Nerve (2016)

Maciej Dowgiel, Centralny Gabinet Edukacji Filmowej

Reż. Henry Joost, Ariel Schulman

Data premiery: 2 września 2016

„Nerve” to świetna produkcja, która przypadnie do gustu fanom internetowej rozrywki. Choć film skierowany jest raczej do starszej młodzieży w wieku gimnazjalnym i ponadgimnazjalnym, lekcja dotycząca realnych zagrożeń w sieci przyda się także ich rodzicom, dziadkom oraz nauczycielom, którzy na co dzień wychowują młodych ludzi — w realnym i wirtualnym świecie. Poza tym, wirtualne pułapki czyhają — podobnie zresztą jak i w świecie rzeczywistym — przede wszystkim na nieświadomych zagrożenia. Dlatego właśnie propozycja Henry’ego Joosta i Ariela Schulmana to film interesujący dla wielu, jeżeli nawet nie pod względem fabularnym, to na pewno poznawczym.

Twórcy filmowi od lat zmagają się z problemem interaktywności. Prekursorskie zabiegi stylistyczne George’a Lucasa na dobre zagościły w realizatorskim alfabecie jako chętnie wykorzystywane składniki języka filmu. Trudno wymyślić w tym zakresie coś nowego. Autorzy stawiają na przenikanie się ekranu kinowego z ekranami smartfonów, komputerów, tabletów. Coraz częściej im się to udaje, na przykład w „Sali samobójców” Jana Komasy, „The Duff” Ariego Sandela czy właśnie „Nerve”. Być może opracowany zostanie nawet nowy alfabet kina multimedialnego z określeniami w stylu „cięcie na zakładce” (strony internetowej). Wciąż jednak widzom pozostaje rola… widzów. Wciąż nie mogą polubić, śledzić, aktywnie uczestniczyć czy grać… jak zwykli to robić: w grach, na portalach społecznościowych czy w serwisach internetowych (także tych z transmisjami z różnych wydarzeń i amatorskimi filmami dokumentującymi bieżące życie innych ludzi).

Właśnie w „Nerve” stają się takimi internetowo-gamingowymi podglądaczami. Na kinowym ekranie expressis verbis ważne jest określenie własnej roli: gracza lub obserwatora. Oczywiście, widz w kinowym fotelu nie może być (jeszcze) graczem. Staje się zatem, czy tego chce, czy nie (może oczywiście wyjść z kina i nie uczestniczyć w filmowej rozrywce), uczestnikiem zabawy. Choć początkowo wydaje się ona niewinna, z czasem staje się ona rozgrywką o śmierć lub życie! Taki sposób uczestnictwa w seansie z jednej strony angażuje i umożliwia głębszą identyfikację z bohaterami, z drugiej zaś powoduje pewien dyskomfort. Bo skoro uczestniczymy, oglądając, stajemy się współodpowiedzialni za decyzje wyznaczające (w fabularnej warstwie filmu) graczom coraz bardziej niebezpieczne zadania. Jeżeli zaś takie uczestnictwo jest jedynie postulowane przez twórców, odbiór filmu przez widzów stanie się i tak bardziej zaangażowany niż zwykle. Wykorzystana zostaje tu kulturowa potrzeba permanentnego porównywania siebie do innych, wywoływania zazdrości bliźnich, chwalenia się swymi osiągnięciami. I mimo że zazwyczaj głośno temu zaprzeczamy — jesteśmy próżni! Ba! Pewna grupa ludzi uprawia mniej lub bardziej zaangażowany ekshibicjonizm socjalmedialny. Oglądając film, zastanawiamy się nad tym, czy skuszeni odpowiednio wysoką zapłatą podjęlibyśmy się publicznego wykonania zadania — od pokazania pupy za stówę, po zagrażające życiu akrobacje wyceniane na kilka, kilkanaście tysięcy dolarów.

„Nerve” otwiera także przestrzeń do dyskusji o ciemnej stronie internetu. I to nie tylko o tym, o czym coraz częściej słyszymy ze starych-nowych mediów (telewizji) — wycieku poufnych danych czy tajnych informacji, kradzieży z bankowych kont internetowych, programach zbierających informacje, „bańkach informacyjnych” (selekcji informacji), cyberprzemocy, podglądactwie czy hakerskich (dobrych lub złych) atakach… Wydaje się, że wszystkie problemy cyberświata poddano w nim refleksji. Film otwiera nam oczy na to, czego przeciętny użytkownik nigdy nie dostrzeże, gdyż zostało głęboko ukryte, a do tego pozbawione kolorowej otoczki atrakcyjnych dla użytkowników layautów.

Darknet, deepnet, „ukryta sieć”…, czyli całe podziemie ukrytych treści, którym z zainteresowaniem przyglądają się przestępcy, a także rządowe agencje wywiadowcze całego świata. Tam użytkownicy są niemal w pełni anonimowi, kwitnie handel niedozwolonymi towarami, pornografia (przede wszystkim ta zabroniona i niewidoczna „na powierzchni”), w końcu pojawiają się amatorskie filmy, które z różnych względów (cenzuralnych także) nie mogłyby znaleźć się na internetowych portalach typu YouTube. Oglądając film, warto pamiętać, że ów podziemny internet, zdaniem różnych badaczy, to także nieocenione źródło informacji, niepodlegającej właśnie jakiejkolwiek cenzurze. W końcu zaś, że jego skala jest praktycznie niepoliczalna, zakłada się bowiem, że przeciętny użytkownik sieci ma dostęp jedynie do 10-20% dostępnych w internecie treści.

Film sprawdzi się w edukacji gimnazjalnej i ponadgimnazjalnej przede wszystkim na lekcjach informatyki, gdzie jednym z zagadnień jest wykształcenie nawyku bezpiecznego korzystania z sieci. Bez wątpienia wiele ciekawych zagadnień do dyskusji znajdą w nim także etycy i wychowawcy (także nauczyciele wychowania do życia w rodzinie), którzy na przykładzie głównej bohaterki mogą oprzeć lekcje dotyczące motywów podejmowania decyzji, wartości ludzkiego życia, nawyków „podglądactwa”, takich wartości, jak: miłość, przyjaźń. Zastosowanie ciekawych rozwiązań realizatorskich może być przyczynkiem do zajęć wiedzy o kulturze i podjęcia rozważania na temat przenikania się mediów oraz wpływu estetyki nowych mediów na film.

Pani z Ukrainy (2002)
tytuł: „Nerve”
gatunek: dramat, thriller
reżyseria: Henry Joost, Ariel Schulman
scenariusz: Jessica Sharzer
zdjęcia: Michael Simmonds
muzyka: Rob Simonsen
produkcja: USA
rok prod.: 2016
dystrybutor w Polsce: Monolith Films
czas trwania:  96 min
Wróć do wyszukiwania