Chłopiec z burzy (2019)

Reż. Shawn Seet

Data premiery: 18 stycznia 2019

Grzegorz Nadgrodkiewicz

W gatunkowej domenie kina familijnego nieczęsto zdarzają się filmy, które – podobnie jak Chłopiec z burzy – dotyczą spraw mogących zająć i poruszyć zarówno widzów kilku- czy kilkunastoletnich, jak i tych całkiem już dorosłych. Produkcja Shawna Seeta jest wprawdzie adresowana do młodego odbiorcy, ale i ten dojrzalszy nie wyjdzie z kina zawiedziony, szczególnie wziąwszy pod uwagę wizualną elegancję tego filmu. Jest to adaptacja niezwykle popularnej w Australii opowieści Colina Thiele pod tym samym tytułem (wydanej w połowie lat sześćdziesiątych), która swej pierwszej wersji filmowej doczekała się w roku 1976. Film Seeta nie jest jednak remakiem tej pierwszej ekranizacji w ścisłym sensie, bowiem reżyser zdecydował się na pewne zmiany względem oryginału literackiego, zachowując jednak jego zasadniczą linię fabularną i grono najważniejszych bohaterów.

Tytułowy „chłopiec z burzy” to kilkuletni Michael, który mieszka wraz z ojcem w lichej chatce nad brzegiem oceanu, u południowych wybrzeży Australii. Ojciec chłopaka, Tom, zdecydował się na zamieszkanie poza cywilizacją po dramatycznych wydarzeniach z przeszłości, które zostają nam wyjawione w toku akcji. Tom, nazywany odludkiem, jest rybakiem, żyje spokojnie wśród dzikiej, nadmorskiej przyrody i taki też niespieszny rytm życia przyswaja sobie jego syn. Chłopak uwielbia długie samotne wędrówki wzdłuż plaży i po okolicznych wydmach. Pewnego dnia, podczas jednej z eskapad, poznaje Billa – aborygeńskiego samotnika, który również osiedlił się w okolicy. Wkrótce obaj stają się świadkami myśliwskiego barbarzyństwa, którego ofiarami padają liczne pelikany gniazdujące pośród traw. Gdy Michael odkrywa, że jedna z zestrzelonych samic osierociła troje piskląt, postanawia się nimi zaopiekować. Z pomocą Billa przygarnia je, po raz pierwszy karmi, a potem za zgodą ojca bierze na wychowanie. Podejmując się tego odpowiedzialnego zadania, nawet nie przeczuwa, jak ta decyzja zdeterminuje jego późniejsze losy. Nie spodziewa się również, że jego największym przyjacielem zostanie niejaki Pan Percival.

Wydarzenie te są jednak w sensie chronologicznym uprzednie wobec fabularnej ramy filmu. Tę zaś stanowi powrót dojrzałego już Michaela (w tej roli kapitalny Geoffrey Rush) w rodzinne strony, jego spotkanie z nastoletnią wnuczką Madeline i przekazanie jej wyjątkowego, niematerialnego testamentu. Przesłanie literackiego pierwowzoru autorstwa Colina Thiele zostało nie tylko w całości odzwierciedlone w filmie Seeta, ale także wzbogacone właśnie dzięki wprowadzeniu postaci Madeline, co pozwoliło filmowcom uwiarygodnić dwa najistotniejsze przekazy filmu ­– ten dotyczący poruszającej przyjaźni chłopca z pelikanem oraz ten odnoszący się do „ekologicznego” wymiaru całej opowieści. Wydaje się, że największą zaletą tego filmu jest bowiem właśnie jego idąca dwutorowo komunikatywność. W warstwie opowieści, która obejmuje perypetie małego Michaela i trzech dorastających pelikanów, Chłopiec z burzy najłatwiej przemówi do wrażliwości i emocjonalności widzów kilkuletnich. Zaś zawiłości relacji między Madeline a jej ojcem i – by tak to ująć – polityczny wątek tego filmu, wiążący się z nieuchronnym głosowaniem dojrzałego Michaela podczas posiedzenia rady nadzorczej, z pewnością poruszy odbiorców nastoletnich, zwłaszcza tych, którzy są już świadomi pewnych mechanizmów rządzących światem i decyzjami dorosłych.

W swej adaptacji Seet odwołał się oczywiście do pewnych sprawdzonych chwytów „retorycznych”, które pozwoliły mu wynieść opowieść na tony wysokiej emocjonalności. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że film nie jest tkliwą opowiastką sięgającą po gorący dziś temat „ekologiczny” i żerującą na zawsze poruszającym schemacie przyjaźni dzieci ze zwierzakami. Jeśli jako widzowie doświadczymy podczas seansu wzruszenia, to jest ono efektem przemyślanej taktyki reżysera, który nie ucieka się do bezmyślnego sentymentalizowania scen śmierci czy rozstań, ale ukazuje je jako pewną uzasadnioną konieczność, a także jako nieodłączny element naszego życia. Odpowiedzialne czyny i dojrzałe zachowania „chłopca z burzy” okazują się echem postaw, które dostrzegł u bliskich mu osób. Dojmujące jest również to, że echo tych zachowań i czynów powraca już w późnej dorosłości, choć finał takiego powrotu bywa gorzki. Dojrzały już Michael przekonuje się o tym u kresu swego życia, nie bez żalu, że zaniedbał pewne aspekty swej realcji z ojcem.

