Był jazz… w Ciechocinku. Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy (2015) Janusza Majewskiego

Maciej Dowgiel

Kobieta fatalna w nienajlepszych czasach

— Pani pije wódkę?
— Owszem, piję. W pewnych okolicznościach. To się nazywa imperatyw kulturowy, miły panie.
Excentrycy, Włodzimierz Kowalewski, Warszawa 2015, s. 155.

Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy, wbrew rozszerzeniu tytułu, który sugeruje feerię barw, radości i przyjemnych doznań kojarzonych z pięknym, letnim dniem, operują schematami z mrocznego, pełnego cieni i niejednoznaczności filmu noir. To czyni z nich film przynajmniej trój-, jeśli nie więcej, wymiarowy. Z jednej strony, jest to historia cudownej mocy muzyki, która z najmroczniejszych zakamarków ludzkiego życia wydobywa blask, daje szczęście i poczucie sensu. Z drugiej zaś, jest to szpiegowska historia fałszu, obłudy i brudu umiejscowionego w dawno minionych czasach PRL-u. W końcu zaś to historia Polaków, którzy, bez względu na czas i okoliczności, jak kameleony potrafią dostosować się do trudnej rzeczywistości dzięki swego rodzaju giętkości charakteru, a może także i umiejętności wewnętrznej emigracji i prowadzenie podwójnego życia — pełnego blasku w szarych i nieciekawych realiach.

Wszystkie te wątki łączą swego rodzaju fatalne okoliczności. Smutne życie, od którego trzeba uciekać w świat muzyki, system społeczno-polityczny uniemożliwiający godne życie oraz uwarunkowania historyczne, którym daleko do obrazu z sielankowej młodości… Wszystko to zostało wzmocnione poprzez stylizację na mroczne, amerykańskie kino lat 40. i 50., przywodzące na myśl wspomniany już film noir, do którego świadomie nawiązują twórcy Excentryków, choć w dość ironicznej formie, czyniąc z niego film noir o czasach (jak się okazuje wcale nienudnego) PRL-u, w którym nic nie było oczywiste, wszystko podejrzane, a szczerość relacji międzyludzkich z powodu przyzwyczajenia obywateli do powszechnej obłudy, zdecydowanie zachwiana. W zasadzie nigdy nie wiadomo, kto jest szpiegiem, kto konfidentem, a komu można zaufać.

Sam Fabian Apanowicz, główny bohater, deklaruje w końcowych scenach filmu, że czuje się jak… sokół maltański. Odwołanie się do tego kultowego, klasycznego już filmu Johna Hustona z ikoniczną rolą Humphreya Bogarta pozwala odczytać Excentryków… właśnie przez pryzmat parodii filmu noir. Sprawdźmy zatem, czy taka interpretacja jest możliwa i co z niej może wynikać? Film noir — jak wyjaśnia Tomasz Kłys — „znaczy czarny film, przy czym »czerń« dotyczy zarówno tonacji wizualnej, jak i posępnej wymowy fabuły, z dominującą aurą cynizmu oraz tematami zbrodni, zdrady i nieuniknionej klęski postaci”[1]. Za mroczną aurę odpowiadają zdjęcia (tutaj autorstwa Adama Bajerskiego) tonącego w deszczu, nieco obskurnego i toczonego liszajem Ciechocinka. Estetycznie wyróżnia się szczególnie dworcowa scena przyjazdu Fabiana do miasta. To właśnie w tym fragmencie, choć i w następnych także, ulice toną w cieniach, a budynki i pojawiający się w nich bohaterowie pozbawieni są kolorytu, który już przed wojną kojarzył się  z tym słynnym w świecie uzdrowiskiem. Zmiana tonacji kolorystycznej następuje dopiero, gdy w świecie bohaterów zaistnieje muzyka.

W stylistyce filmu noir utrzymane są też kostiumy i rekwizyty bohaterów Excentryków. Dzięki garniturom, kapeluszom, zamiłowaniu do mocnych trunków Fabian upodobnia się do Sama Spade’a. W końcu jest też i typowa dla zjawiska czarnego filmu femme fatale, Modesta, zgodnie z gatunkowym trendem „wiodąca bohatera na drogę zbrodni i upadku”[2]. Co prawda do zbrodni nie dochodzi, choć zapewne i do niej Fabian zdolny byłby w imię miłości, ale do upadku owszem. Modesta w swych eleganckich strojach wyróżnia się znacząco wśród szarych obywateli końca lat 50. Moda nie jest jej obca, a w jej garderobie znajduje się wiele garsonek, sukienek, kapeluszy i woali. Jednak najwyraźniejsza jest intensywnie czerwona szminka na ustach przepięknej Natalii Rybickiej (w roli Modesty). To właśnie ta barwa rozświetla szarobury obraz ciechocińskiej rzeczywistości, znów prowadząc skojarzenia kinomanów do  filmu noir.

