Tolkien (2019)

Reż. Dome Karukoski

Data premiery: 17 maja 2019

Wojciech Świdziński

Istnieją życiorysy artystów wręcz stworzone do przeniesienia na ekran. Na motywach biografii oraz legendy Caravaggia, Mozarta czy Virginii Woolf powstały pasjonujące filmy, które wzbudziły przy okazji fale popkulturowego zainteresowania twórczością swoich bohaterów. W przypadku biografii Johna Ronalda Reuela Tolkiena mamy do czynienia z sytuacją odwrotną: jego twórczość ma wielomilionową rzeszę fanów na całym świecie, ale jego życie nie wydaje się szczególnie pasjonującym materiałem do ekranizacji. Stateczny filolog i profesor Oxfordu, wierny syn Imperium Brytyjskiego u szczytu potęgi, kochający mąż i ojciec… Choć w jego życiu nie brakowało dramatów, to niełatwo też doszukać się w nim punktów zaczepienia do stworzenia atrakcyjnego biopicu. Ponadto emocjonalne nastawienie części fanów skazuje film na krytykę ze strony tych, którzy poczują się rozczarowani, czy nawet oburzeni takim a nie innym przedstawieniem wydarzeń.

Podejmując to niełatwe wyzwanie zespół przejętej właśnie przez Disneya wytwórni Fox Searchlight, pod kierunkiem fińskiego reżysera Dome Karukoskiego, zdecydował się na realizację biograficznego wycinka, przedstawionego jako kluczowy dla ukształtowania osobowości przyszłego pisarza. Spotykamy go, gdy, trawiony gorączką, przedziera się przez okopy podczas bitwy nad Sommą w 1916 roku. Większość filmu wypełniają reminiscencje z jego dzieciństwa, a zwłaszcza studiów, przeplatając się niekiedy z apokaliptycznymi majakami, nasuwającymi skojarzenia ze scenami z jego powieści. W ostatnim akcie oglądamy kilka epizodów powojennych, zakończonych zapisaniem pierwszego zdania debiutanckiej powieści: „W pewnej norze w ziemi mieszkał sobie pewien hobbit”[1]. Jest więc to typowy „portret artysty z czasów młodości”. Próbując odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że Tolkien został pisarzem, film wskazuje na rozproszone na tym etapie jego życia zdarzenia i obrazy, które mogły stać się inspiracją do stworzenia Śródziemia. Należą do nich z pewnością doświadczenia frontowe – dosłownie splecione z wizjami mrocznych rycerzy „koszących” żołnierzy pod ostrzałem karabinów maszynowych oraz smoków wyłaniających się z chmur gazu bojowego i strug ognia tryskających z miotaczy. Drugim źródłem inspiracji okazuje się miłość do Edith Bratt, z którą Tolkien – nim się ożenił – został na kilka lat rozłączony. Jej postać wydaje się przemieniać w zamieszkujące Śródziemie elfickie królowe. Najważniejsza jednak wydaje się relacja z trójką przyjaciół poznanych jeszcze w szkole średniej, z którymi Tolkien utworzył Tea Club – Barrovian Society. Niełatwa u swych początków, przeradza się w stymulującą intelektualnie i artystycznie, bezinteresowną więź – tak dziś nietypową. Być może to zresztą ze współczesnych schematów myślowych wywiedziony został delikatnie zasugerowany wątek niespełnionej miłości jednego z przyjaciół – Geoffreya Smitha – do Tolkiena. Twórcy sugerują, że więź ta mogła leżeć u źródeł głębokiej relacji między Frodem a Samem z Władcy pierścieni. W filmie rozsiano także wiele drobniejszych aluzji wskazujących, jakie miejsca, osoby czy wydarzenia mogły otrzymać swoje drugie życie na kartach jego książek.

Warto podkreślić, że te aluzyjne ujęcia w swojej kolorystyce, sposobie obrazowania, a kilkakrotnie także w specyfice zastosowanych cyfrowych efektów specjalnych zachowują estetyczne pokrewieństwo z ekranizacjami dzieł Tolkiena wyreżyserowanymi przez Petera Jacksona. W ogóle oprawa wizualna filmu stanowi jego dużą zaletę. Choć przeważnie kameralne zdjęcia pozornie unikają wszelkiej ekstrawagancji, w niektórych sytuacjach wpadają w kolorystykę iście baśniową. Żółcienie, złota i błękity przywołują Rivendell i Shire, a głębokie czerwienie i brunatne szarości – Mordor. Dyskretna ścieżka muzyczna Thomasa Newmana kulminuje w nastrojowym, a zarazem podniosłym utworze finałowym, nawiązującym do stylistyki kojarzonej z melodiami celtyckimi.

Atutem filmu są także role młodych brytyjskich aktorów – Lily Collins (Edith) i Nicholasa Houlta (Tolkien). Zwłaszcza jego talent i energia zdają się przerastać zapisaną w scenariuszu postać skupionego i wycofanego intelektualisty. Ta trudna, bo z założenia mało efektowna kreacja jest jego niewątpliwym triumfem, choć nie sądzę, by została zapamiętana jako szczególnie istotna w jego bogatym już dorobku.

To zresztą problem całego filmu, który jest staranny i przemyślany, utrzymany w atmosferze nostalgii za Anglią epoki Jerzego V, a miejscami bardzo piękny w swoich obrazach, ale mało dynamiczny, zbyt często poprzestający na skojarzeniowych kliszach i w rezultacie niewybijający się ponad przeciętność. Być może gdyby zamiast skupiać się na potencjalnych źródłach inspiracji, spróbowano przedstawić wewnętrzne dojrzewanie utalentowanego młodzieńca do roli artysty, bądź gdyby temat niezwykłych zdolności językotwórczych Tolkiena został bardziej wyeksponowany i spleciony z jego losem, powstałoby dzieło bardziej wielowymiarowe i angażujące widza.

Film wydaje się adresowany przede wszystkim do miłośników twórczości brytyjskiego pisarza, którzy z pewnością odnajdą wiele przyjemności w podróży do krainy jego młodości, jak również w rozszyfrowywaniu licznych aluzji do jego utworów. Znajdzie też z pewnością zastosowanie jako rzetelne uzupełnienie lektury Hobbita czy Władcy pierścieni. Może wreszcie stać się wartościową szkołą moralną. Znajdziemy w nim cały wachlarz zawsze wartych docenienia zalet charakteru, na czele z fantazją, cierpliwością i pracowitością. Nade wszystko jednak Tolkien jest apoteozą głębokiej, stymulującej przyjaźni i w tym aspekcie najpełniej splata się z jednym z głównych tematów Władcy pierścieni.

[1] Warto uprzedzić, że tekst polskich napisów nie został w pełni uzgodniony z przekładami utworów Tolkiena, co może razić zagorzałych fanów.

tytuł: Tolkien
rodzaj/gatunek: dramat, biograficzny
reżyseria: Dome Karukoski
scenariusz: David Gleeson, Stephen Beresford
zdjęcia: Lasse Frank Johannessen
muzyka: Thomas Newman
obsada:
Nicholas Hoult,  Lily Collins,  Colm Meaney, Anthony Boyle
produkcja:
USA
rok prod.: 2019
dystrybutor w Polsce: Imperial – Cinepix
czas trwania: 112 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 15/ ponadpodstawowa, wyższa

Wróć do wyszukiwania