„Skyfall” (2012): powrót do początku

Piotr Sitarski

James Bond jest jednym z najszerzej znanych bohaterów kultury popularnej. Występuje nie tylko w powieściach i filmach, pojawia się także w reklamach, w nazwach produktów (jego nazwiskiem nazwany został na przykład dezodorant), a także w języku potocznym, gdy mówimy, że ktoś jest „jak Bond”. Nie trzeba być miłośnikiem filmów z brytyjskim agentem, a nawet nie trzeba oglądać żadnego z nich, żeby znać tę postać i rozumieć skojarzenia, które wywołuje.

James Bond pojawił się po raz pierwszy na kartach wydanej w roku 1953 powieści „Casino Royale” brytyjskiego pisarza Iana Fleminga. Fleming napisał w sumie czternaście powieści oraz szereg opowiadań, w których występuje ten agent. Wszystkie powieści zostały sfilmowane, jako pierwsza – „Dr No” w roku 1962. Sukces tego filmu był tak wielki, że zapoczątkował on trwający pół wieku cykl, którego najnowszą częścią jest „Skyfall” z roku 2012. Jest to już dwudziesty piąty film „bondowski”, a zatem – nawet biorąc pod uwagę, że niektóre powieści były filmowane dwukrotnie – część z tych filmów nie jest oparta na utworach Fleminga, zapożycza tylko postać Jamesa Bonda. Tak też jest w przypadku filmu „Skyfall”, który nie jest adaptacją żadnego utworu literackiego.

Schematy kultury popularnej

Filmy o Jamesie Bondzie łączy nie tylko postać agenta, ale także podobne schematy, łatwo rozpoznawalne dla widzów. Na pierwszy rzut oka można by sądzić, że schematyczność powinna odstręczać odbiorców: jeśli kolejne filmy cyklu są do siebie podobne, to oglądanie ich stanie się nudne. Taki wniosek jest jednak pochopny. Filmy te można raczej porównać do gry, która ma proste zasady, jak ruletka czy szachy, ale rodzi ogromną ilość szczegółowych możliwości. Nie przypadkiem zresztą w każdym z filmów o Jamesie Bondzie pojawia się motyw rozgrywki, najczęściej pomiędzy superagentem a jego przeciwnikiem (w „Skyfall” jest to okrutny turniej w strzelaniu do celu, wcześniej zaś Bond odwiedza kasyno w Makau). Można to rozumieć jako żartobliwą, autotematyczną aluzję do faktu, że widzowie, zwłaszcza miłośnicy cyklu, wiedzą, czego mogą spodziewać się po kolejnych częściach, lecz odnajdują przyjemność w pozornie drobnych zmianach i twórczym zastosowaniu znanych z wcześniejszych filmów reguł.

Schematyczność cyklu omówmy na przykładzie konstrukcji postaci. W filmach o przygodach Jamesa Bonda występują zawsze te same lub podobne postacie główne, których konstrukcja oparta jest na parach przeciwieństw. Choć w każdym z nich agent pokonuje wielu przeciwników, prawdziwy wróg jest tylko jeden, właśnie dlatego, że musi on stanowić przeciwieństwo Bonda i uosabiać zaprzeczenie cnót, które posiada agent 007. Bond jest męski i przystojny (choć grający go aktorzy reprezentowali różne typy męskiej urody), natomiast jego wróg z reguły cierpi na jakiś defekt fizyczny. Przykładowo, Doktor No z filmu pod tym samym tytułem nie ma dłoni, zastępują mu je biomechaniczne implanty. Z kolei Ernst Stavro Blofeld („Pozdrowienia z Rosji”, „Operacja Piorun”, „Żyje się tylko dwa razy”, „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”, „Diamenty są wieczne”, „Tylko dla twoich oczu”, Nigdy nie mów nigdy”) w trzecim z wymienionych filmów, gdy gra do Donald Pleasence, oszpecony jest blizną. W „Skyfall” przeciwnik Bonda, Raoul Silva, maskuje swoją zdefigurowaną twarz dzięki implantom, swoje prawdziwe oblicze ujawnia dopiero wobec M.

