Pomiędzy niebem a piekłem, czyli okolice Popielaw, Będkowa i Ujazdu

Maciej Dowgiel

Domowe archiwum wspomnień

Jan Jakub Kolski jest reżyserem, który tworzy filmy z żywej materii własnego życia, historii osobistych (rodzinnych) i traum, które były jego udziałem. Nastrój tych filmów zmienia się wraz z sytuacją życiową twórcy, czyniąc z jego dzieł coś na kształt artystycz­nego i emocjonalnego (a więc subiektywnego) opisu rzeczywistości. A że każde życie biegnie własnym torem, wzbogacając jednostkowe doświadczenie, wraz z nim ewoluuje sztuka tworzona przez tego człowieka-artystę. Tak też jest z Szablą od komendanta. W familiarny nastrój filmu wprowadzają nas stare zdjęcia. Z jednej strony ukazują sce­ny o charakterze narodowym, z drugiej zaś są przecież tak niezwykle osobiste. Można nawet odnieść wrażenie, że zostały wyrwane z rodzinnego albumu, aby zasilić pamięć zbiorową, narodową, patriotyczną. Bo z czegóż innego, jak nie z konkretnych wspo­mnień ludzi z krwi i kości, składa się ta abstrakcyjna pamięć powszechna o wydarze­niach minionych? Jeżeli zaś mówimy o współczesnym kinie autorskim, nazwisko Kol­ski jako jedno z pierwszych ciśnie się na usta. Naturalne jest, że autor widoczny w dziele filmowym ujawnia się po części także w opowiadanej historii. Historia ta musi być za­tem osobista… Tadeusz Sobolewski zdefiniował ten rodzaj twórczości jako „oswajanie wielkich tematów narodowych przez rodzinne pamiątki”[1].

Taką pamiątką w Szabli od komendanta jest choćby stare radio; pamiątkami są starannie przechowywane na specjalne okazje medale (dwa Krzyże Walecznych za dwie wojny) oraz szabla — dar od marszałka Piłsudskiego ofiarowany w uznaniu za odwagę i dobrą służbę. Jednak do owych materialnych symboli pamięci Kolski dodaje pamięć miejsca. Miejsca magicznego, związanego z historią rodu reżysera, ale i z bło­gim dzieciństwem. Uniwersalną historię, która mogłaby przecież rozegrać się wszędzie, Jan Jakub Kolski umieszcza pod konkretnym adresem geograficznym. Robi to dys­kretnie, wplatając w dialogi nazwy miejscowości z okolic jego umiłowanych Popielaw. I tak Jakubka Szewczyka, głównego bohatera Szabli…, nawet św. Piotr u nieba bram nie wywołuje z imienia i nazwiska, lecz z pochodzenia — Jakubek z Będkowa. Targ zaś, na który gospodarze zwożą urodzajne plony, odbywa się w Ujeździe. Wszystko to ma miejsce nie dalej niż siedem kilometrów od domu, małej ojczyzny reżysera. Te geogra­ficzne wytyczne są świadectwem nie tylko znajomości regionu, ale i mentalności żyją­cych tam ludzi, bez których trudno zrobić wiarygodny film. To także, jak sam nazywa ten region Kolski, jego „adres serdeczny”. „Ten adres serdeczny musi być w filmie, czyli świadectwo, że człowiek, który robi film, pochodzi z jakiegoś miejsca w świecie, skąd pochodzą jego pierwsze zachwycenia, jego pierwsze wzruszenia”[2].

Nie znaczy to bynajmniej, że autorski trop jest jedynym, przez który można od­czytać ten, a także inne filmy Kolskiego. Wręcz przeciwnie Szabla… pełna jest uni­wersalnych symboli, czyniących z niej film zrozumiały pod prawie każdą szerokością geograficzną. I choć trudno odmówić filmowi osobistości i związanej z nią, w tym przypadku, autorskości jako dobrego klucza interpretacyjnego, sam reżyser zachęcał w jednym z wywiadów, aby filmy (także jego) oglądać przede wszystkim oczami i ser­cem, gdyż: „największym błędem jest mówienie człowiekowi, co jest w danym filmie dla niego ważne. Każdy wie to sam lub dowie się tego w czasie spotkania z filmem”[3].

Patriarchat teoretyczny i feminizm praktyczny

„Darowany mi oręż, wnukowi dla tradycji,
przekazać przysięgam”[4].

