Pan T. (2019)
Reż. Marcin Krzyształowicz
Data premiery: 25 grudnia 2019
Grzegorz Nadgrodkiewicz
Nadchodzący rok 2020 Sejm RP ustanowił rokiem Leopolda Tyrmanda (przypada wówczas 100. rocznica urodzin pisarza i 35. rocznica jego śmierci), zaś w końcówce roku 2019 na ekrany kin wchodzi film Pan T. – produkcja, którą jeszcze przed premierą uznano za naruszającą prawa osobiste i majątkowe bliskich Tyrmanda[1]. Wobec zapewne nierozstrzygalnego sporu między producentami filmu a Matthew Tyrmandem, synem artysty, warto abstrahować od gorącej dyskusji środowiskowej dotyczącej roszczeń spadkobiercy pisarza wobec twórców filmu czy w pewnym stopniu uzasadnionych podejrzeń o zbyt śmiałe inspirowanie się przez nich biografią Tyrmanda oraz wątkami zaczerpniętymi z jego Dziennika 1954 i mówić o samym dziele. To produkcja, która – nawet jeśli posiłkuje się jakimiś łatwo identyfikowalnymi komponentami literackimi – swą artystyczną brawurą zmierza ku wymiarowi uniwersalnemu, jawi się jako wysmakowany artystycznie pejzaż literacko-celebryckiego życia Warszawy w początku lat 50.
Niejaki Pan T. (w tej roli Paweł Wilczak), utalentowany i ceniony w środowisku pisarz, zmaga się z niedogodnościami przymusowego bezrobocia, będącego efektem jego wcześniejszych publikacji, w których dał wyraz swemu krytycznemu podejściu do panującego w Polsce komunizmu. Niewielkie pieniądze zarabia na korepetycjach z języka polskiego udzielanych maturzystce Dagnie (Maria Sobocińska), z którą łączy go płomienny romans. Choć żyje na skraju biedy, niezmiennie zachowuje fason – zawsze nienagannie ubrany, z kindersztubą i nieskazitelnymi manierami wobec kobiet, które emabluje i uwodzi w starym, przedwojennym stylu. W hotelu dla literatów, gdzie wynajmuje skromny pokoik, nawiązuje znajomość z Filakiem (Sebastian Stankiewicz) – pozbawionym talentu przybyszem z prowincji, który marzy o karierze dziennikarza i szybko obiera sobie T. za mentora i nauczyciela fachu pisarskiego. Filak, jako człowiek – w przeciwieństwie do Pana T. – o słabym kręgosłupie moralnym, szybko ulega podszeptom złego i wdaje się w zgubny „romans” z bezpieką. Z jednej strony czerpie osobiste korzyści ze znajomości z Panem T. (wskazówki dotyczące prób twórczości literackiej), zaś z drugiej – profity (załatwiony etat w jednym z reżimowych czasopism) z Urzędu Bezpieczeństwa, któremu donosi o prywatnym życiu sąsiada zza ściany.
Kiedy jednak T. zapoznaje Filaka z urokami nocnego życia w zakazanych klubach jazzującej, podziemnej Warszawy, w prowincjuszu budzi się tęsknota za prawdziwą wolnością oraz świadomość tego, po której stronie barykady powinien się ideologicznie opowiedzieć. Pan T., choć jest kobieciarzem i cierpi z powodu niedostatków finansowych, to jednak wciąż spełnia się w charakterze środowiskowego celebryty i nie obniża lotów jako artysta – żywo myśli o kolejnej powieści, która gatunkowo ma być utrzymana w konwencji nowoczesnego kryminału. Z taką propozycją odwiedza jedno ze znanych wydawnictw. Prawem fabularnego fortelu jego pomysł na intrygę kryminalną i wątek terrorystyczny dotyczący wysadzenia Pałacu Kultury i Nauki przeradza się za przyczyną ideologicznie nadgorliwej redaktorki w faktyczną groźbę ciążącą nad stolicą. Nieutrwalona jeszcze na kartach książki fikcja literacka ucieleśnia się w filmie jako równoległy do losów Pana T. wątek terrorystyczny, a historia o barwnym życiu literatów nabiera sznytu opowieści gangsterskiej, z właściwym jej podziałem na dobrych i złych, kulminacyjnymi punktami zwrotnymi oraz iście hitchcockowskim suspensem.
Mieszając tak rozmaite rejestry (inkryminowane wątki biograficzne, konwencja kryminału, ewidentne nawiązania do sytuacji politycznej w stalinowskiej Polsce, wprowadzenie postaci historycznych, jak chociażby Bolesław Bierut), Krzyształowicz zrealizował dzieło kapitalnie łączące elementy czarnego kryminału z inteligentnie wprowadzonymi akcentami komediowymi, by spośród wielu wymienić chociażby autentycznie zabawny epizod z trzema profesorami (w tych rolach Kazimierz Kutz, Leszek Balcerowicz i Jacek Fedorowicz) debatującymi o filozofii podczas nielicującej z ich faktyczną profesją pracy w fabryce, którą skądinąd dozoruje sam Zbigniew Herbert (Jacek Braciak). Niezaprzeczalny urok tego filmu tkwi zresztą nie tylko w przewrotnym tonie komediowym, wynikającym ze zderzenia perypetii Pana T. z ukazaną niejako w krzywym zwierciadle opresywnością systemu totalitarnego, ale również w rozwiązaniach z pogranicza absurdu i groteski, gdy reżyser łączy ewidentne sygnały o prześladowaniach wobec niepokornych artystów z ich dysydenckim oporem (taką symboliczną figurą jest właśnie Pan T.). Prześledzenie meandryczności takich chwytów czy rozszyfrowanie kodu groteskowo-absurdowego może stać się dla młodych widzów tego filmu dobrym ćwiczeniem stylistycznym, zwłaszcza jeśli odniesie się je do podobnych rozwiązań znanych z pola literatury.
