Hej, sokoły! (2018)

Reż. Bragi Thor Hinriksson

Hanka Arend, Maciej Dowgiel

Hanka: Dzieci boją się różnych rzeczy: ciemności, burzy, potworów, erupcji wulkanu…, a czasem niestety własnych rodziców. Początkowe sceny filmu mogą sugerować, że to kolejna opowieść o przyjaźni, pokonywaniu własnych ograniczeń, pracy zespołowej i o tym, że jak się czegoś bardzo chce, to nawet jeśli ma się kiepską drużynę piłkarską, to można zawalczyć o zwycięstwo. To oczywiście wszystko prawda, ale jest w tym filmie ważniejszy wątek. Mroczny, przerażający, niedający spać po nocach tak jak lęk przed wybuchającym wulkanem, pod którym przyszło dzieciakom rozgrywać turniej piłki nożnej. W takiej atmosferze poznajemy naszego bohatera, dziesięcioletniego Jona, któremu wraz z kolegami, już na początku, przyjdzie się zmierzyć z założenia lepszymi drużynami piłkarskimi. Sam Jon nie jest najbardziej cenionym zawodnikiem na boisku i niejednokrotnie zdarza mu się słyszeć, że „wszystko robi źle” (między innymi wtedy, kiedy w niezwykle ważnym momencie dla drużyny nie strzela karnego).

Szczęśliwie, w życiu tak bywa, że „czasem wygrywasz, kiedy przegrywasz”choć to słowa wypowiedziane pod wpływem sporej dawki środków znieczulających przez kontuzjowanego na boisku Skuliego, musicie Państwo przyznać, że dużo w nich prawdy. Nie będę zdradzać zakończenia i nie ujawnię, czy drużyna Jona wygrała w turnieju czy też nie (powiem tylko, że Jon strzelił swego upragnionego gola) – turniej nie stanowi bowiem najważniejszego wątku filmu. Na pewno jednak dzieciaki okazały się zwycięzcami w innej dziedzinie. Prawie wszystkiego można się nauczyć (również strzelać karne), ale Jon i jego koledzy posiadają coś o wiele cenniejszego: wrażliwość na krzywdę i niesprawiedliwość, empatię, lojalność, wyrozumiałość, determinację…

Hej, Sokoły! To film, który porusza bardzo ważny i jakże wstydliwy dla każdej ze stron temat alkoholizmu i sytuacji dzieci w rodzinach z problemem alkoholowym.

Dzieciaki wkładają wiele wysiłku w to, żeby ukryć fakt, że w domu dzieje się coś nie tak. Z jednej strony bardzo się wstydzą, z drugiej – nie wierzą, że ktoś im może pomóc. Przede wszystkim jednak kochają swoich rodziców, chociaż ci piją, biją i poniżają swoje dzieci. Niejednokrotnie bywa tak, że syn lub córka boją się rodziców i szczerze ich nienawidzą. „Mam tylko jednego tatę” – mówi Ivar, syn agresywnego alkoholika. Tu pojawia się kolejny problem – ofiary przemocy same stają się agresorami (muszą gdzieś przecież odreagować, uczą się, że to sposób na osiąganie tego, czego się chce, odciągają uwagę od rodziny…). Trudno zdobyć się w takiej sytuacji na zrozumienie, trudno lubić takie dzieci, tym trudniej jest im pomagać.

A dzieci czują się coraz bardziej opuszczone, zostawione same sobie ze swoim cierpieniem, lękami o siebie, ale i o rodzica, poczuciem bycia gorszym i pytaniem, dlaczego mnie to spotyka? Może to moja wina? Gdybym była grzeczna, gdybym lepiej się uczył, gdybym się nie spóźniła itp. Czują, że nie mogą na nikogo liczyć. Niestety, często mają rację. Bo dorośli chronią siebie, a nie dzieci!!! To dzieci zachowują się tak, jak powinni dorośli. Zgłaszają przemoc na policji, ale nikt ich nie słucha, nie bierze na poważnie (no dobrze – nie wszyscy). Trzeba niestety przyznać, że dorośli nie wypadają najlepiej w porównaniu z dziesięciolatkami. To Jon z grupą przyjaciół (nie tylko ze swojej drużyny) zawstydzają wszystkich dorosłych, a przede wszystkim pomagają Ivarowi. „Zrobiłeś dobrze” – słyszy nasz bohater. Niech to posłuży za całą puentę.

Maciek: Hej, Sokoły! to obraz skierowany przede wszystkim do młodzieży ze starszych klas szkoły podstawowej. Film stworzony do edukacji – szkolnej i domowej. Może nawet bardziej domowej – z tego względu, że dotyka ważnego problemu wychowawczego, wzbudzającego silne emocje, o których łatwiej rozmawiać z rodzicami. Oni zawsze mogą pocieszyć, służyć radą. A co do samej tematyki, przemocy wobec dzieci, będą tak samo bezsilni, ze względu na złożoność tematu i brak rozwiązań systemowych, jak i nauczyciele i wychowawcy.