Szpetota fizyczna idzie w parze z ułomnościami charakteru, podobnie jak duchowe zalety Bonda ujawniają się w jego urodzie. Agent 007 potrafi zapanować nad wolnością, jaką daje mu przywilej bezkarnego zabijania. Wykorzystuje tę władzę tylko w dobrych celach, podczas gdy jego przeciwnik posługuje się swoimi umiejętnościami, często zresztą nieprzeciętnymi, by bogacić się, zdobywać władzę, siać zamęt, a czasem wprost okrutnie się bawić. To zresztą Silva proponuje Bondowi, gdy namawia go do porzucenia służby w wywiadzie Jej Królewskiej Mości.

Mimo swych ponadprzeciętnych talentów, agent 007 potrafi podporządkować się rozkazom, jest lojalny wobec przełożonych, a szczególnie wobec swojego kraju. Stawia go to w interesującej opozycji do jego przeciwnika. O ile Bond jest Szkotem i Brytyjczykiem, o tyle jego wróg to najczęściej beznarodowy mieszaniec etniczny, a czasem też rasowy. Często pochodzi z rejonów, które dla anglosaskiej widowni mogą być egzotyczne i nacechowane ujemnie, jak Europa Środkowa albo Azja. Doktor No, na przykład, jest synem niemieckiego misjonarza i Chinki. Blofeld nosi niemieckie nazwisko; w żadnym filmie jego pochodzenie nie jest ujawnione, natomiast Fleming opisał go jako urodzonego i wykształconego w Polsce syna Polaka i Greczynki. W „Skyfall” czarny charakter znany jest jako Raoul Silva,choć wiadomo, że naprawdę nazywa się Tiago Rodriguez. Jedno i drugie nazwisko wskazuje na korzenie hiszpańskie bądź latynoskie. Takie pochodzenie przeciwników Bonda nie jest przypadkowe. Widz ma postrzegać ich jako uosobienie wrogów cywilizacji anglosaskiej, zaś Bonda – jako jej gorliwego obrońcę, a także jej uosobienie w postaci brytyjskiego dżentelmena. W „Skyfall” patriotyzm jest zresztą zaakcentowany bardzo silnie: agent wraca do służby pod wpływem wiadomości o eksplozji w Londynie, przed zbirami Silvy broni się w starożytnym szkockim pałacu, gdzie niemal dosłownie pomagają mu nawet ściany (oraz stary, lojalny sługa), a na koniec w symbolicznym geście przyjmuje z namaszczeniem pozostawioną mu przez M porcelanową figurkę buldoga owiniętego brytyjską flagą, która stała na jej biurku. Znacząca jest przy tym wymiana zdań, która temu towarzyszy. Monepenny sugeruje, że być może M chciała w ten sposób dać do zrozumienia, iż miejsce Bonda jest teraz za biurkiem, ale agent odpowiada, że intencje były wprost przeciwne. Buldog nie jest biurowym bibelotem, ale symbolem walecznej i niepokonanej Brytanii, o którą wciąż trzeba walczyć.

Bond 01
Bond-patriota na tle panoramy Londynu i brytyjskiej flagi.

Opozycja pomiędzy Bondem a jego przeciwnikiem nie jest jednak jedyną. Agent 007 przeciwstawiony jest także swojemu przełożonemu, szefowi MI6 (czyli brytyjskiego wywiadu). Choć obaj walczą w tej samej sprawie, istnieją między nimi wyraźne różnice. M przedstawiany jest jako osoba starsza, co idzie w parze z jego (bądź jej) cechami charakteru: spokojem, opanowaniem, umiejętnością planowania. W przeciwieństwie do tego Bonda cechuje raczej impulsywność, porywczość oraz skłonność do improwizacji, a czasem wręcz brawury. Można powiedzieć, że M uosabia stateczność i powagę Imperium Brytyjskiego, podczas gdy Bond – jego wigor i przedsiębiorczość. „Skyfall” w interesujący sposób komplikuje tę relację. Okazuje się bowiem, że M wcale nie jest tylko sztabowym strategiem. Ma doświadczenie w walce, potrafi sprawnie strzelać i nie waha się zaryzykować własnego życia. Jego chłód i angielska flegma nie są więc zaprzeczeniem cech Bonda, ale raczej ich uzupełnieniem.

