Odrobina nieba. Szczypta smutku, garść radości
Aleksandra Majcher
Publiczne Gimnazjum nr 1 w Woli Rzędzińskiej
Parę miesięcy temu obejrzałam niesamowity film w reżyserii Nicole Kassell pod tytułem „Odrobina nieba”. Powstał on w USA w 2011 roku, a w Polsce miał swą premierę w roku 2012.
Film ten można różnie interpretować, możemy go nazwać romansem, dramatem, odpowiednie też będzie określenie go mianem komedii. Występują w nim wątki miłosne, radosne, a także takie które sprawiają, że w naszych oczach pojawiają się łzy, a na naszej twarzy rysuje się smutek.
Za prostą, lecz odpowiednio dobraną scenografię odpowiedzialny jest Stuart Wurtzel. Główne role zagrali: słynna Kate Hudson wcielająca się w rolę chorej na nowotwór Marley Corbett, Gael Garcia Bernal jako Julian Goldstein – lekarz i przyjaciel Marley oraz wybitna aktorka Whoopi Goldberg, która, ku zaskoczeniu wszystkich, zagrała „Boga”.
Film ten idealnie ukazuje rewolucję zachodzącą w życiu człowieka, który dowiaduję się, że jest śmiertelnie chory. Uświadamia, co czuje taka osoba i jak postrzega świat.
Główna bohaterka Marley należy do niewielkiej grupy osób, które po zdiagnozowaniu choroby postanawiają się nie załamywać i żyć pełnią życia. Marley doskonale zdaje sobie sprawę, że jeśli ona się podda, to zrobią to także jej bliscy.
A Marley nie ma łatwego życia… Ojciec biznesmen zaniedbuje ją i w żaden sposób nie potrafi jej wesprzeć. Matka, bardzo ją kocha, ale za wszelką cenę chce przejąć kontrolę nad jej życiem. Jej sytuacja dodatkowo pogarsza się, gdy zakochuje się w zajmującym się nią lekarzu, przez co trudniej jej odejść. Nagle w jej życiu zaczynają się dziać rzeczy które sprawiają że zaczyna walczyć. Niestety, okazuję się że jest już za późno.
Muzyka, wybrana przez Heitora Pereiro, wprowadza nas w odpowiedni klimat i nastrój. Doskonale dobrani aktorzy i scenografia czynią produkcję wyjątkową. Nie jest to jeden z filmów, które przedstawiają życie jako bajkę z „happy enedem”, choć nie można nazwać go również bardzo ambitnym. Być może dlatego wywołuje u widzów mieszane uczucia.
Uważam, że film jest godny obejrzenia, ponieważ pomógł mi w określeniu życiowej hierarchii wartości. Zrozumiałam, że najważniejsze jest życie pełnią życia i docenianie tego, co się ma. Oczywiście nie uważam, że film ten jest idealny i należy do tych bardzo wybitnych ale z pewnością na długo pozostanie w mojej pamięci. Każdemu, kto lubi dość przewidywalne, lecz opowiadające o prawdziwym życiu filmy, polecam oglądnięcie tej amerykańskiej produkcji.