Goodbye Berlin (2016)
Reż. Fatih Akin
Hanka Arend, Maciej Dowgiel
Hanka: „Są gorsze rzeczy niż posiadanie matki alkoholiczki” – jak sądzicie, co ma na myśli jeden z głównych bohaterów filmu, czternastoletni Maik Klingenberg, wypowiadając te słowa? To intrygująca i niejednoznaczna wypowiedź wrażliwego nastolatka przeżywającego nieszczęśliwą miłość, odrzuconego przez kolegów i koleżanki, zmagającego się z trudnościami w domu oraz – trochę wbrew sobie – wciągniętego w wakacyjną przygodę życia.
Rodzice niejednokrotnie prześcigają się w pomysłach na najwspanialsze i najbardziej „wypasione” wakacje dla swoich dzieci, uważając, że to uszczęśliwi ich pociechy. Jakież może być Wasze, Rodzice, zdziwienie po obejrzeniu tego filmu… Bo czy możecie przypuszczać, że leżenie nocą na trawie i patrzenie w niebo „może być lepsze niż oglądanie telewizji”? Niestety, dla wielu dorosłych szokujące okazuje się wszystko, co staje się udziałem chłopaków w ich spontanicznej podróży.
Ale po kolei. Znajdujemy się w normalnej (cokolwiek miałoby to znaczyć) klasie szkolnej. Nastolatki są bardziej lub mniej zainteresowane tematem lekcji, za to ogromnie wydarzeniami związanymi ze zbliżającymi się urodzinami klasowej piękności Tatjany. Pomiędzy uczniami krążą liściki z zaproszeniami. Niestety, zakochany w niej po uszy Maik nie jest adresatem żadnego z nich (chociaż nadzieję ma do samego końca). Jak by tego było mało, do klasy przychodzi nowy uczeń Czik – Rosjanin, niechlujnie i brudno ubrany, wulgarny – na pierwszy rzut oka niezbyt sympatyczny typ (podejrzewany nawet o kontakty z mafią). I z kim siada w ławce? Oczywiście na jedynym wolnym miejscu, obok Maika. I tak zaczyna się historia przyjaźni dwóch z pozoru najmniej pasujących do siebie osobowości: wrażliwego, introwertycznego artysty i młodego chuligana popijającego alkohol i wszczynającego bójki.
„Dziwak” i „Psychol” jak o nich mówią – obaj samotni, odrzuceni, tak samo niepasujący do ogólnie przyjętego schematu. Czym grozi taka mieszanka? Spontaniczną, szaloną podróżą w poszukiwaniu dziadka Czika, który mieszka na Wołoszczyźnie. Przywłaszczoną ładą, bez prawa jazdy, bez map i GPS-ów chłopaki ruszają przed siebie, po drodze kradnąc paliwo z ciężarówki i rower policjanta; palą papierosy, przeklinają, spotykają różnych ludzi, pokonują przeciwności, powodują wypadek drogowy… Dużo tego. Ale najważniejsze jest to, że podczas jazdy poznają się nawzajem, a przede wszystkim – siebie samych.
Ta podróż to okazja do poszukiwania własnej tożsamości (również seksualnej), do ponoszenia odpowiedzialności za swoje czyny i zderzenia się z konsekwencjami tych działań. W trakcie eskapady dochodzi do sprawdzenia stopnia swojej tolerancji wobec innych i lojalności wobec drugiego człowieka. To czas na refleksję nad sobą i światem oraz dobry moment do poszukiwania odpowiedzi na pytania: kim jestem? i kim chcę być? Jest to droga, podczas której pojawia się szansa na zweryfikowanie negatywnego myślenia na swój temat, chociaż niełatwo rozstać się z przekonaniem, że „Jest się nudnym i brzydkim”.
Irytujący na początku Czik z czasem rozbudza w nas sympatię. To on, co prawda, wpędza naszego bohatera Maika w kłopoty, ale też pomaga mu w odnalezieniu poczucia własnej wartości.
Mimo że momentami czyni to w dość szokujący sposób, film porusza ważne kwestie dotyczące momentu przechodzenia z dzieciństwa w dorosłość. Niepowtarzalnego czasu w naszym życiu, kiedy tak wiele rzeczy robi się po raz pierwszy (niestety, dotyczy to także rzeczy niebezpiecznych i groźnych).
Jak się czujesz, kiedy jesteś poza nawiasem jakiejś grupy? Kiedy nikt Cię nie docenia, kiedy nie otrzymujesz oznak sympatii, kiedy będąc dorastającym chłopakiem, myślisz, że „ładne dziewczyny są poza Twoim zasięgiem”? Co przeżywasz? Do czego jesteś zdolny pod wpływem pojawiających się uczuć i myśli? Okazuje się, że jesteś gotów na wiele (włącznie z konsekwencjami).
