Nie ma nas w domu (2019)

Reż. Ken Loach

Data premiery: 15 listopada 2019

Grzegorz Nadgrodkiewicz

Uchodzący za jednego z najbardziej wrażliwych społecznie reżyserów Ken Loach – dwukrotny zdobywca Złotej Palmy w Cannes i niekwestionowany mistrz światowego kina – po raz kolejny sięgnął po temat z pozoru prosty, ale dotykający ważkich i zawsze mu bliskich problemów ludzi konfrontowanych ze skutkami nieustannej drapieżności kapitalizmu.

We wchodzącym właśnie na ekrany kin Nie ma nas w domu Loach opowiada historię Ricky’ego Turnera, który próbuje się wykaraskać z problemów finansowych po latach pracy na umowach śmieciowych, utracie domu z winy dewelopera i przeprowadzce do wynajętego segmentu. Kiedyś zarabiał jako hydraulik i pracownik budowlany, teraz zaś postanowił zacząć świadczyć usługi na rzecz firmy kurierskiej na zasadzie samozatrudnienia. Szybko jednak okazuje się, że w miarę przyzwoite zarobki kuriera są uzależnione od kilkunastogodzinnej, katorżniczej pracy, której musi sprostać, jeżeli chce zapewnić godziwe warunki bytowe swojej rodzinie. Dzielnie pomaga mu w tym żona Abbie, która pracuje jako pielęgniarka środowiskowa. Dodatkowo kobieta wykazuje się niezwykle czułym i empatycznym podejściem do swych chorych podopiecznych, co bardzo często skutkuje wydłużeniem dnia pracy i niemożnością poświecenia dostatecznej ilości czasu swoje rodzinie.

I Ricky, i Abbie – mimo nawału obowiązków zawodowych – dokładają jednak wszelkich starań, by utrzymać dobre relacje ze swoimi dziećmi – kilkuletnią Lisą i nastoletnim Sebem. Realia zarobkowania stają się jednak dla małżonków bezlitosne, bowiem wkrótce okazuje się, że pogodzenie morderczej pracy z utrzymaniem rodzinnego dobrostanu jest praktycznie niemożliwe. Lisie brakuje obecności ojca, z którym zawsze miała dobre relacje, zaś Seb wchodzi w konflikty z prawem i opuszcza się w nauce, tłumacząc to niechęcią do podzielenia losu ojca, który mimo edukacji i ciężkiej pracy – jak twierdzi nastolatek – do niczego w życiu nie doszedł. Loach stawia widza wobec łańcucha mikrozdarzeń (eskalowanie wobec Ricky’ego koniecznych do wypracowania norm doręczeń w firmie kurierskiej, narastające wymagania podopiecznych Abbie, bunt Seba, bezradność Lisy i jej rozpaczliwy czyn), których konsekwencje dają o sobie znać w dramatycznych, finałowych scenach filmu. Czy ciężko pracujący Abbie i Ricky mogą wyjść cało z takiej opresyjnej sytuacji? Czy gdziekolwiek w tym wszystkim tkwi ich wina? Może zatem winny jest sam system, wielka polityka niedbająca o obywatela, sankcjonowanie przez państwo nowoczesnych form wyzysku społecznego, jak choćby umowy śmieciowe czy fikcyjne zalety samozatrudnienia, przenoszącego gros ryzyka i wysiłku na właścicieli jednoosobowych firm? Czy jakkolwiek można temu zaradzić, mając na względzie dobro statystycznych „Rickych” i ich rodzin, nie tylko przecież brytyjskich, jak Loachowscy Turnerowie?

Z takim pytaniami zostawia nas reżyser. Co ważne, są one skierowane również do elit politycznych, zarządców systemu państwowego, prawodawców – słowem, do wszystkich tych mitycznych i złowieszczych „onych”, których Loach (z przekonań socjalista) obarcza tutaj – jak możemy sądzić – odpowiedzialnością. W sensie tak pojętego wymiaru społecznego czy nawet lekko publicystycznego najnowszy film Kena Loacha nie jest jakoś obezwładniająco odkrywczy. O podobnych sprawach i bolączkach społecznych nieraz już w kinie krzyczano. Niewątpliwe zalety filmu warto jednak dostrzec w innych jego miejscach.

