Venom (2018)

Reż. Ruben Fleischer

Data premiery: 5 października 2018

Wojciech Świdziński

Postać znana jako Venom to jeden z najgroźniejszych przeciwników i zarazem mroczne odbicie komiksowego Spider-mana. W filmie zrealizowanym w studiu Sony Pictures o najpopularniejszym bohaterze Marvela nie ma jednak mowy. Reżyserię powierzono Rubenowi Fleischerowi – twórcy cieszącego się uznaniem komedio-horroru Zombieland – ale po premierze dały się słyszeć pogłoski, że pod presją producenta z gotowej wersji filmu zostało usuniętych kilkadziesiąt minut materiału. Venom chyba z założenia nie miał zresztą aspiracji, by wytyczać nowe ścieżki filmu komiksowego ani zagrozić pozycji najgłośniejszych tegorocznych blockbusterów. Można wręcz przypuszczać, że powstał jako efekt uboczny licencyjnych rozgrywek pomiędzy Marvelem, należącym do Disney Company, a podmiotami które – jak Sony Pictures – nabyły niegdyś prawa do niektórych jego komisowych bohaterów.

Taka sytuacja nie buduje szczególnie przychylnej atmosfery wokół filmu, godząc oczywiście w jego komercyjny aspekt. Tym bardziej zasadne pozostaje pytanie, czy obraz tego rodzaju może nieść ze sobą wymierne wartości? Czy można polecić go komukolwiek spoza komiksowego fandomu? Zwłaszcza że sam dystrybutor wydaje się nie wierzyć w jego potencjał, nie organizując nawet pokazów przedpremierowych.

Tymczasem ekranowy Venom okazuje się filmem pod pewnymi względami interesującym, w ramach gatunkowej konwencji wprowadzającym kilka ciekawych pomysłów, a także poruszającym pewne, warte refleksji, kwestie. Oczywiście, ma też swoje mankamenty, takie jak zbyt pospieszna narracja, połączona z nadmierną dosłownością, odbierającą widzowi szansę na samodzielne domysły. Cyfrowe efekty specjalne – mające w tego typu kinie fundamentalne znaczenie – wypełniają przy tym jedynie poziom niezbędnego minimum. Do tego partnerująca głównemu bohaterowi Michelle Williams wydaje się jakby zagubiona na planie i zakłopotana konwencjonalnością własnej roli.

Warto jednak przyjrzeć się temu, co w filmie udane i ciekawe. Po pierwsze, komiksowy Venom posiada niebagatelny potencjał. Został on pomyślany jako połączenie człowieka z symbiotycznym, świadomym organizmem pozaziemskim, który stanowi rodzaj wszechstronnego skafandra o potwornej, zębatej masce. Jego postać ma ogromny walor metaforyczny i nadawałaby się doskonale do badań psychoanalitycznych. Twórcy komiksów ze ścieżek tych raczej jak dotąd nie korzystali, ale realizatorzy filmu wydają się być na tropie takich właśnie rozwiązań, efektownie zanurzając się w psychikę pogrążonego w kryzysie bohatera. Jeszcze zręczniej korzystają z możliwości wprowadzenia elementów rodem z body horroru, podkreślając grozę i niesamowitość przedstawionego konceptu. Potrafili przy tym nasycić wiele sytuacji specyficznym czarnym humorem, opartym na dosłownych negocjacjach dotyczących pierwszeństwa pomiędzy żywym kostiumem, a jego ludzkim nosicielem.

Po drugie, działająca na wyobraźnię niezwykłość postaci Venoma oraz jego charakterystyczny, potworny wizerunek przysporzyły mu wielkiej popularności w latach 90. XX w., mimo że trudno wskazać komiks z jego udziałem, który wyraźnie wybijałby się ponad przeciętną. A jednak film potrafił z nich skorzystać z niezłym na ogół efektem. Na przykład, traktowane pretekstowo na kartach komiksów San Francisco, na ekranie zachowuje swoją malowniczą specyfikę, stwarzając przy tym znakomite tło dla sekwencji pościgów, kojarzących się z tym miastem od czasów niezapomnianego Bullitta. Cały film zresztą ewidentnie i świadomie nawiązuje do atmosfery lat dziewięćdziesiątych. Dlatego dalej mu do Avengers czy Iron Mana niż do filmów takich jak Spawn z 1997 r. lub Blade. Wieczny łowca z 1998 r. – dziś już pokrytych patyną, ale wciąż interesujących jako utwory prekursorskie dla filmu komiksowego.