Warto też zauważyć, że zmiana na stanowisku szefa wywiadu w „Skyfall” jest częścią powrotu do początków kariery agenta 007. Tradycyjnie, od pierwszego filmu (oraz we wszystkim powieściach Iana Fleminga) w roli M występował mężczyzna. Zmieniło się to dopiero w „GoldenEye” (1995), gdzie jako M pojawiła się Judi Dench. Zmiana płci postaci szła w parze z przemianami w prawdziwym życiu, bowiem trzy lata wcześniej szefem brytyjskiego wywiadu rzeczywiście została kobieta. Ma to oczywiście także wymiar symboliczny: w filmie pojawia się bowiem kobieta, której Bond nie może ani zabić, ani uwieść. Powrót do mężczyzny w roli M w „Skyfall” jest zatem przywróceniem sytuacji początkowej, o czym będę pisał dalej.

Kolejna opozycja dotyczy właśnie agenta 007 i bohaterek kobiecych. Temat tak zwanych „dziewczyn Bonda” jest złożony i trudno ująć go w kilku zdaniach, bowiem w cyklu pojawiło się bardzo wiele postaci kobiecych, różne było ich miejsce w fabule, a relacja pomiędzy nimi a szpiegiem ewoluowała od wyraźnego mizoginizmu wczesnych filmów, do coraz silniejszy postaci kobiecych. Dziewczyna Bonda jest zawsze atrakcyjna fizycznie, czasem przebiegła i niebezpieczna, a czasem potulna i naiwna. Może pomagać agentowi bądź walczyć z nim, ale zawsze, przynajmniej w pewnym stopniu, ulega jego męskiemu urokowi. Na tym tle „Skyfall” znów rysuje się ciekawie. Występują tam dwie postacie kobiece, które odpowiadają schematowi dziewczyny Bonda. Pierwsza z nich to współpracująca z nim Moneypenny, którą po raz pierwszy w całym cyklu widzimy w roli uwodzonej przez agenta piękności. Druga to Sévérine, która lepiej wpisuje się w schemat dziewczyny Bondowskiej; jest mianowicie kochanką Silvy, ale pod nieprzepartym urokiem Bonda pomaga mu, by w końcu zginąć w okrutnej zabawie. Zwróćmy uwagę, że jej śmierć jest właściwie bezsensowna, a agent 007 mógłby jej właściwie zapobiec, grając tylko trochę na zwłokę. Jego nonszalancja wobec śmierci dziewczyny jest jednak kolejnym dowodem na powrót do źródeł cyklu, gdy Bond (grany wówczas przez Seana Connery’ego) był cynicznym draniem pomiatającym uwielbiającymi go kobietami.

„Skyfall” jako część cyklu filmowego

Nie sposób analizować „Skyfall” bez umieszczenia go w kontekście innych filmów cyklu Bondowskiego. Po pierwsze dlatego, że przeważająca większość widzów oglądających ten film zna już postać Jamesa Bonda i przychodzi do kina z określonymi oczekiwaniami, pod drugie zaś dlatego, że twórcy uwzględniają to nastawienie i za każdym razem starają się nawiązać do całości cyklu. W rezultacie oglądając film o agencie 007, widz wkracza w świat wszystkich filmów (a nawet wszystkich utworów) o tej postaci i im pełniejsza jest jego wiedza, tym więcej niespodzianek i przyjemności go czeka.

