Czerwony żółw (2016)

Reż. Michael Dudok de Wit

Dominik Wierski

Animowany Czerwony żółw to koprodukcja francusko-belgijsko-japońska, ale trudno pominąć fakt, że decydujący wpływ na artystyczną stronę filmu wywarł zwłaszcza jeden z koproducentów – Studio Ghibli. Założone w 1985 roku przez Hayao Miyazakiego, Isao Takahatę i Toshio Suzukiego, dla wielu widzów na całym świecie jest esencją japońskiego anime (choć zjawisko to jest dużo bardziej różnorodne i rozległe). Dzieła stworzone w studiu charakteryzują się rozpoznawalną estetyką i żywiołowym sposobem ukazywania emocji, a w ich fabułach istotną funkcję pełnią nierzadko tajemnice i elementy nadprzyrodzone. Zawsze przy tym widoczny jest autorski rys definiujący style poszczególnych twórców, przejawiający się choćby w doborze tematu czy też specyfice rysunku. Filmowcy z kręgu Ghibli w różnym stopniu czerpią z dziedzictwa kultury japońskiej, ale bardzo często inspirują się także tekstami i gatunkami zachodnimi. Historię studia, jeszcze przed jego formalnym powstaniem, zapoczątkowała Nausicaä z Doliny Wiatru, a innymi słynnymi zrealizowanymi tam filmami są m.in. Laputa – podniebny zamek, wręcz przeszywający widza emocjami Grobowiec świetlików, Księżniczka Mononoke, Ruchomy zamek Hauru, Spirited Away. W krainie Bogów czy Opowieści z Ziemiomorza. Reżyserami w Ghibli byli dotąd wyłącznie japońscy mistrzowie animacji – Czerwony żółw to pierwsza pełnometrażowa produkcja studia zrealizowana przez Europejczyka. Michael Dudok de Wit jest holenderskim reżyserem, nagrodzonym w 2001 roku Oscarem w kategorii najlepszy krótkometrażowy film animowany za Ojca i córkę. To prawdziwy obywatel świata – studiował w Genewie, dyplom obronił na University for the Creative Arts w Anglii, przez pewien czas pracował w Barcelonie, a obecnie mieszka i tworzy głównie w Londynie. Dudok de Wit miał decydujący głos w ustalaniu kształtu filmu, a jego idee zostały przełożone na ruchome obrazy przez animatorów z francuskiego studia w Angoulême. Czerwony żółw to zatem pewne novum w dziejach Ghibli, jednakże łączność z korzeniami i tradycją została oczywiście zachowana – wspomniani Suzuki i Takahata są producentami filmu.

Rekomendując lekturę tej nagrodzonej w Cannes i nominowanej do Oscara animacji lepiej uważać, aby nie zdradzić zbyt wiele. Warto wszakże zasygnalizować, że w Czerwonym żółwiu nie pada ani jedno słowo, zaś fabuła rozwija się nieśpiesznie, ale od pierwszych minut angażuje widza i czyni to z niesłabnącą siłą aż do końca seansu. Punktem wyjścia dla opowiadanej historii jest dramatyczny sztorm, z którego ocaleje samotny rozbitek. Przez cały czas pozostanie enigmatyczny, bez imienia, języka, narodowości. Niczym – to oczywisty trop – Robinson Crusoe trafia na bezludną wyspę, która urzeknie go rajskim krajobrazem, ale długo jawić mu się będzie jako więzienie. Dlatego też zacznie podejmować próby ucieczki. I spotka tytułowego bohatera filmu.

W Czerwonym żółwiu uwagę przykuwa wielość inspiracji i kulturowych nawiązań, z których udało się stworzyć integralną całość. Już pierwsza scena filmu w dynamiczny, ale harmonijny sposób łączy zaczerpnięty z literatury europejskiego oświecenia motyw samotnego rozbitka z ikonografią odsyłającą wprost do dziewiętnastowiecznego drzeworytu Hokusaia przedstawiającego wielką falę w Kanagawie. Zachód spotyka się ze Wschodem, a inspiracje mają różnorodne źródła, jak choćby w jednym z najsłynniejszych dzieł Ghibli, czyli Lapucie – podniebnym zamku Miyazakiego. Film ten czerpał zarówno z Przygód Guliwera Jonathana Swifta, Biblii, twórczości zafascynowanego Japonią Irlandczyka Lafcadio Hearna, klasyków literatury podróżniczo-przygodowej, jak też tematyki całkiem współczesnej.

