Traktorek Florek ratuje farmę (2017)

Reż. Peder Hamdahl Næss

Hanka Arend, Maciej Dowgiel

Hanka: Pewnie żyją w miastach takie dzieci, które nigdy „na żywo” nie widziały krowy, świnek czy kury, nie zrywały prosto z krzaka dojrzałych truskawek, nie biegały boso po łące i nie miały możliwości jechania traktorem. Pewnie są też takie, które bezskutecznie kolejny raz proszą rodziców o kupno jakiegoś własnego zwierzaka: pieska, kota, królika…, no, chociażby rybek, które nie hałasują, nie brudzą w mieszkaniu, nie trzeba z nimi wychodzić na spacer i nie przeszkadza im fakt, że cały dzień nikogo nie ma w domu. Jeżeli przypadkiem dotyczy to Waszych dzieci, tym bardziej zapraszamy na film Traktorek Florek ratuje farmę, by chociaż na chwilę przenieść się na prawdziwą wieś. Przy okazji, dla niektórych z nas być może będzie to podróż w przeszłość, do dzieciństwa na wsi u dziadków, a dla innych podróż do miejsca, gdzie życie płynie zupełnie inaczej niż w mieście (jeżeli trzeba wstać, to zamiast dźwięku budzika słychać pianie koguta tuż przy łóżku).

W pierwszej scenie filmu powita nas siedzący przy drodze chłopiec o imieniu Gustaw ze swoim uczłowieczonym traktorem – Florkiem, ochoczo zachęcając do kupna zebranych na własnej farmie „najlepszych truskawek na świecie”. Niestety, nikt ich nie kupuje, a prawda jest taka, że nieliczni „miastowi”, którzy tu trafiają, nie są zainteresowani ekologicznymi płodami ziemi lub zatrzymują się tylko dlatego, że zabłądzili. Nic nie szkodzi, życie wsi toczy się dalej w swoim rytmie. Gustaw żyje na małej, pokoleniowej farmie, którą dziadek ma od lat (właśnie obchodzi urodziny, więc dom jest pełen rodziny i znajomych). Wokół kręcą się zwierzęta traktowane trochę jak członkowie rodziny, a jak by tego było mało – domownicy rozmawiają z traktorem. Może się wydawać, że nic nie jest w stanie zakłócić cudownego klimatu tej egzystencji. Błąd!!! Na farmę trafia dwóch „garniturowych” urzędników, którzy bez ceregieli oznajmiają o decyzji zburzenia farmy i zastąpienia jej drogą szybkiego ruchu. Widz zapyta z żalem: „Jak to możliwe?”. Urzędnicy mają jednak swoje bezduszne przepisy. W popłochu i panice nasi bohaterowi zastanawiają się, co robić? Jak żyć w mieście? Co się stanie ze zwierzętami, a wizja traktorka Florka na złomowisku jest po prostu okrutna.

I znowu mamy film z przesłaniem, że jeśli czegoś bardzo chcesz, to nie poddawaj się, tylko walcz o to. A kiedy czasami zdarzy się, że pomimo starań nic Ci nie wychodzi, proś wtedy o pomoc. Nie musisz przecież robić wszystkiego sam. Ważne jest, aby robić w życiu to, co się lubi i aby znaleźć swoje miejsce, w którym dobrze się czuje. To daje nam satysfakcję, pozwala czuć się szczęśliwymi. Mądre powiedzenie mówi, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, bo ważna jest świadomość „korzeni”, tego, skąd pochodzimy. Ważna rodzina wielopokoleniowa, własne tradycje i rytuały.

I wspaniale się stało, że farma została uratowana, bo trudno wyobrazić sobie świat pełen tylko dużych miast, ogromnych wieżowców, dróg szybkiego ruchu, betonu, pośpiechu, pracy „biurowej”, zwierząt wyprowadzanych na smyczy i tylko gdzieniegdzie wciśniętych skrawków natury w postaci coraz rzadszych parków. A wszystko to dzięki pomysłowemu chłopcu, pomocy mieszkańców i oczywiście traktorka Florka.

