Nowe wyzwania, nowe spojrzenia
– sport we współczesnym
polskim filmie dokumentalnym

Dominik Wierski

Przez wiele lat sport w polskim filmie dokumentalnym funkcjonował w ramach krótkiego lub średniego metrażu. Dokumenty o tematyce sportowej stanowiły dodatek do kinowych seansów, felieton Polskiej Kroniki Filmowej, ewentualnie samoistny artefakt produkcji telewizyjnej. Bez wątpienia więc do najistotniejszych przemian, jakie dokonują się w ostatnich latrach w paradygmacie polskiego kina sportowego, należy poszerzenie jego obiegu o dokumentalne filmy pełnometrażowe. Są wśród nich produkcje telewizyjne, ale też takie, które trafiają do ogólnokrajowej dystrybucji kinowej.

W 2007 roku Krzysztof Rak, będący wówczas szefem produkcji filmów dokumentalnych w HBO Polska, powiedział: „A my poszukujemy aktualnych, a jednocześnie ważnych społecznie historii; chętnie kontrowersyjnych lub dotykających spraw, które nie znajdują emanacji w telewizji publicznej. Istotnym warunkiem jest sprawna, przykuwająca uwagę narracja, a nie wiejące nudą eksperymenty formalne”[1]. Słowa te zbiegły się z premierą wyprodukowanego przez stację filmu Jacka Bławuta Wojownik (2007), w którym słynny reżyser zaproponował nową w polskim kinie formułę opowiadania o sporcie, odpowiadającą postulatom szefa produkcji HBO (choć trzeba zauważyć, że sugestia, jakoby eksperymenty formalne musiały wiać nudą, w kontekście dokumentów sportowych wydaje się akurat zanadto uproszczona i niesprawiedliwa). To pewna cezura w polskim dokumencie sportowym, odtąd coraz częściej trafiającym do masowego widza. W kolejnych latach na ekranach kin pojawiły się takie tytuły, jak Będziesz legendą, człowieku (2012), Mundial – gra o wszystko (2012), Jurek (2014), Drużyna (2014), 110% (2016) czy ostatnio Biegacze (2017). To raczej jeszcze nie jest zjawisko formacyjne, ale niewątpliwie warto przyjrzeć się strukturom, estetyce i poetyce powyższych obrazów i spróbować wskazać, co je łączy, ile jest w nich autorskiej oryginalności, skąd czerpią ewentualne inspiracje, wreszcie też – jakie są ich walory edukacyjne?

Wojownik

Gdy ogląda się dziś Wojownika, to na myśl przychodzą późniejsze świetne, wyprodukowane przez amerykańską stację ESPN filmy z serii 30 for 30. Ich twórcy w wielostronny sposób portretowali sportowców, drużyny i wydarzenia, ale niemal zawsze osadzali przy tym sport w kontekście społecznym, kulturowym, historycznym czy politycznym. Przede wszystkim zaś czynili to w formie pasjonującej opowieści. Podobna sztuka udała się polskiemu reżyserowi.

W warstwie formalnej Bławut sięga do wyestetyzowanych ujęć, ale też do archiwalnych nagrań i zwyczajnych „gadających głów”, budując z nich dynamiczną i spójną narrację. Głos ma przede wszystkim główny bohater filmu, były kickbokser Marek Piotrowski, ale wypowiadają się też ludzie z jego najbliższego otoczenia: menedżerowie, dziennikarze, rywale. Wydarzenia z przeszłości widz poznaje dzięki temu z kilku uzupełniających się perspektyw. Szczególnie istotną rolę w strukturze narracyjnej Wojownika pełnią zainscenizowane przez Bławuta sceny przesyłania sobie przez dawnych rywali swego rodzaju listów nagranych na taśmy wideo. Pozwalają one dotrzeć do emocji Piotrowskiego i ukazać istotę jego dramatu.

