Człowiek, który zabił Don Kichota (2018)

Reż. Terry Gilliam

Data premiery: 10 sierpnia 2018

Robert Birkholc

Trudno uwierzyć, że ten film w ogóle powstał. Starania Terry’ego Gilliama o to, by zrealizować adaptację Don Kichota trwały blisko 30 lat, a historia projektu sama w sobie stała się legendą. Twórca Przygód barona Munchausena dostrzegł w powieści Miguela de Cervantesa summę swojej twórczości i robił wszystko, by przenieść hiszpański utwór na ekran, jednak na każdym kroku napotykał przeciwności losu. Pierwszą wersję filmu, w której wystąpić miały takie gwiazdy jak Johnny Depp, Jean Rochefort i Vanessa Paradis zaczęto kręcić w 2000 roku, jednak po kilku dniach zdjęciowych w Hiszpanii ekipa musiała przerwać pracę z powodu niedogodności pogodowych i choroby francuskiego aktora. Zmagania twórców z tamtego okresu zostały nawet uwiecznione w dokumencie Zagubiony w La Manchy z 2002 roku, który pokazuje, jak wiele nieoczekiwanych i pechowych sytuacji może zdarzyć się na planie filmowym. Gilliam nie dał jednak za wygraną i systematycznie podejmował kolejne próby zrealizowania adaptacji. W końcu udało się, choć z zupełnie inną obsadą: w Człowieku, który zabił Don Kichota ostatecznie zagrali Adam Driver, Jonathan Pryce i Joana Ribeiro. I tym razem nie obyło się jednak bez nieprzyjemności – reżyser przegrał z producentem sprawę w sądzie o prawa do filmu.

Co ciekawe, Gilliam nie był pierwszym reżyserem, jakiego dotknęła „klątwa” Don Kichota. Podobna idée fixe opanowała Orsona Wellesa, który pracował nad adaptacją od drugiej połowy lat 50. aż do swojej śmierci w 1985 roku. Niestety, wielkiemu reżyserowi nie udało się spełnić marzenia – film nigdy nie został ukończony, a zachowane materiały zmontowano już po śmierci twórcy i wydano na DVD jako Don Kichot według Orsona Wellesa. Sytuacja ta urasta do rangi symbolicznej: Welles i Gilliam, dwaj wielce kreatywni twórcy o nieskrępowanej niczym wyobraźni, podobnie jak bohater Cervantesa boleśnie starli się z realiami. Praca indywidualistów nad wysokobudżetowym, pełnym fantazji dziełem sama w sobie stała się walką z wiatrakami i sprowadziła artystów na ziemię. Warto o tym wspomnieć, ponieważ przejścia Gilliama znalazły swój wyraz w ostatecznej koncepcji filmu, który jest dziełem osobistym, a do pewnego stopnia także autotematycznym.

Zaczyna się bardzo klasycznie, od najbardziej ikonicznej sceny oryginału: Don Kichot atakuje drewniane wiatraki, biorąc je za złowrogich olbrzymów. Po chwili słyszymy jednak słowo „cięcie” i okazuje się, że oglądaliśmy jedynie scenę z planu filmowego. Niepewność co do statusu ontycznego danych scen będzie towarzyszyła nam już do końca filmu: w dziele Gilliama często nie wiadomo, kiedy mamy do czynienia z wyobrażeniami, kiedy z zainscenizowaną przez postaci sytuacją, a kiedy z realnymi wydarzeniami. Głównym bohaterem jest Toby Grisoni (Adam Driver), sławny reżyser filmów reklamowych, który przyjechał do Hiszpanii, by nakręcić materiał nawiązujący do opowieści o Don Kichocie. Podróż do ojczyzny Cervantesa ma dla zblazowanego twórcy wyjątkowe znaczenie: kiedyś, jeszcze jako ambitny student, Toby nakręcił tu czarno-białą adaptację Don Kichota. Przeżywający teraz kryzys twórczy bohater postanawia odnaleźć tutejszych mieszkańców, którzy wystąpili w jego starym filmie. Jak się okazuje, produkcja na trwałe odcisnęła się na ich życiu: filmowa Dulcynea, Angelica (Joana Ribeiro), zboczyła na złą drogę i stała się kochanką okrutnego bogacza, ponieważ nie chciała już żyć w biedzie, a odtwórca głównej roli, podstarzały szewc (Jonathan Pryce), naprawdę uwierzył, że jest Don Kichotem…

