Ziemia obiecana (1979)
Anna Kołodziejczak
Reż. Andrzej Wajda
Data premiery: 21 listopada 2014
„Ziemia obiecana” Andrzeja Wajdy powszechnie uważana jest nie tylko za jeden z najlepszych filmów tego twórcy, ale również za jedno z najwybitniejszych dzieł kinematografii polskiej. W 1976 r. film był nominowany do Oscara w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny. Wartościowy „klasyk”, który, wydawałoby się, z przyjemnością przypomni sobie tylko wytrawny kinoman, albo obejrzy uczeń (oczywiście wyłącznie po to, aby unaocznić sobie kunszt adaptatorski Wajdy), po czterdziestu latach od swojej kinowej premiery ma wiele do zaoferowania znacznie szerszej widowni. Być może film jest bardziej aktualny obecnie, niż w latach 70. XX w.
„Ziemia obiecana”, w Reymontowskim oryginale, jak i adaptacji Wajdy, to jedno z niewielu w polskiej kulturze (przed przełomem 1989 r.) dzieł mówiących wprost, dosadnie, głęboko, mrocznie, dyskursywnie, bez moralizowania o polskim kapitalizmie i kulcie pieniądza. Na przykładzie przemian zachodzących na terenie XIX-wiecznej Łodzi pokazane zostają narodziny przemysłowego miasta oraz nakreślony indywidualny i zbiorowy portret jego mieszkańców. Jest to wizja społeczności „wykorzenionej”, jeśli chodzi o swoje miejsce w świecie, na własne życzenie pozbawionej zasad, tradycji i kultury. To ekspresyjny, ekstatyczny, pokazany poprzez fragmenty ludzkich losów opis „lodzermenschów”, biorących kolorową tandetę i pozory za prawdziwe wartości. Tomasz Burek w artykule „Pandemonium Reymonta i Wajdy”, opublikowanym w „Kinie” nr 12 z 1974 r., pisał: „[Wajda] z jednej strony pogłębił symboliczne i mityczne aspekty Reymontowskiej »Ziemi obiecanej«, z drugiej strony przeciwstawił jej własną interpretację artystyczną, własna równorzędną wizję – ziemi jałowej. […] wydobywa na jaw całą pustkę ich [trójki bohaterów] życia, pokrytą dynamicznym infantylizmem i automatyzmem robienia za wszelka cenę »grubych pieniędzy«”.
Czy to problematyka aktualna? Dla mnie tak. Ja jestem z miasta… i to Łodzi.