Będków Kolskiego jest pełen miłości! Miłości przaśnej, może nawet nieco dosadnej, dyktowanej przez chuć i naturalne prawo prokreacji. Słowa „seks” nikt tam jednak gło­śno nie wypowie, choć wszyscy o nim myślą — taka, ot, lokalna (i nieszkodliwa) pru­deryjność. Tam każdy mężczyzna powinien mieć żonę, spłodzić syna i zasadzić drzewo. Ten sposób postrzegania świata tylko pozornie wynika z patriarchalnych stereotypów. Więcej w tym zwyczaju i przywiązania do tradycji niż chęci dominacji. Lecz cóż zrobić, gdy miłość nie przychodzi, pozbawiając tym samym potomstwa? To zaś uniemożli­wia wywiązanie się z przyrzeczenia danego Naczelnikowi… A zatem trzeba tę miłość zaplanować. Dopomóc amorowi, pokierować jego strzałą. Przy tym przydatne są do­świadczenia zdobyte w walce u boku legionistów. Działania wojenne! Planowanie bi­twy! W końcu w takich sprawach najwięcej doświadczenia mają wojskowi. Niestety, miłość jest najczęściej ślepa i chadza własnymi ścieżkami, nie biorąc pod uwagę starań osób trzecich. Warto jednak spróbować, szczególnie gdy nie ma wiele do stracenia, a do zyskania bardzo dużo. Cel jest bowiem szczytny! Trzeba wywiązać się z honoro­wego zobowiązania, żonę znaleźć, do sypialni doprowadzić, a jak syn gamoń to i jego przyuczyć!

Wybór partnerki dla syna to rzecz nieprosta. „Musi być rozłożysta w biodrach — wybujała jak Kasztanka. Pana komendantowa Kasztanka. Mleczarnia ważna, żeby dobrze i szybko wykarmić. Duża mleczarnia potrzebna. To znaczy… biusty duże. Zęby ważne. Nóżka cieniutka w pęcinie. Grzbiet pięknie wysklepiony. Chód wysoki. Noz­drza delikatne, żeby każdy wiaterek chwytały. Ładnie umaszczona. W kłębie wysoka. Włos w ogonie jedwabisty. Kopytka nieduże, dobrze podkute. I żeby tak kopytkami po stepie zadzwonić… A we wsiach dziewczyny z licami jak jagody, z warkoczami jak snopy pszeniczne. A w stodołach są stogi pachnącego siana i księżyc świecący na nie­bie”. Trudno się gniewać za to dobroduszne uprzedmiotowienie. Wynika ono nie tyle z chęci zniewolenia kobiety, ile z nadziei wyboru najlepszej kandydatki na synową, a więc i przyszłą matkę Jakubkowych wnuków. Porównanie zatem kobiety do Kasz­tanki Piłsudskiego, czyli najpiękniejszej istoty, jaka kiedykolwiek stąpała po Ziemi, to przecież metafora kultu Marszałka oraz jego „relikwii”, bo zapewne w tych kategoriach należałoby rozpatrywać jego klacz.

Ta sielska lubieżność, charakterystyczna dla męskich gawęd, na nic się zdaje w obliczu prawdziwej miłości. Marianna, wybranka serca Janeczka (syna Jakubka), ma swoje sposoby, by usidlić kochanka. A ze wskazaniami serca dyskutować nie można…

Jakubek od kobiet dostaje jeszcze jednego prztyczka w nos. Nie jest w pełni usatysfakcjonowany z narodzin wnuczki, w końcu w przyrzeczeniu wyraźnie była przecież mowa o wnuku… a zatem dziewczynka nie pozwala mu zaznać spokoju, więcej, naka­zuje w nadziei na męskiego potomka trwać na tym łez padole. Wnuczka okazuje się, na szczęście, godną następczynią legionowych zwyczajów. Niczym Joanna d’Arc nie stroni od oręża. Sama, bez nalegań rodziny, pochwyciła szablę w swe dłonie, dając tym samym satysfakcję dziadkowi, oddając honor i… umożliwiając wywiązanie się z przysięgi.

Między swojskim sacrum a obcym profanum

„W stosunku Kolskiego do historii jest coś archaicznego, związanego z ideą wieczne­go powrotu, ale także coś chrześcijańskiego, związanego z Opatrznością”[5]. Spostrzeżenie padające z ust krytyka filmowego Tadeusza Sobolewskiego zdaje się być najlepszą analizą nie tylko całokształtu twórczości samego reżysera, ale i Szabli od komendanta w szczególności. To przecież rozprawa o wiecznym powrocie do raju, w którym czekają na głównego bohatera wszyscy bliscy, a życie toczy się tam w iście sielankowym stylu. Historia Bożej Opatrzności, pozwalającej w sposób honorowy wywiązać się ze zobowiązań, a do tego przejść w sposób godny, i na swój sposób uczciwy, przez długie, szczęśliwe życie. Bo niebo i piekło, jak i pojmowanie sprawiedliwości, zostały stworzo­ne na wzór oczekiwań Jakubka Szewczyka, właściciela tytułowej szabli.

