Czuwaj (2017)

Reż. Robert Gliński

Data premiery: 8 czerwca 2018

Kamila Żyto

Kino Roberta Glińskiego zatacza koło. Jego najnowszy obraz to – podobnie jak debiutanckie Niedzielne igraszki (1983) – film-metafora, raczej alegoria niż realistyczna story. W obu opowieściach – o władzy, ideologii oraz zawsze pojawiającej się w tle lub w podtekście polityce – bez problemu odnajdujemy podobny zamysł konstrukcyjny (ograniczenie miejsca i czasu). Filmy łączy jednak przede wszystkim koncepcja pokazywania uniwersalnych mechanizmów funkcjonowania zbiorowości. Prawa, które rządzą dynamiką grupy młodych bohaterów łatwo można odnieść do świata dorosłych, znacząco niemal nieobecnych w obu historiach. Na tym jednak podobieństwa się nie kończą, choć oczywiście gołym okiem widoczne są także różnice. Czuwaj jest kolejnym w dorobku Glińskiego portretem pokolenia młodych Polaków, których skomplikowane wchodzenie w dorosłość reżyser regularnie podgląda oraz diagnozuje, choć niestety z różnym rezultatem. To wystarczający powód, aby o filmie z młodzieżą gimnazjalną i licealną rozmawiać.

Wydawać by się mogło, że Czuwaj to ten rodzaj kina, na które zawsze jest miejsce, którego krytycy wyczekują, bo mierzy puls współczesności, diagnozuje nastroje, rejestruje zachodzące na naszych oczach zmiany, oddaje rytm tego, co „tu i teraz”. Tym razem jednak – zamiast realizmu, werystycznej wiwisekcji emocji i rozterek dorastających bohaterów, co było znakiem rozpoznawczym Świnek (2009) czy Cześć, Tereska (2001) – Gliński wybrał gatunkową konwencję psychologicznego thrillera. W rezultacie kryminalna intryga staje się pasem transmisyjnym dla opowieść o tym, jak zgubne skutki może mieć wiara w to, że świat dzieli się na dobro i zło oraz że wiemy, gdzie znajduje się dzieląca je linia demarkacyjna. Niestety, strategia ta stała się gwoździem do trumny filmu, który nie tyle nie zaspokaja oczekiwać widzów, co się z nimi mija. Podobny błąd popełnił Władysław Pasikowski, jeden z nielicznych polskich twórców kina gatunkowego, gdy przy okazji Pokłosia (2012) postanowił oddać charakter stosunków polsko-żydowskich, sięgając po schemat kina grozy. Wniosek nasuwa się prosty – o sprawach poważnych należy mówić w sposób poważny i to w trybie realistycznym, jakakolwiek umowność może zostać bowiem odebrana jako nieudolność, brak prawdopodobieństwa, co gorsza nawet – brak szacunku dla tematu. Takie zresztą argumenty podjęli nieliczni jak na razie recenzenci filmu Glińskiego.

Zacznijmy jednak od początku. Czuwaj, do którego zdjęcia zakończono latem 2016 roku, miało swoją premierę rok później na festiwalu w Gdyni. Film nie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem, ale zaskakujące jest raczej to, że widzowie musieli czekać prawie rok, aby obraz Glińskiego móc obejrzeć w kinach. Oczywiście czekali Ci, którzy do reżysera mają pewien sentyment (jak niżej podpisana). Wszyscy inni potencjalni widzowie w tym czasie o filmie po prostu zapomnieli. Zwłaszcza że, jak się wydaje, dystrybutor (firma Monolith Films) świadomie skazał go na porażkę, opóźniając wejście tytułu na ekrany kin i pozbawiając go jakiejkolwiek promocji (nie widziałam ani jego trailera, ani plakatów, a nie sądzę, żeby po prostu umknęły one mojej uwadze). Może obawiano się kolejnego skandalu i protestów środowisk harcerskich, co miało miejsce przy okazji Kamieni na szaniec (2014)? A może ktoś rozumiał, że intencją Glińskiego było opowiedzenie o władzy, manipulacji i ideologii oraz uznał te tematy za politycznie niewygodne? Wreszcie niewykluczone, że dystrybutor zwątpił w moc kina gatunkowego (w końcu to nie komedia romantyczna ani kino historyczne) lub uznał harcerstwo za organizację passé, która o współczesnej młodzieży powie niewiele? Oczywiście, nie sposób udzielić jednoznacznej odpowiedzi na te pytania, jedno jest pewne – Czuwaj podzieliło (w pewnym sensie oczywiście) los zatrzymanych przez cenzurę na pięć lat Niedzielnych igraszek. Cóż, tempora mutantur, ale czy my zmieniamy się wraz z nimi?

