Lomo: życie blogera (2017)
Reż. Julia Langhof
Anna Ryłek, nauczycielka w II LO w Łodzi
Nastolatkowie, zwłaszcza ci starsi, rzadko udają się do kina ze swoimi rodzicami. Nieczęsto zdarza się też sytuacja wspólnego zasiadania przed ekranem domowego kina siedemnasto-, osiemnastolatków i ich czterdziestokilkuletnich rodziców. A jednak film Julii Langhof, jak mało który, nadaje się do oglądania razem – przez rodziców i ich dorastające dzieci. Niewiele filmów prowokuje do tego, aby starsze i młodsze pokolenia mogły się uczyć nawzajem. LOMO daje pole do popisu zarówno nastolatkom, wyedukowanym w technologiach informacyjnych, jak i doświadczonym życiowo starszym. Nastolatkowie mogą objaśniać niekoniecznie znane średniemu pokoleniu terminy, tłumaczyć zawiłości funkcjonowania internetowych blogów, hakowania, szpiegowania, nagrywania i udostępniania plików w sieci. Ich rodzice – wychowywać i pokazywać błędy nie swoim pociechom, ale bohaterom filmu.
Choć pokolenie obecnych czterdziestolatków zostało wdrożone w podstawy technologii informacyjnych, to daleko mu do wiedzy generacji XD (ludzi znakomicie orientujących się w świecie telefonów komórkowych, telewizji, internetu, mediów społecznościowych), a tak nazwano generację współczesnych gimnazjalistów i licealistów. Rodzice, jakże często skoncentrowani na zawodowej karierze, zabiegani lub po prostu znudzeni wychowaniem zbuntowanych latorośli, mają okazję przejrzeć się jak w lustrze w sytuacjach konfliktów matek z córkami i ojców z synami. Mogliby, nie na przykładzie swojego życia i własnych rodzicielskich problemów, bo o to zawsze trudniej, ale na podstawie filmowej historii przegadać i przepracować z własnym dzieckiem delikatne i wrażliwe kwestie np.:
- radzenia sobie z odrzuceniem,
- odpowiedzialności za czyny, które mogą krzywdzić innych i spowodować w konsekwencji lawinę problemów osób trzecich,
- pierwszej miłości i związanych z nią doświadczeń erotycznych/seksualnych,
- kryzysu rodziny,
- braku anonimowości we współczesnym świecie,
- różnego traktowania rodzeństwa przez rodziców,
- sposobów postępowania rodziców wobec dzieci,
- słów, które ranią,
- zacierania się granic między wykreowaną w internecie fikcją a rzeczywistością,
- wpływu wirtualnego świata na nasze życie,
- zagrożeń wiążących się z uzależnieniem od internetu,
- granicy prywatności i intymności w sieci.
Film LOMO: życie blogera to obraz współczesnego świata zawładniętego przez wirtualną rzeczywistość. Historia Karla i Doro – dwojga niemieckich maturzystów żyjących w bogatych rodzinach, w ekskluzywnej dzielnicy wielkiego miasta – mogłaby zdarzyć się nie tylko w wielu światowych metropoliach, ale wszędzie tam, gdzie dotarły dobra cywilizacyjne.
Zraniony odrzuceniem chłopak publikuje na swoim blogu filmik rejestrujący erotyczne zbliżenie z jedną z koleżanek z klasy. Fakt ten ma niebagatelne konsekwencje zarówno dla niego, jak i dla jego rodziny. Jednak nie o pojedynczy akt naruszenia prywatności tu idzie. Film, kojarzący się z polską produkcją pt. Sala samobójców Jana Komasy, ukazuje uwikłanie chłopaka w wirtualną rzeczywistość. Można by zadać pytanie: któż dziś nie jest uzależniony od internetowych komunikatorów i mediów społecznościowych? Jednak życie Karla dzieli się w większej części na to wirtualne, a dopiero potem na realne. Bardzo obrazowo pokazują to doskonałe zdjęcia polskiego operatora Michała Grabowskiego, który nakłada na siebie kadry – stron lub dialogów internetowych i obrazów „realu” bohatera.
