Kutz od A do Z: Krzyż Walecznych dla pułkownika Kwiatkowskiego

Tadeusz Szczepański

W przyszłym roku Kazimierz Kutz będzie obchodził podwójny jubileusz: dziewięćdziesiątą rocznicę urodzin i sześćdziesiątą rocznicę filmowego debiutu, czyli filmu Krzyż Walecznych. Reżyser jest ostatnim żyjącym twórcą pokolenia polskiej szkoły filmowej, choć jego późniejsza twórczość bardziej kojarzy go z historią jego rodzinnego Śląska aniżeli z kanonicznym nurtem tej formacji, którego głównym tematem była druga wojna światowa z jej dwoma tragicznymi rozdziałami: wrześniem 1939 roku i powstaniem warszawskim. Jednak zanim powstały Sól ziemi czarnej czy Perła w koronie, Kutz nakręcił Krzyż Walecznych, Nikt nie woła i Ludzi z pociągu, filmy, które w oryginalny sposób włączały się w nurt polskiej szkoły filmowej, wzbogacając ją o nowy typ postaci, jakiej wcześniej w polskim filmie wojennym na ekranie nie oglądano.

Kutzowi, urodzonemu i wychowanemu na Śląsku w rodzinie kolejarza, obca była romantyczna tradycja AK, tragiczny mit powstania warszawskiego, szlachecko-inteligencki etos honoru i heroizmu, natomiast bliscy byli mu kościuszkowcy, żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, którzy u boku Armii Czerwonej przyszli ze Wschodu i uwolnili od niemieckiej okupacji jego, wówczas szesnastoletniego chłopaka, rodzinne Szopienice. A zatem nic dziwnego, że kiedy po asystenturze na planie filmów Wajdy (Pokolenie i Kanał) i Kawalerowicza (Cień) przymierzał się do debiutu w zespole „Kadr”, to zainteresował się podsuniętymi mu przez jego kierownika literackiego, Tadeusza Konwickiego, opowiadaniami Józefa Hena – pisarza, który przeszedł szlak bojowy spod Lenino do Berlina i uchodził za literackiego kronikarza kościuszkowców. Kutza urzekli bohaterowie tej prozy, żołnierze chłopskiego pochodzenia, których sposób bycia, mentalność, morale, obyczajowość i język były mu bliskie. Rzecz znamienna, że z początkowego zamysłu adaptacji czterech opowiadań odrzucił czwarte, Cud z chlebem, ponieważ jego akcja toczyła się w mieszczańskim Krakowie.

Debiut Kutza składa się z trzech nowel, których akcja dzieje się u schyłku wojny i po jej zakończeniu, zmieniają się także w każdej z nich jej miejsca: od – jak można się domyślać – Małopolski, poprzez Śląsk, po tak zwane Ziemie Odzyskane (ostatnią nowelę nakręcono w Lubomierzu, który później zasłynął z Samych swoich). W każdej części z tej całości Kutz pokazuje rozmaite strony wojennego doświadczenia poprzez konkretne przeżycia odmiennych postaci, przy czym w miarę rozwoju filmu rozszerza pole psychospołecznej obserwacji od jednostki na całą zbiorowość.

W tytułowej dla całego filmu noweli Krzyż Walecznych akcja toczy się wokół odczuć prostego chłopaka ze wsi, Franka Sochy (znakomity debiut Jerzego Turka), który w brawurowej akcji na stacji kolejowej rozbraja i bierze do niewoli niemiecką obsługę cekaemu, za co zostaje nagrodzony awansem na kaprala, odznaczeniem i czterema dniami urlopu, dzięki którym może odwiedzić położoną obok linii frontu rodzinną wieś. Udaje się tam pełen nadziei, że jego bohaterski wyczyn powetuje doznane tam upokorzenia, ponieważ miejscowi nazywali go Wyskrobkiem, nie szczędząc mu nieustannych kpin i szyderstw. Niestety, po dotarciu na miejsce, zaszokowany, przeżywa tragedię: zastaje ruiny spacyfikowanej i spalonej wsi, gdzie nie ma żywego ducha oprócz wystraszonego i obłąkanego starca, który Sochy nawet nie poznaje. Franek wraca do plutonu, gdzie porażony tym, co zobaczył, popada w stupor i traci wolę walki.

W drugiej noweli pt. Pies bohaterów jest trzech, nie licząc tytułowego czworonoga. To saperzy, którzy przygarniają esesmańskiego psa z pobliskiego Auschwitz, ale wkrótce opieka nad zwierzęciem zaczyna ich dzielić: najmłodszy z nich, Sypniewski (Andrzej May), szybko się do niego przywiązuje i stara się go obronić przed narastającą agresją dowódcy grupy, kaprala Buśki (Aleksander Fogiel), który powodowany żądzą odwetu za niemieckie zbrodnie dąży do zabicia psa wroga, przy niezdecydowanej postawie trzeciego członka oddziału, Florczaka (Bronisław Pawlik). Na przykładzie tej prostej sytuacji Kutz pokazuje emocjonalne zwyrodnienie ludzkiej natury pod wpływem wojny.