Nie ma nas w domu uderza chyba najbardziej dojmująco realistycznym ukazaniem nie tylko samego mechanizmu współczesnego wyzysku pracowników (w niemal wszystkich scenach przedstawiających szczegóły pracy Ricky’ego i Abbie), ale także skutków, które wywiera on na rodzinę. W kameralnych ujęciach przedstawiających kolację całej czwórki Turnerów, gdy dzieci i ich rodzice opowiadają o minionym dniu i cieszą się swą obecnością, czy w scenie postoju na przedmieściach miasta, gdy Ricky i pomagająca mu w pracy Lisa jedzą lunch i na swój sposób celebrują łączącą ich czułą relację, Ken Loach akcentuje te wartości rodzinne, które coraz szybciej ulegają erozji właśnie w efekcie zderzenia z koniecznością ciężkiej pracy zarobkowej. Kontrast między opresywnością takiego trybu funkcjonowania w społeczeństwie a pragnieniem ocalenia więzi rodzinnych jest również doskonale widoczny w rysie psychologicznym Abbie. Na co dzień jest ona łagodnie usposobiona, stara się wyciszać konflikty między Sebem i Rickym, w pracy jest spokojna, rzeczowa i opanowana, ale wobec tragedii, która pod koniec filmu dotyka jej męża, objawia obce jej pokłady złości i agresji. Te same destrukcyjne uczucia targają Sebem i Rickym, którzy od pewnego momentu nie potrafią dojść do porozumienia, są głusi na swoje racje, ale przecież tęsknią za dawnymi czasami, gdy autorytet Ricky’ego gwarantował właściwą hierarchię w synowsko-ojcowskim świecie (wyrazem tej tęsknoty jest króciutka scena, gdy Seb, wracając nad ranem do domu, dopytuje o samopoczucie ojca po wypadku, mimo wcześniejszej z nim kłótni).

Obraz rodziny Turnerów, ukazany przez Loacha z chwilami zaskakującą czułością, wydaje mi się największą zaletą tego filmu. Rodzice mają najlepsze intencje, walczą o dobry byt i swe dzieci niemal do krwi, mimo nowoczesnych form wyzysku wciąż wierzą w etos pracy i chociaż ich świat się wali, podnoszą się ze zgliszczy. Państwo wspierające swych obywateli i system pomocy społecznej są w tym wszystkim niemal niewidoczne. Być może przez tę niewidoczność na pierwszy plan wybija się rodzina i jej walka. Nie ma nas w domu może stać się dobrym tematem do dyskusji z młodymi widzami właśnie w tym zakresie – w odniesieniu do takich kwestii, jak odpowiedzialność rodziców za dzieci, ale także samych dzieci – coraz więcej przecież rozumiejących – za poprawność relacji z rodzicami. Społeczny, nawet lekko interwencyjny wymiar filmu Loacha z pewnością będzie też dobrym punktem wyjścia takiej dyskusji (zależy to oczywiście od wieku odbiorców i zasobu ich wiedzy pozwalającej na analizę pewnych zagadnień socjologiczno-politycznych i być może ich odniesienie do polskich realiów), ale można się spodziewać, że młodego widza do ciekawszych interpretacji zainspiruje emocjonalna warstwa tego działa, wiążąca się z dramatycznością losów Ricky’ego i Abbie oraz buntem i bezradnością ich dzieci.

W rozmowach po filmie niewątpliwie warto również zwrócić uwagę na stronę formalną i tzw. robotę operatorską. Kamera Robbiego Ryana (między innymi nominowanego do Oscara za Faworytę Jorgosa Lantimosa) pozwoliła bowiem Loachowi chociażby na kapitalne ukazanie wspomnianego wyżej kontrastu między kojącą kameralnością spotkań rodzinnych a mniej „przyjaźnie” fotografowanym środowiskiem pracy Ricky’ego. Analizując tego typu rozwiązania, można się również zastanowić, czy nie istnieje pewna stylistyczna łączność między realizmem Loachowskim a na przykład filmami neorealistycznymi, zwłaszcza jeśli chodzi o sposoby realizowania zdjęć pozostające w służbie tematu społecznego. Bez względu jednak na to, czy w filmie Loacha chętniej dostrzeżemy „portret rodzinny we wnętrzu”, czy też wielkie oskarżenie spod znaku „niesprawiedliwości społecznej”, produkcję tę z pewnością należy ocenić jako kino bardzo dobre, autorskie w ścisłym, stylistycznym znaczeniu tego słowa, jako dowód reżyserskiej skrupulatności w wyważaniu racji, a zarazem wierności Kena Loacha od lat poruszanej problematyce społecznej.

tytuł: Nie ma nas w domu
tytuł oryginalny: Sorry We Missed You
rodzaj/gatunek: dramat
reżyseria: Ken Loach
scenariusz: Paul Laverty
zdjęcia: Robbie Ryan
muzyka: George Fenton
obsada:
Kris Hitchen, Debbie Honeywood, Rhys Stone, Katie Proctor, Charlie Richmond
produkcja:
Belgia, Francja, Wielka Brytania
rok prod.: 2019
dystrybutor w Polsce: M2 Films
czas trwania: 100 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 15/ponadpodstawowa, wyższa

Wróć do wyszukiwania