Sięgając do nowoczesnego sposobu opowiadania o sporcie, Bławut nie traci charakterystycznych cech swego autorskiego stylu: intymnej relacji z bohaterem, namysłu nad zmiennymi kolejami ludzkiego losu, empatycznego przyglądania się próbom podniesienia się z upadku. Tematem Wojownika jest determinacja, pełna poświęceń praca, ale też przychodzący niespodziewanie krytyczny moment i ciosy, po których bardzo trudno jest się podnieść. Piotrowski na przełomie lat 80. i 90. odnosił wielkie sukcesy na zawodowych ringach w Stanach Zjednoczonych. Zwyciężał w starciach z najsłynniejszymi zawodnikami w historii tej dyscypliny, dziewięciokrotnie sięgał po mistrzostwo świata, zdobywając także inne tytuły. Jego sukcesy, co reżyser zaznacza w tle swej opowieści, stały się ważne dla amerykańskiej Polonii, dumnej z sukcesów rodaka. Piotrowski zdobył najwyższe szczyty, ale niestety doświadczył następnie dramatycznego upadku. Niczym biblijny Hiob, do historii którego Bławut wyraźnie się odnosi, stracił rodzinę, pieniądze, zdrowie. Religijna metaforyka przenika zresztą cały film, przenosząc temat sportowy w obszar egzystencjalnych rozważań nad sensem istnienia i wiary.

Bławut dociera do istoty sposobu, w jaki bohater Wojownika pojmuje sport i życie. Obecność przeciwnika w ringu była dla Piotrowskiego drogą do samopoznania. Musiał zawsze dawać z siebie wszystko to, co najlepsze i nigdy nie oszczędzał siebie ani innych. Sport jest w takim ujęciu metaforą życia jako trwającej bez ustanku walki. Brak kompromisów w tak brutalnej i kontaktowej dyscyplinie jak kickboxing wymaga jednak zapłacenia niezwykle wysokiej ceny. Czy zatem walka Piotrowskiego miała sens? Bławut nie udziela jednoznacznej odpowiedzi, zamiast tego z uwagą wysłuchuje swego bohatera i z empatią patrzy na jego kolejne starcie, tym razem już poza ringiem.

Film Bławuta ma niezaprzeczalne walory edukacyjne. Prowokuje choćby do debaty, na lekcji wychowawczej lub etyki, na temat korzyści i konsekwencji bezkompromisowego trwania w wierności własnym przekonaniom. Wojownik w pozbawiony patosu sposób skłania także do refleksji nad fundamentalnymi zagadnieniami, takimi jak ludzka godność, wiara, rodzina i przyjaźń. Z kolei wspomniany kontekst Hioba pozwala na to, by zastanowić się nad wielością i różnorodnością biblijnych inspiracji w tekstach kultury.

Będziesz legendą, człowieku

Mistrzostwa Europy, które w 2012 roku Polska współorganizowała z Ukrainą, były wyjątkowym wydarzeniem. Nigdy wcześniej nad Wisłą nie odbywała się piłkarska impreza tak wysokiej rangi. Występowi polskiej reprezentacji towarzyszyły wielkie oczekiwania, a jej mecze oglądały tłumy na stadionach, w strefach kibica i przed telewizorami. Film poświęcony Euro 2012 wydawał się czymś nieuniknionym. Zrealizował go Marcin Koszałka, świetny operator i reżyser głośnych dokumentów. Gdy jednak Będziesz legendą, człowieku trafił na ekrany kin, dominowało poczucie rozminięcia się oczekiwań widzów z wizją twórcy. Koszałka, autor niezwykle oryginalny, usiłował spojrzeć na wielkie sportowe wydarzenie z intymnej perspektywy, celebrując rutynę piłkarskiego życia z dala od świateł reflektorów oraz przyglądając się osobistym rozterkom swych bohaterów.

Kamera śledzi przede wszystkim Damiena Perquisa, francuskiego obrońcę, który po otrzymaniu polskiego obywatelstwa ma szansę zagrać na Euro. Proces aklimatyzacji nie jest dla niego łatwy. Zawodnik jest celem ataków tych, którzy nie widzą sensu we wzmacnianiu drużyny narodowej naturalizowanymi graczami. Perquis musi udowodnić, że jest Polakiem i dla nowej drużyny będzie dawać z siebie wszystko. Niejako na marginesie pojawia się tu wątek globalizacji współczesnego sportu, w którym znoszone są kolejne granice terytorialne i narodowościowe. Koszałka pokazuje długie sceny rodzinnych rozmów, podczas których ujawniają się rozterki i obawy Perquisa. Pojawiają się, bliskie reżyserowi, wątki chłodnych i bolesnych relacji z ojcem, jest też miejsce na ukazanie zmagań piłkarza z bólem będącym skutkiem urazu ręki. Obok wychowanego we Francji defensora drugim pierwszoplanowym bohaterem filmu jest Marcin Wasilewski, niestroniący od przekleństw boiskowy wojownik. Wie, że Euro 2012 jest jego ostatnią szansą na to, by z drużyną narodową osiągnąć coś istotnego. On także ma za sobą trudne chwile i długą rehabilitację po ciężkiej kontuzji odniesionej wskutek brutalnego faulu Axela Witsela. Inni piłkarze drużyny narodowej są tłem, wręcz irytująco banalnym – grają w gry na konsoli, śmieją się z głupawych żartów, a jeden z bramkarzy nieustannie usiłuje zwrócić na siebie uwagę pozerskimi gestami. Ciekawszy od nich jest pojawiający się co pewien czas w kadrze Grzegorz Lato – dawniej genialny piłkarz, ale w momencie realizacji filmu przede wszystkim nielubiany prezes PZPN. Koszałka rejestruje jego siermiężne żarty i nieskładne zdania, budując dokładnie taki obraz Laty, jaki chciałoby widzieć wielu niechętnych mu kibiców. Są też masażyści, usiłujący zdjąć presję z zawodników, sami jednak bardzo mocno przeżywający końcową klęskę zespołu. Koszałka porusza zatem dużo wątków, dyskusyjne jest jednak, czy tworzy z nich spójną całość.

