukrytej kamery, sceny śpiewania pieśni i inscenizacje.

Tym niemniej, pomimo pozornego chaosu „A potem nazwali go bandytą” jest filmem opartym o precyzyjną strukturę. Około czterominutowy początek — zestawienie skrajnych poglądów na temat „Ognia” — w klarowny sposób ustanawia jedną z głównych dominant tematycznych filmu, czyli spór o pamięć o bohaterze. Główna część filmu, trwająca mniej więcej czterdzieści pięć minut, uporządkowana jest w oparciu o chronologię życia Kurasia. Przechodzenie do kolejnych wydarzeń odbywa się w sposób płynny, dynamiczny i dygresyjny, da się jednak ująć w klamrę narodzin i śmierci. Ostatnie cztery minuty to natomiast swoista koda, szkicująca puenty kilku głównych wątków filmu, a także próbę krótkiej, symbolicznej refleksji nad miejscem pamięci o „Ogniu” oraz jego mitu w kulturowej i historycznej tożsamości Podhalan i Polaków. Ostatnie, zainscenizowane ujęcie filmu nasycone jest symboliką — mężczyzna niesie białą trumnę w kierunku tatrzańskiego lasu.

Rozedrgana estetyka „A potem nazwali go bandytą” służy wyeksponowaniu emocji, które zazwyczaj dominują w wypowiedziach świadków. Są one ujawniane wprost bądź tonowane, ale niemal zawsze dostrzegalne dla widza. Taki sposób przedstawiania wydarzeń z przeszłości nie jest Królikiewiczowi obcy — pojawił się m.in. w znacznie wcześniejszej „Wierności” (1969), w której „nie ma mowy o rekonstrukcji w dotychczasowym znaczeniu. Fakty są podporządkowane emocjom. (…) Autentyzm tych przeżyć jest niekwestionowany, świadczą o nim nie materiały archiwalne i ich montażowe uporządkowanie, nie wypowiedzi z dystansu, ale właśnie emocjonalna psychodrama” [8].

W „A potem nazwali go bandytą” emblematyczna pod tym względem jest jedna z najdłuższych i najbardziej przejmujących scen. Janina Kolasa „Stokrotka”, łączniczka „Ognia”, opowiada w niej o okolicznościach ataku na willę krakowskiego hufca ZHP zwaną „Śmiechówka”, w której w lutym 1947 roku przebywała wraz z kilkoma partyzantami. Zresztą, lokalizacja i data wydarzenia czy nazwiska członków grupy nie zostają w filmie podane, bo w tym przypadku nie są najistotniejsze. Kobieta mówi zwięźle i jasno, jednak wraz z powrotem do kolejnych drastycznych szczegółów coraz trudniej jest ukrywać jej emocje. Poruszając się po terenie, na którym przed laty doszło do zasadzki, rekonstruuje jej przebieg, ale też na nowo przeżywa strach, bezradność i rozpacz [9]. Scenę kończy zaskakujące, wręcz balansujące na granicy dobrego smaku przejście montażowe. Janina Kolasa opisuje makabryczny widok wróbli wyjadających fragmenty mózgów zastrzelonych ludzi „Ognia”. Towarzyszy temu dźwiękowa zakładka z kolejnej sceny — odgłos maszyny do pisania, który jednak zostaje w szokujący sposób zsynchronizowany z obrazem ptaków rytmicznie poruszających dziobami podczas jedzenia ziaren.

Królikiewicz sięga także do inscenizacji — przede wszystkim w symbolicznym zakończeniu oraz w scenie, w której aktorka Ewa Beata Wiśniewska interpretuje list napisany do Kurasia przez jego drugą żonę Czesławę. Widza zaskakuje anachroniczna emfaza, potęgowana użyciem wyłącznie zbliżeń i półzbliżeń. Na chwilę ekran zdominowany zostaje przez niedzisiejszą formę wyznawania uczucia i troski. Fragment ten, wraz z kilkoma innymi migotliwymi aluzjami, dodaje do głównych wątków opowieści jeszcze jeden — życie prywatne Kurasia, spychane zazwyczaj na dalszy plan przez dzieje jego partyzanckiej działalności. Przede wszystkim zaś interpretacja listu wprowadza kontrast emocjonalny — w historię przemocy i walki wpleciona zostaje miłość.