Maciek: Traktorek Florek ratuje farmę to film przede wszystkim dla pesymistów, którzy wychodzą z założenia – zresztą zgodnie z prawem Murphy’ego – że jeżeli coś może się nie udać, na pewno się nie uda. Nawet jeżeli za każdym razem nie odniesiemy sukcesu, a przecież i tak w życiu bywa, miarą naszego człowieczeństwa jest walka o słuszny cel i wiara w resztki sprawiedliwości niewypaczonej jeszcze u niektórych przez kulturę i cywilizację. Po wyjściu z seansu w każdym widzu, bez względu na wiek, pozostanie przekonanie, że nadzieja umiera ostatnia, motywuje do działania, a czasem zmusza także siły wyższe do czynienia cudów. To bardzo cenna lekcja, którą z powodzeniem odrobił główny bohater filmu, mały Gustaw.

Warto też po Traktorku Florku… porozmawiać z najmłodszymi o współpracy. Niekiedy rodzi się w nas przekonanie, że jeżeli coś można zrobić dobrze, trzeba to wykonać samemu. Taki tok myślenia pokutuje wciąż u dużej części społeczeństwa. Wynika on z kulturowego nastawienia na bycie indywidualistą – właścicielem sukcesu. Wiadomo, nikt nie dostaje Nagrody Nobla zespołowo. Ale i nie każdy zostaje noblistą… W codziennym życiu, czego coraz częściej, choć wciąż niewystarczająco, uczą od najmłodszych lat w szkole, konieczna jest współpraca. Na nią stawia kadra zarządzająca największych i najważniejszych na rynku firm i korporacji, co odzwierciedlają zamawiane szkolenia na ten właśnie temat. Każdy bowiem posiada talenty, które w połączeniu z umiejętnościami innych tworzą pakiet umożliwiający dokonanie naprawdę wielkich czynów. Oczywiście, o ile wszyscy członkowie zespołu posiadają równie dobre chęci i pozytywne nastawienie.

Ważne jest wytworzenie w dziecku umiejętności współpracy, ale i proszenia o pomoc oraz przyjmowania tejże pomocy, nawet gdy jest ona nieoczekiwana, acz konieczna. Jak sprawdza się praca kolektywna, udowadniają w filmie mieszkańcy farmy oraz obywatele z sąsiedniego miasteczka.

Na seans powinny wybrać się rodziny zarówno z wielkich miast, małych wsi, jak i miasteczek. Pojawia się bowiem w Traktorku… pewien zabawny, acz dający do myślenia gag. Mieszkańcy farmy wyobrażają sobie, jak wygląda życie w mieście… Jawi im się ono jako suma niekończących się traum związanych z biurową pracą, mieszkaniem w ciasnych pomieszczeniach czy smutnej samotności w sterylnych, odhumanizowanych domach spokojnej starości. W rzeczywistości miasto nie jest chyba jednak aż tak straszne. Nieznane, owszem, ale nie straszne. Myślę, że podobne zdziwienie pojawić się może na twarzach młodych kinomanów z miast, którzy to, co znają z metropolitalnej rzeczywistości, skonfrontują z ukazanym w filmie sielankowym życiem codziennym na farmie. Choć pełne wyzwań, może im się wydać nudne. Pozbawione nowoczesnych technologii, wyrafinowanych rozrywek i naznaczone ciężką pracą rolnika. A rzeczywistość pewnie nie jest taka przerażająca. I we współczesnym mieście, i na nowoczesnej dziś przecież wsi każdy znaleźć może swoje miejsce na ziemi.

Filmy dla dzieci, co zrozumiałe, operują pewnymi uproszczeniami obrazu wiejskiego i miejskiego trybu i stylu życia. Dzieje się tak, aby wyraźnie uwypuklić najważniejszą myśl filmu. Tak jak pisałem na początku, jest nią wiara we własne siły, budująca moc nadziei, niepoddawanie się trudom, a w tym wszystkim wspólne i przemyślane działanie. Warto więc przypomnieć młodym ludziom, że każda historia, także ta filmowa, operuje pewnymi uproszczeniami. Czasami mogą one wprowadzić nas w błąd. Pamiętajmy o tym, aby wyrabiając sobie zdanie o jakimś zjawisku, jedynie na podstawie tego co czytaliśmy, słyszeliśmy czy widzieliśmy w mediach, zachować dystans, wiedzieć o banalizacji i pewnym magicznym, filmowym komponencie, który sprawia, że opis staje się ciekawy i porywający, jak zresztą w przypadku Traktorka Florka…