Pozornie to film o piłce nożnej. Wiadomo – raz się wygrywa, raz przegrywa. Pojawiają się silne emocje, szczególnie jeśli sport ten na serio traktują nastoletni zawodnicy. Obozy sportowe, treningi i turnieje stają się rzeczą najważniejszą na świecie. Dlatego właśnie, gdy pojawia się porażka, smakuje tym bardziej gorzko, a niekiedy urasta do rangi życiowego dramatu. Zwycięstwo zaś sprawia, że młodzi czują się panami świata, mistrzami, królami życia. Droga do sukcesu okazuje się zazwyczaj długa, mozolna i wyczerpująca. Trudno się dziwić, że jest także naznaczona emocjami (w tym negatywnymi), nad którymi niełatwo niekiedy zapanować. Szczególnie gdy dorośli (trenerzy) miast studzić, podsycają emocjonalny stosunek do rywalizacji – także poza boiskiem. Zresztą, wystarczy wybrać się do kina na Hej, Sokoły!, aby się o tym przekonać. Opanowanie przychodzi z wiekiem, choć pewnie nie zawsze, o czym świadczy zaciętość niektórych (pseudo)kibiców. Warto o tym rozmawiać z młodymi, gdyż lekcja radzenia sobie z sukcesami i porażkami oraz nieprzenoszenia wynikających z nich emocji na różne sfery życia, to coś, czego potrzebuje (i oczekuje) każde dziecko. Jednak ta nauka płynąca z filmu jest dość oczywista i prosta do przeprowadzenia.

Drugim najistotniejszym tematem filmu jest przemoc domowa. Dziecko-ofiara zazwyczaj jest pozostawione same sobie. Nie ma do kogo zwrócić się ze swoim problemem. Z jednej strony cierpi fizycznie, gdyż jest bite. Z drugiej, cierpi psychicznie, nie chcąc wydać tajemnicy związanej z rodzicem-oprawcą, którego często przecież na swój sposób kocha. Boi się, że pozbawiając ojca praw rodzicielskich, siebie skarze na dom dziecka lub opiekę dziadków w jakimś odległym od rodzinnego mieście. Podobnie zresztą jak w przypadku Jona. Rodzina, sąsiedzi, przyjaciele rodziny, a pewnie także nauczyciele i koledzy wiedzą, że jego ojciec Toti pije i bije. Wiedzą… i nic z tym nie robią. Boją się wziąć na siebie odpowiedzialność za odebranie syna agresywnemu rodzicowi i ewentualny pobyt chłopca w domu dziecka. Usprawiedliwiają słabość mężczyzny załamaniem po śmierci żony, zdając się nie zauważać, że zmarła była także matką Jona. Chłopiec zatem jest osamotniony po wielokroć. Nie potrafi poradzić sobie ze swoją sytuacją. Agresją wobec rówieśników, zrodzoną przecież z reakcji na przemoc w domu, próbuje zatuszować swoją kiepską pozycję z domu. Dopiero obcy – drużyna przyjezdnych Sokołów – odkrywają, co kryje się pod maską lokalnego rozrabiaki. Hej, Sokoły to świetna lekcja empatii. Bycia otwartym na drugiego człowieka, nawet z pozoru tyrana. Jednak nauczenie spostrzegawczości to jedno, a świadomość odpowiedzialności za wiedzę na ten temat to zupełnie co innego. Szczególnie dla młodego nastolatka.

W końcu nie można zamykać oczu na ważki problem, z którym z różnych względów nieczęsto stykamy się w mediach. Kumoterstwo, kolesiostwo, układy, koneksje… każdy system nimi stoi. Niezależnie od państwa, kontynentu, czasów i okoliczności społecznych i politycznych. Władza i siła to nie tylko pieniądze oraz zajmowane stanowisko, ale i znajomości. W takich sytuacjach prawda, dobro czy sprawiedliwość schodzą na dalszy plan. Nie ma wówczas równości wobec prawa, a pojęcia ofiary i kata rozmywają się wobec ich słownikowego znaczenia. Można o tym porozmawiać na podstawie filmu, a dokładnie relacji braterskiej Toti – Knutur. Knutur jest policjantem skrzętnie ukrywającym przemoc swego brata, który maltretuje syna. Bezwzględnie tuszuje dowody, aby sprawa nie ujrzała światła dziennego. Tym bardziej jest to bolesne, że dotyczy przemocy wobec dziecka. Warto i na ten trudny temat porozmawiać z własnymi dziećmi. Nikt inny im tego nie uświadomi. Nierówność wobec prawa, nadużywanie władzy i kumoterskie relacje obywatel –władza są przecież programowo pomijane w szkole, a w życiu, no cóż… Pewnie punkt widzenia zależy od życiowego doświadczenia.