Uwagę widza przykuwają także te elementy sfery ikonograficznej, które pozornie nie przynależą bezpośrednio do głównego toku opowieści. Co pewien czas ekran wypełniają kontrastujące z emocjonalnymi wypowiedziami rozmówców obrazy tatrzańskiego krajobrazu i przyrody. Nie muszą one wcale oznaczać ozdobnika czy prostej ilustracyjności — Jan Strękowski przypisał im wręcz funkcję narracyjną: „W filmie tym mówią nie tylko ludzie, ale i ekspresyjne, płynące z szaloną szybkością obłoki, mówią ludzie (śpiewając ballady o bohaterze), ale mówią też góry (niosące te ballady w świat) i jest to równorzędny sposób relacji” [10]. Charakterystyczną dla filmów Królikiewicza ikonografię tworzą ponadto zniekształcane lub filmowane w dużych zbliżeniach symboliczne obrazy, takie jak roztapiający się, brudny śnieg, gonty, zwęglone drewno czy płomienie ognia, a także wyeksponowane pojedyncze słowa z dokumentów.

Istotną funkcję zarówno w kreowaniu znaczeń, jak i w budowaniu atmosfery pełni również dźwięk. Np. w początkowej partii filmu nałożone na siebie zostają głosy różnych osób, w wyniku czego słowa „przeklęty bandzior, bandyta, który gwałcił” i dewiza „Bóg, Honor, Ojczyzna” rozbrzmiewają jednocześnie. Doskonale oddaje to skrajnie kontrastowe postrzeganie postaci „Ognia”. W kilku miejscach wypowiedzi świadków wzbogacone są dźwiękowymi dopełnieniami (np. efekt nalewania alkoholu do szklanki, odgłosy wystrzałów ilustrujące egzekucje czy wspomniany już dźwięk maszyny do pisania) lub też pojawia się pogłos.

Królikiewicz bardzo starannie dobrał także muzykę. Ważne miejsce w ścieżce dźwiękowej – jako świadectwa zmitologizowanej pamięci – zajmują pieśni partyzanckie, zaś swego rodzaju lejtmotywem jest niezwykle przejmujący motyw z „Psalmu 37” („Nie gniewaj się na łotra”), pochodzącego z „Nieszporów Ludźmierskich” Jana Kantego Pawluśkiewicza. Wzbogaca on nastrój filmu o odcień podniosłej zadumy nad tragizmem ludzkiego losu.

Estetyka „A potem nazwali go bandytą” ma swe źródła w wyrazistej koncepcji artystycznej, której Królikiewicz pozostaje wierny od lat. Trzeba wszakże zaznaczyć, iż „odnalezienie się” w filmie przez widza wymaga pewnych kompetencji odbiorczych — z jednej strony gotowości do zetknięcia się z niekonwencjonalną odmianą dokumentu, a z drugiej — posiadania elementarnej choćby wiedzy o „Ogniu” i jego życiorysie, potrzebnej do uzupełnienia przestrzeni pozostającej w obrazie poza kadrem. Ekspresyjna i eklektyczna forma filmu ponad historię wyraźnie bowiem przedkłada pamięć.

