Czas Apokalipsy. Podróż do jądra ciemności
Katarzyna Jażdż
I Liceum Ogólnokształcące w Gdańsku
Amerykańskie helikoptery bombardujące wietnamską dżunglę, łodzie patrolowe na rzece Nang, ostrzały artyleryjskie i tajna misja do wykonania. Opisany w telegraficznym skrócie „Czas Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli, będący luźną filmową interpretacją opowiadania „Jądro ciemności” autorstwa Josepha Conrada, wydaje się idealnie wpasowywać w konwencję filmu wojennego. W żadnym wypadku nie jest on jednak dziełem typowym dla tego gatunku.
Oczywiście, historia amerykańskich żołnierzy rzuconych w sam środek dziczy, by toczyć krwawy bój z partyzantami z Wietkongu, stanowi ważny element fabuły. W swoim filmie Coppola ukazuje piękno Wietnamu, bogactwo flory i malownicze krajobrazy, które są, nieraz zupełnie bezmyślnie i niepotrzebnie, bestialsko niszczone. Okrutny los spotyka też ludność z rozsianych po dżungli wiosek, dla której trwająca wojna jest prawdziwą apokalipsą, podobną do tej opisanej w Biblii – końcem ich świata.
Ta wojna jest jednak apokalipsą nie tylko dla Wietnamczyków, ale także dla Amerykanów. I jest apokalipsą nie tylko w rozumieniu zagłady, ale również (a może przede wszystkim) poprzez spustoszenie, jakie czyni w ludzkiej psychice, i to właśnie na tym aspekcie skupia się w swoim filmie Coppola.
Główny bohater, kapitan Benjamin Willard (w którego rolę wciela się Martin Sheen) otrzymuje rozkaz wytropienia i zlikwidowania pułkownika Waltera Kurtza (w tej roli Marlon Brando), który wymknął się spod kontroli dowództwa, podporządkował sobie grupę żołnierzy oraz miejscową ludność i stworzył na terenie Kambodży własne państwo. Aby tam dotrzeć, Willard musi odbyć podróż w górę rzeki, w coraz bardziej dzikie i niebezpieczne rejony.
Jako środek transportu głównemu bohaterowi zostaje przydzielona mała łódź motorowa wraz z czteroosobową załogą, której członkami nie są zawodowi żołnierze, ale zwyczajni ludzie, którzy nigdy nie powinni byli znaleźć się na tej wojnie. Są wśród nich surfer, kucharz czy zaledwie 17-letni chłopak. Ich przykład doskonale odzwierciedla sytuację wielu innych żołnierzy, którzy nie walczą na tej wojnie dla żadnej idei, ale chcą po prostu odbyć swoją służbę, przeżyć i wrócić do domu. Na swojej drodze poprzez dziki kraj Willard spotyka także ludzi o zupełnie innym nastawieniu. Najbardziej charakterystyczną postacią jest niewątpliwie podpułkownik Kawalerii Powietrznej Bill Kilgore (znakomity Robert Duvall, który za tę rolę otrzymał nagrodę BAFTA, Złotą Palmę oraz nominację do Oscara) – człowiek, który sam niczego się nie boi, swoim żołnierzom każe uprawiać surfing podczas bombardowania, a wojna wydaje się być dla niego całkiem dobrą zabawą.
Podróż Willarda jest wyprawą nie tylko w głąb dziczy, ale i w głąb ludzkiego umysłu. W miarę jej trwania kapitan, z początku bezwzględnie podporządkowany swoim dowódcom, zaczyna mieć wątpliwości co do słuszności swojej misji. Im dalej łódź posuwa się w stronę „jądra ciemności”, tym granica między dobrem a złem staje się cieńsza, by w końcu zupełnie się zatrzeć. Świat, w który wkracza Willard, jest pełen chaosu i pozbawiony czyjejkolwiek kontroli. Człowiek może robić tu dosłownie wszystko – bez strachu przed karą czy konsekwencjami. Tak właśnie postępuje Kurtz, który dzięki swoim niestandardowym metodom, które nie przypadły do gustu jego przełożonym, jest skuteczny, ale w końcu doprowadzają go one do punktu, w którym zatraca swoje człowieczeństwo. Dla lokalnej ludności jest on bóstwem, dla dowództwa groźnym szaleńcem, a dla Willarda zagadką – kimś, kto jednocześnie go przeraża i fascynuje. Kim naprawdę jest Kurtz? Coppola nie daje w swoim filmie jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, ale podobnie jak autor „Jądra ciemności”, pozostawia je do refleksji odbiorcy.