Należy jednak wyraźnie podkreślić, że podstawową zaletą Venoma jest rola Toma Hardy’ego, wcielającego się w postać reportera Eddiego Brocka, który popadłszy w zawodowe i życiowe tarapaty, łączy się z kosmicznym kostiumem. Znakomity brytyjski aktor przyzwyczajony jest do dźwigania na swoich szerokich barkach całego ciężaru filmu, ale od czasu świetnego Locke nie miał chyba okazji do takiego „one man show”. W Venomie prezentuje całą gamę stanów fizycznych, a także emocjonalnych, spajając swą postać klamrą specyficznego wycofania oraz wyraźnego antyheroizmu. Na paradoks zakrawa, że w typowo widowiskowym produkcie filmowym poszczególne sceny z jego udziałem mogłyby posłużyć jako przykłady znakomicie rozwiązanych zadań aktorskich. Przyjrzenie się konstrukcji głównej roli oraz próba analizy aktorskich środków wyrazu to nieoczywisty aspekt, na który warto zwrócić uwagę, oglądając Venoma.

Kolejną ciekawą perspektywą, z jakiej można spojrzeć na film Fleischera, jest temat trudnej przyjaźni. Wpisuje się on w nurt – przeznaczonych zwykle dla młodzieży – filmów o przyjaźni człowieka ze zwierzęciem, istotą baśniową czy kosmitą. Stanowi ich groteskową, podszytą ironią kontynuację.

Z kolei w warstwie fabularnej warto zwrócić uwagę na – zdawałoby się nader banalny – wątek antagonisty, którym jest konwencjonalna „zła korporacja”, nosząca tu nazwę Fundacja Życia. Film zwraca jednak uwagę na zagadnienie w pełni dziś aktualne – samowolę biznesu w zagarnianiu obszarów dotąd niedostępnych dla sektora prywatnego. Główny przeciwnik, niczym karykatura Elona Muska, prowadzi na własną rękę niekontrolowaną przez prawo eksplorację przestrzeni kosmicznej, sprowadzając na Ziemię zagrożenie, które najpierw dotyka oczywiście krajów Trzeciego Świata. Na przykładzie Venoma można więc poruszyć fundamentalne kwestie dotyczące odpowiedzialności badacza oraz granic swobody badań naukowych, zwłaszcza tych, które wymykają się mechanizmom kontrolnym.

Najprzychylniejszy odbiór Venom znajdzie zapewne wśród dzisiejszych trzydziestokilkulatków, dla których może stać się niezobowiązującą wycieczką do krainy młodzieńczych fascynacji. Podejrzewam jednak, że wiele z interesujących aspektów filmu może zostać przyćmionych przez jego słabości oraz schematyczne rozwiązania fabularne. Z tego właśnie względu warto wykorzystać ten akurat film do debaty na temat drogi rozwoju współczesnych superprodukcji. Według niektórych obserwatorów współczesne filmy komiksowe są najlepszym przykładem kina postfabularnego, które rezygnuje z wysiłków zmierzających do skonstruowania oryginalnych fabuł na rzecz tworzenia sytuacji pozwalających na eksploatację jak największej liczby atrakcji. Pod wieloma względami Venom wypełnia to założenie, rezygnując z zaskakującego rozwoju historii czy ewolucji postaci. Jak obrazowo sformułowała to Barbara Szczekała: „oczekiwań odbiorczych nie oddaje pytanie Co się stanie?, ale Jak coś zostanie pokazane?[1]. A jednak sądząc po komentarzach młodszych widzów, wydaje się, że opowieść pełni nadal rolę prymarną. Po której więc stronie leży racja i w jakim kierunku zmierza wysokobudżetowe kino? Blockbustery tego roku – z Venomem na czele – z pewnością mogą dostarczyć bogatego i ciekawego materiału do takich rozważań.

[1] B. Szczekała, Kino postfabularne i karnawał atrakcji, „Ekrany”, 2015 nr 3-4, s. 13.

tytuł: Venom
rodzaj/gatunek: akcja, science fiction
reżyseria: Ruben Fleischer
scenariusz: Scott Rosenberg, Jeff Pinkner, Kelly Marcel, Will Beall
zdjęcia:
Matthew Libatique
muzyka: Ludwig Göransson
obsada: Tom Hardy, Michelle Williams, Riz Ahmed, Woody Harrelson
produkcja: USA
rok prod.: 2018
dystrybutor w Polsce: United International Pictures Sp z o.o.
czas trwania:  112 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 13 wzwyż/podstawowa 7-8, ponadpodstawowa, wyższa

Wróć do wyszukiwania