Pamięć

Zasadność powyższego stwierdzenia nie budzi raczej wątpliwości — wszak o ile dla historii najważniejszy jest przedmiot badania, o tyle dla pamięci liczy się podmiotowy charakter wypowiedzi. Pamięć nie zakłada jednoznacznego oddzielenia przeszłości od teraźniejszości, nie dąży też do obiektywizmu [11]. Charakterystykę tę odnieść można do większości zawartych w filmie Królikiewicza relacji, z których wyłania się obraz Kurasia. Sposób ich przekazywania zależy od rozmaitych czynników, ale widać pewną prawidłowość — „Ogień” jest bohaterem głównie dla tych, którzy należeli do jego formacji, zaś tytułowym bandytą dla niektórych członków AK i ludowców (choć i w tych przypadkach zdarzają się postawy ambiwalentne), a przede wszystkim podhalańskich kobiet. Widzowi zapadają w pamięć oszczędne, wypowiadane „po żołniersku” relacje Stanisława Sulki „Noska”, przywołana już psychodrama Janiny Kolasy „Stokrotki” i pełne afirmacji wspomnienia innych podkomendnych bohatera filmu, ale też przesycone nienawiścią oskarżenia Marii Mroszczak czy pełne goryczy i bólu opowieści Rozalii Waksmundzkiej, do której „Ogień” strzelał. Dla jednych Kurasia najpełniej określała jego odwaga, pragnienie wolności, miłość do bliskich i obsesja na punkcie wierności, dla drugich zaś porywczy temperament, antysemityzm, skłonność do brutalności, gwałtu i okrucieństwa.

Pamięć o „Ogniu” jest wciąż żywa, tak jak przeżywane przed wielu laty emocje, ale i strach. To jeden z najbardziej frapujących wątków filmu. Strach ma różne podłoża i oblicza. Dawny oficer UB boi się pokazać przed kamerą swą twarz, a nawet dłonie, ponieważ „jak ktoś sypnie, a jeszcze do tego poda twarz, to dostanie »kosę«”. To jednak zjawisko doskonale znane, zarówno z popkulturowych wyobrażeń na temat służb specjalnych, jak i ze świadectw dokumentalnych [12]. Bardziej zadziwia lęk przed konsekwencjami wypowiadania się o „Ogniu” wśród zwykłych mieszkańców. W sekwencji poświęconej jednemu z najbardziej drastycznych wydarzeń związanych z działalnością partyzantów — zamordowaniu kobiety w zaawansowanej ciąży z powodu jej rzekomej zdrady na rzecz NKWD i UB — informacji udziela osoba, która filmowana jest tyłem do kamery, zza konaru drzewa. Na pytanie reżysera, dlaczego nie pokaże twarzy, odpowiada: „Bo przecież nie można mówić prawdy wobec wszystkich… Bo by nas spalili”, po czym szeptem potwierdza, że wciąż się boi i prosi o niezadawanie kolejnych pytań. Scena ta stanowi świadectwo żywotności strachu, nieodłącznego wpisania przemocy w historię „Ognia” oraz trwałości przebiegającego wzdłuż linii oceny jego działalności podziału społeczeństwa Podhala. Antagonizowanie ludności było jedną z metod stosowanych przez walczące strony, a efekty takich działań przetrwały aż do dnia dzisiejszego [13]. W monografii Kurasia Maciej Korkuć pisze, iż konflikt rozciąga się na środowiska kombatanckie antyhitlerowskiego i antykomunistycznego podziemia, ale i na młodsze pokolenia: „Do dzisiaj w południowych rejonach Małopolski nierzadko to problem stosunku do »Ognia« jest ważniejszym źródłem antagonizmów niż bieżące spory polityczne” [14].

„A potem nazwali go bandytą”, korzystając głównie ze świadectw pamięci jednostkowych, skłania więc do refleksji także nad zagadnieniem pamięci zbiorowej i oficjalnej. Jak pisze Barbara Szacka, pamięć zbiorowa o najbliższej przeszłości składa się z pamięci jednostkowej, pamięci zbiorowości wyrosłej ze wspólnych doświadczeń wielu jednostek oraz oficjalnie przekazywanego obrazu przeszłości. Wszystkie te elementy istnieją ze sobą w dynamicznych relacjach, nigdy też w całości się nie pokrywają [15]. Film Królikiewicza uznać można za szczególny artystyczny obraz funkcjonowania pamięci zbiorowej.

