Edukacja filmowa w szkole i poza szkołą

Piotr Sitarski

W całej historii ludzkości tylko bardzo niewielka część osób objęta była jakąkolwiek formalną edukacją. Jeszcze mniejszy odsetek mógł korzystać z dobrodziejstw edukacji zunifikowanej i obowiązkowej. Pierwsze próby jej wprowadzenia pojawiają się w wieku XVI, a rozpowszechnia się ona – przynajmniej w świecie zachodnim – dopiero w wieku XIX. System, który znamy i uważamy za „oczywisty i naturalny”, polegający na obowiązkowym uczeniu wszystkich dzieci i młodych ludzi mniej więcej tych samych treści, ma zatem dość krótką historię (na przykład instytucja obowiązkowej szkoły jest o 800 lat młodsza niż instytucja uniwersytetu). Oczywiście nie znaczy to, że wcześniej edukacja nie istniała; rozumiana jako proces komunikacji między pokoleniami zmierzający do kształtowania młodych ludzi – stanowi wyjątkową i cudowną właściwość naszego gatunku.

Różne formy edukacji występowały zawsze obok siebie, a ich układ stale się zmieniał. Nie inaczej jest też w naszych czasach. Relacje pomiędzy edukacją obowiązkową i dobrowolną, instytucjonalną i nieformalną, zunifikowaną i zindywidualizowaną zależą od miejsca i czasu. Zmieniają się oczekiwania państwa i rodziców w stosunku do tego, co powinno być obowiązkowe i powszechne, a co jest niekonieczne lub wręcz zbędne. Przykładowo, nauka łaciny, stanowiąca podstawę edukacji przez stulecia, jest dziś w wielu krajach – w tym także w Polsce – niemal nieobecna w programach szkolnych i uważana za nieprzydatną ramotę. Tymczasem w Niemczech jest to trzeci co do popularności język obcy nauczany w szkołach tak, że w niektórych landach uczy się go niemal połowa uczniów. Nie chcę wartościować oczekiwań rodziców i oferty systemu edukacji szkolnej, zwracam tylko uwagę, że jego działanie jest wypadkową wielu zmiennych kulturowych, zawsze jednak opiera się na względnej równowadze pomiędzy tym, czego pragną rodzice a tym, czego wymaga od uczniów państwo. Wynika też z tego, że jeśli edukacja filmowa prowadzona jest w polskich szkołach w bardzo ograniczonym zakresie, to – choć można na to utyskiwać – albo rodzice i uczniowie niezbyt jej oczekują, albo osoby decydujące o kształcie podstawy programowej nie uważają tej edukacji za obszar istotny, albo też oba te czynniki się sumują.

Z pewnością edukacja filmowa nie pojawi się już w szkole w takiej formie, jak można to sobie było wyobrażać pół wieku temu. Wiedzy o filmie nie będzie się uczyć jako osobnego przedmiotu, film nie będzie też uatrakcyjniał lekcji języka polskiego. Najbardziej zbliżone do takiej wizji jest włączenie filmu w jakąś formę wydzielonej edukacji medialnej, być może nawet uznanie go za jedną z podstaw takiej edukacji. Na razie jednak perspektywy wprowadzenia edukacji medialnej jako osobnego przedmiotu szkolnego bądź połączenia jej z informatyką są bardziej niż mgliste i wydaje się, że pomysły takie nie zostaną zrealizowane. W dalszej przyszłości rola edukacji medialnej, w tym także filmowej, w edukacji humanistycznej będzie zapewne rosła. Trudno jednak oczekiwać w tym względzie rewolucji.

Względna nieobecność filmu w programie szkolnym kontrastuje jednak wyraźnie z rozmaitymi formami edukacji filmowej, które realizowane są poza systemem zunifikowanym i obowiązkowym, w tym często – całkowicie poza szkołą. Być może więc prognozy dla edukacji filmowej nie są wcale tak złe, a tylko nie należy już wiązać ich z tradycyjnie pojmowaną szkołą i sztywnymi podstawami programowymi. Zarówno nauczyciele, jak i dzieci i młodzież, mogą korzystać ze stosunkowo szerokiej, skierowanej specjalnie do nich oferty rozmaitych instytucji edukacyjnych. Są to zarówno instytucje wyspecjalizowane (na przykład Centralny Gabinet Edukacji Filmowej, Narodowe Centrum Kultury Filmowej czy działy edukacyjne Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego), jak i inne, dla których ważna jest publiczność szkolna. Do tej drugiej grupy należą przede wszystkim kina, często na stałe współpracujące ze szkołami, oraz domy kultury, muzea i inne instytucje prowadzące różne kursy filmowe dla dzieci i młodzieży.

