Pamiętajcie o ogrodach
Tadeusz Szczepański
Poetycką piosenkę pod takim właśnie tytułem śpiewał przed laty Jonasz Kofta w kabarecie „Pod Egidą”, odwołując się do sentymentalnych nastrojów pokolenia dzisiejszych seniorów 60+, dla których jedną z kultowych lektur dzieciństwa była powieść Francis Hodgson Burnett pt. Tajemniczy ogród. Kilkanaście lat temu ukazało się kolejne wydanie tej książki w znakomitym przekładzie Zbigniewa Batki, a zaadresowano je – jak przypuszczam – raczej do sentymentalnych dziadków aniżeli ich wnucząt. Ci pierwsi zapewne kupili to nowe wydanie z myślą o tych drugich, ale prędzej sami przeczytali tę powieść raz jeszcze, bowiem przekonać latorośle do lektury było im z pewnością bardzo trudno. Taki już jest los klasyki dziecięcej, która dzisiejsze pokolenia, wychowane na mitologii science fiction, winna zachwycać, ale jakoś nie zachwyca.
Tymczasem książki, które były niegdyś dziecięcymi objawieniami literackimi, coraz częściej trafiają na ekran dzięki filmowcom należącym do tej samej generacji. Oto dwa charakterystyczne przykłady: Steven Spielberg (rocznik 1947) nakręcił Hooka (Hook, 1991) według Piotrusia Pana J.M. Barrie’ego, natomiast Agnieszka Holland (rocznik 1948) sięgnęła po Tajemniczy ogród. Zresztą obie powieści powstały mniej więcej w tym samym czasie – Piotruś Pan w 1904 roku, a Tajemniczy ogród pięć lat później. Jeśli zważyć, że zarówno Amerykanin, jak i Polka przeszli na progu młodości – każde z nich inaczej – doświadczenie roku 1968, roku młodzieńczej rewolty wobec społecznej, politycznej i obyczajowej konserwy, to ich filmowy powrót do książek, które opowiadają o dziecięcej ucieczce z autorytarnego świata wiktoriańskiej Anglii na łono przyrody, wydaje się stanowić zapis pewnego istotnego przeżycia egzystencjalnego i duchowego. Zarówno Nibylandia Piotrusia Pana, jak i tajemniczy ogród Mary Lennox oraz towarzyszy jej zabaw, to „regiony wielkiej herezji”, gdzie króluje nieograniczona wolność, wyobraźnia i miłość. A taki mniej więcej wyidealizowany projekt społecznej utopii przyświecał pokoleniu kontrkultury, które pod różnymi hasłami – w Stanach bardziej obyczajowymi, a w Europie bardziej politycznymi – tworzyło swoją tożsamość pół wieku temu.
Ciekawe, że u schyłku poprzedniego stulecia Tajemniczy ogród cieszył się wśród filmowców wyjątkowym powodzeniem, ponieważ oprócz adaptacji Agnieszki Holland w latach osiemdziesiątych dwukrotnie zainteresowała się tą powieścią telewizja brytyjska. W 1984 roku Katrina Murray zrealizowała dla BBC wersję, która znacznie odbiegała od literackiego oryginału, ponieważ jej głównym wątkiem była walka Mary o sympatię pogrążonego w depresji wuja, traktującego dziewczynkę z pełnym lęku dystansem. Zaledwie trzy lata później powstała kolejna adaptacja telewizyjna, tym razem podpisana przez Alana Grinta, o której krytyka nie była najlepszego zdania. Leonard Maltin, autor renomowanego TV Movies and Video Guide taką wystawił jej cenzurkę: „wystawna, lecz pozbawiona życia (…) z rolą Dereka Jacobiego jako lorda, która rekompensuje nie najlepszą grę dzieci. Doskonały powód, aby wrócić do wersji z 1949 roku”.