Poza stylistycznymi nawiązaniami dla ironicznej wymowy Excentryków… ważna jest wymieniona przez Tomasza Kłysa w charakterystyce czarnego kina: „aura cynizmu oraz tematy zdrady i nieuniknionej klęski postaci”. Warto zatrzymać się na tym wątku, szczególnie że podobieństwa do powojennej rzeczywistości Stanów Zjednoczonych po II wojnie światowej i Polski w tym samym okresie są nieoczywiste. I między innymi na tej nieoczywistości budowany jest efekt komiczny. Istotny w filmie jest klimat permanentnej inwigilacji i wszechobecnej cenzury. Nic nie umyka czujnemu oku władzy, prawie jak w Big Brotherze, prowadząc do atmosfery wzajemnej nieufności, którą podsyca nastrój ciągłego niezadowolenia wynikającego z warunków życia i uwarunkowań historycznych.

W pamięci bohaterów tkwią odłamki wspomnień przedwojennych i wojennych. Trudno wymazać masowe egzekucje oficerów w Katyniu, szczególnie gdy dotyczą najbliższej rodziny. Nie można zapomnieć o śmierci ukochanych osób w wyniku sowieckich zsyłek. Obrazy śmierci tkwią w umysłach tych, którym udało się przeżyć. A reminiscencje te odżywają w przygnębiającej atmosferze niegdyś luksusowego, ale w 1958 roku upadłego, niemalże zapomnianego pensjonatu. Trudno więc w życiu bohaterów o radosne, słoneczne barwy.

Bayerowa, właścicielka pensjonatu zamieszkałego przez Wandę i Fabiana, to także ciekawy przypadek kobiety z przeszłością. Żyje wspomnieniami czasów, gdy gościła u siebie wielkie sławy świata sztuki, a jej salon z powodzeniem można było nazwać salonem artystycznym. Teraz zaniedbana, z nieustanną depresją, z żalem do powojennej władzy o odebranie jej koncesji na prowadzenie „burżuazyjnego” hotelu, jak sama mówi: „zawsze ma przesrane”. Straciła chęć do życia. A życie, co udowodniło już wielu znawców, nie tylko psychologii, to ciągły ruch. Bez niego nie ma możliwości poprawy swojej egzystencji. I tu z pomocą przychodzi, paradoksalnie, ironia losu. Zdegradowana do roli babci klozetowej w ramach peerelowskiej akcji zapobiegania pasożytniczemu trybowi życia, zostaje przywrócona społeczeństwu oraz… sobie samej. Odżywa dzięki socjalistycznej koncepcji pracy. Tylko chyba nie o takim życiu marzyła.

Poniekąd romantycznymi bohaterami, rozdartymi pomiędzy gloryfikowaną przedwojenną przeszłością a nielubianą teraźniejszością, są prawie wszyscy muzycy Zespołu Fabiana Apanowicza Sunny Side Band. Wszyscy niegdyś wiedli inne, często wygodne życie. W PRL-u czują się stłamszeni i zmuszeni do niechcianych zmian. Najbardziej wyrazisty jest wśród nich milicjant Stypa, który chyba najlepiej  przystosował się do rzeczywistości. Nie opuszcza go poczucie humoru, choć musiał w życiu dokonać wielu zmian (i przewartościowań). Przed wojną nazywał się inaczej, był słynnym muzykiem, wraz z firmą fonograficzną Syrena Rekord nagrywał płyty z największymi sławami estrady. Po wojnie trąbkę zamienił na milicyjną pałkę i… pogodził się z nowym losem.

Wszyscy bohaterowie mierzą się z mroczną epoką PRL-u. Nikt nie jest tym, kim chciałby być. Każdy gra jakąś przypisaną mu rolę: lekarza, milicjanta, kelnera, nauczycielki, babci klozetowej… Zapominają o swych poprzednich życiowych wcieleniach. Ich życie upodobnia się do toczącego się wokół, więcej w nim cieni niż blasków. Ten swoisty „kameleonizm” zmusza do zachowań wymuszonych przez okoliczności. Jest jak imperatywy narzucony przez realia PRL-u.