Jednym z głównych tematów Czerwonego żółwia jest namysł nad relacją człowieka i natury w jej najczystszej postaci. Również w tym przypadku połączenie tradycji Wschodu i Zachodu jest bardzo widoczne. Z jednej strony bowiem film odwołuje się do koncepcji bliskiej filozofii shintō, w której siły natury obdarzone są boskimi cechami, a drzewa w metaforyczny sposób łączą człowieka z przyrodą i przeszłość z teraźniejszością. Z drugiej zaś – nawiązuje do oświeceniowej koncepcji społecznej natury człowieka, pytając o jego miejsce we wszechświecie i sens relacji z innymi ludźmi.

Kim natomiast jest tytułowy bohater filmu i dlaczego to akurat jemu twórcy przypisali tak istotną rolę? Bez wątpienia żółw konotuje sobą zespół konkretnych cech, takich jak długowieczność, mądrość, szacunek, majestatyczność, spokój. Przede wszystkim jednak pozostaje tajemnicą, na której opiera się właściwie cały film i która skłania widza do poczynienia własnych interpretacji. W początkowych partiach obrazu Dudoka de Wita, w których człowiek usilnie pragnie wydostać się z wyspy, czerwony żółw – długo niewidoczny, niczym w najlepszych wzorcach kina grozy – kilkakrotnie niszczy tratwy, zmuszając bohatera do powrotu na plażę. Uniemożliwia w ten sposób ucieczkę z osamotnienia i powrót do cywilizacji. Przynajmniej tak odbiera to człowiek. Czy jednak tratwa z bambusa, choćby bardzo solidna i dobrze wyważona, byłaby dostateczną ochroną przed potężnym oceanem? A może na wyspie człowiek będzie w stanie odnaleźć to, za czym bez satysfakcjonującego rezultatu goniłby w cywilizowanym świecie? Być może więc żółw nie tyle niszczy, co chroni. Bohater na wyspie ma przecież żywność, wodę, ciepło. Brakuje mu jednak towarzystwa, uczuć i – jeśli rozpatrywać go w kategoriach symbolu całej ludzkości – możliwości przetrwania gatunku. Po pewnym czasie żółw przybywa zatem na wyspę i powoli wchodzi na plażę. To już jednak ten moment opowieści, w którym należy uważać, by nie powiedzieć za dużo.

Twórcy Czerwonego żółwia charakterystyczną kreską budują zapadający w pamięć obraz natury. Odpowiednie operowanie perspektywą, kolorem, światłem i cieniem pozwalają ukazać jej piękno, ale też grozę. Od zderzenia z potęgą żywiołu film się przecież zaczyna, jedną z kulminacji jest zaś pomysłowo wykreowana scena tsunami. Wielkie wrażenie robią też dwie symetrycznie rozmieszczone w strukturze filmu sceny, w których radosna eksploracja zachwycającego skalistego nabrzeża kończy się nagłym upadkiem w przepaść i uwięzieniem w grocie. Majestatyczność krajobrazu doskonale współgra w nich ze szczególnego rodzaju fabularnym napięciem. W świecie fauny natomiast obowiązują dość surowe prawa. Co jakiś czas na ekranie pojawia się scena chwytania słabszego osobnika przez silniejszego. Śmierci jest zresztą na ekranie dość dużo, ponieważ przez cały czas toczy się walka o przetrwanie. Tyle tylko, że w przypadku zwierząt jest ona uzasadniona, wpisana w rytm i prawidła natury oraz instynktowne pragnienie przetrwania. Zwierzęta nie zabijają dla przyjemności czy zemsty. Sprawcą jedynego aktu takiej wynaturzonej przemocy jest w Czerwonym żółwiu człowiek. Jego czyn szokuje i oburza. W końcu przychodzi opamiętanie, któremu towarzyszą wyrzuty sumienia, spóźnione próby ratowania sytuacji i cofnięcia czegoś, co jest już nieodwracalne. Człowiek zaczyna rozumieć, jaką krzywdę wyrządził naturze, kiedy zniszczył jeden z jej pięknych okazów. Dokonujący się tu przedziwny zwrot otwiera jednak nowy rozdział opowieści.

Nieoczywistą sferę Czerwonego żółwia stanowi przenikanie się jawy i snu. Warto zwrócić uwagę na znakomicie wykreowane sekwencje oniryczne, które nie tylko zaskakują widza nagłymi zmianami perspektywy opowiadania, ale też zdają się idealnie odzwierciedlać charakter sennych doznań, znanych zapewne wielu widzom. Jednym z koszmarów jest przecież niemożność szybkiego poruszania się we śnie, uporczywe zmaganie ze zbyt silną grawitacją. Jaką ulgę przynosi wówczas możliwość odbicia się od ziemi i niespodziewane odnalezienie w sobie umiejętności latania.