Chociaż dorastanie jest okresem buntu, szczęśliwie, nie wszyscy buntują się w tak ekstremalny sposób, jak nasi bohaterowie. Na pewno jednak, w poszukiwaniu własnej tożsamości, każdy z nas pragnie iść swoją drogą (często zupełnie inną niż chcieliby tego rodzice).
Film Goodbye Berlin to okazja do porozmawiania z nastolatkami o specyfice okresu dorastania. Z jednej strony, o buntowaniu się, z drugiej – o konieczności stawiania granic przez rodziców. O zachowaniach ekstremalnych, groźnych i niebezpiecznych i o tym, na co rodzice powinni się zgadzają, a na co zdecydowanie nie mogą wyrazić przyzwolenia. Dorastające nastolatki muszą wiedzieć, gdzie znajduje się granica, nawet jeśli dorośli nie mogą stać na jej straży. Dotyczy to również picia alkoholu czy sięgania po inne używki.
Warto porozmawiać z młodymi ludźmi o naturalnych w okresie dojrzewania wahaniach nastroju, o skrajnościach w przeżywaniu uczuć i o tym, jak sobie mogą z tą huśtawką emocjonalną radzić, o miłości (tej szczęśliwej i tej niespełnionej), odrzuceniu i o tym, że chłopakom też wolno płakać.
Rozmawiajmy po obejrzeniu filmu:
– o poczuciu wartości – kruchym i delikatnym,
– o seksie i tożsamości seksualnej – nawet jeśli to trudne i trochę zawstydza,
– o stereotypach, granicach tolerancji i akceptacji odmienności,
– o normach społecznych, o prawie i odpowiedzialności karnej, o ponoszeniu konsekwencji za własne czyny,
– o odwadze cywilnej poruszania trudnych spraw w rodzinie (jeśli się takie pojawiają).
Czik – odpychający „dziwak”, obcokrajowiec, okazuje się najlepszym przyjacielem, Isa – „wariatka” z wysypiska – bardziej wartościową osobą od najładniejszej dziewczyny w klasie, a matka alkoholiczka regularnie korzystająca z „farmy piękności” (czyli z kolejnego odwyku) bardziej wyrozumiałą i kochającą od trzeźwego, ale agresywnego ojca namawiającego do oszustwa i znikającego z o wiele młodszą kochanką.
„Do zobaczenia za 50 lat!” – umawia się trójka bohaterów. Ciekawe, na jakich ludzi wyrosną? Nadal będą się buntować, a może w bamboszkach usiądą w ulubionych fotelach i stwierdzą, że nie ma niczego lepszego niż kolejny serial w telewizji…
Maciek: Coraz więcej młodych ludzi kończących studia przed podjęciem swej pierwszej pracy decyduje się na tzw. gap year. Rok na „wyrwę” w życiorysie, czas na poznanie siebie i odkrycie swoich potrzeb, na poznawanie nowych ludzi, na odrobinę szaleństwa i przekroczenia granic narzuconych przez kulturę i społeczeństwo, a także tych własnych – ukształtowanych przez wychowanie w domu rodzinnym, normy narzucone przez edukację szkolną i nabyte w trakcie dotychczasowego życia w społecznościach, do których wszyscy, niezależnie od wieku, należymy. Ten czas to okazja, by pomyśleć przede wszystkim o sobie, a więc także o własnych przyjemnościach: cielesnych i duchowych. Młodzi, wyrwawszy się z dotychczasowego schematu życia, niekiedy oddają się rozwiązłości i łamią wszelkie zasady poprawnego (czyli bezpiecznego) życia. Najczęściej ma to też związek z poszukiwaniami metafizycznymi, a do tego (zgodnie z przyjętym stereotypem) najlepiej nadają się kraje Dalekiego Wschodu – Indie, Nepal, Chiny. Wyruszają zatem w podróż. Najczęściej za oszczędności z dorywczej pracy, choć czasem wspomagani przez rodziców. Ostatnio granica wiekowa ludzi potrzebujących przerwy na odnalezienie siebie zdecydowanie się przesuwa. Czasem pojawia się wraz z wypaleniem zawodowym, czasami zbiega się z kryzysem wieku średniego, a bywa, że przychodzi na nią czas dopiero na emeryturze… a u niektórych pojawia już po ukończeniu szkoły średniej, a przed rozpoczęciem studiów…