Warto podkreślić, że dopełnieniem nawiązań do filmu noir jest też wątek szpiegowski Excentryków, który jednak okazuje się tropem fałszywym, a jego celem jest tylko obnażenie realiów działania ówczesnej Służby Bezpieczeństwa. Te działania zaś, choć w filmie Majewskiego zakrawają na wszechmocne, bo umożliwiające np. stworzenie odrębnej, nierzeczywistej maskarady na olbrzymią skalę, okazują się oparte na niedoinformowaniu i permanentnym poczuciu zagrożenia także tych, którzy mają władzę i stoją na straży socjalistycznego porządku Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej A.D. 1958. Ale dlaczego w „nieodległej wsi spłonęła dzwonnica, a dymu nie widać”[3] nie wiedzą ani sami funkcjonariusze, ani domniemani spiskowcy przeciw władzy ludowej.

W Ciechocinku, tam gdzie dom zdrojowy…

Ciechocinek to stary kurort uzdrowiskowy, który obrósł setkami legend i mitów. Aby poznać jego klimat, wystarczy wybrać się tam na kilkudniową wycieczkę, rozsmakować się w kawiarnianym klimacie, powdychać bogate w jod powietrze pod tężniami i zaznać odrobiny szaleństwa na jednym z lokalnych fajfów. Obowiązuje tylko jedna zasada: to, co wydarzy się w Ciechocinku, pozostaje w Ciechocinku. Taka magia. Januszowi Majewskiemu i Włodzimierzowi Kowalewskiemu udało się oddać czar tego nieco tajemniczego miejsca. Odmalowanie swoistego kolorytu czyni z uniwersalnej historii Excentryków opowieść zakorzenioną w konkretnym (wyjątkowym przecież) miejscu.

W „nowym” powojennym Ciechocinku nic nie jest takie, jak przed wojną. Knajpy, niegdyś ekskluzywne, później państwowe, serwują nieświeże jedzenie. Restauratorzy i właściciele pensjonatów żyją wspomnieniami. Kuracjusze przybywający na sanatoryjne leczenie „do wód” nie cieszą się z wypoczynku. Są szarzy, smutni, a w sanatoryjnym otoczeniu czują się jak na zesłaniu. Trudno się temu dziwić, bowiem opieka, jaką sprawuje nad nimi socjalistyczna służba zdrowia, pozostawia wiele do życzenia.

Te dwa wizerunki miasta ciekawie ze sobą współgrają. Przeszłość miesza się z teraźniejszością. Magia, blask i blichtr Ciechocinka przedwojennego (i nam współczesnego) nijak ma się do smutnych czasów pierwszych, powojennych dekad. Jednak nawet w ponurym obrazie Janusza Majewskiego, adekwatnym przecież w sferze nastroju do rzeczywistości lat 50., można odczuć pewnego rodzaju ducha miejsca. To on sprawia, że dzięki muzyce ożywają wspomnienia, a nad ciechocińskimi tężniami znikają chmury i wychodzi słońce.

 

Ucieczka do wolności, czyli cud muzyki

„A może lepiej by było odejść od zmysłów, zabłądzić
i nie wrócić? — przyszło jej na myśl dziwaczne zdanie i nie chciało odpuścić,
jak katarynka powtarzała je co kilka kroków”.
Excentrycy, Włodzimierz Kowalewski, Warszawa 2015, s. 143.

Aby żyć, czasem trzeba odrzucić wspomnienia, odciąć się od traumatycznej przeszłości, zapomnieć o teraźniejszości, oddać się pasji i marzeniom. To właśnie —symbolicznie — w jednej z pierwszych scen Excentryków robi Fabian. W piecu pali akty zgonów najbliższych, którzy zginęli podczas wojny, zmarli podczas zsyłek do kołchozu Czan-Czar w Kazachstanie, zostali rozstrzelani w Katyniu. Z dymem puszcza całą swoją wojenną przeszłość. Nie przychodzi mu to z łatwością, ale wie, że bez tego trudno będzie mu dalej żyć, szczególnie, że rzeczywistość PRL-u, na który dobrowolnie zdecydował się, wracając z emigracji i tak nie napawa zbytnim optymizmem.

