Kolor purpury
Wspaniale opowiedziana historia. Scenariusz powstał na podstawie nagrodzonej w 1982 roku Pulitzerem powieści Alice Walker. Był to ósmy film reżyserowany przez Stevena Spielberga. Obraz pokazuje dzieje Celie Harris. Amerykanki z afrykańskimi korzeniami. Południe Stanów Zjednoczonych. Lata dwudzieste i trzydzieste ubiegłego stulecia. Jak to możliwe, że Whoopi Goldberg, grająca rolę Celie, nie dostała Oscara? Widać było możliwe. Film dostał 11 nominacji do Oscara, nie otrzymał ani jednej statuetki. Genialna debiutancka rola Whoopi, świetny filmowy debiut Oprah Winfrey (miała nominację w kategorii roli drugoplanowej), bardzo dobre i te mniejsze role. O muzykę do obrazu Spielberg poprosił Quincy’ego Jonesa. Ten był właśnie między produkcjami płyt „Thriller” i „Bad” dla Michaela Jacksona. Quincy jest genialny. We wszystkim, co robi. Muzykę do „Koloru purpury” stworzył piękną. Niezapomnianą. Jego współpracownikami przy tej pracy byli między innymi: Rod Temperton (autor piosenki „Thriller”), Jeremy Lubbock i Lionel Richie. Muzyka w tym filmie gra jedną z głównych ról. Słychać ją od początku do końca. I nie mam tutaj na myśli piosenek śpiewanych przez Shag, czy kościelnych pieśni gospel, które też zresztą robią wrażenie. Chodzi o typową „muzyczną ścieżkę dźwiękową”. Jest tłem, ale także komentarzem do tego, co się dzieje na ekranie. Ilekroć oglądam ten film, muzyka przenosi mnie w inny świat. Tamten świat. Uwielbiam, kiedy mnie tak łapie. I daję się ponieść. Trzydzieści lat minęło, a film się nie zestarzał. Koniecznie oglądać! I słuchać… Spielberg nakręcił go za 15 milionów dolarów. Przychody wyniosły dziesięć razy więcej. Moim zdaniem „Kolor purpury” jest jednym z najpiękniejszych obrazów w historii kina…