Film ożywiać mają animacje, lecz ten popularny we współczesnym dokumencie zabieg jest niestety jednym z najsłabszych elementów całości. Dużo lepsze są fragmenty meczów. Kamera odchodzi w nich od standardowego sposobu ukazywania boiskowych zmagań. Nietypowe ustawienia kamery, uwaga skoncentrowana nie na piłce, lecz na ruchu i emocjach graczy, dźwięk wyławiający odgłosy niesłyszalne w zwykłej transmisji – to wszystko zdaje się przywoływać formułę opowiadania o sporcie znaną z filmów Bogdana Dziworskiego, który był zresztą jednym z operatorów na planie Będziesz legendą, człowieku. I w tym aspekcie Koszałka rzeczywiście pokazuje Euro w sposób nowatorski i intrygujący.

Reżyser nie może jednak wejść z kamerą do szatni – biznes, jakim jest współczesna piłka nożna, rządzi się tu twardymi regułami. Dlatego też portret drużyny pozostaje niepełny. Nie powstał (bo być może nie mógł powstać) film, który stan ducha zespołu pokazałby tak, jak choćby słabo znane, ale doskonałe City! (1981, reż. Peter Carr). Koszałka zrobił niewątpliwie film oryginalny i miejscami frapujący, lecz niestety nieangażujący widza. Nawet jeśli jednak Będziesz legendą, człowieku trudno jednoznacznie zapisać po stronie sukcesów współczesnego polskiego dokumentu sportowego, to niewątpliwie reżyser zasługuje na szacunek z racji podjęcia próby daleko idącego zerwania z konwencjami.

Wykorzystując film w procesie edukacji, można spojrzeć na niego pod kątem problematyki narodowej tożsamości. Jakie miejsce w jej wyrażaniu zajmuje współczesny sport? Czy jest coś, co Polaków łączy lepiej niż piłka nożna? Co decyduje o byciu Polakiem – obywatelstwo, miejsce urodzenia, znajomość języka, poczucie przynależności narodowej? To pytania, do których w ciekawy sposób warto odnieść film Koszałki.

Mundial. Gra o wszystko

Bez wątpienia jednym z najbardziej udanych polskich dokumentów sportowych ostatnich lat jest Mundial. Gra o wszystko w reżyserii Michała Bielawskiego. Podobnie jak w urugwajskim Mundialito (2010, reż. Sebastian Bednarik) tematem filmu jest piłkarski turniej przywoływany w kontekście kluczowych dla losów danego państwa politycznych wydarzeń. Oba filmy pokazują, w jaki sposób sportowy sukces skonsolidował obywateli żyjących w krajach rządzonych przez represyjne władze – Urugwaju i Polsce. Służy temu wielogłosowy komentarz autorstwa dysydentów wspominających, jak przeżywali piłkarskie emocje w miejscu odosobnienia. W tle obu opowieści w barwny sposób odmalowana została specyfika mediów i popkultury przełomu lat 70. i 80. Rozgrywany w pięćdziesięciolecie pierwszych Mistrzostw Świata turniej Mundialito, choć obsadzony mocno jak bodaj żadna inna piłkarska impreza w historii, jest dziś jednak trochę zapomniany. Miał zresztą rangę symboliczną, gdyż stanowił nostalgiczne upamiętnienie przeszłości i swoiste preludium Mundialu w Hiszpanii. A z kolei to wydarzenie do dziś jest mocno wpisane w historię futbolu, m.in. dzięki spektakularnym wyczynom Rossiego, Contiego, Zoffa i ich włoskich kolegów, „pięknej porażce” Brazylii czy skandalicznej postawie drużyn RFN i Austrii. Dla Polaków zaś turniej w Hiszpanii to część wciąż żywotnej piłkarskiej mitologii. Nawet jeśli Bielawski odwoływał się do struktury urugwajskiego filmu, to jednak stworzył dzieło emanujące energią, a przy tym silnie osadzone w polskiej kulturze i historii.