Trudno przy tym pamięci potocznej jednoznacznie przeciwstawić pamięć oficjalną. Ta pierwsza może przecież zostać wypaczona przez czas i emocje, ta druga zaś nie musi być w całości zafałszowana, nawet w kulturze totalitarnej. Pamięć oficjalna w wariancie zaprogramowanym i sterowanym przez propagandę PRL pojawia się w otwierającej film scenie. Jej reprezentantem — co sugeruje przynależność, ale i specyficzny język — jest emerytowany pułkownik ludowego Wojska Polskiego, który wyrzuca na śmietnik tablicę z nazwiskiem mjr. Józefa Kurasia „Ognia” jako patrona ulicy (chodzi o dzisiejszą ulicę Złotniczą w Łodzi, która imię „Ognia” nosiła w latach 90.). Po chwili kontrapunktem dla tego gestu jest celebrowanie nabożeństwa ku czci podhalańskich partyzantów, którzy, jak podkreśla kapłan, ginęli za Ojczyznę i choćby nie wiadomo, jakie mieli grzechy, wszystkie są im odpuszczone. Zatem również pamięć oficjalna na temat „Ognia” rozciąga się między skrajnościami, podlegając przeobrażeniom zależnym częściowo od zmian w samej Polsce. Chociaż dynamika tego procesu nie jest głównym przedmiotem uwagi twórców filmu, to jednak zostaje wyraźnie zasygnalizowana.

Mit

„Wydaje mi się, że Kuraś jest doskonałym kandydatem na mitycznego bohatera, jego postać obrosła legendą w wielu wariantach, a to już jest początek mitu: kiedy wyobrażenie społeczne rozszczepia się na wiele mniej lub bardziej prawdopodobnych wariantów” [16] — stwierdził Królikiewicz. W kontekście swego rodzaju rozdwojenia pamięci świadków życia i czynów bohatera nie dziwi, iż jego mityczny obraz również jest dychotomiczny.

Afirmacyjny biegun pamięci o „Ogniu” nadaje jego życiu i śmierci szczególny sens, unieśmiertelniając go i stawiając w kategorii wzorca. Z wypowiedzi towarzyszy broni Kurasia emanuje fascynacja postacią dowódcy. Podkreślone zostaje, iż zawsze dbał on o swoich żołnierzy, był świetnym psychologiem i doskonałym przewodnikiem w trudnym górskim terenie. Jeden z podkomendnych Kurasia wraca wspomnieniami do spotkania z dowódcą po udanej akcji: „Po jakimś czasie przyszedł »Ogień«. Jak on szedł do nas… Takim krokiem żołnierskim, pięknie. Wysportowany, wysoki, jasnoblond włosy spod polówki mu się tak wymykały… Zasalutowałem… Aż mi serce… Nawet myślałem, że nie dam rady się zameldować z wrażenia”. Z wypowiedzi tych rodzi się obraz postaci znacznie większej niż świetny żołnierz czy dowódca — powstaje z nich obraz legendy. W jej kreowaniu kilkakrotnie podkreślone zostają konteksty religijne. Już na początku filmu pojawiają się fragmenty mszy świętej odprawianej w intencji podhalańskich partyzantów. Późnej podana zostaje informacja, iż Kuraś podczas nabożeństw dla swoich oddziałów posługiwał jako ministrant, z kolei Kazimierz Garbacz wspomina procesję Bożego Ciała, podczas której „Ogień” był główną postacią: „Ludzie patrzyli na człowieka, którego podziwiali”.

Mityczny wymiar postaci „Ognia” jako zdradzonego bohatera-męczennika wzmacnia sugestia odczytania jego losu w kluczu tzw. „figury Chrystusa” [17]. Wprost wyraża to jeden z żołnierzy, a towarzyszy temu zbliżenie na ludową rzeźbę Zbawiciela. W końcowej partii filmu dużo miejsca zajmują zaś dociekania na temat zdradzenia Kurasia, po czym wyeksponowana zostaje fotografia śmiertelnie rannego bohatera. Budzi ona skojarzenia religijne, gdyż całkowicie wbrew intencjom fotografa (najprawdopodobniej funkcjonariusza UB) przywodzi na myśl obraz Hansa Holbeina młodszego „Chrystus w grobie”. Raz jeszcze istotna okazuje się tu estetyka typowa dla Królikiewicza — zniekształcanie obrazu poprzez jego powiększenie. Zamarkowane zostaje w ten sposób zbliżanie się widza do twarzy Kurasia, ale szybko przynosi to efekt odwrotny — twarz na fotografii staje się całkowicie nieczytelna, przemienia się w abstrakcyjną, trudną do zinterpretowania figurę.