Świat, w którym będzie teraz żył, złożony będzie przede wszystkim z muzyki. To dzięki niej będzie kontaktował się z bliskimi, to ona da mu siłę i nadzieję do dalszej walki, pozwoli mu wyrażać siebie. Muzyka staje się dla niego schronieniem, a dźwięki dętych instrumentów odgradzają go od rzeczywistości. Sam reżyser filmu, co zresztą zgrabnie wplecione zostało w fabułę Excentryków, tak wspomina pewną muzyczną przygodę, która odmieniła jego życie. „(…) opowiadałem panu wtedy o pewnej przygodzie, która spotkała mnie na Manhattanie, gdy snując się pewnego wieczoru po jego uliczkach, usłyszałem nagle muzykę, dobry jazz. Wszedłem do dość zatłoczonej piwnicy, siadłem przy barze, zamówiłem piwo i zobaczyłem na małej scence pięciu czarnych dziadków — każdy po osiemdziesiątce — którzy grali jak aniołowie… I wtedy poczułem, że wróciłem do domu, że dotarłem do źródeł. Zrozumiałem, że to jest moja ojczyzna. Jest w Excentrykach… scena, w której Fabian i Natalia (Modesta M.D.) leżą w łóżku i ona pyta go o ojczyznę. A on jej odpowiada: Moją ojczyzną jest muzyka. To moja deklaracja, zwłaszcza jeśli się ją poszerzy: moją ojczyzną jest kultura”[4].

Tą właśnie ojczyzną, którą „wygrał” sobie Fabian ze swoim bandem, jest jego Ciechocinek. Tam nikt nie może mu niczego zakazać i do niczego zmusić. Tam zawsze świeci słońce radosnej melodii dającej siły do przetrwania najtrudniejszych sytuacji. W końcu muzyka jest tym, co może uzdrowić chore na smutek społeczeństwo i siostrę Fabiana Wandę. Ona już się poddała. Nie chce walczyć o siebie, o własne zdrowie i życie. Podejrzenie choroby nowotworowej ignoruje, choć nie do końca może o niej zapomnieć z powodu bólu. Dolegliwości jednak znikają, choć medycyna nie potrafi tego wyjaśnić. Śpiew, radosna ekspresja przenosi ją ze świata cierpienia i trosk na słoneczną stronę, na której odnajduje życiodajne szczęście. Ten muzyczny azyl jest dla niej (i dla innych członków zespołu) wybawieniem, szczególnie że nikt z muzyków nie pasuje do siermiężnych czasów rządów Cyrankiewicza. Muzyka zaś funkcjonuje ponad podziałami, łączy minione z tym, co dopiero nadejdzie. Powoduje, że dzięki niej jesteśmy tu i teraz, a poza dźwiękami nic nie istnieje lub ma jedynie znikome znaczenie.

Mit pederastii, czyli jak nie czytać tekstów kultury

Bardzo ciekawą postacią w filmie Excentrycy… jest Felicjan Zuppe. To właśnie on, być może, jest kluczem do interpretacji twórczości Janusza Majewskiego (a może i twórczości w ogóle). Zuppe jest owładnięty mitem pederastii, wszędzie widzi homoseksualistów, zwłaszcza wśród artystów. Wychodzi z założenia, że wszyscy pisarze, malarze, muzycy byli gejami. Dowodów na swą koncepcję „naukową” doszukuje się w tekstach literackich i utworach muzycznych. Twierdzi nawet, że posiada naukowe dowody na homoseksualizm wielu twórców. Te „fakty”, będące oczywiście wynikiem nadinterpretacji i usilnego dostosowania dowodów do z góry założonej tezy, wywołują efekt dość mocno komiczny. W swym liście pożegnalnym do Fabiana zdradza jednak swą tajemnicę, dowód obłędu i składa swego rodzaju przyznanie się do interpretacyjnych błędów: „Proszę Pana, idiotyzm powtarzany miliony razy staje się w końcu ideą. Idea powtarzana miliony razy staje się obłędem. Z poważaniem Zuppe Felicjan, emeryt”[5]. Poza ironiczną wymową listu, jest on swego rodzaju przestrogą dla wszystkich interpretatorów, którzy do pracy z dziełem filmowym (literackim czy muzycznym) podchodzą ze z góry założoną tezą lub z pewnym ideologicznym zacietrzewieniem, a istota sztuki umyka im, gdy skupiają się na poszukiwaniu argumentów potwierdzających powziętą na początku ideę, koncepcję, metodologię. Jest to zatem przestroga przed pochopnym wyciąganiem wniosków i niedoszukiwaniem się skrajnych interpretacji tam, gdzie tekst kultury nie dają nam do tego konkretnych przesłanek. Paradoksalnie, zachęca za to do otwartości umysłu oraz zrozumienia i tolerancji.