Reżyser zręcznie prowadzi wielogłosową narrację. Dawne sławy biało-czerwonych, trener Piechniczek, dziennikarze i internowani w Białołęce działacze „Solidarności” układają pasjonującą opowieść o drodze polskiej drużyny na podium Mundialu oraz o klimacie życia w Polsce doby stanu wojennego. Fragmenty spotkań uzupełniane są niuansami dotyczącymi medialnej obsługi Mundialu przez znienawidzoną PRL-owską telewizję. Bielawski nie gubi też aspektów czysto sportowych, a dokumentalny przekaz urozmaica ciekawymi estetycznymi zabiegami, takimi jak „ożywianie” szpalt gazet czy też animacje przywodzące na myśl po części komiks, a po części Walca z Baszirem. Emocje z Estadio Riazor i Camp Nou uzupełniają się z niepewnością, ale i determinacją panującą w celach baraków obozu dla internowanych. Całość okraszają zaś artefakty kultury popularnej epoki, jak znany przebój Bohdana Łazuki Tajemnica Mundialu czy też pamiętana słabiej, za to chyba jeszcze lepsza piosenka Nie pojadę do Hiszpanii Sławomira Kowalewskiego. Z kolei fragmenty telewizyjnych programów propagujących „gimnastykę” (cudzysłów jak najbardziej uzasadniony) wprowadzają dawkę absurdalnego humoru.

Przede wszystkim jednak film znakomicie oddaje atmosferę wielkiego turnieju i jego przeżywania przez kibiców w szczególnym momencie historycznym, przenosząc całość w obszar refleksji nad społecznym i kulturowym znaczeniem piłki nożnej, czyli sportu w wyjątkowy sposób jednoczącego i odzwierciedlającego narodową tożsamość. Dzięki zastosowanej przez Bielawskiego metodzie opowiadania o sporcie i historii Mundial. Gra o wszystko jest zatem filmem, który zainteresuje zarówno miłośników piłki nożnej, jak i nauczycieli oraz uczniów. Dokument ten ma wielki potencjał edukacyjny jako niekonwencjonalna lekcja patriotyzmu, ukazując przywiązanie Polaków do wolności i sprawiedliwości, a główny akcent przenosząc z dominującej często w takich narracjach martyrologii na jedność i sukces. Niebagatelne znaczenie ma przy tym zwięzłe, ale celne ukazanie burzliwej historii początku lat 80.: karnawału „Solidarności”, stanu wojennego, propagandy, atmosfery strachu i niepewności, a także ikonografii i kultury epoki. Mistrzostwa Świata w Hiszpanii są również jej istotną częścią, a film Bielawskiego bardzo dobrze to pokazuje, będąc przekonującym świadectwem procesu wykraczania znaczenia sportu poza stadiony.

Jurek

Piłkarze Antoniego Piechniczka osiągnęli sukces na Mundialu jakby na przekór wszystkim okolicznościom. W pewnym sensie łączy ich to z polskimi himalaistami, którzy w latach 80. Dokonywali, zdawałoby się, niemożliwych wyczynów, dominując na szczytach najwyższych gór świata. Bodaj najwybitniejszą postać naszego himalaizmu, Jerzego Kukuczkę, w filmie Jurek sportretował Paweł Wysoczański.