Skorzystałem z rady Maltina dzięki stacji TNT, która jakiś czas temu pokazała pierwszą adaptację powieści Hodgson Burnett, której dokonał w Hollywood Fred M. Wilcox, reżyser pamiętany przez najstarszych kinomanów dzięki filmowi Powrót Lassie (Lassie Come Home, 1943). Jego Tajemniczy ogród (The Secret Garden, 1949) miał znakomitą obsadę: Mary zagrała Margaret O’Brien, w roli Colina wystąpił amorkowaty Dean Stockwell, natomiast nieszczęsnego arystokratę odtwarzał Herbert Marshall. Mimo upływu siedmiu dekad film sprawia sympatyczne wrażenie i ogląda się go bez specjalnego znużenia. Swoista patyna, jaką nałożył nań miniony czas, oznaczający w historii kina całą epokę, przydała mu jedynie staroświeckiego uroku. Wilcoxowi udało się stworzyć adaptację, która – co zdarza się rzadko – dochowuje wierności nie tylko duchowi, ale również literze powieściowego oryginału. Jedyną innowacją była postać „dobrego lekarza” (obok „złego”, który zabrania Colinowi opuszczania łóżka, ponieważ ma nadzieję na jego rychłą śmierć i tym samym odziedziczenie posiadłości z racji pokrewieństwa), przekonującego lorda Cravena, że warunkiem powrotu do zdrowia jego syna jest radykalna zmiana trybu życia. W filmie nie brak błyskotliwych momentów, by wspomnieć chociażby świetną i z ogromnym temperamentem zagraną przez parę dziecięcych aktorów scenę ataku furii Colina, na który z jeszcze większym impetem reaguje Mary, dzięki czemu uspokaja chłopca. Funkcjonalny okazał się również z pozoru mechaniczny koncept ukazania życiodajnego rozkwitu wiosny w czarodziejskim ogrodzie za pomocą zastosowania barwnej taśmy, która skontrastowana z szarością pozostałych części filmu tworzy w jego ostatnich scenach bardzo sugestywną atmosferę. Stylowej całości dopełnia nastrojowa muzyka Bronisława Kapera, polskiego kompozytora bardzo popularnego w ówczesnym Hollywood.
Wiadomość o tym, że Agnieszka Holland przygotowuje kolejną adaptację Tajemniczego ogrodu, czyli filmu dla dzieci, na pierwszy rzut oka mogła budzić zdumienie. Tak zaadresowany projekt zdawał się daleko odbiegać od dotychczasowego profilu twórczości Holland, autorki ambitnych dramatów psychologicznych osadzonych w głębokiej perspektywie egzystencjalnej. Z drugiej strony, zachodni rozdział jej filmowej aktywności ukazał niespotykaną skalę jej twórczych możliwości: od kameralnych filmów prześwietlających zawęźlenia ludzkich postaw i zachowań w dramatycznych okolicznościach (Gorzkie żniwa/Bittere Ernte, 1985 czy Olivier, Olivier, 1992) po wielkie spektakle o historiozoficznych ambicjach (Zabić księdza/To Kill a Priest, 1988, i Europa, Europa, 1990). Ten ostatni film odniósł niespodziewanie duży sukces w Stanach Zjednoczonych i okazał się biletem wstępu do Hollywood. Wśród różnych projektów Holland wybrała scenariusz Carole Thompson, odpowiadając tym samym na zaproszenie Francisa Forda Coppoli, którego wytwórnia American Zoetrope realizowała serię filmów opartych na klasycznym kanonie literatury dziecięcej.
Adaptacja Agnieszki Holland przekonuje, że jej odmienność od dotychczasowych zainteresowań tematycznych reżyserki jest pozorna. Jedną z bardziej wyrazistych linii problemowych jej twórczości jest patologia stosunków rodzinnych (np. Kobieta samotna, 1987, czy Olivier, Olivier). Powieść Hodgson Burnett ten wątek i jego emocjonalne konsekwencje w psychologicznym rysunku dziecięcych bohaterów wyraźnie eksponuje, co musiało zwrócić uwagę Holland na tę właśnie propozycję. Ale mimo tej zbieżności, dla autorki filmu niewątpliwie atrakcyjnej, z pewnością istotniejsza wydała jej się szansa metaforycznej interpretacji opowieści o terapeutycznych możliwościach magicznej przestrzeni ezoterycznego ogrodu. W jej ujęciu ta historia o odzyskaniu przez anemicznego chłopca zdrowia i tym samym ojcowskiej miłości staje się parabolą zwycięskiego starcia życia ze śmiercią, nadziei z rozpaczą, życiodajnego optymizmu z ponurym fatalizmem, wreszcie światła z mrokiem. Agnieszka Holland stworzyła wspaniały film, który niesie otuchę i dzisiaj jest niezwykle potrzebny naszemu skołatanemu, pełnemu apokaliptycznych lęków światu. Pamiętajmy zatem o ogrodach, nawet w środku zimy.