Jestem William (2017)

Reż. Jonas Elmer

Hanka Arend, Maciej Dowgiel

Hanka: „Świat jest okrutny” – podsumowuje jeden z bohaterów filmu Jestem William i trudno się z nim nie zgodzić. Tata naszego bohatera zginął w wypadku, a mama mieszka w szpitalu psychiatrycznym, bo „ześwirowała”. William przeprowadza się zatem z rodzinnego miasta do małej miejscowości, gdzie mieszka jego z pozoru „normalny” wujek Nils. Jakby tego było mało, na powitanie chłopiec słyszy: „wcisnęli mi Cię, Williamie…”.

Dla Williama to ogromna zmiana. Nowe miejsce, nowa szkoła, nowi koledzy, nowe zasady i nowe życie. Zacznijmy od wujka – jest na rencie, prowadzi „interesy” (jak się okazuje nie do końca legalne), od czasu do czasu uprawia hazard (z różnym oczywiście skutkiem), pali papierosy, pije wódkę i zadaje się z gangsterami (co prowadzi do nieuniknionych kłopotów). Ma też własne przemyślenia na temat otaczającego świata – „wszyscy to idioci”, a chorzy psychicznie to „świrusy”. W szkole też nie lepiej – miejscowe „cwaniaczki” z Martinem na czele wyłudzają od Williama pieniądze, a od ślicznej Violi słyszy, że „kobiety lubią fajnych facetów, mimo że je zostawiają, zdradzają albo lądują za kratami”, słowa sugerujące, że William nie ma zadatków na fajnego faceta, którym mogłaby się zainteresować taka dziewczyna jak ona. Na szczęście, jak to w życiu bywa, przyszłość pokaże, że jest zupełnie inaczej. Póki co „jest jak jest”mówi William, godzący się (do czasu) ze swoim losem.

Niezmienny w tej nowej sytuacji życiowej pozostaje tylko rytuał coniedzielnych odwiedzin u mamy w szpitalu i tajemnicze kartki od niej, które, jak swoista przepowiednia, wskazują Williamowi drogę w gąszczu problemów, z którymi przyszło mu się mierzyć. Bo jego chora mama „jakby potrafiła zajrzeć do innego świata”. To piękna metafora dotycząca osób chorych psychicznie i jakże odmienna od potocznych określeń w stylu: świr, dziwak, nienormalny…, które wciąż funkcjonują i mają ogromny wpływ na nasz stosunek do tych ludzi.

„Zaburzenia psychiczne to ogół zaburzeń czynności psychicznych i zachowań, zwykle będących źródłem cierpienia lub utrudnień w funkcjonowaniu społecznym” – to tylko fragment informacji znalezionych w Wikipedii. Po resztę odsyłam Państwa do tego lub innych źródeł, bo niewątpliwie trzeba się przygotować na rozmowę z dzieckiem dotyczącą osób z zaburzeniami psychicznymi. Jest ku temu prosty powód: w dzisiejszych czasach coraz więcej ludzi ma problemy ze swoją psychiką albo nie potrafi sobie radzić ze swoimi emocjami. A my (jako społeczeństwo) wciąż, mimo dużej chęci akceptacji, jesteśmy raczej skłonni do izolowania lub wręcz obśmiewania osób chorych psychicznie. Mamy tendencje do odsuwania się od ludzi, którzy w jakiś sposób (naszym zdaniem) odbiegają od przyjętej „normy”. „Nie wszyscy są idiotami i nie nazywaj mamy świruską – ona jest chora psychicznie” – mówi William do wuja. No właśnie…

Maciek: Fortuna kołem się toczy… Podobno. Innego zdania są ci, którzy już nieraz popadli w tarapaty z powodu uzależnienia swego życia od widzimisię bogini szczęścia. Niestety, zazwyczaj dowiadują się o przewrotnej naturze losu, gdy jest już za późno. Złudne jest poczucie szczęścia początkującego gracza (jeszcze nie hazardzisty). Trudno w zasadzie powiedzieć, czy pierwsza wygrana to rzeczywiście łut szczęścia, czy machinacje oszustów, którzy dość dobrze znają ludzką psychikę, a więc wiedzą także, jak uzależnić od hazardu amatora wyścigów konnych, pokera czy ruletki. Choć to nieuczciwe, takie mają „zadanie”, by nie powiedzieć, że na tym właśnie polega ich zawód.

Szczęście się ma albo się go nie ma.  O ile cierpliwość Fortuny można jeszcze testować będąc dzieckiem, np. na klasówce w szkole, nie ucząc się wcześniej, za to wkładając książkę pod poduszkę, w dorosłym życiu konsekwencje mogą być o wiele bardziej bolesne. Za ściąganie na sprawdzianie grozi co najwyżej jedynka, którą pewnie i tak będzie można poprawić i utrata zaufania u nauczyciela, który w końcu da się udobruchać. Gdy gra idzie zaś o pieniądze, to, co możemy stracić, jest o wiele bardziej istotne. Hazardziści rzucają na stół najpierw niewielkie sumy, później coraz większe kwoty, a gdy chęć łatwego zysku przyćmi zdrowy rozsądek, często inwestują nawet dorobek całego życia. Apetyt rośnie w miarę jedzenia… Gdy przegrywają, czują potrzebę odegrania się. Może uda się następnym razem? Jeszcze raz. I jeszcze raz. Tak bez końca. Gdy karta nie idzie, czy to w wyniku kaprysów Fortuny, czy machlojek innych graczy, trzeba sprzedać samochód, by spłacić długi zaciągnięte u wierzycieli. Gdy to nie wystarcza, przegrywają całe domy, co zazwyczaj związane jest także z rozpadem rodziny, utratą zaufania przyjaciół, zagrożeniem życia swego lub bliskich.