Film nie jest arcydziełem, ale też nie należy do artystycznych porażek, nie jest obrazem całkowicie chybionym. Dydaktycznie wydaje się zaś niezwykle atrakcyjny, bo operuje klasyczną trójaktową kompozycją z punktami zwrotnymi, wprost idealną do rozważań nad kwestiami dramaturgii. Zacznijmy od tego, co szwankuje. Trudno się nie zgodzić z opinią głoszącą, że obóz harcerski, w trakcie którego rozgrywa się akcja, niewiele ma wspólnego z prawdziwymi obozami. Tak zwane prawdopodobieństwo zostało dość ostentacyjnie zignorowane przez reżysera, co pozwala myśleć, że jest to zabieg jak najbardziej celowy. Tym samym mamy do czynienia z ograniczeniem miejsca akcji i liczby bohaterów.  Drużyna harcerska spędza lato w leśnych ostępach, jak się okazuje, dość mrocznych. Oto mikroświat, w którym niczym w lustrze będzie się odbijała rzeczywistość, choć niekoniecznie i nie tylko ta, którą zna młode pokolenie. W tej małej społeczności pojawiają się obcy (chłopcy z bidula, psychologicznie uproszczeni i w nieznacznym stopniu zindywidualizowani), znów wydarzenie mało prawdopodobne, ale dramaturgicznie użyteczne dla zbudowania konfliktu. Naprzeciw siebie stają przywódcy nieznających się grup: oboźny Jacek oraz Piotrek, syn przestępcy. Obaj są na swój sposób charyzmatyczni, obaj przekonani, że „ich będzie na wierzchu” i tak samo mocno wierzący we wpojone im wartości. Rozpoczyna się walka o rząd dusz, bezpardonowa i pełna zaślepienia, tak jak w zaślepieniu harcerze czczą warszawskich powstańców, którym tuż przed ołtarzem usypią mogiły. Na myśl przychodzi kult żołnierzy wyklętych i smoleńskie rocznice, zwłaszcza że w drugiej części filmu na drewnianym krzyżu zawisną zdjęcia nowych „pomordowanych”. Prawdopodobieństwo zostaje więc poświęcone na rzecz pewnej wyrazistości, podkreślenia absurdu. Oczywiście, gdyby realizm szedł pod rękę z gatunkową konwencją, z całą pewnością film by zyskał, jednak i ta decyzja reżysera koniec końców broni się. Osadzenie akcji w wyizolowanym świecie, bez dorosłych, pozwala na dojście do głosu najbardziej skrajnym emocjom, bohaterowie zaczynają działać na najwyższym emocjonalnym diapazonie i szybko na wierzch wychodzą wzajemne animozje, wreszcie padają mocne oskarżenia. Katalizatorem akcji jest śmierć jednego z harcerzy, potem oglądamy już tylko poszukiwanie mordercy, a zaślepiony nienawiścią i przepełniony poczuciem zagrożenia swojej pozycji oboźny bez wahania wskazuje winnego i na nowo konsoliduje wokół siebie chłopców. A więc do władzy po trupach?