W micie o „Ogniu” dobro sąsiaduje bowiem ze złem. Reżyser nie marginalizuje przecież wyznań osób, dla których postać bohatera filmu łączy się przemocą i cierpieniem. Z ich świadectw wyłania się całkiem odmienny obraz partyzanta — złodzieja, antysemity, mordercy kobiet i dzieci. Niejednoznaczność mitu budowanego w „A potem nazwali go bandytą” wiąże się ze świadomą strategią twórcy filmu, zdaniem którego sprzeczności w losie bohatera są fundamentalne dla istoty jego mitu: „Bo anegdoty to za mało, wielka postać to za mało. W sposobie łączenia fragmentów historii w mit ważne jest to, że postać musi być ogarnięta pewną sprzecznością, nie do końca wyjaśnioną, tajemniczą. I ta sprzeczność powinna być na tyle silna, żeby nie można było jej rozstrzygnąć, żeby jej elementy były stale do dyspozycji” [18].

Rozdwojenie — toku narracji, pamięci, mitu — charakteryzuje warstwę formalną i znaczeniową „A potem nazwali go bandytą”. Z tego swoistego szeregu konfrontacji powstaje wniosek, iż nie zawsze da się opisać historię, stosując jej proste oceny, ujmując ją w czarno-białych barwach [19]. Nieprzypadkowo więc film kończą odczytywane przez młodą nauczycielkę słowa ks. Józefa Tischnera, w którego myśli nad historią i kulturą Podhala postać „Ognia” była bardzo istotna: „Nie poszedłem do »Ognia«, ale mogę powiedzieć, że żyliśmy w jego cieniu. To jest wielka legenda całego Podhala i mojego dzieciństwa. Jeśli domagam się oddania honoru »Ogniowi«, to nie czyimś kosztem. Nie o to chodzi, aby się piąć w górę, wdeptując przeciwników w błoto. Ale o to, abyśmy zobaczyli dramat Polski. Abyśmy z historii Polski uczyli się choć trochę rozumu”.

Słowa te prowokują do zadania kilku pytań, na które odpowiedzi widz poszukać musi już samemu: czy Polacy dojrzeją kiedyś do rzeczowego dialogu na temat własnej historii?; czy da się uniknąć błędów i podziałów z przeszłości?; jakie miejsce w polskiej historii zajmują tzw. żołnierze wyklęci? „A potem nazwali go bandytą” jest zatem oryginalnym formalnie dokumentem, który traktuje o istotnym zagadnieniu z dwudziestowiecznej historii kraju, a przy tym pozostaje aktualny w kontekście współczesnej debaty na jej temat. Po kilkunastu latach od realizacji film Królikiewicza wciąż może bowiem służyć jako intrygujący głos w rozważaniach nad pamięcią o antykomunistycznym podziemiu zbrojnym w powojennej Polsce.

Nota biograficzna

Grzegorz Królikiewicz — urodzony w 1939 w Aleksandrowie Kujawskim. Autor kilkudziesięciu filmów dokumentalnych, widowisk teatru telewizji, sztuk teatralnych oraz dziewięciu filmów fabularnych. Do najważniejszych utworów reżysera należą m.in. fabularne „Na wylot” (1972), „Tańczący jastrząb” (1977), „Przypadek Pekosińskiego” (1993, uhonorowany Złotym Lwami na Festiwalu w Gdyni), dokumentalne „Wierność” (1969), „Bracia” (1971), „Nie płac”z (1972), „Prekursor” (1988), „Rapsod” (1988), „Po całym ciele” (1999) oraz tetralogia o kampanii prezydenckiej Lecha Wałęsy z 1991 roku („Człowiek ze studni”, „Nowy początek”, „Wolna elekcja”, „Słuchaj narodu”). Pracownik naukowy w PWSFTviT w Łodzi, wykładał także na Uniwersytecie Łódzkim, Uniwersytecie Śląskim oraz w Wyższej Szkole Dziennikarskiej im. M. Wańkowicza w Warszawie. Autor książek poświęconych teorii kina i analiz arcydzieł filmowych.