W ten sposób edukacja filmowa istnieje – być może nawet dość prężnie – poza obszarem edukacji zunifikowanej i obowiązkowej. Nie jest obowiązkowa, bowiem nauczyciele sami mogą wybierać, w jakim stopniu uwzględnią ją w swojej pracy (abstrahuję tutaj, pewnie na wyrost, od realnych możliwości, które narzuca realizacja podstawy programowej). Nie jest też zunifikowana, bowiem w zależności od decyzji nauczyciela uczniowie mogą zetknąć się z różnymi treściami i różnymi formami ich prezentacji. Jednak spojrzenie z perspektywy szkolnej pomija wiele ważnych zjawisk z zakresu edukacji filmowej. Trzeba się zatem przyjrzeć szerszym procesom, które toczą się na obszarze szeroko rozumianej edukacji. Niektóre z nich dopiero się rozpoczynają, a ich efekt będzie można zauważyć dopiero za dziesięciolecia. Inne z kolei są już zaawansowane, choć nie zawsze potrafimy je dostrzec, przyzwyczajeni patrzeć na ich efekty w inny sposób.

Pierwsza istotna zmiana to rozwój edukacji permanentnej, która nie ogranicza się do dzieci i młodzieży, ale obejmuje całe społeczeństwo. Oczywiście, zawsze byli tacy, którzy lubili i chcieli kształcić się przez całe życie, ale obecnie skala tego zjawiska jest nieporównanie większa. Widać to po ofercie instytucjonalnej skierowanej do takich osób. Obejmuje ona rozmaite kursy dla dorosłych, uniwersytety trzeciego wieku, ale także liczne prelekcje, wykłady i inne działania, których adresatami jest szeroka, dorosła publiczność. Film jest ważnym przedmiotem tego rodzaju edukacji. Pojawia się często w programach uniwersytetów trzeciego wieku. Specjalne pokazy dla starszych widzów prowadzi warszawskie kino Iluzjon, w Krakowie w kinie ARS odbywają się pokazy pod nazwą Kino Trzeciego Wieku. Filmowy Uniwersytet Trzeciego Wieku organizuje sieć kin Helios. Także w innych miastach często spotkać można podobne inicjatywy, które łączą w sobie projekcje filmowe z jakąś formą edukacji filmowej, najczęściej wykładem, spotkaniem z twórcami lub dyskusją. Film jest o tyle wdzięcznym tematem takich działań, że gładko łączy rozrywkę z edukacją. Jest więc idealnym medium dla działań, które określa się jako „edurozrywka” (ang. edutainment). Nie chodzi mi tu jednak o wykorzystanie filmu do dostarczania widzom atrakcyjnie ujętej wiedzy z różnych obszarów, ale o uczynienie go głównym tematem edukacji.

Osobno należy przy tej okazji wspomnieć o festiwalach filmowych. Czasem nie muszą one dbać o publiczność i ograniczają się wtedy do kilkudniowego wydarzenia, choćby nawet hucznego (np. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni). Dla większość festiwali widownia jest jednak bardzo ważna i muszą one starać się, żeby ją zdobyć i – co najważniejsze – utrzymać przez kolejne lata. Aby to osiągnąć, wiele festiwali z mniejszym lub większym powodzeniem próbuje kształtować własną publiczność, edukując widzów i przez cały rok przygotowując ich do wydarzenia, jakim jest sam festiwal. Czasem działania te odbywają się mimochodem, poprzez zwyczajną działalność instytucji: na przykład łódzkie kino Charlie, które po prostu stara się o wierną publiczność, a przy okazji odwołuje się do niej, kiedy odbywa się Forum Kina Europejskiego Cinergia. Czasem jednak działalność ta ma wymiar szerszy i bardziej świadomy. Sztandarowym przykładem jest tu oczywiście festiwal Nowe Horyzonty i opleciona wokół niego sieć instytucji i działań edukacyjnych. Podobne działania prowadzone są też oczywiście na mniejszą, lokalną skalę: organizujące Ogólnopolski Konkurs Filmów Niezależnych OKFA Konińskie Centrum Kultury i Sztuki promuje filmy festiwalowe i organizuje spotkania z twórcami nie tylko w okresie samego festiwalu i nie tylko w Koninie.