W swym wielokrotnie nagradzanym filmie reżyser sięgnął do klasycznych formuł narracyjnych – jest więc bardzo dużo wypowiedzi przyjaciół i bliskich głównego bohatera, a także archiwalnych nagrań, spośród których większość jest bezpośrednio związana z podstawowym tematem, ale pojawiają się też obrazy kontekstowe, służące przywołaniu atmosfery czasów, o których utwór traktuje. Znalazło się też miejsce na fragmenty fabularyzowane, pełniące jednak drugorzędną funkcję. Forma w zdyscyplinowany sposób podporządkowana jest nadrzędnemu celowi – ukazaniu Kukuczki jako postaci fascynującej i pełnej wewnętrznych napięć. Robotnik spotyka się w niej z wielką gwiazdą mediów, kochający mąż i ojciec – z egoistą, atleta z humanistą. Bohater portretowany jest wszakże bez patosu. Można nawet doszukać się jego podobieństw do Lecha Wałęsy: w pochodzeniu, wyglądzie, sposobie mówienia, a przede wszystkim w dezynwolturze ryzykownego ścierania się z wielką siłą. Być może dlatego obaj stali się symbolami swych czasów i toczonych przez siebie walk. W pewnym momencie twórcy filmu być może sugerują zresztą takie podobieństwo – gdy w tle jednego z ujęć rozbrzmiewa głos przywódcy „Solidarności”, przez chwilę wydaje się, że to wciąż mówi wybitny himalaista. Z kadrów filmu Wysoczańskiego wyłania się obraz człowieka, który pomimo swej skromności i zwyczajności, zdaje się nie znać niemożliwego. Zdobywca Korony Himalajów i Karakorum jawi się jako ktoś, kto bez wątpienia potrafił sam wybierać swój los, by sparafrazować tekst słynnego utworu Budki Suflera poświęconego właśnie wysokogórskiej wspinaczce.

Jurek to emocjonalny portret wybitnej jednostki, ale i współtworzonego przez nią środowiska. Dzięki obecności innych wielkich – Kurtyki, Wielickiego, Pawłowskiego, Hajzera – czy archiwalnych ujęć z udziałem Wandy Rutkiewicz wskrzeszony zostaje fenomen polskiego himalaizmu lat 80. W tle zaś unosi się pytanie o to, jak to możliwe, że pomimo tak niesprzyjających warunków w siermiężnej PRL, Polacy osiągnęli w tym skrajnie niebezpiecznym sporcie tak wiele. Najbardziej oczywista, choć chyba niepełna odpowiedź to polskie pragnienie wolności, możliwej do uzyskania tylko tam, wysoko. Szczególnego wymiaru nabierają także świadectwa międzynarodowe. O wielkości Kukuczki mówią jego włoski rywal Messner, Meksykanin Carsolio czy Koreańczyk Heo Young-ho. Wypowiedź tego ostatniego o znalezieniu „dziwnego czerwonego żółwia w czarne kropki” to niepozbawiony humoru, a przy tym wzruszający dowód istnienia niezwykłego etosu obowiązującego w środowisku himalaistów.

W swym filmie Wysoczański rekonstruuje także ewolucję wizerunku medialnego Kukuczki. Ostatnia, tragicznie zakończona wyprawa jest już wielkim, jak na realia schyłku lat 80., przedstawieniem. W ten sposób kończy się epoka romantycznej, samotniczej eksploracji gór, a dokonuje nieuchronny proces wchłonięcia sportowego ekstremum przez główny nurt medialnego przemysłu. Kukuczka, by móc sfinansować wyprawy, musiał już wówczas mieć sponsorów i godzić się na obecność ekip telewizyjnych w obozowiskach. Wypowiedzi bohatera ukazują jego zmieszanie takim stanem rzeczy, ale też świadomość zachodzących zmian.

W edukacji Jurek, podobnie jak Mundial…, może zostać wykorzystany w kontekście pozapodręcznikowej wiedzy o polskiej historii najnowszej, ale najciekawszy wydaje się w odniesieniu do zagadnień etycznych i filozoficznych, choćby z racji oddanej w nim dobrze atmosfery nieustannej bliskości śmierci i ogromu ryzyka podejmowanego przez himalaistów. Bo przecież odwieczne, stawiane też wielokrotnie Kukuczce pytanie towarzyszące wysokogórskiej wspinaczce, brzmi: po co? Wciąż, jak pokazały nie tak dawno kolejne tragiczne rozdziały dopisane do historii polskiego himalaizmu, wywołuje ono wielkie emocje.

Drużyna

W swym kolejnym po wspomnianym już Mundialu… dokumencie poświęconym sportowi – Drużynie – Michał Bielawski przyjrzał się dyscyplinie, którą filmowcy, nie tylko polscy, zajmują się rzadko. W historii naszej kinematografii powstał wcześniej tylko jeden obraz w całości poświęcony siatkówce – był to pamiętny Kat (1976, reż. Witold Rutkiewicz), czyli portret wybitnego szkoleniowca Huberta Wagnera, realizowany w momencie największych sukcesów biało-czerwonych. Drużyna powstała w okresie, gdy polska siatkówka znów ma się świetnie i gromadzi tłumy kibiców w halach, przed telewizorami, a nawet na stadionach. Bielawski patrzy jednak na kadrę w chwili, w której dotknął ją sportowy kryzys. Po dobrych występach przyszły bolesne porażki na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie, na Mistrzostwach Europy i w Lidze Światowej. Dlaczego jest tak źle, skoro wszyscy trenują z takim samym zaangażowaniem i na placu gry wciąż dają z siebie tak wiele? – to pytanie nie daje spokoju bohaterom filmu.