Pytania pomocne w dydaktyce

1. Wskaż w filmie „A potem nazwali go bandytą” zabiegi formalne, które uznać można za nietypowe dla poetyki filmu dokumentalnego o tematyce historycznej.

2. Jaki był stosunek ludności Podhala do Niemców, a jaki do „Ognia” w latach drugiej wojny światowej i tuż po niej?

3. Jakich wiadomości dowiedzieć się można z archiwalnych dokumentów, a jakich z ustnych relacji świadków wydarzeń? Który rodzaj źródeł uważasz za bardziej przydatny?

4. Porównaj obraz Józefa Kurasia „Ognia” z filmu Królikiewicza z wizerunkami żołnierzy AK i podziemia antykomunistycznego ze znanych Ci filmów fabularnych (np. „Generał Nil”, „Historia Roja”, „Pilecki”).

Bibliografia

1. Justyna Czaja, Katarzyna Mąka-Malatyńska, „Dokument historyczny. »Historia oglądana spod spodu« [w:] „Historia polskiego filmu dokumentalnego” (1945–2014), red. naukowa Małgorzata Hendrykowska, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2015.

2. Piotr Kletowski, Piotr Marecki, „Królikiewicz. Pracuję dla przyszłości”, korporacja ha!art, Kraków 2011. [w szczególności rozdziały: „Przestrzeń filmowa poza kadrem” oraz „»A potem nazwali go bandytą« i inne spektakle o wielkich dowódcach”].

3. Grzegorz Królikiewicz , „Przestrzeń filmowa poza kadrem”, „Kino” 1972, nr 11.

4. Andrzej Zalewski, Grzegorz Królikiewicz. „Dylematy żywiołu” [w:] „Kino polskie w trzynastu sekwencjach”, pod red. Eweliny Nurczyńskiej-Fidelskiej, Rabid, Kraków 2005.

Przypisy

[1] ks. prof. Józef Tischner, „Sprawa Józefa Kurasia »Ognia«”, „Tygodnik Powszechny” 1996, nr 35.

[2] Maciej Korkuć, Józef Kuraś „»Ogień«. Podhalańska wojna 1939-1945”, Wydawnictwo Attyka, Kraków 2012, s. 9.

[3] Film Królikiewicza nie jest jedynym dokumentem o Józefie Kurasiu „Ogniu”. Inne to dużo bardziej tradycyjne formalnie „My, Ogniowe dzieci” (1996, reż. Tadeusz Pawlicki) oraz „Ogień i inni” (2012, realizacja Roman Graczyk i Bartosz Wiśniewski). Prawie nieznany w Polsce jest natomiast słowacki film Igora Sivaka „Zakątki zapomniane przez Pana Boga” („Bohom zabudnute kuty”, 2010), przedstawiający historię „Ognia” z perspektywy słowackich i polskich ofiar jego czynów. O działalności polskiego podziemia antykomunistycznego opowiadają z kolei takie dokumenty, jak „Żołnierze wyklęci” (2006, reż. Wincenty Ronisz), „Łupaszko” (2000, reż. Mariusz Pietrowski) czy „Bohater” (2002, reż. Agnieszka Arnold). Kontekstem dla „A potem nazwali go bandytą” mogą być również filmy dotyczące idei Gorlanevolku, Komitetu Góralskiego i napięć związanych z narodowością i postawami mieszkańców Podhala w trakcie II wojny światowej: „Goralenvolk” (2004, reż. Artur Więcek) oraz „Duma i zdrada” (2011, reż. Mirosław Krzyszkowski i Dariusz Walusiak).

[4] Mirosław Przylipiak, „Poetyka kina dokumentalnego”, wydanie drugie rozszerzone i poprawione, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Wydawnictwo Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku, Gdańsk-Słupsk 2004, s. 210.

[5] Grzegorz Królikiewicz, „Przestrzeń filmowa poza kadrem”, „Kino” 1972, nr 11, s. 25–28.