Odsłuchiwane przez Karla komentarze uczestników i obserwatorów jego bloga zajmują również pokaźną część ścieżki dźwiękowej. Wydaje się, że świat wirtualny dopadnie bohatera wszędzie. Informację o ocaleniu jego rzekomo wykasowanego z sieci bloga przynosi mu wraz z nowym smartfonem dzieciak, najpewniej z sąsiedztwa. Czy to posłaniec znających jego problemy wirtualnych przyjaciół?
Film przypomina znaną prawdę, którą tak trudno jest nam zaakceptować, że we współczesnej nam rzeczywistości nie jesteśmy anonimowi, a odkrycie naszego wizerunku, tożsamości, kręgu znajomych, rodzaju zainteresowań jest kwestią kilku kliknięć w klawiaturę. W internecie wszak NIC nie ginie!
Kwestią wartą poruszenia jest Weltschmerz, którego doświadcza Karl. Chłopak żyje w wyraźnym cieniu swojej siostry bliźniaczki, Anny. Ta wie, czego chce i konsekwentnie dąży do wyznaczonego przez siebie celu, jest wyraźnie faworyzowana przez ojca, a Karl, który przyszedł na świat jako drugi, jest, co wyraźnie daje się mu do zrozumienia, tylko „efektem ubocznym”. Niezdolność do określenia się, znalezienia pomysłu na życie, chłodny, wręcz sarkastyczny stosunek ojca do problemów chłopaka, ten zagłusza tworzeniem bloga i… kreacją samego siebie.
LOMO – The Language of Many Others, co znaczy: „język wielu innych”, to nick Karla używany w środowisku blogerów. W filmie padają różne dane statystyczne, między innymi ta, że w Niemczech są 3 miliony blogerów. Rzecz jasna, obserwatorami bloga, a naprawdę życia Karla i jego rodziny, jest znikoma ich część, ale wielokrotnie to oni właśnie przejmują kontrolę nad zachowaniami, decyzjami, ba…, nawet krokami nastolatka, który zamknąwszy oczy, wsłuchuje się w ich komendy i polecenia, wracając przez ruchliwe miasto do domu. Czy Karl myśli, czuje, mówi własnym językiem? A może używa języka wielu? Kogo? Czy w takim razie jest autonomicznym bytem o odrębnej tożsamości, czy zlepkiem myśli, uczuć, wrażeń, fantazji, potrzeb, kaprysów i… żartów owych wielu (many others)? Na ile Karl sam decydował o naprawieniu i kształcie relacji z Doro? W jakiej mierze jego „doradcy” przyczynili się do uknucia intrygi przeciw matce dziewczyny? Jakie to zrodziło konsekwencje? Te i inne pytania mogą paść przy okazji dyskusji po wspólnym obejrzeniu filmu.
Poszukiwanie wirtualnych przestrzeni, kręgu wirtualnych znajomych to efekt wielu nieprawidłowości w naszym rzeczywistym świecie. Reżyserka i scenarzystka filmu rozprawia się z nimi bezlitośnie. Chłód relacji rodziców Karla, zdradzający matkę Doro ojciec, naznaczona półprawdami i niedopowiedzeniami rodząca się miłość Anny i Paula, efemeryczne kontakty seksualne nastolatków, których efektem są zranienia i traumy to tylko niektóre przyczyny współczesnego „bólu istnienia” zagubionych, pozostawionych samym sobie młodych. Czy w pękniętej rodzinie, w której rodzice zamartwiają się o karierę zawodową, pozycję polityczną, status ekonomiczny i utrzymanie za wszelką cenę domu w dzielnicy, która ma zaświadczyć o ich pozycji społecznej, jest miejsce na wychowanie młodego człowieka? W filmie Julii Langhof pokazanych jest kilka wspólnych rozmów rodziców z nastolatkami. Choć toczą się one w duchu pedagogicznej pseudopoprawności, zieją chłodem i wzajemnymi oskarżeniami. Przy okazji, ze strony dorosłych pada wiele sarkastycznych i bolesnych słów świadczących o rozczarowaniu dzieckiem. „Tak naprawdę, to miałam cię usunąć” – oznajmia córce matka Doro.
Można by zastanawiać się, czy w filmie Julii Langhof ostała się jakaś wartość pozytywna, nietknięta? Jak potoczy się dalej relacja Karla i Doro? Czy młodym uda się kiedyś wyjść ze świata wpływów innych ludzi, mroku intryg, sieci szantaży i manipulacji i dotrzeć na śnieżną i czystą wyspę Grenlandii?