Bielawski przygląda się próbom przezwyciężenia kryzysu, ale szybko zyskuje szerszą perspektywę opowieści. Drużyna jest też bowiem filmem o ciężkiej pracy i niezbędnej do osiągniecia sportowego sukcesu dyscyplinie i powtarzalności. Trudno jest znaleźć się na szczycie, ale jeszcze trudniej jest się na nim utrzymać lub na niego powrócić. Stąd też siatkarze nie oszczędzają się, a treningowy reżim wyznacza rytm ich całego życia, spędzanego na parkietach, w siłowniach, gabinetach odnowy biologicznej, autokarach, samolotach, czy anonimowych pokojach w hotelach i ośrodkach przygotowań.

Oglądając Drużynę (podobnie jak późniejsze 110%) można wywnioskować, jak trudno jest oddać istotę treningu, wysiłku i sensu sportowej rywalizacji za pomocą słów. Wówczas bowiem sportowcy i trenerzy wygłaszają zazwyczaj zdania, które wszyscy zdążyli już wielokrotnie usłyszeć, ponieważ funkcjonują one w języku sportu na zasadzie graniczącej z banałem mantry. W filmie Bielawskiego takie wypowiedzi również się znalazły, ale trudno nie zauważyć, że poparte są autentycznym zaangażowaniem, potem wylanym na treningu i dumą odczuwaną w momencie odgrywania narodowego hymnu. Bielawskiemu udaje się oddać mentalność drużyny w momencie niepewności i poszukiwania metody powrotu na właściwą drogę. Sukces w sporcie, czego bohaterowie Drużyny są świadomi, jest ulotny, a życie dopisało do filmu ciekawe rozwinięcie, bo przecież od tamtego czasu polska siatkówka zaznała zarówno chwil triumfu, jak i kolejnych bolesnych porażek.

Bielawski przygląda się siatkówce z pewnym dystansem, zapewne dlatego, by nie powielać języka telewizyjnej relacji z meczu, ale też po to, by uniknąć dodatkowego mitologizowania sportu. Taki punkt widzenia skłania do wykorzystania Drużyny w edukacji i rozmowy, na przykład na lekcji wychowawczej, na temat sensu uprawiania sportu wyczynowego, jego znaczenia dla społeczeństwa, ale też kwestii bardziej ogólnych, dla których sport jest świetną metaforą. Bielawski porusza bowiem problem radzenia sobie z porażką, presją i krytyką, podkreśla też wagę wyznaczania sobie celu i konsekwentnego dążenia do jego realizacji.

110%

Interesującą próbę odczytania formuły dokumentu sportowego przyniosło 110% w reżyserii Agnieszki Goli-Rakowskiej (przy współpracy odpowiedzialnego za sekwencje sportowe Łukasza Borzęckiego). Ten zrealizowany w 2016 roku film bez wątpienia przynależy do swego czasu – zarówno w kwestii ujęcia tematu i zastosowania środków filmowego wyrazu, jak i podejścia do samego sportu.

110% jest polifoniczną refleksją nad kwestiami fundamentalnymi dla sensu zawodowego uprawiania sportu. Liczna grupa wybitnych współczesnych polskich zawodników i zawodniczek w przykuwający uwagę sposób mówi o znaczeniu ciężkiej pracy na treningach, przywołuje poświęcenia, jakie są ceną sukcesu, wspomina chwile swoich wzlotów, upadków i wielkich powrotów. Dużą część filmu zajmuje opis znaczenia, jakie dla osiągnięcia zwycięstw ma dziś w sporcie odpowiednie przygotowanie psychologiczne. Narracja płynie niezwykle dynamicznie, ponieważ filmowane w bliskich planach wypowiedzi wprost do kamery przeplatane są pomysłowo nakręconymi scenami z treningów (co ważne, nie ma ani jednego ujęcia z zawodów, co zdaje się być świadomym i udanym zabiegiem twórców, podkreślających w ten sposób, że sportową wielkość buduje się właśnie podczas wytrwałych przygotowań). Estetyka niektórych scen kojarzy się z wysokobudżetowymi reklamami sprzętu sportowego z udziałem gwiazd – to też swoisty znak czasu, podobnie jak wszechobecne logotypy sponsorów strategicznych na arenach i strojach zawodników. Bez wsparcia potężnych firm i mecenasów uprawianie sportu na mistrzowskim poziomie jest dziś po prostu niemożliwe.

