Blade Runner (2049)

Piotr Sitarski

Blade Runner (Łowca androidów), film w reżyserii Ridleya Scotta, miał premierę w roku 1982 i okazał się porażką kasową; nie zdobył też początkowo uznania u krytyków. Ponura ekranizacja powieści Philipa K. Dicka odbiegała od radosnego nastroju ówczesnej filmowej fantastyki, którego ideałem był Spielbergowski E.T. Uznanie dla filmu Scotta rosło jednak szybko; najpierw wśród miłośników fantastyki naukowej, a potem także w środowiskach filmowym i akademickim. Przez dziesięciolecia Łowca androidów obrósł w tysiące internetowych dyskusji oraz tomy analiz i interpretacji. Większość filmów science fiction prędko się starzeje, a zarówno ich styl, jak i problematyka śmieszy lub wzrusza, natomiast Blade Runner dojrzewał coraz intensywniej, oglądany i wychwalany przez kolejne pokolenia widzów.

Kontynuatorzy stanęli więc przed wyjątkowo trudnym zadaniem, mierząc się nie tylko z oryginałem, ale i z jego obecnością w kulturze. W rezultacie musiał powstać film skierowany przede wszystkim do tych, którzy znają arcydzieło sprzed 35 lat. Pozostałym widzom (zapewne nielicznym) umknie wiele aluzji i cytatów. Inaczej niż najsłynniejsze kontynuacje dawnych przebojów kinowych – jak cykl Gwiezdnych wojen albo opowieści o Batmanie – Blade Runner 2049 jest przeznaczony przede wszystkim dla widzów dorosłych. Nie ze względu na drastyczność, ale z uwagi na to, że młodszym nastolatkom, zachwycający się świetlnymi mieczami i humorem superbohaterów, będzie po prostu trudno zrozumieć skomplikowaną warstwę ideową filmu.

Reżyserem Blade Runnera 2049 jest Kanadyjczyk Denis Villeneuve, ale jego producentem – i duchem sprawczym – jest Ridley Scott. Pytanie o autorstwo filmu jest w tym wypadku wyjątkowo zasadne. Choć reżyserowi nie sposób odmówić talentu, Łowca androidów i jego kontynuacja są ze sobą tak ściśle splecione, że twórczy udział Scotta jest oczywisty.

Blade Runner 2049 jest przede wszystkim filmem olśniewającym wizualnie. Podczas gdy współczesne kino, zwłaszcza wysokobudżetowe, zmierza na ogół w stronę hiperrealizmu, za pomocą efektów komputerowych próbując wiarygodnie przedstawić fantastyczne sytuacje, film Villeneuve’a i Scotta jest świadomie przetworzony wizualnie w takim stopniu, że traci odniesienia do świata, który znamy, a staje się samodzielną konstrukcją scenograficzną, nierzeczywistą, halucynacyjną i choć ponurą, to jednocześnie przepiękną. Pod tym względem film nawiązuje do pierwowzoru Scotta z roku 1982, rozwijając i wzbogacając zawarte tam pomysły. Najważniejszym z nich jest brak spójności czasowej – nie w samej akcji, ale w rekwizytach, kostiumach i dekoracjach, wyrwanych z różnych epok. Nominalnie akcja filmu dzieje się w roku 2049 i taką futurystyczną wizję potwierdza wystrój niektórych wnętrz i budynków. Inne jednak zaskakują anachronicznością. Na przykład pomieszczenia farmy, w której rozpoczyna się akcja filmu, wyglądają jak przeniesione z lat osiemdziesiątych XX wieku, w dodatku napisy cyrylicą na budynkach gospodarczych nadają całości zaskakujący, sowiecko-kołchozowy wygląd. Podobnie niespójne są kostiumy bohaterów: czasem fantastycznie przyszłościowe, czasem wyraźnie archaiczne. Z kolei niektóre rekwizyty sprawiają wrażenie pożyczonych z jakiejś alternatywnej, steam-punkowej rzeczywistości, jak szafa grająca zaprojektowana w stylu lat pięćdziesiątych, ale odtwarzająca hologramy. Te anachronizmy nie są oczywiście błędem, ale świadomą strategią; w jej efekcie widz nie może wykluczyć, że ogląda na ekranie nie tyle wizję przyszłości, ile senną wizję którejś z postaci – lub być może koszmar, który zbiorowo śni nasza cywilizacja.