O pewnej ekstrawagancji Czerwonego żółwia decyduje wspomniany już całkowity brak słów. Wprawdzie w pierwotnej wersji scenariusza dialogi miały pojawiać się w kilku najważniejszych momentach, to jednak ostatecznie twórcy z nich zrezygnowali. Nie były bowiem potrzebne w historii, w której obrazy przemawiają z taką siłą i pozostają tak klarowne. Niezbędna za to okazała się współtworząca niezwykłość Czerwonego żółwia muzyka autorstwa Laurenta Pereza. Dudok de Wit wykorzystuje ją oszczędnie, nie waha się wszakże dopełnić za jej pomocą momentów szczególnie podniosłych bądź dramatycznych. Muzyka skomponowana przez francuskiego kompozytora świetnie koresponduje z obrazem, jakby dodając do niego kolejnych barw i emocji. Nigdy nie jest jednak inwazyjna czy nadmiernie patetyczna. A warto nadmienić, że choć najnowsza produkcja Studia Ghibli bywa podniosła, to nie jest pozbawiona humoru. Dostarczają go choćby kraby, żarłoczne, ale przy tym zabawne i towarzyskie, przez pewien czas nieodstępujące bohatera na krok i chcące nawet wypłynąć z nim tratwą na ocean. „Show” kradnie jednak ktoś inny, zwłaszcza w pierwszych minutach od swego pojawienia się na ekranie, mniej więcej w połowie projekcji. Kto obejrzy film, ten bez trudu domyśli się, o kogo chodzi.

Czerwony żółw to film, który odczytać można zarówno jako filozoficzną przypowieść o miejscu zajmowanym przez człowieka w świecie, jak i piękną w swej prostocie historię o miłości i cyklu życia. Trud samotności, zachwyt nad pięknem, potrzeba odkrywania świata – te tematy się nie zestarzeją, a obraz Dudoka de Wita stanowi dowód na to, że wciąż można opowiadać o nich na nowe sposoby. Być może dla niektórych widzów Czerwony żółw będzie na początku próbą cierpliwości, jednakże wystarczy tylko spróbować dać się ponieść rytmowi opowieści, by śledzić ją już bez oporów. Najnowszą animację ze Studia Ghibli można polecić zarówno dorosłym widzom, jak i uczniom, począwszy od starszych klas szkół podstawowych. W pracy dydaktycznej film będzie użyteczny na kilku rodzajach zajęć. Na lekcjach języka polskiego Czerwony żółw posłużyć może jako wdzięczny materiał do odnajdywania symboli oraz motywów literackich i kulturowych, oczywiście także w kontekście Robinsona Crusoe i ponownej refleksji nad pytaniami, jakie stawiał Daniel Defoe. Film Dudoka de Wita to ciekawa alternatywa dla zachowawczych adaptacji powieści angielskiego pisarza. Czerwonego żółwia da się też doskonale odnieść do motywu metamorfozy, obecnego już w literaturze starożytności. W szkołach, w których prowadzone są zajęcia z filozofii w zakresie uzupełniającym lub rozszerzonym, animacja może zostać wykorzystana jako tekst pozafilozoficzny poddany filozoficznej analizie i interpretacji, zwłaszcza w kontekście wspomnianych odwołań do tradycji japońskiej i europejskiej. Wreszcie też, Czerwony żółw to ciekawy temat do rozmów z uczniami, którzy wykazują ponadprzeciętne zainteresowanie kinem. Może być wówczas punktem wyjścia do przybliżenia japońskiego filmu animowanego, który ma wprawdzie rzesze oddanych fanów, to jednak dla „niewtajemniczonych” pozostaje niedostępną egzotyką. W kontekście polskiej dystrybucji interesujący jest natomiast fakt, iż film Dudoka de Wita trafia na nasze ekrany wybrany przez samych widzów uczestniczących w przedsięwzięciu Scope100. To ciekawa nisza w ogólnokrajowym przemyśle dystrybucji, zorientowana na kino autorskie, ambitne, odległe od homogenicznej oferty wielkich sieci kin. A przede wszystkim – świetna rekomendacja dla innych widzów.

tytuł: „Czerwony żółw”
gatunek: animacja
reżyseria: Michael Dudok de Wit
scenariusz: Michael Dudok de Wit, Pascale Ferran
muzyka: Laurent Perez Del Mar
produkcja: Belgia/Francja/Japonia
rok prod.: 2016
dystrybutor w Polsce: Gutek Film
czas trwania: 80 min.
Wróć do wyszukiwania