Rytm całości ustanawia zaś prawie w ogóle niemilknąca muzyka. I niestety, wydaje się, że to akurat słabsza strona filmu. Wszystkie zdania i efektowne obrazy z treningów zostają niepotrzebnie dookreślone, jakby potrzebowały jeszcze dodatkowego dźwiękowego ornamentu. A czasem, jak pokazywały w mniej lub bardziej odległej przeszłości filmy Bohdana Kosińskiego, Krzysztofa Rogulskiego, Dziworskiego czy Bławuta, dramatyzm sportowego wysiłku najlepiej podkreśla dźwiękowa asceza.

Polifoniczna narracja czyni z filmu uniwersalną przypowieść o talencie, ciężkiej pracy, poświęceniu i harcie ducha. Herosi polskiego sportu dają cenne świadectwo roli i sensu sportu w procesie samorealizacji. Niewątpliwym atutem 100% jest to, że z dumą pokazuje coś, o czym Polacy właściwie dopiero uczą się mówić, nie tylko w kinie – polski sukces. Nawet jeśli wyrażone jest to w nieco patetycznej formie przez Rafała Sonika czy Maję Włoszczowską, nawet jeśli wypowiedzi innych sportowców, poza kilkoma wyjątkami, nie niosą za sobą szczególnie odkrywczych tez, to potencjał edukacyjno-wychowawczy filmu jest dzięki nim duży. 110% może posłużyć jako motywacja do rozwijania talentu i systematyczności, dzięki czemu nadaje się do wykorzystania np. w szkołach sportowych, ale też tam, gdzie po prostu istnieje potrzeba zmobilizowania młodzieży do uprawiania sportu. A to, niestety, potrzeba coraz częstsza…

Biegacze

W momencie, w którym publikowany jest niniejszy szkic, na ekranach polskich kin obejrzeć można Biegaczy. To film, który w kontekście rodzimego dokumentu sportowego zasługuje na uwagę nie tylko z racji zaistnienia w ogólnokrajowej dystrybucji. Istotniejsze jest, że wyreżyserowany przez Łukasza Borowskiego obraz stanowi aktualne świadectwo jednego z największych fenomenów współczesnego polskiego sportu masowego – zarażającej tysiące pasjonatów miłości do biegów długodystansowych. Czy też może – dla jednych miłości, dla innych zaś nie zawsze mądrego podążania za modą. Biegacze nie są jednak na szczęście gładką, apologetyczną relacją z tras pokonywanych przez zróżnicowany, kolorowy tłum nadwiślańskich amatorów. W swym filmie Borowski dotyka związanego z biegami ekstremum, z szacunkiem przygląda się szaleńczej determinacji swych bohaterów, ale nie waha się, by poza kadrem wyraźnie spytać o sens tak swoiście pojmowanego uczestnictwa w sportowej rywalizacji.

Kamera dokumentalisty podąża za trojgiem sportowców, ukazując ich zmagania na trasie biegu, ale też przygotowania do startu, okruchy codzienności, osobiste rozterki. Agata Matejczuk, Michał Kiełbasiński i Wiesław Macherzyński stają na starcie liczącego 240 kilometrów i trwającego 52 godziny „Biegu 7 Szczytów”. Trasa prowadzi przez lasy i wzniesienia. Nocą trzeba uważać na nierówności terenu, w dzień natomiast doskwiera nieznośny upał. Reżyser przyznał: „Bohaterowie są na pewno bardzo różni, za każdym z nich stoi inna fascynująca historia, odmienne motywacje i cele. Każdego z nich podziwiam z innych względów. Na pewno jednak fascynującą, wspólną cechą dla całej trójki jest niesamowita determinacja, wytrwałość, zdolność postawienia wszystkiego na jedną kartę. Nadludzka siła woli, z jaką dążą do spełnienia swojego celu, nieodmiennie budzi mój podziw i wręcz szokuje”[2]. Każdy z trójki bohaterów walczy głównie z samym sobą: o to, by ukończyć bieg, zmieścić się w limitach czasowych, dobiec do kolejnego punktu kontrolnego, wstać po odpoczynku. Spalaną energię łapczywie uzupełniają owocami, witaminami, ale i coca-colą, w ekspresowym tempie dostarczającą organizmowi cukru. W pewnym momencie pojawia się wątek rywalizacji Kiełbasińskiego z innym, prowadzącym w klasyfikacji zawodnikiem, ale szybko schodzi on na dalszy plan. Ultramaratończyk zdaje się postrzegać ją bowiem jako jeden z elementów wyzwania, jakie rzuca samemu sobie.