W miarę jak Willard i jego załoga mijają ostatni amerykański przyczółek i zbliżają się coraz bardziej do siedziby Kurtza, zmienia się oświetlenie, ujęcia stają się coraz dłuższe, a ukazywane na ekranie sceny noszą znamiona oniryzmu (czego przykładem mogą być wszechobecna mgła oraz widoczne wzdłuż rzeki ruiny, wraki samolotów czy w końcu ołtarze z ludzkich czaszek). Wreszcie Willard i jego kompani (których pozostało już tylko dwóch) docierają do celu – do samego jądra ciemności. Po konfrontacji z niebezpiecznym pułkownikiem, główny bohater wciąż ma jednak rozterki, czy powinien doprowadzić swą misję do końca. Przez pewien czas jest przetrzymywany, później zyskuje wolność, pomimo tego nie potrafi po prostu odejść. Wreszcie postanawia wykonać powierzone mu zadanie. Głównym powodem, by zabić Kurtza nie jest jednakże dla niego rozkaz dowództwa, ale to, że chcą tego przede wszystkim sam pułkownik, a także Dżungla.
Scenie śmierci Kurtza, która jest przecież punktem kulminacyjnym fabuły „Czasu Apokalipsy”, towarzyszą odpowiednie efekty dźwiękowe i wizualne. Na zewnątrz trwa burza, dlatego też sylwetkę Willarda co chwila oświetlają błyskawice, które wraz z trzaskiem grzmotów i zacinającym deszczem wprowadzają nastrój napięcia i grozy. Wyraźnie można też zauważyć, że skradający się z maczetą kapitan nie jest już tym samym człowiekiem – podczas swej podróży został w jakiś sposób dotknięty przez roztaczającą się wszędzie wokoło ciemność, która odcisnęła na nim swe piętno, wyzwalając dzikość. Równocześnie w trakcie całej sceny słyszymy kontynuację motywu muzycznego z początku filmu, kiedy to Willard leży w pokoju hotelowym i oczekuje na przydzielenie mu jakiegoś zadania – utwór „The End” zespołu The Doors. Do tej sceny wykorzystana została jednak końcowa – bardziej psychodeliczna – część utworu, która jest kolejnym elementem budującym właściwy dla charakteru przedstawianej sytuacji nastrój oraz wzbudzającym w widzu emocje i napięcie. Willard zabija strażnika i zakrada się do budowli ,w której zastaje Kurtza czytającego poezję. W pomieszczeniu panuje półmrok, przez co zobaczyć można jedynie zarysy postaci, niewidoczne są zaś ich twarze. Muzyka przechodzi w coraz to bardziej obłędne dźwięki, tymczasem Willard zadaje Kurtzowi pierwszy cios, a po nim następne.
Poczynania Willarda są jednak w montażu połączone z obrzędem zabójstwa byka mającym miejsce na zewnątrz, co nadaje scenie większej dynamiki. Na ekranie widzimy więc na zmianę przyjmującego ciosy Kurtza i zadającego je Willarda (a dokładniej ich sylwetki na tle pomarańczowego światła rzucanego przez płonący ogień) oraz młodych członków lokalnej społeczności biorących udział w rytuale inicjacyjnym. Takie zestawienie ujęć jest poczynioną przez Coppolę aluzją do greckiego mitu o Minotaurze – pół człowieku, pół byku. Jedną z możliwych interpretacji tej starożytnej opowieści jest właśnie porównanie labiryntu do ludzkiego umysłu, a czyhającej w nim bestii do zła ludzkiej natury. Dla Willarda (tak jak dla mitycznego Tezeusza) potworem, z którym musi się zmierzyć jest nie tylko Kurtz, ale także jego własna ciemna strona – może on przecież zająć miejsce zamordowanego pułkownika i stać się bogiem, ale jakaś moralna „nić Ariadny” pozwala mu powrócić z najodleglejszego zakątka labiryntu dziczy i zarazem własnego umysłu.