Jedno jest pewne – bezrefleksyjna wiara zaślepia, powoduje, że tracimy rozum, a przecież trzeba być czujnym, do czego zachęca tytuł. Temat ideologii i manipulacji w dobie, gdy w Europie odradzają się nacjonalizmy, władze przejmują konserwatywne ugrupowania, pluralizm oraz demokracja, to znów tylko ideały, które coraz trudniej wcielić w życie, zaś polityczna walka trwa w najlepsze, a przeciwnicy nie przebierają ani w słowach, ani w środkach, jest wciąż aktualny. Czuwaj stanowi dobry punkt wyjścia do dyskusji nie tylko o współczesności, sprawdzi się także w odniesieniu do bolesnej dwudziestowiecznej historii, którą ukształtowała „wiara w ideologie”. Jacek nie ma wątpliwości, że racja stoi po jego stronie, nie waha się i… zostaje zwiedziony. Pada nie tylko ofiarą filmowego mordercy, ale także swoich wodzowskich skłonności. Kiedy słyszy od komendanta, że chłopcy boją się go, na myśl przychodzą inni przywódcy, których najpierw uwielbiano, a potem budzili przerażenie. Autorytarni, zapatrzeni w siebie, manipulowali innymi, ale też byli podatni na manipulację, szkodził im egotyzmu czy narcyzm.

Innym mankamentem filmu jest niedopracowana intryga kryminalna. Thriller ze zbrodnią w roli koła napędowego to gatunek niezwykle wymagający, zarezerwowany tylko dla najlepszych. Choć sam pomysł wyjściowy jest intrygujący i niestereotypowy, to kolejne zwroty akcji oraz perypetie nie zawsze cechuje precyzja i oryginalność. Od samego początku drażni wątek miłosny (sanitariuszka i jej romans z drużynowym). Nie do końca czujemy się też zwodzeni przez kolejne „twisty” i w rezultacie zaskoczeni rozwojem wypadków. Brakuje solidniejszej psychologicznej motywacji dla uzasadnienia działań bohaterów, łańcuch przyczynowo-skutkowy się rwie, niekiedy drażni banał. Gliński nie jest mistrzem żelaznej logiki mrocznego dreszczowca i zarzucanej przezeń na widza sieci. Nie te aspekty są zresztą najważniejsze. Potrafi jednak budować poczucie grozy czy zasiać w widzach niepokój (także przy pomocy doskonałych zdjęć). Tyle że w tym wypadku zagrożenie niekoniecznie stanowi pokłosie lęku, jaki budzi bezwzględny i nieobliczalny morderca. Jest raczej wynikiem rodzącej się w widzach świadomości tego, że okrucieństwo jest ślepe, a zło zawsze może nas uwieść i nigdy nie wiadomo, kiedy osuniemy się w absurd, pogrążymy w oparach terroru, zgubimy ścieżkę, po której kroczyliśmy, jak się wydawało, ku świetlanej przyszłości oraz w imię wyznawanych wartości.

W jednej z ostatnich, najbardziej enigmatycznych i otwartych na interpretację scen filmu oboźny Jacek stoi z jednym z druhów (jak się okazuje zabójcą) na brzegu jeziora. Chłopcy patrzą przed siebie i Jacek zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że pogubił się w życiu i zabrnął w ślepy zaułek, jednak nie sposób się już wycofać, można tylko dalej brnąć w fikcję i podtrzymywać iluzję, bo kości zostały rzucone.

tytuł: Czuwaj
rodzaj/gatunek: thriller
reżyseria: Robert Gliński
scenariusz: Robert Gliński, Dorota Jankojć-Poddębniak
zdjęcia:
Łukasz Gutt
muzyka: Łukasz Targosz
obsada: Mateusz Więcławek, Magdalena Wieczorek, Michał Włodarczyk, Maciej Musiałowski, Jakub Zając, Zbigniew Zamachowski
produkcja: Polska
rok prod.: 2017
dystrybutor w Polsce: Monolith Films
czas trwania: 90 min
odbiorca: od lat 16 wzwyż

Wróć do wyszukiwania