Tego rodzaju nawiązania mają często charakter autotematyczny, to znaczy są komentarzem twórców wobec samego dzieła. Rozważmy przykładowo zakończenie sekwencji dziejącej się w kasynie w Makau z filmu „Skyfall”. Wychodząc, Bond poprawia mankiety koszuli i rzuca, trochę do siebie, a trochę w stronę kamery: „Oto koło życia”. Po pierwsze, mamy tu jeden ze słynnych gestów Bondowskich, to znaczy poprawianie mankietów (czasem też krawata) w najbardziej absurdalnej i niebezpiecznej sytuacji. Wcześniej w filmie Bond poprawia mankiety, kiedy ciężko ranny, ścigając zabójcę, Patrice’a, rozrywa koparką tył pędzącego wagonu pociągu i wskakuje do środka. Podobne momenty znajdziemy w każdym filmie cyklu. Oprócz tego, że charakteryzują one postać agenta jako nienagannego dżentelmena dbającego zawsze o formy, stanowią źródło komizmu i przyjemności dla widzów. Podobnie typowy, utrzymany w tonie czarnego humoru, jest komentarz wygłaszany przez Bonda („Oto koło życia”). Odnosi się on oczywiście do słyszalnego w tle krzyku jednego z przeciwników, którego pożera właśnie waran. Na innym, głębszym poziomie, jest to jednak także uwaga autotematyczna, opisująca los postaci filmowej, która ciągle powtarzać musi te same gesty i sytuacje. Agent sam zresztą przyznaje to, gdy w rozmowie z Silvą stwierdza, iż jego hobby to zmartwychwstanie.

Takie wyjaśnienie jest szczególnie trafne w odniesieniu do „Skyfall”, bowiem jest to film w pewien sposób zamykający cykl i jednocześnie otwierający go na nowo. W rezultacie utwór ten zawiera szczególnie wiele autorefleksji. Oglądamy mianowicie agenta, który na początku filmu niemal wycofuje się z aktywnego życia. Najpierw znika po nieudanej akcji i spędza czas, upijając się w jakimś tureckim kurorcie. Potem, wiedziony poczuciem odpowiedzialności, wraca do Londynu, ale jego kondycja psychiczna i fizyczna w zasadzie nie pozwala mu na powrót do służby. Tylko osobista interwencja M sprawia, że Bondowi przydzielone zostaje nowe zadanie, wbrew zdaniu jej przełożonego, który sugeruje agentowi emeryturę. Sam Bond rozważa zresztą taką możliwość, jak dowodzi tego scena spotkania z Q w muzeum. Zanim kwatermistrz przybędzie, Bond długo wpatruje się w słynny obraz Williama Turnera „Ostatnia droga Temeraire’a” przedstawiający holowanie tytułowego okrętu na miejsce rozbiórki. Żaglowiec ten brał udział w bitwie pod Trafalgarem w roku 1805, ale 33 lata później był już przestarzały i marynarka brytyjska pozbyła się go. Obraz przestawia więc nadejście nowych czasów – wieku pary – do których nie pasują już przestarzałe żaglowce. Z drugiej strony jest to także refleksja nad dawnym bohaterstwem, które w nowej epoce staje się niepotrzebne. Symbolika tego obrazu w odniesieniu do Bonda jest zatem oczywista: tak jak waleczny żaglowiec HMS Temeraire, agent epokę heroiczną ma już za sobą; w nowych czasach jest tylko wrakiem. Potwierdza to rozmowa z kwatermistrzem, który okazuje się być o pokolenie młodszy od Bonda, co ten zresztą zgryźliwie konstatuje. Jednak koniec rozmowy przynosi nowy odmianę tego nostalgicznego nastroju. Bond otrzymuje od Q wyposażenie na misję. Jest ono jednak – jak sam zauważa – wyjątkowo skromne, a składa się z pistoletu i miniaturowego nadajnika radiowego. Kontrastuje to z mnóstwem gadżetów, z których agent korzystał w poprzednich filmach, powtarza za to niemal dokładnie początek cyklu. W filmie „Doktor No” agent 007 otrzymał bowiem od Q tylko pistolet w kasecie. Od tego momentu widz coraz bardziej nabiera przekonania, że ogląda nie koniec kariery Bonda, ale wprost przeciwnie – jej początek. Taką sugestię – jeszcze sprzed spotkania w muzeum – stanowić może przeniesienie kwatery MI6 do schronu Churchilla z czasów II wojny światowej. Bond symbolicznie powraca dzięki temu do czasów swojej młodości, karierę wywiadowczą zaczynał bowiem jeszcze przed wojną. Pod koniec filmu natomiast Bond wiezie M do swej rodowej rezydencji starym samochodem. Jest to Aston Martin DB5, który po raz pierwszy pojawił się w trzecim filmie cyklu, „Goldfinger”, i od tamtej pory nieodmiennie kojarzy się z Bondem. Wreszcie w przedostatniej scenie rzecz wyjaśnia się ostatecznie. Partnerka Bonda, która porzuciła pracę w terenie na rzecz prowadzenia sekretariatu M, przedstawia się agentowi jako Eve Moneypenny, a ten odpowiada: „Cieszę się na dalszą współpracę”. Widz teraz dopiero orientuje się, że zna tę postać dobrze, bo pojawiała się ona w każdym niemal poprzednim filmie cyklu. Upewnia się też, że ogląda wprawdzie najnowszą część przygód brytyjskiego agenta, ale jednocześnie wraca do początku.