Można byłoby uznać, że zachęcający do tego rodzaju refleksji film Shawna Seeta jest w swej wzniosłej tematyce zbyt nachalny, gdyby nie tonująca tę wzniosłość strona wizualna. Chłopiec z burzy jest utrzymany w kolorystyce zgaszonego błękitu, „sztormowej” zieleni i piasku, co sprawia wrażenie, że emocje doświadczane przez bohaterów są niejako łagodzone dzikością australijskiego wybrzeża. Ewidentny zachwyt reżysera nad tamtejszą przyrodą nie prowadzi go jednak do nadmiernego estetyzowania ujęć i popadania w chwytliwą „ikoniczność”. Seet umiejętnie dozuje nawet zawsze atrakcyjne ujęcia z lotu ptaka, które w filmie o takiej, a nie innej tematyce mają szczególne uzasadnienie. W efekcie rodzi się zharmonizowana całość wizualna, dodatkowo wzbogacona nienatrętną, skromnie zorkiestrowaną muzyką ilustracyjną.

Wydaje się, że w dobie mody na tak zwaną tematykę ekologiczną, rozsądzającą racje i osądzającą (by nie powiedzieć: oskarżycielską) z politycznego punktu widzenia „zielonych”, ponowna adaptacja Chłopca z burzy mogła stać się nieznośną agitką. Na szczęście Shawn Seet do problemu zachowania dziedzictwa aborygenów i uszanowania tamtejszej przyrody podszedł z delikatnością. Prawdopodobnie z szacunku dla oryginału literackiego nie pozwolił, by temat ewidentnie dziś upolityczniany okazał się ważniejszy niż kwestie w sumie ponadczasowe – przyjaźń, pielęgnowanie realcji rodzinnych, dbałość o przyrodę i ochrona dziedzictwa niematerialnego. Być może stało się tak również ze względu na właściwą temu obrazowi perspektywę australijską (tam przecież rozgrywa się akcja i stamtąd pochodzą bohaterowie oraz twórcy filmu), zupełnie przecież odmienną od zachodnioeuropejskiej, gdzie podobne kwestie przepuszcza się dziś przez filtry poprawności politycznej i doraźnej przydatności w dyskursie publicznym.

Chłopiec z burzy obronił się przed tymi skazami, pozostając opowieścią czystą i elegancką. Również jako taka opowieść będzie doskonałym materiałem do dyskusji na temat odpowiedzialnych zachowań kilkulatków, którzy zaprzyjaźniają się ze zwierzętami, czy dylematów nastolatków, którzy bywają bezradni i zagubieni w tak zwanym dialogu międzypokoleniowym, ale czasem też zbyt buńczuczni, gdy przychodzi do racjonalnej oceny zagrożeń cywilizacyjnych. Współpracujący z dystrybutorem filmu portal Kinoklasa.pl przygotował zestaw materiałów pomocniczych dla nauczycieli[1]. W rozmowach po seansie z pewnością warto z nich skorzystać, zwłaszcza że fachowo rozgraniczono tam wątki atrakcyjne dla klas 4-6 i te silniej przemawiające do uczniów klas 7-8, co sygnalizowałem wyżej jako interesującą w tym filmie dwutorową komunikatywność.

[1] „Chłopiec z burzy”. Materiały pomocnicze dla nauczycieli, oprac. Marcin Siuchno, Totemownia.pl, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Warszawa 2018, http://www.kinoklasa.pl/Chlopiec_z_burzy_materialy_dla_nauczycieli.pdf (dostęp: 8.01.2019).

tytuł: Chłopiec z burzy
tytuł oryginalny: Storm Boy
rodzaj/gatunek: familijny, przygodowy
reżyseria: Shawn Seet
scenariusz: Justin Monjo (na podstawie noweli Colina Thiele pod tym samym tytułem)
zdjęcia: Bruce Young
muzyka: Alan John
obsada: Geoffrey Rush, Jai Courtney, Finn Little, Trevor Jamieson, Morgana Davies, Erik Thomson
produkcja: Australia
rok prod.: 2019
dystrybutor w Polsce: Monolith Films
czas trwania: 99 min
odbiorca/etap edukacji: od lat 7/wczesnoszkolna (1-3), podstawowa (4-6), podstawowa (7-8), ponadpodstawowa

Wróć do wyszukiwania