Skarb narodów. Tajemnica deklaracji niepodległości
Szymon Śledź
Publiczne Gimnazjum nr 1 w Woli Rzędzińskiej
Ostatnio obejrzałem film pt.: „Skarb narodów”. Widziałem wiele filmów przygodowych, lecz ten szczególnie mi się spodobał.
Reżyserem filmu jest Jon Turteltaub, który wyreżyserował już około 20 filmów. Między innymi: „Reggae na lodzie” oraz „Instynkt”. O scenariusz „Skarbu…” zatroszczyli się: Cormac i Marianne Wibberley oraz Lowell Ganz. Producentem jest sam twórca filmu i Jerry Bruckheimer. Muzyka w filmie nie powala na kolana chociaż za nią odpowiedzialnych było trzech ludzi: Trevor Rabin, Don Harper oraz Paul Linford. Zdjęciami zajął się doświadczony Caleb Deschanel. Piękna scenografia w tym filmie jest dziełem Geoffa Hubbarda, Anne McCulley i Norrisa Spencera. Wyśmienicie dobrane kostiumy są zasługą jednej kobiety, Judianny Makovsky. Udźwiękowieniem zajęli się: William B. Kaplan, Greg P. Russell i Doc Kane. Całość zmontował William Goldenberg.
Film powstał w 2004 roku w USA, a zagrał w nim zdobywca Oskara jako najlepszy aktor pierwszoplanowy w filmie „Zostawić Las Vegas”, czyli Nicolas Cage. Zagrał główną rolę Bena Gatesa. U jego boku wystąpiła piękna Diane Kruger jako Abigail Chase. Sean Bean wystąpił w roli Iana Howe, a Jon Voight jako Patrick Gates.
Akcja filmu toczy się w Stanach Zjednoczonych w czasach współczesnych. Rodzina Benjamina Gatesa od sześciu pokoleń zajmuje się poszukiwaniem skarbu templariuszy. Jemu samemu udaje się odnajdywać tylko same wskazówki. Ciągle wierzy jednak, że uda mu się dotrzeć do skarbu, mimo że nawet ojciec próbuje go zniechęcić. Ben dowiaduje się, że mapa wskazująca drogę do skarbu znajduje się na odwrocie oryginału Deklaracji Niepodległości. Wie o tym również jego wróg Ian Howe. Ben musi uprzedzić Iana i wykraść bezcenny dokument przed nim.
Akcja „Skarbu narodów” toczy się dość szybko, ponieważ film zbudowany jest na podstawowym schemacie tego typu kina. Następuje więc wiele mniej lub bardziej zaskakujących zwrotów akcji, co w efekcie prowadzi do pomyślnego zakończenia. Pomijając niektóre wydarzenia, takie jak: ucieczka z dwustuletnim dokumentem i potraktowanie go sokiem z cytryny i ciepłym powietrzem z suszarki, filmowa rzeczywistość jest dość realna i wciąga widza. Jest to też zasługą świetnej gry światowej sławy aktorów oraz, jak już wspomniałem, bardzo dobrze dobranych kostiumów. Charakteryzatorzy też zasługują na pochwałę. Jednak muzyka mogła być trochę bardziej tajemnicza i mocniej podkreślać nastroje w danej sytuacji.
Uwadze spostrzegawczego widza nie ujdą „małe” wpadki, jak na przykład to że podczas pościgu po skradzeniu Deklaracji, furgonetka bandytów wjeżdża na budowę, gdzie po zderzeniu z zaporą jej przednia szyba ulega zniszczeniu, a w kolejnych scenach szyba jest cała.
Mimo że „Skarb narodów” nie jest filmem aspirującym do nagrody Oskara, bardzo mi się podoba. Prawdopodobnie dlatego, że jestem wielbicielem filmów przygodowych i kina akcji. Myślę jednak, że z przyjemnością obejrzą go również osoby o słabych nerwach i amatorzy kina familijnego. Film nie epatuje bowiem drastycznymi scenami przemocy i kończy się happy Endem. Sądzę, że widzowie nie będą rozczarowani. Polecam!