Druga istotna zmiana w społecznych procesach edukacji, być może nawet w dłuższej perspektywie ważniejsza, częściowo pokrywa się z upowszechnieniem edukacji permanentnej. Jest to mianowicie rozwój procesów edukacyjnych dokonujących się względnie niezależnie od jakichkolwiek instytucji albo nawet zupełnie poza ich wpływem. Siła tych procesów płynie z ich dostępności intelektualnej i technicznej, demokratyczności i oddolnej spontaniczności. W pewnym sensie oznacza to powrót do praktyk edukacyjnych sprzed okresu nowoczesności, kiedy ludzkość przekazywała sobie większość wiedzy po prostu w ramach codziennych interakcji. Dzisiaj, w stechnicyzowanej globalnej wiosce, odbywa się to inaczej. Edukacja nieinstytucjonalna dokonuje się przede wszystkim za pomocą internetu i obejmuje blogi, fora dyskusyjne i rozmaite strony o mniej lub bardziej wyraźnie edukacyjnym nastawieniu. Oczywiście, internet jest także narzędziem wykorzystywanym w edukacji instytucjonalnej, tu jednak chodzi mi o takie jego zastosowania, za którymi nie stoi ukierunkowana siła żadnej instytucji. W tych kategoriach można na przykład analizować najważniejsze filmowe bazy danych, takie jak filmweb.pl czy imdb.com. Ich zawartość jest w dużej mierze dostarczana i korygowana przez samych użytkowników, w obu przypadkach ważną rolę odgrywają też poziome formy komunikacji: recenzje, a przede wszystkim fora dyskusyjne. W sieci można też znaleźć bardzo wiele kursów i poradników, uczących zarówno teorii czy historii filmu, jak i praktyki filmowej (scenariopisarstwa, montażu filmowego, pracy operatora i tak dalej).

Część edukacji nieinstytucjonalnej odtwarza schemat nauczyciel-uczeń, a więc ekspert, na przykład zawodowy montażysta albo historyk filmu, uczy adeptów. W wielu przypadkach role te jednak się zacierają. Bywa że uczący nie mają wystarczających kompetencji, co ma oczywiste wady, ale z drugiej strony – wywołuje dyskusje i czasem prowadzi do interesujących i pozytywnych efektów edukacyjnych. Brak barier ośmiela do zadawania pytań i zgłaszania wątpliwości. Wymiana poglądów i krytyka są też o tyle łatwiejsze, że za nikim nie stoi autorytet instytucji, więc każde twierdzenie podlega takim samym regułom weryfikacji. Wiedza, która w ten sposób się rodzi, jest łatwo dostępna w sensie technicznym oraz przystępna intelektualnie. Przykładem mogą być niektóre dyskusje toczone na portalach o tematyce filmowej, których uczestnicy wymieniają się nie tylko subiektywnymi opiniami o filmie, ale próbują go wspólnie analizować, umieścić w kontekście historycznym i tak dalej.

Opisane wyżej przemiany systemu edukacji mają wiele zalet. Edukacja permanentna i edukacja nieinstytucjonalna uzupełniają działania szkoły, a w przypadku osób dorosłych – zastępują ją. Są elastyczne, szybko reagują na pojawiające się potrzeby społeczne, dopasowują się do możliwości osób uczących się. Ich znaczenie i zakres będą więc zapewne rosnąć. Z tego powodu warto też zwrócić uwagę na zagrożenia, które ze sobą niosą. Pierwsze z nich dotyczy komercjalizacji. Jeśli wiedza staje się wyłącznie lub przede wszystkim dobrem komercyjnym, łatwo może ulec wypaczeniu, rozwijając się w kierunku co prawda zyskownym ekonomicznie, ale być może niezbyt pożytecznym społecznie. Warto pamiętać, że wymiar komercyjny przedsięwzięcia edukacyjnego może osłabić jego walory edukacyjne. Przykładowo, kupując nawet dobrze opracowaną kolekcję „najwybitniejszych filmów wszech czasów” albo „najlepszych horrorów świata” należy zastanowić się, na ile wybór filmów dokonany został według kryteriów merytorycznych, a na ile jest wynikiem ich dostępności i ceny u dystrybutora. Podobnie organizatorzy przeglądów filmowych z reguły związani są ograniczeniami dystrybucyjnymi. Nie musi być to niczym złym, ale może prowadzić do zafałszowań. To samo niebezpieczeństwo towarzyszy uwikłaniu wiedzy w relacje marketingowe. Dotyczy to na przykład materiałów dydaktycznych, które towarzyszą czasem premierom filmów. Zdarza się, że dostarczają one rzetelnej wiedzy, ale wykorzystując je w samokształceniu albo – przy większej odpowiedzialności – do kształcenia innych, musimy pamiętać o ich funkcji reklamowej. Komercjalizacja może też utrudniać przepływ wiedzy i tworzyć bariery tym groźniejsze, że nie zawsze w pełni widoczne. Dostępność wiedzy maskuje bowiem fakt, że za naprawdę wartościowe informacje trzeba zapłacić. Przykładowo, choć w internecie znaleźć można bardzo wiele darmowych kursów montażu filmowego, te naprawdę dobre są z reguły płatne. Samo w sobie nie jest to złe, ale z pewnością utrudnia rozeznanie osobom niezorientowanym – a takie przecież potrzebują edukacji.