W tym samym momencie, gdy Kurtz zatacza się i pada na ziemię, pod uderzeniami maczety uginają się także nogi byka. Stopniowo muzyka się wycisza i oczom widza ukazuje się wyłaniająca się z mroku twarz głównego bohatera, a zaraz po niej profil leżącego na podłodze umierającego pułkownika, z ust którego po chwili milczenia padają jedyne w tej scenie, a przez to jeszcze bardziej godne zapamiętania i pełne wyrazu, słowa „Zgroza! Zgroza!”. Wypowiedź ta jest podsumowaniem samopoznania, którego dokonał Kurtz w trakcie swojego pobytu na wojnie, świadectwem odkrycia zła jako elementarnej części ludzkiej natury, która nie ograniczona żadnymi zakazami daje upust morderczym instynktom i pogrąża się w ciemności.
Sposób, w jaki nakreślona jest sylwetka Kurtza jest podstawowym elementem wspólnym dla „Czasu Apokalipsy” i opowiadania Josepha Conrada. W obu dziełach jawi się on jako postać posiadająca niezwykłą charyzmę i dar zjednywania sobie ludzi, ale owładnięta żądzami, w których zaspokajaniu nie chce i nie potrafi się pohamować. Jest również charakterem niezwykle zagadkowym. W filmie Coppoli aura tajemniczości i ciemności wokół nieznającego żadnych granic pułkownika budowana jest głównie przy pomocy odpowiedniego oświetlenia. Twarz Kurtza prawie nigdy nie jest widoczna w całości – zawsze przynajmniej jakaś jej część spowita jest w mroku, a jeśli już widzimy go w świetle dziennym, to jego oblicze wymalowane jest w barwy wojenne.
„Czas Apokalipsy” z „Jądrem ciemności” łączy jednak nie tylko sylwetka Kurtza, ale także uniwersalność i aktualność zawartej w nich historii. Podczas gdy opowiadanie Conrada, którego akcja rozgrywa się u schyłku XIX w. na terenie Konga Belgijskiego, przez współczesnych mu czytelników traktowane było przede wszystkim jako głos w sprawie sytuacji w koloniach, „Czas Apokalipsy” uznawany jest za ostry rozrachunek z wojną w Wietnamie. W swoim filmie Coppola obnaża, bowiem, bezsens i okrucieństwo wojny, zarówno poprzez obrazy zniszczenia i śmierci ukazywane na ekranie, jak i w mowie wielu swoich bohaterów, których słowa mogą być wręcz używane jako sentencje. Najbardziej dobitne i zapadające w pamięć wydają się być wypowiedź francuskiego plantatora, który mówi Willardowi „Wy Amerykanie, walczycie o największe ‚nic’ w historii” czy też stwierdzenie zmarłego francuskiego żołnierza „Nie wiem, czy jestem zwierzęciem, czy bogiem”.
Analizując film Coppoli nie sposób nie wspomnieć o muzyce, która jest kolejnym, obok przemyślanego scenariusza i doskonałej gry aktorskiej, elementem czyniącym go prawdziwym arcydziełem. Najważniejszym motywem muzycznym, stanowiącym swego rodzaju klamrę dla rozgrywającej się akcji, jest utwór „The End” autorstwa grupy The Doors. Ze swoim dosyć spokojnym początkiem, przechodzącym z czasem w coraz bardziej chaotyczne i obłędne dźwięki, jest idealnym odwzorowaniem panującego w filmie nastroju. Oprócz tego w trakcie filmu usłyszeć można fragmenty kompozycji Wagnera czy przebój „Satisfaction” w wykonaniu The Rolling Stones – funkcja muzyki w tym filmie mogłaby być przedmiotem specjalnego omówienia. Jest ona jednym z czynników sprawiających, że trwający ponad trzy godziny film, nie jest ani przez minutę nudny.
Ciekawym chwytem zastosowanym przez Coppolę jest umieszczenie tytułu na końcu filmu. Pojawia się on na ekranie po zakończeniu opowiadanej historii, co sugeruje, że prawdziwa apokalipsa nadejdzie dopiero teraz, gdy misja Willarda dobiegła końca. To pozostawienie otwartej kompozycji jest zabiegiem wprost genialnym. Zmusza, bowiem, odbiorcę do samodzielnej refleksji, zamiast podawać mu na talerzu gotowe odpowiedzi i rozwiązania. Dla współczesnego widza „Czas Apokalipsy” stanowi także ostrzeżenie. Ostrzeżenie zarówno przed bezsensem wojny, jak i przed ciemną stroną ludzkiej natury, którą posiada przecież każdy z nas.