Zegar czarnoksiężnika (2018)
Reż. Eli Roth
Data premiery: 21 września 2018
Grzegorz Nadgrodkiewicz
Wchodzący właśnie na ekrany Zegar czarnoksiężnika dobrze obrazuje istniejący problem z brakiem odpowiedniej kwalifikacji wiekowej produkcji ze względu na ich docelową grupę odbiorczą oraz brakiem jednolitego systemu ratingu filmów wprowadzanych do kin w Polsce. Jest on szczególnie istotny i widoczny w przypadku kina adresowanego do dzieci i młodzieży. Jedna z sieci kinowych, w których pokazywany jest wspomniany film, informuje na swojej stronie internetowej: od lat siedmiu. Ta minimalna granica wydaje się ustalona z dużą – by tak to nazwać – elastycznością, o czym najlepiej świadczą reakcje obecnych na seansie dzieci oraz rodziców, którzy raz po raz troskliwie zasłaniali im oczy i szeptem je uspokajali: „Nie bój się, wszystko dobrze się skończy”. Z pewnością część tej dziecięcej widowni została przyprowadzona do kina po lekturze powieści Johna Bellairsa Luis Barnavelt i zegar czarnoksiężnika, na motywach której film został oparty. Jak jednak w trakcie seansu można się przekonać, ekranizacja jest zawsze w jednoznaczności znaku filmowego dużo bardziej dosłowna dla młodego widza niż światy, które podpowiada mu wyobraźnia w czasie lektury książki.
Młodzi widzowie (film wydaje mi się odpowiedni dopiero dla uczniów najstarszych klas szkoły podstawowej), do których produkcja ta jest kierowana, zostają oto zapoznani z nastoletnim Lewisem Barnaveltem – odrobinę ciapowatym, za to bardzo oczytanym chłopcem, którego rodzice zginęli w wypadku. Skutkiem tego trafia on pod opiekę ekscentrycznego wuja Jonathana. Wkrótce po przybyciu do jego upiornego domu – a w zasadzie otoczonej wysokim murem posiadłości z mrocznym, starym ogrodem – chłopiec co rusz odkrywa niepokojące sygnały (poruszające się fotele, ożywające witraże na ścianach etc.) mówiące o tym, że trafił do miejsca, które raczej nie zapewni mu ukojenia po śmierci rodziców. Aklimatyzacja w nowej szkole przychodzi mu z trudem, nocami w całym budynku coś puka i stuka, niby to we śnie, niby na jawie nawiedza go nieżyjąca matka, po domu nieustannie kręci się tajemnicze sąsiadka Pani Zimmerman, którą z Jonathanem łączą dziwne przyjacielsko-wrogie relacje, zaś sam wuj szybko okazuje się czarnoksiężnikiem usiłującym rozwiązać zagadkę ukrytą gdzieś w trzewiach domu. To jednak dopiero początek przygód Lewisa, bowiem Jonathan bez większych ceregieli decyduje się wprowadzić chłopca w arkana czarnoksięskiej sztuki i wraz z Panią Zimmerman wtajemniczyć go w plan pokonania ich wspólnego wroga.
Eli Roth, znany chociażby jako reżyser horrorów z serii Hostel (2005 i 2007) czy równie makabrycznego The Green Inferno (2013), tym razem przyłożył zatem rękę do produkcji filmu, który – jak można sądzić – mógłby się pod pewnymi względami (i z pewnymi zastrzeżeniami) wpasować w gatunek kina familijnego. W Zegarze są bowiem wyeksponowane elementy, które zwykło się przypisywać takim właśnie filmom: skoncentrowanie akcji na świecie i sprawach dzieci; sfunkcjonalizowanie wydarzeń fabularnych prowadzące do wniosków o wysokiej wartości więzów rodzinnych i współdziałaniu w czynieniu dobra; fabuła ukazywana oczami dziecka i w tym sensie zobiektywizowana. Tyle tylko, że wszystkie te elementy zostały przez Rotha zagłuszone stylistyką wziętą wprost z horroru – miejscami nawet w duchu ekranizacji powieści Stephena Kinga (upiorna menażeria zniszczonych, łysych lalek czy cmentarne wędrówki małego Lewisa), miejscami zaś w trybie całkiem dosłownych nawiązań do Egzorcysty Williama Friedkina, Dziewiątych wrót Romana Polańskiego czy Omenu Richarda Donnera (wyrazista symbolika satanistyczna, demonologia i wiedza tajemna, czarnoksięstwo, rytuały nekromanckie, upuszczanie krwi, wątki apokaliptyczne). Co istotne, film jest utrzymany na wysokim poziomie realizacyjnym – ze świetną scenografią, wiarygodnymi efektami specjalnymi i dobrym aktorstwem (głównie za sprawą Cate Blanchett). Sprawia to, że ukazany świat czarnoksiężników oraz magii jest jeszcze bardziej wymowny i przekonujący.