Jest zatem niebo chłopskie i niebo miejskie, gdyż przecież chłop z mieszczuchem dogadać się nie mogą. Inna jest ich mentalność, inne podejście do życia, w końcu pew­nie i priorytety różne we własnych kodeksach postępowania. Samo niebo jawi się Ja­kubkowi na kształt wiejskiej zagrody niczym z Popielaw. U prostych wrót do niebiańskiego obejścia są kury, kaczki, świniaki, owce i krowy. Wszystko swojskie, naturalne, aby bohater nie zagubił się w rajskiej rzeczywistości. Nawet anioły bardziej ludzkie niż boskie, dopiero uczą się latać, spadając od czasu do czasu w błoto.

Piekło zaś to świat bez podziałów na wieś i miasto, inteligentów i chłopów… demokracja. Koszmarem być musi takie pomieszanie, gdzie w jednej przestrzeni i swoi, i obcy. Sam diabeł nie taki straszny. Jakubka z szablą chce wpuścić do swego królestwa. Do nieba z szablą zaś nie wolno! A co, jak Jakubek spotka Komendanta? Jak wytłuma­czy się Naczelnikowi z braku oręża? Tylko Józef Piłsudski przechytrzył wszystkich świę­tych i samego Boga, gdyż, jak go do nieba nie chcieli z szablą wpuścić, to zagroził, że sam pójdzie do diabła! Trudno się dziwić, jak się okazuje, nie tylko królom, ale i Bogu jest równy i nie zważa na biurokrację św. Piotra. Wszędzie wydaje rozkazy! Takie po­strzeganie jest kontynuacją mitycznego, boskiego wręcz podejścia do osoby Marszałka. Nie bez powodu przecież w polskiej tradycji występuje on w jednym rzędzie z orłem i… Matką Boską, od której notabene przejął wiele cech, takich jak: wyrozumiałość, troska o rodzinę (ojczyznę), opiekuńczość (nad Polakami). To połączenie materializuje się zaś w licznych przedstawieniach artystyczno-sakralnych, np. ryngrafach, obrazach czy rzeźbach, zdobiących kościoły i salony patriotycznych domostw w całej Polsce.

Diabeł zachęca Jakubka do wizyty w przyjaznym piekle. Przegania go jednak kamieniem bolszewik. Bo w niebie są i bolszewicy, i piłsudczycy. A przed Komendantem salutują wszyscy. Skąd takież przemieszanie? Trudno powiedzieć, może za życia wystarczyło być dobrym człowiekiem i żołnierzem, wierzyć w ojczyznę, w walce być wiernym raz przyjętym ideałom?

Ten autorski koncept Boga, nieba i piekła wskazuje na pewne swojskie podejście do tego, co święte, wielkie, ostateczne. Nie napawa strachem i bojaźnią Bożą, wręcz przeciwnie, oswaja z tym, co nieuniknione. Śmierć, a właściwie to, co po niej nastę­puje, staje się naturalną kontynuacją życia, z analogicznymi problemami (biurokracja) i wyborami (demokratyczne piekło czy chłopskie niebo). No i najważniejsze jest to, że w raju będą też najbliżsi, którzy opuścili już ziemski padół jak Brzózka, ukochana Jakubka, która wiernie czeka na wybranka serca. Można powiedzieć, że to taka forma oswajana poprzez nadawanie temu, co nieznane, obce, wywołujące strach i niepewność, cech dobrze znanych z codziennego życia. Miejsce na Ziemi, ów „adres serdeczny”, o którym wspomniałem w pierwszej części tekstu, zostaje przeniesiony do nieba. Bo próżno szukać większego szczęścia, niż to, którego zaznało się w swej małej ojczyźnie.

Przaśna swojskość

Szabla od komendanta to film, któremu „nic co ludzkie, nie jest obce”. Jest w nim typowa wiejska sławojka, „świątynia dumania” z charakterystycznym serduszkiem zamiast okienka. Jest i umiłowanie ziemi oraz natury, nieco ironiczny, przez odwołanie do Mi­czurina, hołd złożony plonom z pól i ogrodów. Jest tradycja i nowoczesność, wiara i na­uka, są pijacy i bohaterowie. Wszyscy zaś zostali potraktowani pobłażliwie, z lekkim przy­mrużeniem oka, ukazani w duchu legendy ludowej, w której cudowność bezwzględnie miesza się z rzeczywistością. Te legendy zostały ubrane w lokalny koloryt, stając się wy­razem tęsknoty za tym, co utracone, choć także i ciekawości tego, co dopiero nadejdzie. Nic bowiem nie bierze się z niczego. Musi być zakorzenione w tradycji, kulturze, wie­rze. Naturalny jak pory roku jest też bieg ludzkiego życia, bo po lecie przychodzi jesień, a po życiu, śmierć.