Skupienie się na stronie wizualnej sprawia, że Blade Runner 2049 nie jest – jak można by oczekiwać – filmem akcji. Duża ilość komputerowych efektów specjalnych wymusza dziś w kinie szybki montaż, który skrywa niedostatki cyfrowych obrazów, ale stymuluje dynamikę wydarzeń na ekranie. Tymczasem film Villeneuve’a i Scotta operuje głównie dekoracjami i światłem, co spowalnia montaż i sprzyja wsłuchiwaniu się w dialogi i kontemplacji zawartych w filmie idei.

Tak jak jego poprzednik, Blade Runner 2049 rozwija wątki, które co prawda literatura fantastycznonaukowa podejmuje od dawna, ale rzadko w tak przekonującej filozoficznie i niepokojącej egzystencjalnie postaci. Główny problem obu filmów to możliwe człowieczeństwo wytwarzanych przemysłowo replikantów – sztucznych ludzi. Powieść Philipa K. Dicka, a za nią oba filmy, zwracają jednak uwagę, że człowieczeństwo robotów to nie abstrakcyjny, filozoficzny problem samoświadomości czy wolnej woli, ale przede wszystkim egzystencjalne pytanie, co oznacza bycie człowiekiem. Film konfrontuje przy tym widzów z niewygodną – bo niepokojąco prawdziwą – wizją świata, w którym replikanci stają się bardziej ludzcy od ludzi. W filmie z roku 1982 o człowieczeństwie przesądzała zdolność do poświęcenia, Blade Runner 2049 wskazuje także na zdolność do stwarzania nowego życia, która jest czymś więcej niż prostą reprodukcją, wymaga bowiem ofiary i łaski. Jest – jak wprost to ujmuje jeden z bohaterów – cudem.

Film zadaje też zaczerpnięte z tradycji cyberpunkowej pytanie o możliwość istnienia świadomości bez materialnej podstawy, wyłącznie w formie programu komputerowego. Rozwija ten problem w zagadnienie egzystencjalne, wskazując, że dopiero materialność, nawet w znikomej postaci pilota zdalnego sterowania, przynosi ze sobą nieuchronność i przypadkowość ostatecznego unicestwienia, czyli horyzont śmierci, który nadaje sens życiu.

To jednak tylko kilka z możliwych odczytań Blade Runnera 2049. Film ten bowiem, podobnie jak jego poprzednik, a być może nawet bardziej, opiera się na symboliczności. Trudno właściwie znaleźć w nim fragment, który nie byłby nasycony symbolami i alegoriami. Czasem odwołują się one do mniej lub bardziej banalnych doświadczeń codziennych, jak pojazd (zwany spinnerem) marki Peugeot, którym porusza się główny bohater, czy przeniesiony z poprzedniego filmu gigantyczny neon ATARI – firmy, która w latach osiemdziesiątych wydawała się wcieleniem wspaniałego rozwoju techniki, a dziś wegetuje na obrzeżach nowoczesności. Czasem symbolizm sięga do najważniejszych i najbardziej nośnych motywów naszej kultury, jak ślepota właściciela korporacji wytwarzającej replikantów, Niandera Wallace’a. Jest on zarazem prorokiem przyszłości, jak i – skoro niewidzące oczy są zaprzeczeniem boskiego spojrzenia – demonicznym wcieleniem zła. Ponieważ zaś Wallace ogląda świat dzięki mechanicznym dronom, nasuwa to pytania o etyczne znaczenie techniki. Tego rodzaju interpretacje można mnożyć, ponieważ Blade Runner 2049 jest skonstruowany w sposób, który zachęca do rozmaitych odczytań i wyjaśnień. Nie zawsze układają się one w spójną całość, ale na tym też polega przyjemność interpretowania – nie wszystko da się prosto wyjaśnić, a wieloznaczności zaowocują zapewne kolejnymi sporami wśród fanów, krytyków i badaczy.