[6] Andrzej Zalewski, „Grzegorz Królikiewicz. Dylematy żywiołu” [w:] „Kino polskie w trzynastu sekwencjach”, pod red. Eweliny Nurczyńskiej-Fidelskiej, Rabid, Kraków 2005, s. 201.

[7] Piotr Kletowski, Piotr Marecki, „Królikiewicz. Pracuję dla przyszłości”, korporacja ha!art, Kraków 2011, s. 29.

[8] Piotr Zwierzchowski, „Kino nowej pamięci. Obraz II wojny światowej w kinie polskim lat 60.”, Wydawnictwo Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, Bydgoszcz 2013, s. 212. „Wierność” poświęcona była kapitanowi Władysławowi Raginisowi (spokrewnionemu z reżyserem), który we wrześniu 1939 roku dowodził polskimi oddziałami podczas bitwy nad Wizną.

[9] Te same wydarzenia zostały opisane przez Janinę Kolasę także w filmie My, Ogniowe dzieci. Zwraca uwagę spójność obu relacji, ale też całkiem odmienna temperatura emocjonalna i stylistyka ich przedstawień.

[10] Jan Strękowski, Grzegorz Królikiewicz, dostępne przez: http://culture.pl/pl/tworca/grzegorz-krolikiewicz

[11] Konrad Klejsa, „Pamięć i paralaksa. Notatki o filmie nowelowym »Solidarność, Solidarność…«” [w:] „Kino polskie: Reinterpretacje. Historia – ideologia – polityka”, pod red. Konrada Klejsy i Eweliny Nurczyńskiej-Fidelskiej, Rabid, Kraków 2008, s. 253–254.

[12] W tym kontekście przytoczyć można również wybitny film Macieja Drygasa „Usłyszcie mój krzyk” (1991), w którym u wspominających już na początku lat 90. samospalenie Ryszarda Siwca świadków wciąż bez trudu wyczuć można lęk przed ewentualnymi konsekwencjami takich opowieści.

[13] Bolesław Dereń, „Józef Kuraś »Ogień« Partyzant Podhala”, Oficyna Wydawnicza Mireki, Warszawa-Kraków 2014, s. 362–363.

[14] Maciej Korkuć, „Józef Kuraś »Ogień«”…, dz. cyt., s. 11.

[15] Barbara Szacka, „Pamięć zbiorowa i wojna”, „Przegląd socjologiczny” 2000, nr 2, s. 14. Zob. także Piotr Zwierzchowski, „Kino nowej pamięci…”, dz. cyt., s. 137.

[16] Piotr Kletowski, Piotr Marecki, „Królikiewicz…”, dz. cyt., s. 166.

[17] Chociaż zdaniem Andrzeja Zalewskiego w przypadku bohaterów filmów Królikiewicza nie można mówić o typowych chrystologicznych analogiach: „Fakt, iż klamra zbawienia spina u Królikiewicza dobro i zło bez odcedzania ich od siebie, sprawia, że nie ma u niego postaci »czystych« (choć jest przemożne pragnienie czystości), a tym bardziej typowo chrystologicznych, składających z doznawanego cierpienia ofiarę na ołtarzu wiecznego szczęścia”. Andrzej Zalewski, „Grzegorz Królikiewicz…”, dz. cyt., s. 204.

[18] Piotr Kletowski, Piotr Marecki, „Królikiewicz…”, dz. cyt., s. 170.

[19] Justyna Czaja, Katarzyna Mąka-Malatyńska, „Dokument historyczny. »Historia oglądana spod spodu« [w:] „Historia polskiego filmu dokumentalnego (1945–2014)”, red. nauk. Małgorzata Hendrykowska, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2015, s. 611.

Pani z Ukrainy (2002)
tytuł: „A potem nazwali go bandytą”
gatunek: dokumentalny
reżyseria: Grzegorz Królikiewicz
scenariusz: Grzegorz Królikiewicz
zdjęcia: Stanisław Ścieszko
muzyka: Jan Kanty Pawluśkiewicz
produkcja: Polska
rok prod.: 2002
czas trwania: 55 min
film od lat: 13 lat
Wróć do wyszukiwania