La La Land (2016)

Maciej Dowgiel

 

Reż. Damien Chazelle

Data premiery: 20 stycznia 2017

Fred Astaire i Ginger Rogers (ale także Rita Hayworth, Judy Garland i Audrey Hepburn), Gene Kelly i Debbie Reynolds, Robert De Niro i Liza Minnelli, Patrick Swayze i Jennifer Grey, a nawet Catherine Deneuve i Nino Castelnuovo — „La La Land” to hołd złożony wszystkim największym gwiazdom musicali kinowych wszechczasów. To także pokorny ukłon w stronę ikonicznych buntowników kina — Marlona Brando i Jamesa Deana. Jamesa Deana przede wszystkim! A wszystko spójne, zgrane, inteligentnie połączone, tworzące wyjątkowo piękną mozaikę złożoną z nawiązań intertekstualnych — kulturowych i… technicznych. W dodatku w ramie delikatnej, subtelnej, pozbawionej barokowego przepychu charakterystycznego choćby dla „Moulin Rouge” czy „Chicago”. To także sentymentalny powrót do złotych czasów i zmieniającego się przecież przez dekady, Hollywoodu.

„La La Land” to typowa historia amerykańskiego snu przedstawiona na przykładzie artystów stawiających pierwsze kroki na wyboistej drodze kariery aktorskiej i muzycznej. Są w niej marzenia o sławie, pragnienie realizacji pasji i próba przetrwania za cenę dostosowania się do rzeczywistości… Tylko cóż to za życie, w którym nie można zrealizować własnych pragnień? To także nieco smutny przykład wegetacji w „poczekalni życia” i oczekiwanie na szansę od nieco złośliwej Fortuny. W końcu jest i odpowiedź na wielkie pytanie Hollywood: czy tylko artysta głodny jest artystą płodnym? Podobnych historii filmowych było wiele…

Dlaczego zatem znany przecież schemat zachowań, uczuć i emocji w „La La Landzie” może zafascynować widza? Odpowiedz nie jest jednoznaczna. Z jednej strony, istotną rolę odgrywają zapewne sentymenty, wspomnienia starego dobrego kina, a w nim snu spełnionego, ale i powrót własnej młodości, w której snuło się plany o karierze, przyszłości, miłości, sukcesach na różnych frontach życia. Z drugiej, zmęczenie działaniami obalającymi ów romantyczny przecież mit sukcesu. Mit potrzebny, bo kreujący marzenia. Po trzecie w końcu, istotne jest przecież (a może przede wszystkim) nieustanne „puszczanie oka” do widza przez twórców filmu. Spełnienie jest tu przecież częściowe, a happy end ironiczny, zresztą podobnie jak portret współczesnego Hollywood. Poza tym, tyleż samo w nim szczęścia, ile przestrogi: uważaj, o czym marzysz, marzenia czasem się spełniają…

Trudno znaleźć szkolny przedmiot humanistyczny, na którym „La La Land” nie sprawdziłby się podczas zajęć. To kolejny dowód na to, że to film doskonały. Na języku polskim warto przy jego okazji porozmawiać o musicalu jako gatunku oraz sposobie kontekstualnego i intertekstualnego odczytywania filmu. Być może nawet w starszych klasach gimnazjum można już pokazać „La La Land” — choćby po to, aby uświadomić młodym widzom, że gatunek ten to nie tylko popularny „High School Musical” czy „Glee”.

Na lekcji wiedzy o kulturze można poddać analizie środki wyrazu, jakimi posługuje się musical, ze szczególnym uwzględnieniem wpływu piosenek (muzyka i tekst) oraz tańca na emocje widza. Bez wątpienia, omawiając „La La Land”, można przedstawić (lub przypomnieć) wiele ikon kina: Freda Astaire’a, Marilyn Monroe, las but not least Jamesa Deana. Wielbiciele techniki filmowej (w szkołach ponadgimnazjalnych oraz studenci) przypomną sobie zapewne też technikę CinemaScope, wydłużającą proporcję ekranu ze standardowych 1,33–1 do 2,66–1.

Można dokładniej przyjrzeć się scenom w planetarium (w „Buntowniku bez powodu”, którego jakże wiele w omawianym filmie, i w „La La Land”) oraz zastanowić się nad wizerunkiem romantyka pierwszej połowy XX i XXI wieku. Na zajęciach wiedzy o społeczeństwie, nawiązując do postaci Jima Starka, warto omówić strategie buntu sprzed okresu kulturowej rewolty lat sześćdziesiątych oraz motywacje współczesnego buntownika-artysty po bardziej lub mniej gwałtownych przemianach kulturowych drugiej połowy XX i pierwszych dekadach XXI wieku (Sebastiana z „La La Landu”). To porównanie może doprowadzić do ciekawych wniosków związanych z pewnymi niezmiennymi schematami buntu obecnymi w kulturze od zarania dziejów.

Choreograficzny majstersztyk poszczególnych fragmentów tanecznych może zainspirować nauczycieli wychowania fizycznego lub koła tanecznego. Próba odtworzenia go na zajęciach, następnie wyćwiczenia i zsynchronizowania może zakończyć się nawet specjalną prezentacją podczas akademii szkolnej, do czego moim zdaniem nadaje się doskonale.

Studenci i uczniowie szkół ponadgimnazjalnych mogą pokusić się o poszukiwanie wizualnych odniesień do malarstwa Edwarda Hoppera. Wystylizowane kadry „La La Landu” pozwalają na ciekawą zabawę, potwierdzając jednocześnie udanych romans malarstwa i filmu.

Po obejrzeniu „La La Landu” na zajęciach wychowawczych poświęconych planowaniu przyszłości zawodowej uczniów można porozmawiać o tym, co jest najważniejsze (lub powinno być) w doborze życiowego zajęcia. Być może to dobry moment, aby marzenia o przyszłości zderzyć z rzeczywistością związaną z koniecznością utrzymania siebie i rodziny, ZUS-em, emeryturą i innymi brutalnymi realiami często utrudniającymi realizację własnych pasji.

Miłosne potyczki Mii i Sebastiana to temat na zajęcia wychowania do życia w rodzinie. Może to być lekcja dotycząca podejmowania decyzji uwzględniających dobro związku i rozwijającej się miłości, a więc także i rodziny, którą mogą (mogliby) stworzyć zakochani. W końcu „La La Land” to inspirujące spotkanie ze strategiami poświęcania rozmaitych, ważnych w życiu pasji na rzecz innych, być może niosących za sobą wymierne korzyści emocjonalne lub, równie dobrze, trwale unieszczęśliwiających. W końcu to także lekcja marzeń, które czasami się spełniają… różnym kosztem i nie zawsze we właściwym czasie.

Pani z Ukrainy (2002)
tytuł: „La La Land”
gatunek: melodramat, romans, musical
reżyseria: Damien Chazelle
scenariusz: Damien Chazelle
zdjęcia: Linus Sandgren
muzyka: Justin Hurwitz
produkcja: USA
rok prod.: 2016
dystrybutor w Polsce: Monolith Films
czas trwania: 128 min
Wróć do wyszukiwania