A co jeśli pojawi się dużo, dużo wcześniej? Mówią, że okazja czyni złodzieja. Czasami czyni też… podróżnika. Zresztą do szalonych podróży już przed laty zachęcała Maryla Rodowicz, nawołując by: „wsiąść do pociągu byle jakiego”, by uciec od codziennego życia i jego trosk. Podobne marzenia pojawiają się w głowach ludzi praktycznie w każdym wieku. Także nastolatków, szczególnie gdy w ich życiu narastają szkolne problemy, a grupa koleżeńska traktuje ich jak niewidzialnych. Kiedy nadarza się więc pierwsza możliwość, Maik, główny bohater Googbye Berlin, zapomina o obowiązkach oraz wątpliwościach i wsiada, co prawda nie do pociągu, a skradzionej przez kumpla starej łady, aby odbyć najważniejszą w swym życiu podróż. A wtedy rozpoczyna się typowy film drogi. Dla młodzieży w wieku gimnazjalnym i ponadgimnazjalnym pouczający, a ich rodzicom przypominający młodzieńcze lata… Mówi się, że w podróży życia, niezależnie od czasu jej trwania, można uczestniczyć tylko raz. W końcu jest ona jedyna w swoim rodzaju, wyjątkowa i niepowtarzalna. Ale dzięki magii kina i filmom, takim właśnie jak Goodbye Berlin, mamy możliwość oderwania się od rzeczywistości i przebywania w drodze w trakcie seansu razem z filmowymi bohaterami. Stąd zresztą niesłabnąca popularność filmów (i książek) drogi. Jest ona wynikiem naszych świadomych lub nieświadomych marzeń i potrzeb.
W podróży Maika towarzyszy mu Czik. Zresztą to on jest prowodyrem wyprawy, organizatorem środka lokomocji. Bez niego nic by się nie wydarzyło. Drzemie w nim bowiem dusza romantycznego Rosjanina i natura wędrowca. W końcu sam siebie nazywa cygańskim Żydem, co w pewien, może dziś nieco stereotypowy sposób, potwierdza jego potrzebę wolności i bycia w drodze. Choć czasem jego barwna osoba (doskonale skonstruowana i poprowadzona przez Fatiha Akina, reżysera filmu) wybija się na pierwszy plan historii, jest on jednak tylko pewną figurą, dzięki której dochodzi do przemiany głównego bohatera. To Czik motywuje do działania, napędza akcję i udziela życiowych lekcji Maikowi. To dzięki niemu dochodzi do zmiany w jego życiu. To też cenna lekcja tego, jak bardzo potrzebujemy w życiu innych, którzy stają się dla nas motywacją. Dają nam siłę do działania i moc zmiany swego życia.
Dlaczego do tych wszystkich ważnych dla bohatera zmian dochodzi w podróży? Wiele koncepcji psychologicznych zakłada, że życie to nieustanny ruch. Kiedy stoimy w miejscu, leżymy na kanapie, siedzimy w fotelu, wówczas mało prawdopodobne jest, że spotkamy się z jakimiś nowymi doświadczeniami, mającymi wpływ na naszą zmianę. Samo myślenie o zmianie nie wystarczy. Ona dokonuje się poprzez zdobywanie nowych doświadczeń, uczestnictwo w niecodziennych sytuacjach czy spotkaniach. Dlatego tak ważne, aby dbając o własny rozwój, pamiętać o ruchu… Choć wymaga on od nas wysiłku (przede wszystkim psychicznego), a każda zmiana niesie za sobą strach i początkową niechęć, to złe emocje warto przezwyciężyć i rzucić się w wir nowych doświadczeń. Czy konsekwencje będą zawsze przyjemne? Pewnie nie. Choć w ogólnym rozrachunku, nawet to, co z pozoru czyni nas niezadowolonymi z życia, daje nam cenną lekcję. Uczymy się bowiem na własnych błędach, a to doskonała okazja do rozwoju. Lepiej jednak pamiętać o pozytywnych konsekwencjach zmiany, a gdy kategorycznie nie będziemy mieć na nią ochoty, przypomnijmy sobie Maika i jego życiowy sukces odniesiony za jej sprawą.
Oglądając Goodbye Berlin z nastolatkami, narażamy się (i ich), niestety, na pewne ryzyko. Jest to bowiem film o nastoletnim buncie, sprzeciwie wobec skostniałych norm społecznych. Chcąc nie chcąc młodzi ludzie będą czerpać z niego jakiś przykład, a bohaterowie być może im zaimponują. Gorzej, jeżeli będą się na nich wzorować… A bunt przecież to indywidualna kwestia każdego człowieka. Nie można się go nauczyć i podpatrzeć, jak robią to inni. Aby bunt posłużył rozwojowi, wymaga pewnej kreatywności. Nie zapomnijmy o tym powiedzieć młodzieży, choć być może, uwaga ta może wydać się niezbyt pedagogiczna.