Hazard jest uzależnieniem równie silnym jak narkotyki, alkohol czy papierosy. Co prawda psychofizyczne podłoże hazardu jest nieco inne, ale konsekwencje, jak w przypadku każdego nałogu, są tragiczne. Właśnie dlatego w totolotka mogą grać jedynie pełnoletni, a wstęp do kasyna mają tylko ci, którzy ukończyli osiemnasty, a czasami nawet dwudziesty pierwszy rok życia. Nie powinniśmy zatem od najmłodszych lat uczyć dzieci liczyć na łut szczęścia. Może się uda oszukać nauczyciela? Może uda się zwieść babcię, że nie umyło się zębów przed snem? Od „niewinnego” stawiania na szczęście, łatwo przejść do dużo poważniejszych wykroczeń. Może da się ukraść batonik ze sklepu tak, żeby nikt nie zauważył? Przyzwyczajenie staje się przecież drugą naturą… Może da radę podwędzić koledze lub koleżance telefon, gdy zostawi go w plecaku i pójdzie na szkolną stołówkę. Później pewnie przyjdzie chęć na oszukiwanie policji, instytucji podatkowych, a co dalej, wiemy już z historii Ala Capone’a.  Im większej rangi przestępstwo czy wykroczenie, tym mniej ma ochotę Fortuna brudzić swe, i tak już mocno przykurzone, ręce…

Pamiętajmy zatem, żeby nigdy, choćby w najmniejszym i pozornie niewinnym przypadku, nie uczyć dzieci bazowania na złudnej nadziei na przychylność losu. Robiąc to, narażamy je na ryzyko uzależnienia… I choć życie to istne koło Fortuny, nie ma powodu, aby zbyt często ją prowokować. Lepiej chyba, o ile to możliwe, brać swój los we własne ręce.

O bolesnych konsekwencjach hazardu przekonał się wujek głównego bohatera filmu Jestem Wiliam – Nils. Oglądając na ekranie tarapaty, w które popadł poprzez swoją naiwność i uzależnienie, zyskamy świetną przestrogę dla nas, ale i dla naszych dzieci. Jednak jest w tym filmie jedna scena, która wymaga późniejszej rozmowy z najmłodszymi. William namówiony przez wujka decyduje się postawić na konia w zakładach internetowych. Co prawda posiada cenną wskazówkę, jaką dała mu jego opiekuńcza, choć chora psychicznie matka, ale i tak naraża przecież wujka, który jest już w tarapatach na jeszcze większe problemy. Filmowemu bohaterowi udało się wygrać, ale łatwo sobie wyobrazić, co by było, gdyby Fortuna wywinęła mu przykrego psikusa.

W końcu warto, aby dzieciaki zapoznały się z historią Williama choćby po to, by zrozumieć i docenić to, co już mają. Mimo że William jest półsierotą, jego ojciec nie żyje, a matka została zamknięta w zakładzie dla psychicznie chorych, wychowuje go wujek uzależniony od alkoholu i hazardu, to chłopiec nigdy się nie poddaje. Nie znajduje też wsparcia wśród szkolnych kolegów, którzy okazują się małymi dręczycielami. William mimo tych wszystkich nieprzychylności losu jest niezwykle silny i dojrzały (jak na swój wiek). Radzi sobie z domowymi problemami, potrafi pogodzić się ze  śmiercią bliskich, a nawet wyprowadzić na prostą (i uratować) swego opiekuna. Udaje mu się też pokonać szkolnych osiłków. Nie dlatego, że sprzyja mu Fortuna, ale dzięki temu, że jest twardy. Tej  „twardości” także trzeba się nauczyć. Pewnie dobrze by było, aby wasze dzieci, żeby wykształcić ją w sobie, nigdy nie zaznały traum, z którymi musiał zmierzyć się bohater filmu. Jednak obserwując jego wytrwałość, zdrowy rozsądek oraz młodzieńczą waleczność,  mogą odebrać cenną lekcję, przydatną przez całe życie i pod każdą szerokością geograficzną!

Hanka: Zapraszamy zatem na film o dzielnym chłopcu, który postanowił radzić sobie z przeciwnościami, bywa bardziej konsekwentny w swoim postępowaniu niż dorośli, od gangstera słyszy – „dawno nie widziałem takiego twardziela jak Ty”, którego uwielbiają groźne zwierzęta i fajne dziewczyny. I chociaż hazardu nie pochwalamy – potrafi odwrócić losy Fortuny. „Czasem mam pecha, ale czasem mam szczęście. Ważne, że zawsze jestem sobą i robię swoje. Powstrzymałem Martina, wyciągnąłem wuja z hazardu, no i mam dziewczynę… chyba… – to ja ! Jestem częścią świata. Jestem William!” – informuje, akceptując swój los, bohater filmu. Częścią świata jest także, podobnie jak wiele innych osób, chora psychicznie mama Williama.