Pan T. to jeden z tych filmów (w polskiej kinematografii ostatnich lat na szczęście takich przypadków jest coraz więcej), którym komplementy należą się nie tylko za samą intrygę fabularną i sprawność scenariuszową, ale także za warstwę wizualną. Pod operatorskim okiem Adama Bajerskiego i z wykorzystaniem czarno-białej kolorystyki historia literata T. została świetnie osadzona w krajobrazie Warszawy lat 50. To miasto momentami mroczne, kiedy eksponowany jest wątek terrorystyczny, chwilami zaś lekko metafizyczne czy poetyckie, gdy Pan T. przechadza się ulicami, odwiedza nocne kluby i obserwuje samochodowe wiraże po ośnieżonej warszawskiej Starówce w wykonaniu tajemniczej koneserki jazzu, a zwłaszcza gdy z okna jego pokoiku hotelowego widać będący wciąż w budowie, a już złowieszczo królujący nad stolicą Pałac Kultury i Nauki. Co ciekawe, te rozwiązania formalne nie wydają się sztuką dla sztuki lub pustym gestem artystowskim (szczególnie jeśli chodzi o wyraziste, niejako „stygmatyzujące” wprowadzenie obrazu wyłącznie w skali szarości), ale są doskonale sfunkcjonalizowane w tkance filmu, budują jego atmosferę, dopełniają mroczności niektórych scen i psychologicznie dookreślają postaci. Na marginesie warto dodać, że w głównych i pobocznych bohaterów filmu wcieliła się plejada polskich gwiazd, spośród których prawdziwe perełki aktorskie w epizodach stworzyli m.in. Jerzy Bończak, Katarzyna Gniewkowska i Zdzisław Wardejn.
Choć Marcin Krzyształowicz osadził swą historię w czasach stalinizmu, to jednak jawi się ona jako zaskakująco aktualna opowieść o Polsce współczesnej, w której coraz częściej (i ponownie) dyskutuje się o granicach wolności artystycznej, o prawach, ale i powinnościach twórcy, w której wreszcie postać artysty wyklętego – wiernego swym ideałom i nastawionego antysystemowo – na powrót staje się modelem niepokornej postawy twórczej. Wyczulenie młodego widza na te kwestie – zwłaszcza z odniesieniem do wydarzeń społeczno-politycznych w Polsce ostatnich lat – może stać się dobrym podłożem dyskusji o filmie Krzyształowicza. Jeśli jednak moderator takiej rozmowy nie dostrzeże interpretacyjnego potencjału w tych właśnie sprawach, to z pewnością do ciekawych wniosków może doprowadzić próba porównania Pana T. z Rewersem Borysa Lankosza, który ciemne czasy stalinizmu, działań bezpieki i perypetii osób pracujących na niwie literacko-redaktorskiej problematyzował z wykorzystaniem podobnej konwencji czarnej komedii. Bardziej wyrobieni i oczytani młodzi odbiorcy – czyli ci już po lekturze Dziennika 1954 i Złego Tyrmanda – mogą się również pokusić o ambitną próbę prześledzenia analogii między fabułą Pana T. a dziełami i biografią jej domniemanego bohatera. Ostatecznie jednak zadanie ewentualnego odniesienia fabuły filmu do rzeczywistości i fikcji literackiej należy potraktować jako pracę warsztatową rozwijającą umiejętności analityczne. Pan T. broni się bowiem sam jako dzieło w pełni autonomiczne i dojrzałe.
[1] Por. K. Turecki, J. Schwertner, Bitwa o Pana T.(yrmanda), https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/spor-o-film-pan-t-ostatnia-bitwa-pana-tyrmanda/xsq8ss2 (dostęp: 23.12.2019).
tytuł: Pan T.
rodzaj/gatunek: komediodramat
reżyseria: Marcin Krzyształowicz
scenariusz: Andrzej Gołda, Marcin Krzyształowicz
zdjęcia: Adam Bajerski
muzyka: Michał Woźniak
obsada: Paweł Wilczak, Sebastian Stankiewicz, Maria Sobocińska, Wojciech Mecwaldowski, Jacek Braciak, Jerzy Bończak, Przemysław Bluszcz
produkcja: Polska
rok prod.: 2019
dystrybutor w Polsce: Kino Świat
czas trwania: 105 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 16/ponadpodstawowa, wyższa