Bond 02
Bond kontemplujący przemijanie przed obrazem „Ostatnia droga Temeraire’a”.

Bond i konsumpcjonizm

Nie przypadkiem wizerunek i nazwisko brytyjskiego agenta wykorzystywane są tak często w reklamach. James Bond jest uosobieniem konsumenta idealnego. Dysponuje nieograniczonymi środkami, które zapewnia mu brytyjski wywiad. W istocie kwestie finansowe nie są właściwie w ogóle poruszane. Nie wiemy, ile zarabia ani jak wysoką będzie miał emeryturę, stać go natomiast na wszystko, od dalekich podróży, przez ekskluzywne hotele, aż do drogich samochodów i drobnych, ale kosztownych gadżetów. Nie musi oszczędzać ani kupować na raty, może rozkoszować się czystą przyjemnością konsumowania. Co więcej, wykonywane przez niego zadania wymagają najczęściej ostentacyjnej konsumpcji. Musi nosić drogie ubrania, odwiedzać kasyna i kurorty, spędzać czas, uwodząc piękne kobiety lub po prostu próżnując. Jego praca w zaskakujący sposób łączy się z przyjemnościami życia. Choć powieści i filmy o Bondzie były krytykowane za ten brak realizmu, dla widzów może on być pociągający. Umożliwia bowiem zakosztowanie takich rozkoszy, do jakich codziennie namawiają nas reklamy: intensywnych, pozbawionych jakichkolwiek złych konsekwencji oraz poczucia winy.

Dzięki agentowi 007 widz nie tylko może wcielić się w bogatego dandysa, ale także wiele się od niego nauczyć. Bond jest bowiem od lat sześćdziesiątych XX wieku magister elegantiae, mistrzem dobrego smaku. Bogacące się wówczas społeczeństwa zachodnie potrzebowały wzorców, na których mogłyby opierać swoją konsumpcję, a brytyjski agent nadawał się do tego doskonale – i nadaje się nadal. Wie, jakie drinki pije dżentelmen, jakie wina pasują do jakich potraw, jak należy ubierać się i zachowywać w eleganckich hotelach, na polach golfowych, w kasynach i innych miejscach odwiedzanych przez klasę wyższą. Oczywiście nie wszystkie luksusy, z których korzysta Bond są dostępne dla przeciętnego widza. Nawet jeśli jednak Monte Carlo i egzotyczne podróże są poza jego zasięgiem, to stać go na Bondowski zegarek, telefon komórkowy, a przynajmniej na wódkę z martini, wstrząśniętą, nie mieszaną. Twórcy muszą jednak zachować równowagę. Z jednej strony Bond musi być ideałem, do którego widzowie dążą, musi być od nich zamożniejszy, przystojniejszy, lepiej ubrany i bardziej obyty w świecie. W „Skyfall” jeździ więc samochodem Aston Martin, nosi zegarek Omega i pije whisky Macallan. Zarazem jednak nie może być to wzór nieosiągalny, a przynajmniej niektóre wzory konsumpcji czy konkretne gadżety muszą być dla widza dostępne. Dlatego też w najnowszym filmie pije piwo Heineken i posługuje się telefonem Sony.

Bond 03
Choć łatwo o tym zapomnieć, także broń Bonda jest artykułem konsumpcyjnym. Ten kadr przedstawia pistolet Walther PPK, który Bond otrzymuje od Q. Widać też logo Omegi na klamerce paska od zegarka.