Trzecia nowela, Wdowa, toczy się już po zakończeniu wojny, w małym miasteczku na Dolnym Śląsku, gdzie konkurencyjną władzę – administracyjną wobec duchowej – nad miejscową, złożoną z osadników społecznością sprawują oficer Ołdak (Adolf Chronicki) i miejscowy proboszcz (Zenon Burzyński). Wprawdzie wojny już nie ma, ale jej moralne prawa nadal obowiązują, ponieważ Ołdak, niezdolny do życia w cywilu, całą swoją energię wkłada w krzewienie kultu poległego dowódcy żołnierzy, kapitana Joczysa. Obiektem zastępczym tego kultu ma być uroczyście witana na dworcu młoda wdowa (Grażyna Staniszewska) po kapitanie, która jednak nie zamierza odgrywać wyznaczonej jej roli żywej relikwii, tym bardziej, że podoba jej się – z pełną wzajemnością – sympatyczny zootechnik Więcek (Zbigniew Cybulski). W trzeciej noweli Kutz zmienia dramatyczną tonację filmu na komediową, ironizując na temat arcypolskiej potrzeby kultu bohaterstwa, absurdalnie bezużytecznego wobec wyzwań i potrzeb odbudowy normalnego życia po wojnie.

Debiut Kutza bardzo życzliwie powitała krytyka, a jej już wówczas czołowy przedstawiciel Bolesław Michałek tak pisał o Krzyżu Walecznych: „Kazimierz Kutz pokazał w tych trzech nowelach próbkę reżyserii prawdziwie realistycznej; potrafił odkryć jakiś kawałek prawdziwego oblicza człowieka, Polaka, którego portret ciągle jeszcze jest niewyraźny i zaciera się w dymach maniery i schematów. (…) Postacie filmu i zdarzenia, których są bohaterami, przedstawieni są ciepło, z sympatią. To ludzie, których reżyser nie tylko poznał i podpatrzył, ale których – po prostu – lubi. I dlatego potrafił wyposażyć ich w prawdziwe człowieczeństwo”. Film otrzymał Syrenkę Warszawską, bardzo wówczas prestiżową nagrodę Klubu Krytyki Filmowej, która omijała Andrzeja Wajdę (dostał ją dopiero w 1969 roku za Wszystko na sprzedaż) i zainicjował w filmowym piśmiennictwie pojęcie „nurtu plebejskiego” – z aprobatą przyjęte przez władze, niechętne filmom Wajdy i Munka – polskiej szkoły filmowej, do którego zaliczano później również filmy Stanisława Różewicza, Stanisława Lenartowicza, Jerzego Passendorfera i Witolda Lesiewicza.

Mijały lata, Kazimierz Kutz z czasem wyrósł na jednego z najważniejszych twórców polskiej kinematografii – choć w jego kinie obok arcydzieł, takich jak śląski tryptyk (Sól ziemi czarnej, Perła w koronie czy Paciorki jednego różańca), zdarzały się filmy zaskakująco nieudane (Tarpany, Linia) – i po blisko czterech dekadach od debiutu, w 1995 roku nakręcił film ostatni, Pułkownika Kwiatkowskiego, w którym udało mu się połączyć walory kina popularnego z artystycznym i podbić serca publiczności. I rzecz ciekawa, powrócił do tematyki wczesnego okresu swojej twórczości, zaliczanej do polskiej szkoły filmowej. Przekonanie, że nakręcony w 1995 roku Pułkownik Kwiatkowski stanowi spóźnione o wiele lat echo tej formacji, wzmacnia osoba scenarzysty, czyli Jerzego Stefana Stawińskiego, który widnieje w czołówce najważniejszych filmów Wajdy i Munka z tamtego okresu. Kutz już wcześniej nawiązał z nim współpracę, kiedy w 1993 roku zrealizował telewizyjny film Straszny sen Dzidziusia Górkiewicza o losach niezapomnianego bohatera Eroiki Andrzeja Munka w odrodzonej Polsce po 1989 roku.

Realizacja Pułkownika Kwiatkowskiego przed tą datą była niemożliwa, ponieważ film opowiada historię prawdziwą – Stawiński usłyszał ją od współwięźnia – lekarza, który w 1945 roku w okresie zdobywania i gruntowania władzy przez komunistów, walczących z „żołnierzami wyklętymi”, udając w mundurze oficerskim wiceministra Bezpieczeństwa Publicznego, podjął się straceńczej misji uwalniania z kazamatów bezpieki jej maltretowanych ofiar. Działał z pobudek nie tylko moralnych, ponieważ pierwszym impulsem, jaki skłania go do podjęcia się tego wielce ryzykownego zadania jest chęć zaimponowania ukochanej kobiecie. Zagrany w brawurowym stylu przez Marka Kondrata pułkownik Kwiatkowski w niczym nie przypomina szarych i pospolitych postaci z Krzyża Walecznych. Jego inteligencki rodowód i profesja, styl zachowania i – przede wszystkim – wierność elementarnym wartościom humanistycznym mimo świadomości, że stoi na przegranej pozycji, sytuują go w gronie tragicznych bohaterów martyrologiczno-heroicznego nurtu polskiej szkoły filmowej. Z całą pewnością zasłużył na Krzyż Walecznych i ten piękny hołd, jaki złożył mu Kazimierz Kutz swoim ostatnim filmem.