Wysiłek i zaangażowanie tytułowych biegaczy budzi szacunek, jednakże prowokuje również do zadania pytania o to, kiedy pasja przeradza się w obsesję, a sport – w tym wydaniu przecież niezawodowy – zamiast służyć zdrowiu, zaczyna je niszczyć. Borowski w swym filmie bardzo dobrze oddaje stany emocjonalne swych bohaterów. Na oczach widza euforia uczestnictwa przeradza się w fizyczną i psychiczną udrękę. Reżyser umiejętnie sięga do sprawdzonych chwytów narracyjnych i kiedy pokazuje życie prywatne bohaterów, dodaje psychologicznej wiarygodności emocjom przeżywanym przez nich na trasie. Oddaniu fizycznego bólu i ogromu wysiłku służą też dobrze dobrane, nierzadko efektowne zabiegi formalne. A przy tym udaje się twórcy uniknąć jednoznacznej afirmacji bądź potępienia postaw bohaterów.

Biegacze to przykład nowoczesnego sportowego dokumentu, a jednocześnie ciekawy materiał do dyskusji z młodzieżą na temat odpowiedzialności i granic wysiłku podejmowanego w sporcie. W szerszym kontekście film stanowi wartościowy przyczynek do dyskusji nad stawianymi sobie przez człowieka w życiu celami i poświęceniem, jakie jest gotów dla nich ponieść.

Polscy dokumentaliści, którzy w ostatnich latach podejmują tematykę sportową w pełnometrażowych filmach, zdają się śledzić trendy panujące w kinie światowym, przy tym jednak starają się dbać o oryginalność i partykularność swoich komunikatów. Widać to zarówno na przykładzie filmu wielkiego mistrza dokumentalistyki, jakim jest Jacek Bławut, jak też obrazów zrealizowanych przez twórców o znacznie mniejszym doświadczeniu.

W wybranych, przywołanych wyżej filmach można wskazać kilka dominant estetycznych i tematycznych. W sposobie konstruowania narracji i doboru środków formalnych przeważa szeroko pojmowana dynamika – sport to ruch, energia, błyskawiczna zmiana postrzegania sytuacji i reakcja. To wszystko twórcy usiłują oddać za pomocą sięgania do technicznych możliwości współczesnego filmu, dynamicznego montażu, urozmaicania obrazu i dźwięku. W ujęciu tematycznym akcent bardzo często położony zostaje na poświęcenie i determinację jako kluczowe warunki do osiągnięcia sukcesu lub samorealizacji. Nieprzypadkowo wiele scen w przywołanych wyżej tytułach przedstawia treningi i przygotowania do startu. Ważny, co w przypadku filmów sportowych nie jest niczym nowym, jest aspekt zespołowości, ale wywyższany bywa też indywidualizm, szczególnie w przypadku sportów bardziej niszowych i ekstremalnych. Zauważalna jest też bardzo często próba dotarcia twórców do psychiki i intymnych stanów emocjonalnych sportowców, co odebrać można jako osadzenie współczesnego polskiego dokumentu sportowego w jego bogatej tradycji. I wreszcie, choć sport pozostaje w wysokim stopniu autoteliczny, to jednak trudno nie dostrzec udanych prób jego kontekstualizowania – jako części narodowej tożsamości, historii i kultury, medialnego widowiska, a także metafory ludzkiego losu. Stwarza to szansę na wielopłaszczyznowe wykorzystanie przywołanych filmów w edukacji, a także zachęca do dalszego poszukiwania intrygujących produkcji z kręgu współczesnego polskiego kinowego i telewizyjnego dokumentu sportowego.

[1] Dokument bez cenzury. Rozmowa Magdy Lebeckiej z Krzysztofem Rakiem, Agnieszką Niburską i Marcinem Koszałką, „Film&TV Kamera” 2007, nr 1, s. 76. Cyt. za: Katarzyna Mąka-Malatyńska, Justyna Czaja, Anna Śliwińska, Krzysztof Kozłowski, Polski film dokumentalny po roku 2000 [w:] Historia polskiego filmu dokumentalnego (1945-2014), redakcja naukowa Małgorzata Hendrykowska, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2015, s. 58.

[2] Materiały dystrybutora filmu Biegacze.