Wykorzystanie w filmie marek konkretnych, rozpoznawalnych produktów nazywa się lokowaniem produktu i przynosi zyski producentom filmu: firmy płacą za pokazanie ich marek na ekranie. Filmy z Jamesem Bondem jako jedne z pierwszych wprowadziły tę praktykę na dużą skalę i bardzo konsekwentnie, wykorzystując wizerunek głównego bohatera. W rezultacie pochodzące stąd fundusze stanowią lwią część budżetu każdego z filmów cyklu. Dodatkowe dochody przynosi wykorzystanie postaci Bonda poza filmami, w kampaniach reklamowych. Przykładowo, z filmem „Skyfall” skojarzona były kampanie reklamowe kilku marek, między innymi Coca-Coli Zero, a w filmach reklamujących ten napój posłużono się charakterystycznym Bondowskim motywem muzycznym, zarazem jednak podkreślając fakt, że sytuacje „jak z filmu” mogą zdarzyć się każdemu.

Nota biograficzna

Choć mogłoby się wydawać, że filmy z cyklu Bondowskiego są przeciwieństwem autorskiego podejścia do kina, w istocie sprawa jest bardziej skomplikowana. Są one bowiem tyleż dziełem sztuki, co towarem, który musi przynosić zyski. Trudno więc uznać reżysera za samodzielnego autora filmu, w istocie do tego miana bardziej mogłaby pretendować rodzinna firma EON Productions, kierowana obecnie przez Barbarę Broccoli, córkę jednego z założycieli firmy, Alberta R. Broccoliego (drugim był producent Harry Saltzman). Eon Productions wyprodukowała większość filmów Bondowskich i odpowiada za ich kształt artystyczny. Nie oznacza to jednak, że reżyserzy filmów nie są istotni. „Skyfall” wyreżyserował Brytyjczyk Sam Mendes (ur. 1965), twórca filmowy i teatralny, który wcześniej zasłynął takimi filmami jak „American Beauty” (1999) czy „Droga do zatracenia” (2002). Reżyserował też film „Para na życie” (2009), zaliczany do pozostającego poza Holywoodem nurtu indie (co jest skrótem od independent, niezależny).

Pytania pomocne w dydaktyce

1. Porównaj wizerunek Jamesa Bonda w „Skyfall” i w którymś innym filmie cyklu.

2. Jeśli znasz kilka innych filmów z cyklu Bondowskiego, wskaż stałe elementy fabularne (takie jak spotkania głównych postaci, walkę z przeciwnikami i tak dalej), które powtarzają się w każdym z nich. Wskaż na różnice pomiędzy nimi.

3. Zastanów się, jakie zalety i wady ma lokowanie produktu w stosunku do tradycyjnych sposobów reklamy.

Bibliografia

Michał Grzesiek, „James Bond. Szpieg, którego kochamy”, Wydawnictwo Bukowy Las 2011.

Kamil M. Śmiałkowski, „Bond. Leksykon”, Pascal 2009.

Pani z Ukrainy (2002)
tytuł: „Skyfall”
gatunek: sensacyjny
reżyseria: Sam Mendes
 scenariusz: Neal Purvis, Robert Wade, John Logan
 zdjęcia: Roger Deakins
 obsada: Daniel Craig, Judi Dench, Javier Bardem, Ralph Fiennes, Naomie Harris, Albert Finney, Ben Whishaw
 muzyka: Thomas Newman
 produkcja: USA, Wielka Brytania
 rok prod.: 2012
 dystrybutor w Polsce: Forum Film Poland Sp. z o.o.
 czas trwania: 143 min.
 ważniejsze nagrody: Oscar 2013: Najlepsza piosenka „Skyfall”, wyk. Adele; Najlepszy montaż dźwięku dla Karen Baker Landers o Pery Hallberga. Złoty Glob 2013: Najlepsza piosenka „Skyfall”, wyk. Adele. Najlepsza piosenka „Skyfall”, wyk. Adele 2013: Najlepsza muzyka dla Thomasa Newmana; Najlepszy film brytyjski dla: Barbary Broccoli, Johna Logana, Michaela G. Wilsona, Neala Purvisa, Roberta Wade’a, Sama Mendesa
 film od lat: 12
Wróć do wyszukiwania