Zając Max ratuje Wielkanoc (2017)

Reż. Ute von Münchow-Pohl

Hanka Arend, Maciej Dowgiel

Zając Max ratuje Wielkanoc

Hanka: Jestem z miasta, to widać, słychać i czuć… mógłby śpiewać nasz główny bohater – zajączek Max. Tak, tak – poznajemy grupę miejskich zajączków, które rapują, popisują się, łobuzują na ulicach, z lubością wdychają spaliny samochodów i marzą o wstąpieniu do gangu Gangsta Zajęcy. I prawdopodobnie nasz Max marnie by skończył, gdyby nie przypadek, dzięki któremu wylądował (dosłownie) daleko poza miastem, w elitarnej Zajęczej Szkole, w której edukacja kończy się mega trudnym egzaminem na Zająca Wielkanocnego.

Co prawda, nadal nic nie zapowiadało, że mały cwaniaczek i pozer zostanie bohaterem, bo jak twierdził: wszystko poza miastem to wiocha, to film pokazuje, jak niewiele trzeba, aby to właśnie łobuziak okazał wielkie serce, zaangażował się w „słuszną sprawę”, pomógł uratować Złotą Pisankę przed złodziejskimi lisami, odkrywając tajemnicę dzielenia się radością z innymi.

To film z zasadami w tle i o zasadach w roli głównej: bądź dobry, pomagaj potrzebującym, dziel się z innymi, współpracuj, szanuj tradycję… To film pokazujący, jak niepokorny, zbuntowany, popisujący się i myślący tylko o sobie małolat pod wpływem grupy uczy się, że na wszystko trzeba zapracować, że ci, co się spieszą, gubią właściwą drogę, że można być bezinteresownym. Film zwracający uwagę na to, jak w pewnym wieku ważna jest przynależność do grupy, bycie w fajnym, wspierającym się zespole. Jak bezcenne jest usłyszeć jesteś jednym z nas. To ważny moment w życiu dziecka – decyzja dotycząca tego, jaką grupę wybierze.

Chłopiec – no dobrze – zajączek, mógł zejść na złą drogę, ale dostał szansę: wspierającą grupę i mądrych dorosłych, którzy (nie bojąc się śmieszności) potrafili uczyć zasad i stawiać rozumne granice. Nie bójmy się tego. Dzieci potrzebują zasad. Mogłoby się wydawać, że skoro (szczególnie w okresie dorastania) buntują się przeciwko nim – to może lepiej niech same decydują o tym, czego chcą, a czego nie… Nic bardziej mylnego – jasne zasady zapewniają dziecku poczucie bezpieczeństwa, porządkują świat, uczą tego co jest dobre, a co złe, co akceptowalne, a co nie, a przez to łatwiej im dokonywać świadomych wyborów.

A wracając do bajki, to znowu dobro zwycięża ze złem, dzieci jak co roku znajdują pisanki w koszyczkach, a Wielkanocne Zajączki odwaliły kawał dobrej roboty. Uff – Święta uratowane.

Maciek: Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego ludzie wstępują do mafii lub gangów? Albo dlaczego Wasze dzieci, dziwnym zbiegiem okoliczności, zazwyczaj wolą bawić się z łobuziakami niż z grzecznymi koleżankami i kolegami? Z jakiego powodu to, co niepoprawne, złe, niewłaściwe bardziej pociąga niż to, co dobre, zgodne z regułami? A do tego wszystkiego jeszcze te stereotypy: piękne dziewczyny kochają zawsze łobuzów, wprawdzie czasem okazuje się, że o złotym sercu, ale zawsze łobuzów. Może po prostu warto być cwaniakiem, gdyż takim łatwiej się w życiu wiedzie?

Takim właśnie cwaniakującym zawadiaką zajęczego świata jest Max, wielkomiejski zając, który, aby przeżyć w miejskiej dżungli, przybiera pozę twardziela. W zasadzie wychodzi mu to nie najgorzej. I… gdyby nie podniosłość Wielkanocy, być może należałoby postawić tu kropkę i zastanowić się wraz z najmłodszymi, dlaczego jedni są dobrzy, inni źli, a dobro, choć powinno, nie zawsze popłaca?

Święta sprawiają zaś, że nie tylko Max przejdzie metamorfozę, co pozwoli na pogłębioną dyskusję nad życiowymi wyborami (które nie zawsze dzieją się wyłącznie za naszą sprawą). Dzięki przemianie Maxa z ulicznego luzaka w zaangażowanego zająca wielkanocnego poznajemy kilka życiowych prawd, które sprawdzą się nie tylko w dziecięcym życiu i rekrutacji do przedszkolnych koleżeńskich „band”. Okazuje się bowiem, że zając nie zawsze jest taki, jak każdy widzi… Ważne jest też jego wnętrze (bynajmniej nie w kontekście wielkanocnego pasztetu), wielkie serce i poczucie odpowiedzialności. To właśnie dobro, poczucie sprawiedliwości i dobrze spełnionego zadania świadczą o bohaterze. Niezależnie od tego, czy w stroju ulicznego rapera, czy w nienagannym mundurku elitarnej szkoły dla starannie wyselekcjonowanej młodzieży, można być prawdziwym herosem lub zwykłą kanalią.

Warto na Zająca Maxa spojrzeć właśnie poprzez pryzmat umiejętności bycia człowiekiem (zającem) w różnych życiowych okolicznościach. Jakiekolwiek by nie były, fakt, że umiemy się w nich odnaleźć i postępować w zgodzie z podszeptami własnego serca, świadczy o tym, że postępujemy właściwie i dobrze się z tym czujemy. A kim jesteśmy? – to nie ma przecież większego znaczenia.