Ten ostatni problem wiąże się z drugim niebezpieczeństwem, jakim jest internetowy kult amatora (określenie to zapożyczam z tytułu znanej książki Andrew Keena). Ponieważ w sieci każdy może wypowiadać się mniej więcej z taką samą łatwością, blog tworzony przez doświadczonego badacza filmu nie różni się na pozór od rozważań laika. Brak siły zewnętrznego autorytetu, takiego jak afiliacja czy stopień naukowy (w końcu każdy może nazwać się doktorem albo profesorem) jest wprawdzie szlachetnie egalitarny, ale może też prowadzić do pomieszania prawdy i głupstwa. Jeszcze lepszym przykładem są wspomniane wcześniej filmowe bazy danych. Te, które tworzone są na zasadach komercyjnych i nieprofesjonalnych, jak www.filmweb.pl, bywają często atrakcyjniejsze od baz przygotowanych i prowadzonych przez specjalistów, jak www.filmpolski.pl. Te drugie są jednak oczywiście rzetelniejsze i dużo bardziej wiarygodne, ponieważ opierają się na autorytecie instytucji i profesjonalnych kompetencjach redaktorów.

Wreszcie trzecie niebezpieczeństwo to kryzys kanonu dzieł. W bazie www.filmweb.pl film X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (reż. Bryan Singer, 2014) oceniło 151 526 osób; uzyskał on ogólną notę 7,5 punktu, a kolejne 20 841 osób chce ten film zobaczyć. Z kolei Playtime (reż. Jacques Tati, 1967) zdobył 1166 głosów i ogólną notę tylko 7,3; chce go zobaczyć 2493 osób. To zresztą i tak lepszy wynik niż w przypadku Kieszonkowca (reż. Robert Bresson, 1959): 2067 głosów, ogólna ocena 7,1, chce go zobaczyć zaledwie 2130 osób (wszystkie te dane z 14 października 2018). Dwa niekwestionowane arcydzieła kina przegrywają więc dość wyraźnie z przeciętnym filmem akcji. Przykład dobrany jest oczywiście tendencyjnie, ale potwierdza go lista 500 najwyżej ocenianych filmów w bazie filmweb.pl, która jest przypadkową zbieraniną sezonowych przebojów, w miarę świeżych blockbusterów i niewielu starszych filmów, które wypada znać przeciętnemu kinomanowi. Szmira występuje tuż obok arcydzieła, banał stoi ramię w ramię z głębią. Odpowiada to zapewne rozrywkowej funkcji sztuki, ale nie służy innym, ważniejszym jej zadaniom. Tandeta nie pomaga budować charakteru, nie wskazuje autentycznych wartości, nie daje także estetycznego i duchowego spełnienia. Na poziomie aksjologicznym kryzys kanonu prowadzi zatem do utraty wspólnoty wartości, na poziomie praktycznym – utrudnia komunikację, ponieważ brakuje doświadczenia dzieł, które znaliby wszyscy członkowie społeczności.

Przemiany, które dokonują się na naszych oczach, zmienią zapewne gruntownie krajobraz edukacyjny; otwiera to szereg możliwości dla edukacji filmowej. Większości z tych szans nie wykorzysta szkoła jako zunifikowana instytucja, ale skorzystać z nich mogą poszczególni nauczyciele i uczniowie, a także wszyscy inni: dorośli i starsi, lepiej i gorzej wykształceni. Nowe formy edukacji są atrakcyjne i elastyczne, dopasowują treść i formę do potrzeb oraz zachcianek osób uczących się – zarazem jednak niosą ze sobą niebezpieczeństwo komercjalizacji i trywializacji wiedzy. Te nadchodzące wyzwania dotyczą nas wszystkich, bowiem w społeczeństwie, w którym każdy nieustannie i na różne sposoby się uczy, każdy też jest nauczycielem.