I co z tego, że czasem herosi nie są w filmie nieskazitelni? Przepijają darowane im lasy i sklepy z wyszynkiem. Że ich motywacja jest niezwykle prosta: ze śmiercią do wiosny poczekać, żeby jeszcze śliwkówki i gruszkówki spróbować. Cóż z tego, że zdarza im się czasem zdegustować denaturat? Wystarczy wstyd i bojaźń Boża przed Panem Komendantem! On bywa miłosierny jak Matka Boża, a dzięki jego wstawiennictwu udaje się wiele osiągnąć. To wszystko przykłady ludowej wiary, swojsko pojmowanej rzeczywistości. I choć pewnie z dogmatami religii wiara ta nie ma wiele wspólnego, jest w pełni prawdziwa i szczera. Trzeba więc Kolskiemu uwierzyć, że w jego małej ojczyź­nie jest podobnie jak w filmie. A że być może nie wszystkim się to podoba, no cóż, trudno! Nie musi. To jego wspomnienia i jego mała ojczyzna. I niech każdy z nas dba o swoją, pielęgnując w sercu wspomnienia, takie jakie były… bez zbędnego moraliza­torstwa, nie dopasowując świata do zmieniających się mód i pamięci historycznych.

Nota biograficzna:

Jan Jakub Kolski – reżyser, scenarzysta, operator, pisarz, wykładowca Szkoły Filmowej w Łodzi – urodził się we Wrocławiu w 1956 roku. Tam pracował jako asystent operatora kamery we wrocławskiej wytwórni filmowej. W 1985 ukończył wydział operatorski Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i teatralnej. Debiutował (pierwszy film fabularny) w 1990 roku filmem Pogrzeb kartofla, jednak największą popularność przyniósł mu film Jańcio Wodnik z 1993 roku. W swoich dotychczasowych filmach Kolski wykreował magiczny, sielski świat mazowieckiej wsi, zakorzeniając własną twórczość lokalnie — w okolicach Popielaw, jednej z podłódzkich miejscowości, w której wychowywał się i dorastał pod opieką dziadków. Jan Jakub Kolski jest także autorem książek: Jańcio Wodnik i inne opowiadania, Kulka z chleba, Mikroświaty, Jadzia i małoludki, Egzamin z oddychania i Las, 4 rano.

Pytania pomocne w dydaktyce:

1. Obejrzyj filmy Jana Jakuba Kolskiego Szabla od Komendanta oraz 1920 Bitwa Warszawska Jerzego Hoffmana. Zastanów się, dlaczego obaj twórcy wykorzystują w swych dziełach motyw rozdzielonej miłości (u Kolskiego Jakubek i Brzózka; u Hoffmana Jan i Olga)? Zwróć uwagę na romantyzm ukazanych w filmach związków i jego wpływ na działania i decyzje bohaterów.

Bibliografia:

  1. Barbara Hollender, Od Wajdy do Komasy, Warszawa 2014, ss. 255–269.
  2. Natasza Korczarowska, Ojczyzny prywatne. Mitologia przestrzeni prywatności w fil­mach Tadeusza Konwickiego, Jana Jakuba Kolskiego, Andrzeja Kondratiuka, Kraków 2007, ss. 151–200.

[1] T. Sobolewski, Świat według Kolskiego, „Kino” 1996, nr 6, s. 14 [za:] N. Korczarowska, Ojczyzny prywatne. Mitologia przestrzeni prywatności w filmach Tadeusza Konwickiego, Jana Jakuba Kolskiego, Andrzeja Kondratiuka, Kraków 2007, s. 155.

[2] Cytat pochodzi z wywiadu przeprowadzonego z Janem Jakubem Kolskim w programie telewizyjnym z cyklu Rozmowy na koniec wieku [za:] N. Korczarowska, op. cit., s. 152.

[3] Oczami i sercem… — rozmowa M. Dowgiela z J.J. Kolskim, www.edukacjafilmowa.pl/oczami-i-sercem/

[4] Jeżeli nie zaznaczono inaczej, cytaty pochodzą z filmu Szabla od komendanta.

[5] Ekologia duszy — wywiad T. Sobolewskiego z J.J. Kolskim, „Kino” 1994, nr 3, s. 14 [za:] N. Korczarow­ska, op. cit., s. 155.

tytuł: „Szabla od komendanta”
gatunek: dramat, komedia
reżyseria: Jan Jakub Kolski
scenariusz: Jan Jakub Kolski
muzyka: Waldemar Wróblewski
zdjęcia: Piotr Lenar
obsada: Bronisław Pawlik, Franciszek Pieczka, Wiesław Gołas, Witold Pyrkosz
produkcja: Polska
rok prod.: 1995
czas trwania: 101 min.

Wróć do wyszukiwania