Od tego momentu reguły prawdopodobieństwa przestają w filmie Gilliama obowiązywać – Toby zostaje wzięty przez starca za Sancho Pansę i wskutek rozmaitych zbiegów okoliczności musi wziąć udział w szalonych przygodach, zafundowanych przez samozwańczego Don Kichota. Relacja między obydwoma mężczyznami przypomina tę z oryginału Cervantesa: podczas gdy Don Kichot uosabia siłę wyobraźni i odrealnienie, Toby-Sancho – sceptycyzm i zdrowy rozsądek. W pewnej chwili znudzony blichtrem i cynizmem swojego otoczenia reżyser zaczyna jednak ulegać czarowi swojego kompana. Zepsutemu środowisku ludzi z branży filmowej przeciwstawiony zostaje prosty świat rodem z rycerskich eposów, a głównym celem staje się uratowanie upadłej Dulcynei-Angeliki z rąk sadystycznego rosyjskiego oligarchy Aleksieja (Jordi Mollà). Oczywiście, jak na byłego członka grupy Monty Python przystało, Gilliam okrasza opowieść zwariowanym humorem, zderzając święcie wierzącego w swoje wyobrażenia Don Kichota z ironicznym Sancho Pansą.

Choć w Człowieku… mamy do czynienia z baśniowym, czarno-białym światem, to jednak Gilliam nie poprzestaje na banalnym przesłaniu o zbawczej mocy wyobraźni. Kino – współczesne narzędzie produkowania mitów i materializowania fantazji – zostaje przedstawione w sposób zjadliwy i ironiczny. Realizując swój studencki film, Toby bezwzględnie wykorzystał miejscową ludność i rozbudził nadzieje, które są niemożliwe do spełnienia. Same fantazje są zresztą w dziele Gilliama bardzo ambiwalentne: to nie tylko poczciwe wyobrażenia Don Kichota, lecz także cyniczny przemysł rozrywkowy, kontrolowany przez możnych tego świata. W kulminacyjnej scenie filmu Aleksiej inscenizuje w swoim zamku wielkie widowisko – bal kostiumowy, w którym główną atrakcją staje się błędny rycerz, uświadamiający sobie w końcu, że stał się obiektem kpin. Fantazje są piękne – zdaje się mówić Gilliam, być może nauczony swoimi wieloletnimi potyczkami z Don Kichotem – ale zawsze w pewnym momencie rozbijają się o rzeczywistość, dlatego warto zachować zdrowy rozsądek Sancho Pansy. Z jednej strony film jest wielkim wybuchem niczym nieskrępowanej wyobraźni, z drugiej – dziełem każącym dystansować się widzowi do tego, co widzi, obnażającym iluzję przedstawianych wydarzeń.

Może się wydawać, że reżyser, wzywając do racjonalnego spojrzenia, sam daje się bez reszty ponieść swojej fantazji – Człowiek… to film przeładowany efektami, niezdyscyplinowany, niedający widzowi chwili wytchnienia. Właśnie te sprzeczności są chyba jednak najciekawsze w obrazie Gilliama. Człowiek… może stanowić atrakcyjny materiał dla uczniów, ponieważ jest filmem pełnym akcji, dowcipnym, przeznaczonym zarówno dla młodszych, jak i starszych widzów. W szkole warto porównać film z powieścią i zastanowić się, jakie wciąż aktualne wątki wydobył z oryginału Gilliam. Jak zinterpretować słowa reżysera, że czuje się zarówno Don Kichotem i Sancho Pansą? Jakie znaczenie ma tytuł adaptacji? Czy kształtujące wyobraźnię kino odgrywa współcześnie taką rolę, jaką niegdyś odgrywały eposy rycerskie? Człowiek… może stać się także punktem wyjścia do opowiedzenia o problemach, z jakimi muszą borykać się twórcy podczas kręcenia filmu – materiałem uzupełniającym mogą być fragmenty dokumentu Zagubiony w La Manchy. Nawet jeśli długo oczekiwany obraz Gilliama jest nieco rozczarowujący, ponieważ wywołuje wrażenie przesytu i męczy nadmiarem atrakcji, to jednak w bardzo interesujący sposób koresponduje nie tylko z oryginałem Cervantesa, ale też z całą historią produkcji dzieła, dlatego z pewnością warto go zobaczyć.

tytuł: Człowiek, który zabił Don Kichota
tytuł oryginalny: The Man Who Killed Don Quixote
rodzaj/gatunek: science fiction, przygodowy
reżyseria: Terry Gilliam
scenariusz: Terry Gilliam, Tony Grisoni
zdjęcia: Nicola Pecorini
muzyka: Roque Baños
obsada: Adam Driver, Jonathan Pryce, Stellan Skarsgård, Olga Kurylenko
produkcja: Hiszpania, Portugalia, Wielka Brytania
rok prod.: 2018
dystrybutor w Polsce: Gutek Film
czas trwania: 132 min
odbiorca: od lat 16 wzwyż

Wróć do wyszukiwania