Wielka wyprawa Molly (2016)
Reż. Ted Sieger, Michael Ekbladh, Matthias Bruhn
Hanka Arend, Maciej Dowgiel
Hanka: Narodziny dziecka to cudowne przeżycie dla całej rodziny. Wszyscy zachwycają się maleństwem, dbają o nie, kupują piękne zabawki, przytulają, śpiewają kołysanki i dają tyle miłości, ile są w stanie ofiarować. I rośnie sobie taki maluch jak „pączuś w maśle” w przeświadczeniu, że jest jedyny i najważniejszy i świat się kręci wokół niego – do momentu, kiedy rodzice postanowią mieć drugie dziecko…
Tym razem zapraszam na bajkę dedykowaną wszystkim tym, którzy spodziewają się kolejnego potomka w rodzinie, myślę tu o rodzicach, ale przede wszystkim o „świeżo upieczonych” i niedoszłych jeszcze siostrach i braciach.
W filmie gościmy w rodzinie szalenie sympatycznych Potworowskich mieszkających w przepięknej, kolorowej krainie, których życie lada moment się zmieni, ponieważ oczekują narodzin małego Potworowskiego (albo Potworowskiej). Dla Molly – córeczki naszych bohaterów – oznacza to, że przestanie być jedynaczką. Ale wydaje się, że dziewczynka, tak jak pozostali członkowie rodziny (bliższej i dalszej), koncentruje się na przygotowaniach do wyklucia się maleństwa (mama, Etna, zniosła jajo, które wysiedzi na Wyspie Jaj jego tata). Wszystko jest takie ekscytujące. Wszyscy się cieszą (no, może poza Edisonem, przyjacielem-zabawką Molly), dopytują rodziców o jajo i o to, kiedy się wreszcie wykluje. No i oczywiście rodzina szykuje się do wyprawy na Wyspę Jaj. Starsza siostra własnoręcznie robi maluchowi czapeczkę, aby mu nie było zimno zaraz po urodzeniu. I tylko od czasu do czasu Edison okazuje zazdrość i niezadowolenie z powodu nadchodzących zmian. Molly też zauważa, że nastąpiły pewne zmiany, mówi: „nikt mnie nie słucha, tylko dziecko i dziecko…”. Mimo to wydaje się, że będzie super! Do momentu, kiedy słyszy, że jest za mała, aby wyruszyć z rodzicami i Jajem na wyspę. Rozżalona, pozostaje w domu z wujami, wcześniej jednak prosi rodziców o zabranie ze sobą czapeczki – prezentu od niej dla malucha. Gdy jednak rodzice w ogromnym zamieszaniu wyjadą na Wyspę Jaj bez prezentu, Molly postanawia zabrać ze sobą Edisona i ruszyć za nimi.
Przygody, jakie są udziałem dzielnej siostry, są pretekstem do pokazania ambiwalentnych uczuć, które przeżywają rodzeństwa. Z jednej strony: miłość, czułość, chęć opieki, z drugiej: zaczepki, kuksańce, kłótnie (spotykamy braci, którzy lubią się kłócić, bo… są braćmi).
Dzieci obawiają się zmiany: boją się utraty miłości, źle znoszą brak czasu rodziców, nie lubią porównań z rodzeństwem, zachwytów tylko nad bratem czy siostrą… To naprawdę trudny czas dla starszego rodzeństwa.
Wszystko oczywiście dobrze się kończy, kiedy Molly dociera na Wyspę Jaj i nie dość, że jest przy narodzinach brata, to jeszcze dowiaduje się, że rodzice tak bardzo ją kochają, że wyruszyli na jej poszukiwania narażając się, że nie dotrą na czas z Jajem.
Wielka wyprawa Molly to urocza, ciepła, mądra i prawdziwa bajka dla maluchów o emocjach (zazdrości, strachu, oswajaniu rzeczywistości) i relacjach. Wszystko okraszone niesamowitymi krajobrazami, bajkowymi kolorami, stworkami Chichotkami, Niperkami i zwariowanymi wujami oraz sentencją, że „dom jest tam, gdzie chcemy być”.
Maciek: Wielka wyprawa Molly to film dla dzieci w wieku przedszkolnym. Chcąc wyciągnąć z niego edukacyjno-dydaktyczne sedno, warto skorzystać z możliwości rozmowy na tematy trudne (dla rodziców i nauczycieli): skąd się biorą dzieci? Jak się rodzą? Czy i jak trzeba dbać o młodsze rodzeństwo? Miłość rodzicielska. Miłość braterska (siostrzana). Przyjaźń. Odpowiedzialność. Poświęcenie. Niby film dla dzieci, a zakres tematyczny do przemyśleń tak szeroki, że zapełnić by nim było można pewnie cały semestr (albo i dwa) w ramach edukacji przedszkolnej. Rzadko się zdarza kino dla młodszych dzieci zrobione tak inteligentnie, sprawnie… doskonale.
Na Wielkiej wyprawie Molly najlepiej będą się jednak bawić młodzi ludzie, którym obca jest jeszcze szkolna dyscyplina, twarda ławka i znoje pracy domowej. Związane jest to trochę z możliwością różnego odbioru tego dzieła: z jednej strony – ubraną w formalne ramy edukacji, z drugiej zaś – domową, ograniczaną jedynie fantazją i zakresem tolerancji rodziców i opiekunów. Jeżeli wybierzemy się z dziećmi do kina, warto skorzystać z charakterystycznego dla wieku przedszkolnego dobrodziejstwa wzmożonej podatności na socjalizację pierwotną, czyli, upraszczając, wychowanie domowe. Pamiętając o tym, że rodzice są dla dzieci najważniejszymi wzorami do naśladowania, warto zachęcić swoje pociechy do nieszablonowego myślenia, a więc i odbioru filmu. Pokazać, że ten sam film dla każdego z widzów, może być zupełnie o czymś innym. Dlaczego? Bo każdy z nas dysponuje prywatną i w pełni indywidualną (do czasu!) fantazją, dzięki której może interpretować teksty kultury tak, jak wydaje mu się słuszne. Dlatego właśnie, oprócz wskazanych na początku dość ustandaryzowanych wątków do rozmów, Wielką wyprawę Molly potraktować można np. jako film drogi. Dzieło o życiowej potrzebie nieskrępowanej podróży przez nieznane góry, niziny, morza i oceany. Podróży z jasno wyznaczonym celem, a jednocześnie swobodnej, pozbawionej wytycznych „jak prawidłowo trzeba podróżować”. Wtedy „wyprawa” nabiera sensu. Można podczas niej spotykać nowych ludzi, przyjazne stworzenia, cieszyć się przyrodą i czerpać radość ze wspólnych osiągnięć. A radość ta może okazać się tym większa, im bardziej nasza podróż wynika z wewnętrznej potrzeby. Podróż zaś, już nie ta filmowa, a życiowa, to przecież nic innego jak droga pokonywana przez każdego człowieka od narodzin do śmierci. Jeżeli w najmłodszych latach podpowiemy dzieciom, jak podróżować, aby być szczęśliwym, ułatwimy im w przyszłości to niełatwe przecież zadanie. Wyprawa do kina i lekcja samodzielnego myślenia na Wielką wyprawę Molly może być do niego dobrą wprawką.