Nota biograficzna:

Janusz Majewski (ur. w 1931 roku we Lwowie), polski reżyser, pisarz i scenarzysta. Absolwent Wydziału Reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Architekt. Były wykładowca w Szkole Filmowej w Łodzi, Warszawskiej Szkole Filmowej oraz gościnnie w szkołach artystycznych Europy i Stanów Zjednoczonych. W swoim dorobku artystycznym posiada kilkadziesiąt filmów. Do najpopularniejszych z nich należą m.in.: Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię (1969); Lokis. Rękopis profesora Wittembacha (1970); Zazdrość i medycyna (1973), Zaklęte rewiry (1975), Lekcja martwego języka (1979), Królowa Bona (1980), Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny (1982), C.K. Dezerterzy (1985), Złoto dezerterów (1998), Po sezonie (2005), Mała matura 1947 (2010).

Pytania pomocne w dydaktyce:

  1. Janusz Majewski w wywiadzie udzielonemu Jerzemu Armacie wspomina: „Serenada w Dolinie Słońca ze słynną orkiestrą Glenna Millera. Widziałem ten film jedenaście razy! Nie z powodu dość głupkowatej akcji, ale fantastycznej muzyki. Ten film mnie z kolei zainfekował muzyką, czego rezultatem są Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy[6]. Zastanów się, czy widziałeś kiedyś film, który miał ważny artystycznie wpływ na Twoje życie: zainspirował Cię do zainteresowania muzyką, malarstwem, literaturą lub inną dziedziną sztuki?
  2. Obejrzyj film Był jazz w reż. Feliksa Falka. Zastanów się nad różnicami i podobieństwami w przedstawieniu rodzącej się kultury jazzowej w filmie Falka i Majewskiego. Z czego one, Twoim zdaniem, wynikają (poza konwencją gatunkową obu filmów)?

Bibliografia:

  1. Uciekać przed zaszufladkowaniem. Rozmowa numeru: Janusz Majewski, „Magazyn Filmowy”. Pismo Stowarzyszenia Filmowców Polskich, kwiecień 2016.
  2. Robert Birkholc, Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy, „Kino” 1/2016.
  3. Wywiad z Januszem Majewskim, reżyserem filmu; Wywiad z Maciejem Stuhrem, odtwórca roli Fabiana Apanowicza; Wywiad z Natalią Rybicką, odtwórczynią roli Modesty [w:] książeczka do płyty DVD Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy, wyd. Agora, Warszawa 2016.

[1] Kino bez tajemnic, Ewelina Nurczyńska-Fidelska, Konrad Klejsa, Tomasz Kłys, Piotr Sitarski, Warszawa 2009,  s. 185.

[2]  Op. cit., s. 187.

[3] Jeżeli nie zaznaczono inaczej, cytaty pochodzą z filmu Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy.

[4] Unikać przed zaszufladkowaniem. Rozmowa numeru: Janusz Majewski, „Magazyn filmowy”. Pismo Stowarzyszenia Filmowców Polskich, kwiecień 2016.

[5] Excentrycy, Włodzimierz Kowalewski, Warszawa 2015, s. 230. Cytaty z filmu, tam gdzie jest to możliwe, zostały zastąpione przytoczeniami z książki Włodzimierza Kowalewskiego pod tym samym tytułem co film.

[6] Unikać przed zaszufladkowaniem. Rozmowa numeru: Janusz Majewski, „Magazyn filmowy”. Pismo Stowarzyszenia Filmowców Polskich, kwiecień 2016.

tytuł: Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy
gatunek: komedia
reżyseria: Janusz Majewski
scenariusz: Janusz Majewski, Włodzimierz Kowalewski
zdjęcia: Adam Bajerski
muzyka: Wojciech Karolak
obsada: Maciej Stuhr, Natalia Rybicka, Sonia Bohosiewicz, Anna Dymna
produkcja: Polska
rok prod.: 2015
czas trwania: 112 min
Wróć do wyszukiwania