Piszący te słowa czuje się zwolniony – w trybie recenzji filmowej – z oceniania walorów pierwowzoru literackiego, który w podobnym stopniu, co produkcja w reżyserii Eliego Rotha, mieszał rejestry inicjacyjnej powieści dla dzieci czy młodzieży z rzekomym morałem o zwycięstwie w walce dobra ze złem. Tenże piszący jest natomiast w pewnym sensie zobowiązany do wskazania, że ta zakończona happy endem (zatem sygnalizująca pozytywną pointę) fabuła w istocie mówi o pożytecznej roli praktyk magicznych, także tych zahaczających o wiedzę tajemną. Ciekawe jest, że w całym filmie na dobrą sprawę brak wyraźnej granicy między tak zwaną magią białą i czarną. Przyuczony do czarnoksięskiego zawodu Lewis bardzo szybko posługuje się rozmaitymi sztuczkami mającymi pomóc mu a to w zaścieleniu łóżka, a to w zrobieniu psikusa koledze, a to w zyskaniu poklasku w trakcie meczu koszykówki golem z kilkunastu metrów. Nawet pokonanie największego wroga, który – powróciwszy z zaświatów – chce doprowadzić do odwróconej w czasie apokalipsy, jest Lewisowi dane nie za sprawą jakichś przyrodzonych, ludzkich wartości czy talentów, ale dzięki pomocy magicznej kuli. Jej enigmatyczne wskazania mogą być równie dobrze dziełem przypadku, jak podszeptami Azazela – upadłego anioła przywołanego w filmie z imienia i w jednej ze scen ukazanego w naprawdę przerażający sposób.
To oczywiście prawa filmu fantasy – bo taką kwalifikację gatunkową wypada chyba Zegarowi czarnoksiężnika przydać – by podobną tematykę i symbolikę wykorzystywać w budowaniu świata przedstawionego. Zastanawia jednak beztroska (a może przewrotna intencja?) twórców, którzy pod pozorami szczęśliwie się kończącej historii przemycają niejasny przekaz o rzekomej wartości rytuałów magicznych w budowaniu relacji młodego człowieka ze światem i zakładaniu nowej rodziny. Widzom filmu z pewnością nasuną się liczne skojarzenia z literacką oraz kinową wersją przygód Harry’ego Pottera, która swą klasą bije na głowę zarówno książkę Bellairsa, jak i film Rotha. Ocenę wpływu obu tych pierwowzorów i ekranizacji na kształtującą się wyobraźnię oraz psychikę młodego widza warto pozostawić rodzicom czy opiekunom. Z pewnością jednak seans z Zegarem czarnoksiężnika (najlepiej w towarzystwie kogoś dorosłego) powinien się wiązać z późniejszą rozmową o przesłaniu tego filmu. Być może stanie się on również swoistym anty-przykładem kina, które nie tylko przymila się młodemu widzowi, w gruncie rzeczy oferując treści dla (prawie) dorosłych, ale także miesza sfery dobra i zła, zamiast ukazywać ich rozłączność.
tytuł: Zegar czarnoksiężnika
tytuł oryginalny: The House with a Clock in Its Walls
rodzaj/gatunek: fantasy, przygodowy
reżyseria: Eli Roth
scenariusz: Eric Kripke, na podstawie powieści Johna Bellairsa
zdjęcia: Rogier Stoffers
muzyka: Nathan Barr
obsada: Jack Black, Cate Blanchett, Renee Elise Goldsberry
produkcja: USA
rok prod.: 2018
dystrybutor w Polsce: Monolith Films
czas trwania: 104 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 12 wzwyż/podstawowa 7-8